18 września 2015

Gen francuskiego loka

Czy internetowe siostry są wersalskimi księżniczkami?


            Wrześniowego dnia Anno Domini 2015 zajrzałam na blog Aisab. Nikt mi nie polecał tej strony ani nie rekomendował blogerki. Nie był to także rezultat buszowania po Internecie, ponieważ na ogół tego nie czynię. Odwiedzam zwykle znane mi od dawna stronki i osoby. Tego dnia jednak, jakaś siła wyższa skierowała mnie w to - a nie inne - jedyne i nieznane mi miejsce:  http://ocalic-od--zapomnienia.blog.pl/

Patrzę... i... widzę siebie na zdjęciu.





Natychmiast wyciągam wiekowe albumy z szafy, odszukuję swoje fotografie z lat siedemdziesiątych i porównuję. Nie, to nie ja! Wskazują na to drobne szczegóły, a przede wszystkim długość francuskich loków.



Na szybko - ze zdjęcia Aisab i swojego - robię kolaż porównawczy i z wypiekami na policzkach, biegnę poinformować odnalezioną "siostrę" o swoim niebywałym odkryciu.

Gdy zobaczyłam Twoje zdjęcie w ramce na blogu, na pierwszy rzut oka pomyślałam, że to ja.  Zaczęłam więc szukać swojego zdjęcia w starym albumie aby porównać.

Aisab: Niesamowite; tylko mała poprawka> moje zdjęcie zrobione gdy miałam dokładnie 22 lata, teraz już tak nie wyglądam   a może jesteś moją krewną, tylko nic o tym nie wiemy ???

Bet: Muszę się tu wtrącić bo to niesamowite. Takie podobieństwo? To nie może być przypadek. Szukajcie wspólnych przodków:))
Obie jesteście piękne, aż zazdroszczę.

Aisab: /.../  Tylko szczerze mówiąc nie wiem gdzie szukać tych wspólnych przodków??? Od strony śp. Mamy czy może śp. Taty??? Sama jestem bardzo zaskoczona podobieństwem;  przecież nawet sukienka podobna, fryzura podobna;  Ela ma podobny kwiatek wpięty we włosy, a ja na piersi; no i ten bukiet identyczny – goździków.  Sama nie wiem, co o tym podobieństwie myśleć.  /.../

alElla: I ja nie wiem, gdzie tych przodków szukać, buuu…
Ten wspólny przodek niesprawiedliwie obdzielił francuskimi lokami. Tobie,  Aisab, dał więcej i dłuższe, buuu…

Aisab: Eli> loków mamy chyba podobną ilość, wprawdzie u mnie dłuższe włosy /dłużej rosły/, ale z tego wnioskuję, że jestem starsza.  Chcesz mieć starszą siostrę? Młodszej, rodzonej siostruni nie mam, tylko starsze, więc… ???

alElla: Takie objaśnienie kwestii loków mi odpowiada,  bo inaczej byłabym o te loki  zazdrosna, o!  Niechaj więc będzie, że jeszcze nie dorosły do Twoich.   
Chcę! Chcę! Pewnie, że chcę być młodsza. Cmok, cmok Siostrzyczko.

Aisab: ELI> no to pełna zgoda, będę robić za starszą siostrę… cha, cha… Nawet nie wiesz jaka radocha??? A wiesz dlaczego? Moje starsze siostry wszystkie mnie na każdym kroku pouczały, karciły i umoralniały, musiałam się ich słuchać   a ja biedna nie miałam kogo; teraz już mam. 

Bet: A kolory sukienek jakie były? Bo fason identyczny, może były kupione w tym samym sklepie? Zresztą wybór konfekcji gotowej nie był za bogaty w tamtych czasach więc to żaden trop… Ale może miejscowości,  region kraju - no, od czegoś trzeba zacząć! Do dzieła, kobiety!

alElla: Moja sukienka była szyta na miarę, więc sklepy z konfekcją gotową to faktycznie żaden trop.

Aisab: Moja sukienka była też szyta na miarę. W sklepach bym nie kupiła, gdyż nie tylko wybór slaby ale też byłam wtedy „szczuplutka”, nie to co teraz. 
Region kraju, miejscowość - to także odpada; przecież do tej pory nie bardzo wiedziałam gdzie leży Chełm. Nigdy w tamte strony nie jeździłam.
Zatem to czysty przypadek, a może zrządzenie Opatrzności??? Goździki chyba były wtedy popularnymi kwiatami.  /.../

Oto kolor sukienki z czarno-białej fotografii. 
Zachowałam tylko elementy ręcznie haftowane 
nitkami wyciąganymi z jedwabnych tasiemek.


       Po nitce /DNA/ dochodzę do kłębka,  że mamy wspólnego przodka we Francji. Może króla, który - w ramach rozsiewania po świecie swojego nasienia - przekazał nam gen francuskiego loka?

O wersalskich manierach,  jak sposób noszenia głowy i patrzenia oraz ułożenia ramion i dłoni do trzymania  kwiatów, nie wspomnę. 


Czy jesteśmy podobne?


15 września 2015

Idzie nowe!

Jak grycelka mościła sobie siedzisko prezesa.


       Kiedy zakwitają zimowity, pora zacząć myśleć o zimie. Więcej czasu będę spędzać z książką, telewizorem i komputerem, a to wymaga odpowiedniego miejsca do siedzenia. Stary fotel zrobił się już niewygodny. Trzeba go przerobić, dostosowując do krzywizny kręgosłupa. Ma być miękko ale stabilnie, przytulnie i ciepło, a najlepiej dostatnio i zdrowo.


Fotel w trakcie moszczenia.

Fotel wymoszczony.


Profil ma linię kręgosłupa ze zdjęcia rentgenowskiego.



       Rozsiadam się wygodnie przed telewizorem. Jest dobrze! Nawet kark podparty i uszy na właściwym miejscu. Telewizja mówi, że idzie nowe i zbliżają się wybory. Politycy - jak ja - moszczą sobie gniazdka, stołki, krzesła i fotele. A jak fałszywie przy tym grają! Jedni życiem emerytów, drudzy chorymi albo głodnymi dziećmi, inni potopionymi uchodźcami... A wszyscy razem ludzkim losem i marzeniami...

       Ja, do wymoszczenia siedziska wykorzystuję wielbłądzi koc, jaśki, szalik /nie, nie ten słynny/, gumki, mocne nici i grubą igłę /tę do zszywania kaczki z jabłkami przed upieczeniem/. Fotel staje się niby nowy, a jednak... Stary! Udało się załatać dziury, wymienić skrzypiące sprężyny, przemalować niektóre elementy, sprać brud i wypędzić alergenne roztocza. To jednak chyba nie to! 

Czas przecież na nowe!
Kupuję więc elegancki, dostojny, gabinetowy fotel na kółkach bez hamulców.  Ciekawe, jak daleko na nim dojadę? Czy na takim nieskalanym uda się pobyć chociaż prezesem? Pewne jednak jest to, że można na nim bujać się oraz bujać. 


Zaczynam bujanie. Hooop... Wszystkim emerytom daję talon na takie fotele. Huuuś... Dzieciom przydzielam obowiązkowe weekendy z tatą i mamą. Kiiiw... Dla uchodźców zbuduję mosty nad morzami. Kiiiw... Kiiiw... Więcej obietnic dopiszę przy dłuższym bujaniu. Tymczasem - aby równo opublikować tę notkę - muszę przestawić wajchę na stabilność.

4 września 2015

Dostać kota, czyli zachwiana obywatelskość?

       Moje wakacje, jak uczniowskie, zakończone. Wraz z pierwszym szkolnym dzwonkiem rozpoczęłam edukację społeczno - polityczną. Czytam i nasłuchuję, co - w wyschniętej na skutek upałów i suszy - trawie piszczy. Im pilniej się uczę, tym większy mętlik i wątpliwości.

Na pierwszy ogień wzięłam referendum ogłoszone na 6 września 2015 r. Referendalne pytania pogrążają mnie w jeszcze większej niewiedzy. 


"Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?"

       Co będzie,  jeśli odpowiem TAK? Przecież zmianę Konstytucji w tym względzie może przeprowadzić jedynie Sejm i Senat. Po co i komu zatem moje TAK lub NIE, skoro parlament i tak zrobi co zechce. Nawet, gdyby obywatelski głos miał wagę cięższą od Konstytucji, to... Czy referendalne TAK wprowadzi wyłącznie system jednomandatowy czy dopuszcza także mieszany, którego mogę przecież nie chcieć?  Gdybym np. zamierzała pozbyć się psa na rzecz kota, zapytałabym domowników: czy jesteście za wygnaniem z domu Azorka, a w jego miejsce wprowadzenia  Kici? Zapytanie bowiem skrótowo: „czy jesteście za wprowadzeniem do domu kota?” nie rozwiąże problemu mojej niechęci do psa. Może okazać się, że oba zwierzaki u mnie zamieszkają, a wtedy to już na pewno „kota dostanę” i z własnego domu przyjdzie mi uciekać.

"Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?"

       Jeśli odpowiem TAK, to - jak rozumiem - nic się nie zmieni. A co w konsekwencji przyniesie obywatelskie NIE? Czy inny rodzaj finansowania partii z budżetu oznacza na przykład zwiększenie kwot albo zmianę sposobu ich wypłacania i obsługi bankowej? Pomóżcie moi Mądrzy Posiaduszkowicze zrozumieć, bo i przy zgłębianiu sensu tego pytania można „kota dostać”, a referendalna niedziela tuż. 
Przy okazji pewnych wyborów nazwano obywateli głupcami i ciemniakami.  W referendum, jeśli mam być głupia, to chociaż świadoma ciemności, o!


       Zgłupiałam także w kwestii październikowych wyborów parlamentarnych 2015.  Wyczytałam bowiem, że opozycja zintegrowała się z rządzącymi i  pod sztandarem jednej partii obywatelskiej  o mandat posła lub senatora ubiegają się politycy różnej maści - od lewego lewa do prawego prawa poprzez lewoskrętnych, prawoskrętnych i środkowoskocznych oraz najlewszych, najprawszych i mieszańców prawolewych. Czyżbym podczas wakacji przeoczyła fakt reaktywacji organizacji społeczno - politycznej powstałej w 1952 roku pod nazwą Front Jedności Narodu?    

Za Wikipedią: Front Jedności Narodowej miał być wyrazem wspólnoty interesów, dążeń i poglądów całego społeczeństwa polskiego, klasy robotniczej, chłopstwa oraz inteligencji. Front Jedności Narodu był aktywnie zaangażowany w wybory do sejmu i rad narodowych poprzez monopol na zgłaszanie kandydatów. Według założeń Front miał skupiać wszystkie siły państwa pragnące pracować i działać dla Polski Ludowej, jednoczyć obywateli wokół węzłowych problemów i potrzeb oraz bieżących i dalekosiężnych zadań gospodarczych, politycznych, społecznych i międzynarodowych kraju.

A teraz też "skupia"? Czy... "skupuje"? Jak to się prawidłowo nazywa?



       Na dodatek sułtanka Hurrem vel Roksolana - żona Sulejmana Osmańskiego oraz idolka banderowców - w ukryciu koresponduje z Boną Sworzą i nie wiadomo, jak skończy się to wspaniałe stulecie, chociaż  wyszło szydło z worka.

Przez ten mętlik polityczny chyba trochę niedomagam, o!


Na wszelki wypadek, dla zdrowotności nie tylko fizycznej, wyciągam ożywczy /niczym odrodzony Front Jedności Narodu/ plakat wyborczy.