28 czerwca 2011
Wakacyjne pozdrowienia https://aleblogowanie.wordpress.com/2011/06/28/wakacyjne-pozdrowienia/
Słonecznie pozdrawiam
wszystkich stałych i przejezdnych Gości
Turcja. Nad zatoką Antalya (Morze Śródziemne)
w starożytnej krainie Pamfilia,
u południowych podnóży gór Taurus
w starożytnej krainie Pamfilia,
u południowych podnóży gór Taurus
Poszukuję osoby, która podmieni mnie w podpieraniu palmy,
abym mogła pisać i odwiedzać ulubione blogi.
Muszę też opalić drugą nogę.
abym mogła pisać i odwiedzać ulubione blogi.
Muszę też opalić drugą nogę.
Rada wakacyjna:
nie opalać się
w półcieniu, o!
02 lipca 2011
Sezonowa zdrada ulubionej Afryki... https://aleblogowanie.wordpress.com/2011/07/02/sezonowa-zdrada-ulubionej-afryki/
...czyli "udawanie Greka
na tureckim kazaniu"
oraz życie jak w Madrycie.
oraz życie jak w Madrycie.
Lepiej niż słowa opowiadają zdjęcia.
Relacja fotograficzna z Turcji w galerii Picasa:
https://get.google.com/albumarchive/114175338512708624226/album/AF1QipP9OXY9r1RwdSBtO136kBwKAbAgUkFutqYzc7LI
03 lipca 2011
Sezonowa zdrada ulubionej Afryki. II https://aleblogowanie.wordpress.com/2011/07/03/sezonowa-zdrada-ulubionej-afryki-ii/
...czyli "udawanie Greka na tureckim kazaniu"
oraz życie jak w Madrycie.
oraz życie jak w Madrycie.
Jestem Polką!
Dlaczego witasz mnie po rosyjsku?
To moje pierwsze słowa na tureckiej ziemi.
Z
ciekawości zadaję też pytanie, czy hotel, do którego trafiłam, jest
rosyjski czy turecki, bowiem na etui na elektroniczną kartę - klucz do
drzwi pokoju - widnieją po rosyjsku życzenia ”приятного пребывания”. Tylko po rosyjsku!
- Palmet Resort w Kemer to hotel turecki. Odpowiada zdziwiony recepcjonista.
-
Dlaczego więc życzenia dla mnie są po rosyjsku, a nie po turecku? Jeśli
już mają być w obcym dla was języku, to może... po angielsku, jako
języku ‘international’?
- Żeby zrobić przyjemność gościom w większej większości z Rosji.
- Aha! Ale... ja jestem Polką, a nie „większością rosyjską”!
- Poland only ciut... ciut.
-
„Poland only ciut... ciut” także chce czuć się mile widzianym gościem,
tym bardziej, że nie płacił za przylot do Turcji i pobyt w waszym
hotelu „ciut... ciut”, a tyle co „większa większość”.
Recepcjonista uśmiecha się, przyznaje rację, energicznie zamazuje
długopisem rosyjskie litery, a ja piszę na wzór powitanie i życzenia po
polsku.
Miły Turek informuje, że moją „жалоба” przekaże menadżerowi hotelu, po czym wręcza karty z napisem, że to na „Пляжные полотенца”.
Hi... hi... Przyjdzie przywyknąć.
W
hotelu Palmet Resort, jak i całym Kemer faktycznie słychać w większości
rosyjski. W zasadzie dobrze! Okazja do przypomnienia sobie
obowiązkowego w czasach szkolnych języka, a i turystów rosyjskich po
stokroć wolę od innych. Przyjaźni, bezpośredni i weseli ludzie, o!
Witryny sklepów, bankomaty, reklamy, tablice informacyjne... pełne rosyjskich liter. Czuję się, jak u Друзья.
Hotel
wygląda komfortowo i przyjaźnie. Postanawiam udawać Greka i pożyć ponad
stan, nastawiając się na intensywny wypoczynek oraz maksymalne
korzystanie z dobrodziejstw resortu. Zauważam, że tu wszystko jest dla
ludzi. Nawet ponad standard, za który zapłaciłam. Szczególnie w
dziedzinie żywienia, co widzę już podczas pierwszego posiłku i zamiast
od razu jeść, fotografuję bufety na dowód dla lekarza mojej
współtowarzyszki podróży, który zalecił jej bardzo dobre odżywianie,
jako jedyny warunek dalekiego wyjazdu. Jedzenie
w hotelu jest nie tylko ładne i różnorodne. Także bardzo smaczne i w
nadmiernych ilościach serwowane od rana do północy.
Wakacje zapowiadają się dobrze. "Historycznie", bo ucztowanie, jak w Rzymie za czasów Cezara. "Światowo", bo życie, jak w Madrycie... po rosyjsku... przy szwedzkim stole u Turka...
A na dodatek w resortowym umundurowaniu.
комната.
Także tu nie zapomniano o dożywianiu. W aneksie kuchennym jest
wypełniona napojami lodówka, filiżanki, czajnik, kawa, herbata, cukier,
woda. Wszystko uzupełniane na bieżąco.
I po co było dźwigać majdołki, jak Pawlaczka?
Pokoje
ekonomiczne o tzw. niższym standardzie nie posiadają kanapy i są nieco
mniejsze. Wszędzie sterylna czystość. Widok z balkonu w jedną stronę na
morze, a w drugą na góry Taurus.
Blog polecany w kategorii: | 4 strony świata |
Matko kochana, "umundurowana" w polecankach?
Gdybym wiedziała, włożyłabym suknię
wieczorową
06 lipca 2011
Sezonowa zdrada ulubionej Afryki. III https://aleblogowanie.wordpress.com/2011/07/06/sezonowa-zdrada-ulubionej-afryki-iii/
...czyli "udawanie Greka na tureckim kazaniu"
oraz życie jak w Madrycie.
oraz życie jak w Madrycie.
Mam wizę i pójdę na spacer brzegiem morza!
A zabita może mi nakukać, o!
Życie,
jak w Madrycie oraz Rzymie u Cezara, w tureckim hotelu w Kemer szybko
się przejada. Jedzenie... hamak... czaj... jacuzzi. Jedzenie...
poduchy... czaj... masaże. Jedzenie... leżak... czaj... kąpiel.
Jedzenie... sjesta... czaj... hammam. Jedzenie...
Wiem,
że Turcja to pomost między Orientem a Zachodem. Pojawia się więc
pragnienie, by wyrwać się z przybytku błogiego lenistwa resortowego na
poszukiwanie Orientu. Głośna ulica nie zachęca do
spaceru. Choć wiemy, że jest zakaz spacerowania plażą, razem z moją
siostrą próbujemy stawić czoła tureckiej policji i licznym plażowym ochroniarzom, wystawionym w słońcu co kilkadziesiąt metrów.
Na zawołania „Halo! Halo! Problem!” nie reagujemy. A co! Skąd możemy wiedzieć, że to nas się przywołuje słowem „halo”? W
konfliktowej sytuacji milo się uśmiechamy i prawimy komplementy.
Wysłuchujemy „tureckiego kazania” udając Greka. Rozumiemy, że plaże są
prywatne, ale brzeg morza powinien być także nasz. Mamy przecież wizę na
pobyt i przemieszczanie się po Turcji, a zatem i jej wybrzeże oraz wody
terytorialne są chwilowo dla nas, o! Na nic nie zważając maszerujemy
więc żwawo przed siebie. Najwyżej nas aresztują i trafimy w ręce policji
o wdzięcznej nazwie ZABITA.
Podziwiamy
lazur morza i kolorowe kamyczki, oplotkowujemy każdą plażę hotelową. Im
bliżej centrum Kemer, tym plaże węższe i bardziej zatłoczone. Leżak
przy leżaku. Nawet nie ma jak fotografować, bo widać tylko wylegujące się ciała. Każdą drogą dochodzącą do morza skręcamy w głąb lądu. Orientu ani widu... ani słychu... Jedynie muezin śpiewem wzywający na modlitwę przypomina, gdzie się znajdujemy.
Trafiamy do... „Amsterdamu”! Tu przeczekujemy burzę, żeby na plaży nie
oberwać fruwającymi leżakami, po czym udajemy się na dalsze poszukiwania
Turcji w Turcji. W Kemer akurat z samochodów rozpylają mgłę przeciwko insektom, więc
powracamy tą samą drogą - brzegiem morza. Na jednej z plaż podchodzi
sympatyczny mundurowy i wyraża swój podziw dla odbytego długiego
spaceru. Cieszy się, że nie miałyśmy „problem” ani od „zabita”, ani od
„fırtına” (burza) i wskazując na zegarek czyni jednocześnie gest ok.
Martwił się o nas przez kilka godzin.
- O!
Tutaj fajnie mają. Jak VIPy.
Wygodnie i przestrzennie. Leżaki nie tak gęsto, jak wszędzie i szerokie przejścia między rzędami, a także wiele miejsca na brzegu morza. Nie trzeba przeskakiwać przez nogi opalających się, albo wchodzić do wody by je ominąć.
Wygodnie i przestrzennie. Leżaki nie tak gęsto, jak wszędzie i szerokie przejścia między rzędami, a także wiele miejsca na brzegu morza. Nie trzeba przeskakiwać przez nogi opalających się, albo wchodzić do wody by je ominąć.
-
O! Podest z leżakami i hamakiem pod zadaszeniem dającym głęboki cień
graniczy z zielenią hotelowego ogrodu. Bardzo przyjemnie jest tutaj!
Dalej odnajdujemy nawet wydmę i krzewy na brzegu morza.
- A te krzaki co tu robią? Zupełne pustkowie. Czy nie minęłyśmy już dawno naszego hotelu?
- Minęłyśmy! Słońce skłania się ku zachodowi. Odwrót moja siostro!
Okazuje się, że wychwalałyśmy naszą plażę, nie
rozpoznaną po burzy, ponieważ pochowano materace oraz rzucające się w
oczy czerwone i białe poduchy, a charakterystycznie zagospodarowane molo
także na czas burzy uprzątnięto i świeciło pustkami, jak każde inne.
Śmiejemy się! Uznajemy, że wydałyśmy obiektywną opinię o plaży hotelu
Palmet Resort. Czasami tak jest, że człowiek chwali - wmawiając sobie
uroki miejsca, w którym przyszło mu przebywać - dla dobrego
samopoczucia. Na wiele rzeczy spogląda subiektywnie. A myśmy wychwalały
zupełnie bezinteresownie... nie wiedząc, że to „nasze”. Znaczy... pełny obiektywizm, hi, hi...
Uświadomione
przez rezydentkę, na kolejne spacery brzegiem morza nie decydujemy się.
Można mieć kłopot! To po co nad morze przyleciałyśmy? Z leżaka nie
czuje się przecież w pełni smaku nadmorskiej aury. Nie łapie się wiatru
we włosy ani kryształków soli pod sukienkę - moją sławną kreację (ponad 13 tysięcy odsłon) - specjalnie na spacery nadmorskie uszytą, ech...
Co tu zatem robić? Podczas kolacji podejmujemy decyzję o wycieczkach (nie były w ogóle planowane). Może rejs po zatokach Morza Śródziemnego? Albo w góry wyprawa? A może Turcja turecka? Gdzieś ona przecież jest i pragniemy jej dotknąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak opublikować komentarz?
Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to..można wybrać:
- NAZWA /ADRES URL - w..okienku NAZWA wpisać nick i w..okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.
- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w..komentarzu.
W komentarzu można stosować kursywę i czcionkę pogrubioną.