28 grudnia 2024

VI. Retrospektywne spojrzenie na Egipt przez pryzmat powieści „Egipcjanin Sinuhe” M.Waltariego. Asuan i wyspa File

Część V   - https://grycela.blogspot.com/2024/12/v-retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html

 

Cytaty pochodzą z powieści Miki Waltariego pt. „Egipcjanin Sinuhe”.

  „Lepiej niż woda i piwo, lepiej niż dym kadzidła w świątyni i kaczki w sitowiu Wielkiej Rzeki oddaję treść życia w Egipcie, gdzie nic się nie zmienia z upływem czasu, lecz wszystko zostaje po staremu.”

 „…i nie potrafię naprawdę powiedzieć, co w tej całej podróży było prawdą, a co fikcją, pozorem, bajką. Jak sen upłynęły te dni i szybko jak mgnienie przeminęły i już ich nie ma.”


Amon-Re płynął po niebie w złotej łodzi, a poprzez rzekę dochodził do moich uszu gwar miasta. Po Nilu pływały statki i łodzie o czystych żaglach, a praczki plaskały kijankami, śmiały się i głośno pokrzykiwały przy pracy. Dzień był upalny i jasny..."

Ubrane na czarno, w chustach na głowach, nubijskie praczki wzbudzają zainteresowanie turystów. Na nabrzeżu, tuż przy nich leży komórka i pistolet.

Tak było... i tak jest... 

    Zobaczyłam miasto, w którym starożytne ruiny współistnieją z nowoczesnością. Zobaczyłam wielką tamę asuańską, która ujarzmiła Nil i dała elektryczność, ale zamieszkałym na terenie obecnego sztucznego Jeziora Nasera Nubijczykom zabrała ziemię i domostwa. Jezioro stale zapewnia wodę, ale Nil już nie wylewa i nie nanosi żyznego mułu, który zastąpiono nawozami sztucznymi stosowanymi nieumiejętnie i w nadmiarze.

       Zobaczyłam, jak w samym środku malowniczej panoramy granitowych skał wyrastają ku niebu kolumny i filary na wyspie poświęconej bogini Isis. Jest to naprawdę niezwykły widok. Chwilami aż ma się wrażenie, że istnieje tylko w naszej wyobraźni. Niegdyś uważano, że cudowne i dobroczynne wylewy Nilu właśnie tutaj brały swój początek. Świątynię Izydy budowano przez osiemset lat, w czasach ptolomejskich i rzymskich. Łączy ona elementy architektury starożytnego Egiptu z architekturą grecko – rzymską i malowniczo harmonizuje z otoczeniem.

       Dwaj młodzi Nubijczycy przewożą nas łodzią z jednym żaglem (feluką) na wyspę File. Tu, w samym środku malowniczej panoramy granitowych skał wyrastają ku niebu kolumny i filary świątyni poświęconej bogini Izis. Widok jest niezwykły! Chwilami ma się wrażenie, że istnieje tylko w naszej wyobraźni. To jedna z najbardziej imponujących świątyń w Egipcie. Niegdyś uważano, że cudowne i dobroczynne wylewy Nilu właśnie tutaj biorą swój początek.
       
       Stoję przed świątynią i nie mogę wyjść z podziwu nad jej ogromem i majestatem. Budowano ją przez 800 lat, a kawałek ziemi, na której stoi, wraz z kolumnadą i dziedzińcem uznawany był jako pierwszy, który wynurzył się z wód Chaosu. I ja tu byłam i po tej ziemi stąpałam.


Kiosk Trajana przeniesiony z wyspy File na wyspę Adżikija.



       Nubijczycy są nawet przystojni, ale na twarzy mają wyrysowaną biedę. Wyraz ich twarzy wydał mi się także... pełen zadumy i smutku. Żałowaliśmy, że wcześniej daliśmy się namówić na zakupy. To właśnie tu i właśnie u Nubijczyków powinniśmy kupić pamiątki. Żałując młodych chłopców oferujących korale z drzewa sandałowego i skarabeuszki, kupujemy i wcale nie targujemy się. Są mili, nie są nachalni i krzykliwi. Z szacunkiem i gracją zawiązują na ręce bransoletki i wkładają na szyję korale. Pomagają wejść do kamieniołomu, czy na łódź i nie domagają się jałmużny. Kiedy podają rękę kobiecie, by jej pomóc, czynią to tak delikatnie, jakby turystka była z kryształu. Pomagają wejść do kamieniołomu, czy na łódź i nie wyciągają ręki po jałmużnę. Towar prezentuję, ale nie wciskają na siłę.

       Dziś, po latach, zastawiam się, czy to nie jest po prostu profesjonalizm wyuczonych na potrzeby turystów pracowników? Aby naprawdę poznać i ocenić ludzi, trzeba z nimi przebywać dłużej z dala od atrakcji turystycznych. Dla wspomnień wrażenie się jednak liczy i niech tak pozostanie...

***
       Byłam także w kamieniołomie z niedokończonym obeliskiem oraz Instytucie Papirusu, gdzie kupiłam kilka oryginalnych papirusów. Jak się okazało później, nigdzie więcej takich nie było. Pod piramidami sprzedawano chińskie nie wiadomo z czego, a w pobliżu kurortów bananowe.
Pokaz produkcji papirusu
 

       W kamieniołomie temperatura przekraczała 45 stopni. Odczuwalna zdawała się dużo niższa, ponieważ wilgotność powietrza była zerowa.

Obelisk jest ciekawostką dla turystów, lecz w starożytności był rozczarowaniem dla egipskich kamieniarzy, ponieważ podczas prac pojawiło się pęknięcie (widoczne na zdjęciu). 

Obelisk ma 42 metry długości i waży w przybliżeniu 1200 ton. Nie wiem, jak go zważono.

Jeszcze pojeździliśmy autokarem po Asuanie, głównie odwiedzając apteki i toalety. 

Teraz czekała długa droga do Kairu... cdn.



       

7 grudnia 2024

Liczą się efemeryczne i niespodziewane chwile

       Cudowny czas przedświąteczny trwa. Prezydenci poustawiali na placach choinki i rozświetlili centra miast. Nie mogę być gorsza, pomyślałam i…

- Jak zdjąć choinkę z pawlacza? Jak zawiesić światełka? Nie jestem już dzierlatką skaczącą po drabinie i akrobatką wspinającą  się po firance na karnisz okienny niczym wiewiórka.

 A, tu? Stuk, puk do drzwi.

- Kto tam stuka i czego tu szuka  w ciemnościach o siódmej rano?

- To tylko ja, Marzenka, z przedświąteczną misją pomocową. Rzekł głos za drzwiami.

No, to otwieram, i... Nastaje ta nieoczekiwana chwila.

Drabina w ruch, pudełka z pawlacza buch, marsz do salonu,  choinka do pionu!

Przygotowuję więc warsztat.

Ubranie choinki pozostawiam sobie. Takiej czynności na pewno nikomu nie powierzę, skoro mogę i lubię.

Jeszcze sesja fotograficzna i pochwalenie się najbliższym. Rozsyłam zdjęcia, po czym zasiadam na wprost choinki i patrzę, co poprawić. Podchodzę, przewieszam koszyczek z orzeszkiem, po czym przyglądam się i zmieniam miejsce dla aniołka, wszak znalazł się zbyt blisko gwiazdki. Gdy już dość się nachodziłam i napoprawiałam,  zasiadam do pierwszej przy choince kawy.

W salonie w świetle dziennym i wieczornym
A tu? Drrr, dzwoni telefon.

- Przepięknie! Dobrze, że w miejsce białych kwiatów postawiłaś czerwone gwiazdy betlejemskie. Ożywiają ten śnieżnobiały klimat przy choince. Chwali  GraMysia.

Zaraz po niej odzywa się Monika - graficzka i malarka.

- Zatwierdzam i chwalę artystyczną choinkę oraz cały świąteczny wystrój. Taką  wiadomość przysyła. Dodaje uśmiechniętą buźkę i wzniesiony do góry kciuk.

To takie miłe - efemeryczne nieoczekiwane chwile.

Pozostała do zawieszenia girlanda. Niby łatwo i lekko, ale nie ma za co zaczepić.

A tu? Pojawia się Wiesio. Szpera w szafce narzędziowej, znajduje młotek i coś tam jeszcze. Kilka razy stuka i gotowe! Odpowiednie dwa gwoździe wbite w futrynę drzwi tak umiejętnie, że po ich wyrwaniu nawet śladu nie będzie.

- Cóż to takiego? Ktoś zapyta.

To nieoczekiwana efemeryczna chwila, którą też rejestruje moje serce. Łącznie z tymi dobrymi śledziami, które Wiesio dla mnie „złowił”.

Girlanda udekorowana, światełka w oknach zawieszone, tradycyjne kartki świąteczne wysłane, prezenty dla nieoczkiwanych gości naszykowane, pozostaje czekać na Mikołaja, który do mnie i tak nie przyjdzie. 

W kuchni wieczorem
A tu? Znowu ktoś stuka do drzwi.

- Kto tam? To tylko ja - Mikołaj.

Wchodzi Marzenka z mikołajkowym prezentem. Nastaje wielka radość, dziecięce podskoki i dygnięcia.

Ach, cóż za piękna nieoczekiwana chwila. Do tego na dokładkę zgrzewka wody butelkowanej. Mikołaj wszak wie, że nie mogę dźwigać. Teraz to już na pewno nic wyjątkowego się nie wydarzy.

A tu? Spotkany na klatce schodowej sąsiad proponuje pomoc przy cięższych zakupach. Pani ze sklepu oddaje mi rzecz, za którą zapłaciłam a zapomniałam zabrać. Koleżanka blogowa - Bet - przysyła najprawdziwszą papierową kartkę z gwiezdnymi życzeniami oraz sms'a, którego treści nie zdradzę, ale do tych ważnych nieoczekiwanych chwil zaliczam, o!

3 grudnia 2024

V. Retrospektywne spojrzenie na Egipt przez pryzmat powieści „Egipcjanin Sinuhe” M.Waltariego. Teby, Kom Ombo i Edfu

Cześć I   - http://grycela.blogspot.com/2018/01/retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html
Część II  - http://grycela.blogspot.com/2018/02/retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html
Część III - https://grycela.blogspot.com/2018/03/iii-retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html
Część IV - https://grycela.blogspot.com/2024/11/iv-retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html

„Lepiej niż woda i piwo, lepiej niż dym kadzidła w świątyni i kaczki w sitowiu Wielkiej Rzeki oddaję treść życia w Egipcie, gdzie nic się nie zmienia z upływem czasu, lecz wszystko zostaje po staremu.”


 „…i nie potrafię naprawdę powiedzieć, co w tej całej podróży było prawdą, a co fikcją, pozorem, bajką. Jak sen upłynęły te dni i szybko jak mgnienie przeminęły i już ich nie ma.”
Cytaty pochodzą z powieści Miki Waltariego pt. „Egipcjanin Sinuhe”.


Teby - miasto o stu bramach

Dziś niegdysiejsze Teby dzielą się na dwie części: południową - Luksor i północną - Karnak. 

       Luksor powitał nas kolumnadami i pylonami świątyni poświęconej tebańskiej triadzie bóstw: Amon – Min, Mut i Chonsu. Tu znajdował się też południowy harem, w którym mieszkała małżonka Amona, Mut i ich syn, Chonsu. Każdej wiosny, podczas święta płodności, flotylla statków uroczyście przyprowadzała w to miejsce posąg Amona na małżeńskie spotkanie z Mut. Komuś, kto dzisiaj przybywa do Luksoru, mekki turystów z całego świata, trudno jest wyobrazić sobie, jak wyglądały starożytne Teby. Przez wieki pozostając stolicą państwa egipskiego, były one słynne ze swego bogactwa, a każdy zamożniejszy dom – to prawdziwy skarbiec. W IX pieśni Iliady Homer napisał: „Teby – miasto o stu bramach”.
       Jak dzisiaj dostrzec bogactwo, gdy wokół tyle ubóstwa? Na drodze prowadzącej do południowego haremu Amona siedzi dziewczynka – pucybucik. Ma chyba nie więcej niż pięć lat. Taki obrazek psuje nastrój pragnącego odprężyć się i chłonącego historię starożytną turysty. Chciało się płakać nad losem tego dziecka.  

„Wiemy wprawdzie, że nie ma bardziej szalonego pomysłu jak ten, żeby każde dziecko uczyło się pisać i czytać. I jest też niedorzecznością, żeby dziewczęta uczyły się pisać."
Tak było w królestwie Atona ...i tak jest dziś...

„Ale ogrody bogaczy w Tebach kwitły, ciemnozielone i chłodne, a po obu stronach obramowanej kamiennymi baranami wielkiej alei mieniły się kolorami tęczy klomby kwiatów, gdyż świeżej wody brakowało w Tebach tylko dla ubogich i tylko ubogim niszczył pożywienie pył, który jak sieć opadał na wszystko, jak błonką przykrywając liście akacji i sykomorów w dzielnicy biedoty.”
Tak było... i tak jest...



Karnak. Obelisk Totmesa III.

Karnak. Aleja sfinksów do Wielkiej Świątyni Amona.

Karnak. Zespół świątynny.

Karnak. Kolumny sali hypostylowej w świątyni Amona.

       Odpoczywając na statku wracam myślami do starożytności, nie zapominając, że przyjechałam właśnie po to, by ją poznać, poczuć, zobaczyć, dotknąć. W Tebach spełniło się proroctwo Ezechiela, który przepowiedział, że Teby zostaną rozdarte na dwoje. I to się zgadza. Starożytną egipską stolicę rzeczywiście przecina na pół kanał. Część południowa, to obecny Luksor, zaś północna jest znana w świecie jako Karnak. Jedynym światkiem dawnej świetności Luksoru jest świątynia mierząca 260 metrów długości, której podwaliny wzniósł Amenhotep III, rozbudował ją Tutmozis III, a uwieńczenie dzieła nastąpiło za Ramzesa II. Tę wspaniałą i olbrzymią świątynię Egipcjanie nazywają Południowym Haremem Amona. Przed pylonem stały niegdyś dwa obeliski Ramzesa II. Dzisiaj stoi tylko jeden o wysokości 25 metrów. Drugi wywieziono do Francji, by ozdabiał Paryż. Mają nowoczesną piramidę ze szkła obok historycznego Luwru, co szkodzi mieć starożytny obelisk na placu de la Concorde.

       Karnak, jak okazało się później, zrobił na mnie większe wrażenie, niż zwiedzane kilka dni później wielkie piramidy w Gizie. Świątynie w Karnaku zajmują powierzchnię 40 hektarów, a budowano je ponad 1300 lat, jako monumentalny dom bogów. Największy z trzech świątyń jest Okręg Amona, poświęcony najważniejszemu bogowi Nowego Państwa. W murach tej świątyni można postawić dziesięć wielkich katedr. Spacer Aleją Sfinksów Baraniogłowych, która ongiś miała trzy kilometry oraz po sali hypostylowej pełnej ogromnych kolumn o niezwykle przejmującym wyglądzie skamieniałego lasu, przeglądanie się wraz z budowlami sprzed tysięcy lat w tafli świętego jeziora, okrążanie siedem razy /na szczęście i na zamążpójście/ pomnika czczonego skarabeusza, wreszcie spotkanie z gigantycznymi,  prawie dwudziestometrowej wysokości Kolosami Memnona przeniosło mnie w czasy starożytne i...

Poczułam się taka mała i krucha wobec potęgi oraz monumentalnego piękna starożytnej architektury, której przez tysiąclecia nie zmogły żadne wojny ani kataklizmy natury. Cokolwiek zostało zniszczone, lub wywiezione, zrobiła to niszcząca, chciwa ręka ludzka. Byłam też z siebie dumna, że zdołałam tu przybyć, o czym marzyłam przez wiele lat. 
       
 
      „Gdy wyszedłem spomiędzy pylonów i olbrzymich posągów faraona, spostrzegłem, że tuż obok wielkiej świątyni wznosiła się nowa świątynia potężnych rozmiarów i tak dziwnie zbudowana, że nigdy jeszcze nie widziałem czegoś podobnego. Nie miała ona murów, a gdy wszedłem do środka, zobaczyłem, że szeregi kolumn otaczają otwarty dziedziniec z ołtarzem, na którym złożono ofiary ze zboża, kwiatów i owoców. Po obu stronach pylonów w świątyni Amona siedzieli wykuci w kamieniu faraonowie, majestatyczne, podobne bogom olbrzymie postacie. Wszystko się we mnie trzęsło i drżało, gdy patrzyłem na te kamienne kolumny.”

Tak było... i tak jest...


Kom Ombo


Niewielkie miasto Kom Ombo (كوم أمبو) - Kaum Umbu, Nubit - miasto złota) leży nad Nilem, 50 km na północ od Asuanu, w starożytności - przy szlaku handlowym z Nubii do Doliny Nilu.


       Przed Kom Ombo udajemy się na pokład słoneczny statku, by już z oddali podziwiać świątynię, wyjątkowo położoną na wzgórzu.
Jest to podwójna świątynia powstała z połączenia dwóch oddzielnych budowli wzdłuż jednej ściany. Prawa strona poświęcona jest triadzie bóstw: Sebekowi, Hathor i Chonsu. Świątynia z lewej należała natomiast do boskiej triady: boga o imeniu Haroeris (co oznacza Horus jest wielki), Tasnen-Nofret (boskiej siostrze Horusa) i Panebtaki (władcy obu krain).

       Postój statku potrwa kilka godzin, więc po zwiedzeniu świątyni, na murze której zdumiała nas prezentacja instrumentarium chirurgicznego z epoki rzymskiej oraz (szczególnie męską część towarzystwa) przedstawienie sposobu leczenia prostaty, udajemy się do kawiarni w ogrodzie, by posłuchać na żywo regionalnej muzyki. Z kawiarni do przystani prowadzi zagruzowana po obu stronach droga, przy której siedzą sprzedawcy oferujący papierosy, wodę, pocztówki. Pojawia się także grupa dzieciaczków oferujących „starożytne" kamyczki, by dostać jałmużnę. Na tej ziemi dawanie bakszyszu za jakąkolwiek przysługę czy uprzejmość jest na porządku dziennym. Jestem jednak przeciwniczką dawania dzieciom pieniędzy. Rozdajemy więc cukierki, długopisy i mazaki. Boimy się, może zresztą niesłusznie, by nie oberwać przy okazji „starożytnymi" kamieniami. Przede wszystkim żal nam jednak tych dzieci. Są bardzo biedne, muszą pracować i prawie połowa z nich nie uczęszcza do szkoły.

Ciekawostką w Kom Ombo jest nilometr pozwalający starożytnym Egipcjanom sprawdzać poziom Nilu. Mnie urzekają papirusowe kolumny sali hypostylowej.

Edfu i sakiewka

       Nazajutrz budzimy się w Edfu, niewielkim miasteczku, które zawdzięcza swoją sławę najlepiej zachowanej w całym Egipcie świątyni. Na brzegu czekają na nas kolorowe kalesze, którymi pędzimy (tak! pędzimy!) do kultowej świątyni poświęconej bogowi Horusowi z głową sokoła. Droga jest zakorkowana autobusami, busikami, taksówkami i pieszymi z całego świata oraz miejscowymi „usłużnisiami”, którzy za opłatą palcem pokażą, gdzie znajduje się widoczna z daleka świątynia, do której nie sposób nie trafić. Jak w tym wielkim korku radzą sobie konne kalesze, którymi podążamy do świątyni? Po drodze mijamy bazar z nieprzebraną ilością regionalnych strojów. Niektórzy kupują sobie galabije na zapowiedziany wieczór taneczno - folklorystyczny pod nazwą „Galabija-party”. Gdy sprzedawcy zauważą, że ktoś spogląda na ich towar, natychmiast oferują go, wabiąc bardzo niską ceną. Gdy dochodzi do zapłaty, dziesięciokrotnie podbijają cenę.

„Silny stawia stopę na karku słabego,
a chytry wyłudza od naiwnego sakiewkę”

Tak było... i tak jest... Tak też chyba pozostanie na zawsze i wszędzie.


       Na "Galabija party" nie wybierałam się, chociaż obsługa statku serdecznie zapraszała. Przy wejściu do restauracji - na kolację - wszyscy kelnerzy, stojąc szpalerem, prezentowali stroje. A wybrani, jak z żurnala. Wysocy, jednakowego wzrostu i urodziwi. Przy tym bardzo mili oraz radośni i dobrze wyszkoleni. Na nasze zachwyty ich wyglądem i uroczystą oprawą kolacji, odpowiadali po angielsku.

***
     Podczas rejsu czekała nas przeprawa przez śluzę w Esnie. Długa kolejka statków zatrzymała na kilka godzin naszą „Miss World”. Na pokładzie słonecznym pojawiła się policja turystyczna, a pod okna kajut podpływali małymi łódkami sprzedawcy, oferując swoje towary. Mieli chustki, szale bawełniane i galabije. Zastanawiałam się, czy nie kupić takiej sukni na mający odbyć się na statku wieczór regionalny "Galabija party". Jakoś jednak nie potrafię robić zakupów w ten niekonwencjonalny sposób. Podczas przyglądania się temu handlowi otrzymałam SMS-a od kolegi z Hiszpanii: tv podaje, iż na statku wycieczkowym na Nilu, pełnym hiszpańskich turystów był właśnie zamach, w wyniku którego wielu Hiszpanów odniosło poważne obrażenia. Ogarnął mnie strach.
Emocje jednak tonują błękitne wody Nilu, granitowe skały, białe żagle feluk, a wszystko to zalane słońcem.



Dotarliśmy do Asuanu.  Widzimy, że nabrzeże jest pełne innych statków. 

Jesteśmy u bramy do Czarnej Afryki... cdn.