23 sierpnia 2010

Egipt. Baśniowe Sharm i miłość ogrodnika



„Masz spaloną skórę.
Pozwolisz chyba, że wysmaruję cię olejkiem.
- I namaścił mi plecy, nogi i ramiona,
a czyniąc to klął i mówił:
- Na Amona, doprawdy nie mam pojęcia,
dlaczego to robię,
bo jaki mam z ciebie pożytek”.

Tak było... i tak jest...

            I miał rację, ponieważ ani koleżanka Lodzia, ani ja nie kupiłyśmy olejków, których zbawienne właściwości prezentował na naszej skórze. Ale za smarowanie z masażem zapłaciłyśmy.

            Nasza plaża ładna. Leżaki z materacami, stoły, krzesełka, parasole, a przy wejściu kontener z ręcznikami, wydawanymi za okazaniem karty hotelowej (dla swoich gości bezpłatnie). Wzdłuż plaży liczne kawiarnie, bary, baseny i wspaniała promenada opierająca się o skalne wzgórza po obu jej krańcach. Na jednym z nich malowniczo wykute w skale - ukwiecone tarasy:




Na drugim...
Policjant w białym mundurze, który zrobił to zdjęcie:

         
         

           
            Trawnik i kwiaty przy "naszym" tarasie były najdokładniej i najdłużej pielęgnowanym miejscem w całym ogrodzie. Jak we wszystkich turystkach, tak i we mnie „zakochał się” ogrodnik, który całe kwadranse stał przed tarasem i śpiewając do Allacha zapewniał o miłości. Dla pozoru przed swoim szefem, lał z gumowego węża wodę na trawę i kwitnące rośliny przy kolumnach, aż robiło się błoto. Z kwitnących krzewów zbierał kwiaty, które przynosił po zakończeniu pracy, smarował drzwi do pokoju jakimś olejem i ciągle powtarzał: I love you, I love you, a dalej: “no-mo-re-za–ka-i-ru”, czego już nie rozumiałam.

„Pójdę, by czuwać tej nocy
na ulicy przed twoim domem.
Pójdę złożyć ofiary
we wszystkich świątyniach tebańskich,
by podziękować bogom za to,
żem cię spotkał.
Pójdę zrywać kwiaty z krzewów,
by sypać je na twojej drodze,
gdy wyjdziesz z twojego domu.
Pójdę kupić mirry, by natrzeć nią Twoje drzwi”.

Tak było... i tak jest...

- Pewnie każdego tygodnia przed inną turystką taki ceremoniał odprawia  - podsumowała Lodzia, psując cały romantyzm  "miłości" ogrodnika.
        W obawie przed obsługą hotelu, by nie oskarżono mnie o niszczenie roślin w ogrodzie, kwiaty od ogrodnika zamykałam w sejfie, także te wpinane mi we włosy.
Dzień zwykle kończył się oglądaniem listów i laurek od ogrodnika, wsuwanych pod drzwiami do pokoju hotelowego.



Do dziś nie wiem, co w nich napisał. Potrzebny byłby arabista do rozszyfrowania.
Ale mam wspomnienie... jak z "Groszków i róży" Ewy Demarczyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak opublikować komentarz?

Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to..można wybrać:

- NAZWA /ADRES URL - w..okienku NAZWA wpisać nick i w..okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.

- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w..komentarzu.

W komentarzu można stosować kursywę i czcionkę pogrubioną.