27 sierpnia 2010

Długi start... Miękkie lądowanie


       Nigdy nie bałam się latania, ale nocne loty przeważnie są mi nie w smak. Budzą dziwną obawę, że pilot nie trafi we właściwy korytarz powietrzny, albo nie dość dobrze będzie widział pas lotniskowy do lądowania. Sama nie wiem dlaczego? Może dlatego, że bardziej ufam ludziom, niż przyrządom naprowadzającym i żarówkom oświetlającym (a nuż ktoś wykręci?). Poza tym lubię spoglądać przez okno samolotu na Ziemię i dopasowywać chmurę do kształtu cienia przez nią rzucanego... A potem... Tam... Bardzo, bardzo wysoko delektować się błękitem nieba, jakiego z dołu nigdy nie widać.

        Gdy więc w przeddzień wylotu z Tunezji, dowiaduję się, że start przesunięto z godziny popołudniowej na nocną, czuję dziwny niepokój.
Z drugiej strony cieszę się, bo nigdy nie wiem, co robić w ostatni dzień wakacji, co spakować już, a co jeszcze się przyda i zostawić na wierzchu, by potem w ostatniej chwili, często już po wykwaterowaniu z pokoju hotelowego, dopakowywać walizkę.
        
       Transfer na lotnisko w Monastyrze rozpoczyna się o godzinie dwudziestej trzeciej. Z praktycznego punktu widzenia, to dobra pora. Po kolacji jest bowiem czas na pożegnalny spacer po ulubionych miejscach, pakowanie i toaletę... Nie żałuję urwanego ostatniego dnia. I tak wiadomo, że zawsze pierwszy i ostatni dzień przeznaczony jest na podróż.
        Na lotnisku odprawa biletowa i bagażowa bardzo sprawna. Tunezyjczycy jednak szybciej ruszają się w porze nocnej. Zastanawia mnie tylko, czy nie pomylą walizek, ponieważ przy każdym stanowisku odbywa się odprawa do rożnych miast w Polsce, na zupełnie inną godzinę. Nie wiem, czy taka organizacja jest dobra. Dla turystów jest na pewno lepsza, bo nie muszą zastanawiać się, w której kolejce ustawić się. Jeszcze szybsza jest  kontrola dokumentów -  tylko rzut okiem na okładkę paszportu.
       
       Potem oczywiście stały lotniskowy "ceremoniał" - odwiedziny sklepu wolnocłowego, w którym ludzie psikają się perfumami.
- Jak myślisz kochanie, lepsze są perfumy "Chanel" czy "Dune"?
- Na "Dune" jesteś za młoda. To dla dojrzałych pań!
Usłyszawszy tak cenne informacje, psikam się "Diuną". Najgorzej, jak w samolocie przyjdzie usiąść pannie Chanel obok pani Diuny. Zapachy pomieszają się, aż w nosie zakręci. Ale co tam! Taka okazja, by pachnieć za darmo drogo, prędko się nie trafi.  ;-) :-) 

       Od tej chwili wszystko już jest długo. Samolot rusza z miejsca z około czterdziestominutowym opóźnieniem z powodu niezdyscyplinowanych pasażerów. Jak się po powrocie do Polski dowiedziałam od znajomych z Poznania, wylatujących godzinę później, dziesiątki razy wołano przez megafony i nazwiskami, i miastami, wskazując numer gate. Na tym lotnisku nie da się zgubić, przypuszczam więc, że przyczyna musiała być poważniejsza. Trzeba zrozumieć człowieka.
Wchodzą na pokład, przepraszają oczekujących pasażerów, ruszamy...
W tym momencie zaczynam zawsze ssać landrynkę, żeby podczas wznoszenia się samolotu nie zatkało  mi ucha. Do czasu osiągnięcia przez samolot odpowiedniego dla mojego ucha pułapu, jedna zwykle wystarcza.  Tymczasem sięgam po drugą, trzecią... dziesiątą, a samolot jeździ i jeździ... zamiast już wreszcie lecieć.
- Pewnie tak daleko stał od pasa startowego, myślę.
Poprzednim razem nie zauważyłam jednak, by tak wielkie to lotnisko było.
         
       Po spożyciu wszystkich landrynek, znużona warkotem silników kołującej  w tę i z powrotem maszyny, zasypiam. Z objęć Morfeusza wyrywa mnie cisza.
- Aha, znaczy lecimy. Ale co to? Skąd tyle świateł za oknem? A ruch jaki? Jak na Marszałkowskiej.  O! Autobus jedzie!
Przylepiam mocniej nos do szyby i oczom nie wierzę. Stoimy na lotnisku.
Zaspana pytam sąsiadów z poprzedzających foteli, co się dzieje i dowiaduję się, że pilot po testowaniu samolotu na ziemi, odmówił startu z powodów technicznych. Czekamy na decyzję z wieży.

       Po jakimś czasie wysiadamy. Nikt nie narzeka... Zdajemy sobie sprawę z tego, co zawdzięczamy pilotowi.
Na lotnisku otrzymujemy talon na bezpłatne napoje i śniadanie. Można wybrać colę, sprite, wodę sodową, mineralną, kawę, herbatę. To miłe zaskoczenie.
O godzinie ósmej rano podstawiają dla nas nowy samolot, z cateringiem gratis.
- Tak szybko znaleźli samolot i uzgodnili z innymi krajami korytarz? Robimy zdziwione miny. Spodziewaliśmy się koczowania co najmniej do wieczora. Niektórzy planowali nawet wykupienie lotu rejsowego na godzinę dziesiątą.

Startujemy!
Jest zupełnie widno, rzucam więc okiem na wybrzeże mojej ukochanej Afryki i zasypiam rozciągnięta, a raczej skulona na trzech  fotelach. Budzi mnie stewardessa:
- zapinamy pasy.
Bawię się w swoją zgadywankę "chmurka - cień" i miękko ląduję na polskiej ziemi.

Refleksja.  
  • Kocham tunezyjskiego pana Pilota!  
  •  Na przyszłość będę podróżować z poduszką i kocykiem, bo na metalowych lotniskowych krzesłach twardo i zimno, jak diabli.  

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz

    Jak opublikować komentarz?

    Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to..można wybrać:

    - NAZWA /ADRES URL - w..okienku NAZWA wpisać nick i w..okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.

    - ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w..komentarzu.

    W komentarzu można stosować kursywę i czcionkę pogrubioną.