28 sierpnia 2010

Po różowe okulary


       Kocham gorące klimaty, gdzie temperatura serc, zachowań, otwartości, rozmów... powoduje, że człowiek ładuje akumulatory na całą długą zimę i staje się pogodniejszy. Gdzie nie rozmawia się o polityce, religii i cudzej żonie. Gdzie pogoda nie załamuje się z dnia na dzień i wiadomo, jakiej aury można się spodziewać w określonym terminie. Gdzie na powitanie zakładają turystom różowe okulary...

       
       Nie wiem, czy dużo jest takich miejsc na świecie? Jeśli nawet są, to nie wszystkie dla mnie dostępne ze względów materialnych czy klimatyczno - zdrowotnych. Nie każdy też naród daje turyście poczucie ciepła, bezpieczeństwa, odprężenia i radości. Na przykład z Francji uciekłam po paru miesiącach, nie zrealizowawszy swojego planu 5 - letniego pobytu tam. Było mi na duszy smętnie i zimno. Kiedy w dwadzieścia lat później zawiozłam do Paryża syna na jego osiemnastkę - powiedział to samo.

       We Włoszech nie mogliśmy się opędzić od złodziei. Ze złodziejami kradnącymi „po włosku” nigdzie się nie spotkałam. Kradną ”na chama”, używając siły, a nie sprytu i trudnej sztuki kieszonkowca. Wyrywają z rąk torebki i zdzierają z pleców plecaki. Nie pomogą oczy „dookoła głowy”. Trzeba jeszcze mieć siłę, by nie dać sobie bagażu wydrzeć. Szczególnie w Neapolu i na Sycylii - w Palermo. Istna plaga!

       Z krajów europejskich, poza Polską, najlepiej czuję się w Hiszpanii. Wychodzę na miasto i mam wrażenie, że wszyscy mnie znają.
-  O -la! O -la! Skąd jesteś? Gdzie mieszkasz? A co ci dają jeść? Smakuje?
Jestem w parku. Wstaję z ławki i odchodzę.
- Już idziesz? Spieszysz się?
       Tam, gdzie zatrzymałam się w Hiszpanii, całe prawie osiedle starało się, chociaż jedno - dwa słowa powiedzieć do mnie po polsku, albo francusku, bo wieść o tym, że jest Polka, która rozumie tylko co nieco po francusku obiegła bary lotem błyskawicy w jeden wieczór. Jednak Hiszpania, po wprowadzeniu waluty euro, stała się dla mnie za droga. Niespodziewanie „funduje” też śnieżyce, ulewne deszcze, huraganowe wiatry i powodzie.

       Do Greków się zraziłam. Grek... Jak to Grek... Udaje Greka!

       W Morzu Czarnym (w Bułgarii) obłażą mnie zielone robaki (fuj!),  a także straszą ceny z kosmosu w czarnomorskich kurortach. Chorwacja cudowna i gościnna. Trudno znaleźć jednak piasek do wygrzania kości. Nie lubię opalać się na kamieniach czy betonowych podestach. Głównie jednak zrobiło się za drogo.
       
       A Polska? Piękna nasza Polska cała! Nie gwarantuje jednak ładnej pogody. Nie raz... Nie dwa... Wymarzłam się, spacerując w strugach deszczu od knajpy do knajpy, bo cóż było robić? Czytać książki, rozwiązywać krzyżówki i narzekać na reumatyczne bóle w kościach równie dobrze można we własnym domu. Tym bardziej, że odpowiada mi klimat mojego powiatowego miasta. Jest fajnie. Ludzie się znają, pozdrawiają, interesują się sobą nawzajem. Nie ma mowy, aby ktoś włamał się do mieszkania w bloku podczas czyjejś nieobecności. Przegonią złodzieja, bo wiedzą, że o tej porze danego dnia to na pewno nie ja otwieram drzwi lub chodzę po domu. Zostawisz otwarty balkon i wyjedziesz, a zbliża się burza? Natychmiast narada na podwórku, co robić, bo ona przecież dopiero pojutrze wróci.
       
       Tak sobie parę lat "marudziłam i narzekałam"... Tam nie mogę! Tu nie chcę! Sama siebie pytałam: w domu tylko siedzieć? Aż pewnej wiosny, jak Amor strzałą, przeszyła moje serce Afryka Północna, a szczególnie Tunezja. Ten kraj, w przeciwieństwie do swoich sąsiadów, jak i innych krajów arabskich, jest obszarem spokojnym. Ten spokój i gwarancje bezpieczeństwa budzą moje zaufanie i sympatię. Do tego dochodzi łagodny klimat. To bardzo istotne zarówno dla nadciśnieniowców, jak i sercowców oraz miłośników wina. Tu znalazłam swoje miejsce wypoczynkowe na ziemi. Nie twierdzę, że jest najpiękniejsze i najlepsze na świecie, ale odpowiada mi i jest nawet na emerycką kieszeń. Ach... Jak wyśmienicie się tam czuję. Zero spuchniętych nóg, brak skoków ciśnieniowych, stuprocentowy odpoczynek fizyczny i psychiczny. A przede wszystkim ten pogodny nastrój uśmiechniętych mieszkańców... I te różowe okulary! Choćby po nie warto pojechać!
Tak, więc jadę!
       
       Jestem w szale pakowania! Cóż to za przyjemność mieć ten cudowny bałagan w domu. Sukienki porozwieszane na drzwiczkach od szafek, bluzki porozkładane na łóżkach, w rządku na stole kosmetyki plażowe...
Chwilo trwaj! Jeszcze raz przeglądam... Jeszcze raz przestawiam... Jeszcze raz wzrokiem ogarniam i... Do walizki! Oczywiście jedną trzecią tego co wisi, leży i stoi wszędzie. W kominku można wygasić ogień po ośmiomiesięcznym w tym roku okresie grzewczym i...


  Gotowe! Można lecieć po słońce, radość, zdrowie oraz... Różowe okulary! Na pewno wrócę o 20 lat młodsza!

PS. Aaaaaaaaaa... jeszcze muszę pójść po zaświadczenie do urzędu gminy. Wybory Prezydenta RP zastaną mnie w Afryce. To całkiem nowe doświadczenie. Takie... patriotyczno – turystyczne!


komentarze  komentarze: https://aleblogowanie.wordpress.com/2010/06/04/po-rozowe-okulary/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak opublikować komentarz?

Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to..można wybrać:

- NAZWA /ADRES URL - w..okienku NAZWA wpisać nick i w..okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.

- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w..komentarzu.

W komentarzu można stosować kursywę i czcionkę pogrubioną.