24 sierpnia 2010

Tunezja. DBJM czyli "przeprawa" numer dwa

poniedziałek, 07 lipca 2008 
DBJM. Kto wie, co to jest?


       Ja wiem. To symbol pokoju 2 - osobowego z bezpośrednim widokiem na morze. Jaki to jest widok NIE...bezpośredni, to nie wiem. Może taki, jak w dowcipie z babcią, która zatelefonowała na policję, bo z okna ma widok  na gorszące ją sceny erotyczne rozgrywające się przy odsłoniętych oknach w pobliskim budynku. Przyjechała policja, mundurowy do babcinego okna podchodzi i nic gorszącego nie widzi. Ba, nawet pobliskiego budynku nie dostrzega.

- Źle pan patrzy, panie władzo, trzeba otworzyć okno, wejść na stołek, mocno wychylić się i spoglądać przez lornetkę na prawo, a nie na wprost. Dla pana bezpieczeństwa, niech ten drugi, co w samochodzie został, przyjdzie i pana przytrzymuje. 

       Może też tak z tym widokiem na morze nie...bezpośrednim. My, czyli siostra i ja mamy DBJM – znaczy bezpośredni, więc się nie zastanawiamy. Za bardzo nam  zresztą na tym DBJM nie  zależało przy wykupie wczasów, wszak taki pokój aż o czterysta  złotówek droższy. W innych – tańszych pokojach nie było jednak miejsc. Szybko zapominamy z siostrą o pieniądzach i jak dzieciaki cieszymy się z tego widoku morskiego, snując plany na romantyczne - balkonowe kawy o wschodzie słońca wyłaniającego się z morza. Widok dotychczas nieznany, bo w Polsce słońce idzie spać do Bałtyku, wstaje zaś nad lądem, dokładnie zresztą tu, gdzie mieszkam. Zapewniam! Widzę to codziennie z okien sypialni w momencie, gdy na drugi bok się przewracam o poranku. Cóż jednak po tym, że biuro podróży tak skrupulatnie oznakowuje pokoje „ogrodowe”, „morskie”, „uliczne”, a także większe i mniejsze i cenę za nie różnicuje, skoro  w hotelu to ignorują. Tak więc jesteśmy już w hotelu, klucz w dłoni, winda i „heja” do pokoju. Otwieramy balkon...

- a gdzie morze?

       Rozglądam się na trzy strony świata, jak babcia z kawału na stołek już chcę wyłazić i wychylić się, ale przypominam sobie na szczęście /na szczęście, bo stołka nie było, a wchodzenie na miękki fotel – to jest wbrew zasadom BHP z pewnością/, że w hotelu tym są też pokoje  DBJG - widok od strony ogrodu – właśnie te o 400 PLN tańsze. Znam ten widok ze zdjęć. Nie ma co wypatrywać tu morza nawet z lornetką. Wracamy do recepcji. Zbiera się w recepcji cztero, czy nawet pięcioosobowa komisja. W komputerze szukają, na zaplecze recepcji do biura wychodzą na zmianę, telefonują, znowu do komputera zaglądają...
Odwracam do siebie wykaz rozmieszczenia osób w pokojach i widzę, że faktycznie jesteśmy przydzielone do DBJG. Ale co tam, opaski ALL mamy już na nadgarstkach, nakarmione usadawiamy się więc na kanapach w lobby barze, zamawiamy gin z tonikiem i popijamy. Wiemy, że Arabowie nie spieszą się nigdy. My też mamy czas, jeszcze więcej od nich, bo na urlopie jesteśmy... 

W Afryce trzeba być leniwym, krew musi płynąć wolniej. To pierwsza zasada pobytu na afrykańskiej ziemi i stosujemy się do niej.
       
       Niektórzy zdążyli  już z plaży wrócić i się opalić, inni... nie opalić... pod opaskami (a mówiłam, żeby przy zakładaniu palce albo zegarki podkładać, by opaska była luźno),  my zaś jeszcze "ALL - ujemy" i "DBJM - ujemy"  przy recepcji. 


Serdecznie pozdrawiam Właścicielki rąk i fotografa.
     Miło Was wspominam.
      
       Ostatecznie mogłyśmy rozgościć się w tym DBJG i przenieść się następnego dnia, po spotkaniu z rezydentką. Ale... Co to... to nie! Dla zasady przede wszystkim i z lenistwa  po drugie.  Szkoda energii na rozpakowywanie walizek  na jedną noc, a potem przeprowadzkę. Poza tym z doświadczenia wiem, że turysta zakwaterowany jest turystą "z głowy", zaś "warujący" przy recepcji jest turystą "na głowie". Jutro można usłyszeć bukra, a pojutrze znowu bukra.
Bukra (jutro) - ulubione przez Arabów słówko -  najczęściej oznacza u nich "nie da rady".  
       
       Wycieczki zaplanowane, tak wiele do posmakowania, obejrzenia, przeżycia,  kilometry pętli do zatoczenia, targ w  Nabul  jutro tylko do południa, czego na życzenie nikt nam nie powtórzy w innym dniu. Po południu, jako że piątek, zaczną świętować.
Żadne tam  bukra  więc, czy  in sza Allah...    i już, o!
Pieniędzy też drugi raz za to samo nie damy. W Polsce  przecież zapłacone za konkretny rodzaj pokoju! A bez problemu można było tutaj - na miejscu. Ta sama cena za widok na morze.

Wyciągam czekolady.

-  Dla ciebie szokolade, żeby ci słodko było. Zwracam się do  pana z wykazem zakwaterowania gości.

Dla jedna madame jedna szokolade, a dla druga madame druga.  

Podaję tabliczki także dziewczynom, które z naszego powodu biegają: biuro – komputer – telefon - my – biuro – komputer – telefon - my. Natychmiast dziewuchy zmieniają front bezskutecznego działania (pewnie dzięki czekoladowemu magnezowi) i przynoszą z zaplecza nasz voucher. Proszą o przetłumaczenie zdania napisanego na nim w języku polskim: pokój dwuosobowy z bezpośrednim widokiem na morze. Tłumaczę na francuski.

       Tak sobie też w tym czasie myślę - pomyłki się zdarzają, tym bardziej w tak „skomplikowanych” kodach, jak „S-32” na lotnisku, czy „DBJM” w hotelu, ale dlaczego informację na dokumencie, który dla hotelu w obcym kraju  jest przeznaczony, napisano tylko po polsku?  Czy biura podróży uważają, że język polski jest powszechnie znany w Afryce? Można też przecież  było na voucherze  podać ten komputerowy symbol pokoju, znany  recepcjonistom. I roboty mniej dla pani wystawiającej voucher i hotel ma jasność i turysta dnia nie przebimba na kanapie w recepcji.
      
       Pod wieczór (bo jeszcze długo trwało przygotowywanie "morskiej" strony budynku na przyjęcie nieoczekiwanych gości - hi..hi..hi.. aż 2 sztuki na całe skrzydło hotelu)  jesteśmy na balkonie naszego DBJM, z którego widok prezentuję w albumie  „Barwy morza w zatoce Al Hammamet” - 
https://get.google.com/albumarchive/114175338512708624226/album/AF1QipOxkp9x4pQTD-zj6THZ8JYchFhCdN1pDK4pkn2X 

      Jest przecudnie! Bez stołka, lornetki i  wychylania się. A morze widać i słychać nawet z łóżka. Z radości tańczymy, śpiewamy, skaczemy w niedźwiedzim uścisku.
      
       Na drugi dzień otrzymuję laurkę z  różą słodkości od GraMysi - wzruszam się do łez.

Na toaletce pojawia się przeprosinowy koszyk owoców od dyrekcji hotelu (wiem, że za sprawą rezydentki). Wybuchamy śmiechem, bo czeka nas bitwa o banana - jednego na dwie.  Owoców pod dostatkiem mamy w ALL, ale gest doceniamy.

Dzień po stokroć niezwykły. Świętujemy. 




komentarze /zlikwidowane razdem z blogiem "Afryka moja"/



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak opublikować komentarz?

Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to..można wybrać:

- NAZWA /ADRES URL - w..okienku NAZWA wpisać nick i w..okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.

- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w..komentarzu.

W komentarzu można stosować kursywę i czcionkę pogrubioną.