1 czerwca 2012

Opowieści z Wilcza

     

o dzieciach szczęśliwych 

i dorosłych, jak dzieci.




       W otulinie Puszczy Kampinoskiej, przy żużlowej drodze nad stawkiem,  stoi dom Oli.  Zjeżdżają się tu dzieci z bliższej i dalszej rodziny, ich rodzice, ciotki, babcie i wujkowie, wypełniając dom wrzawą i radością. Ola jest ciocią Asi - mojej wnuczki. Bardzo lubią się nawzajem. Razem podbierają jajka z kurnika, wspólnie karmią cielaczka i gotują długi makaron na rosół. Asia, jej mama i tata uwielbiają przyjeżdżać do Oli. Lander, ich pies, również towarzyszy w tych eskapadach. 

       Wilcze, to miejsce z niezwykłej bajki, a Ola jest wspaniałą, dobrą wróżką. Wyczarowuje ciepło w sercach i błysk radości w oczach... Jej podwórko, dom i stodoła, stojące na skraju puszczy, to prawdziwe królestwo, w którym każdy czuje się dobrze i znajduje przeróżne skarby.
Asia od Bożego Narodzenia nie była u cioci. Pewnego razu, wiosną, zatelefonowała do Oli. 

- Ciociu, ja muszę do ciebie przyjechać. Muszę! Muszę! Muszę, bo inaczej uschnę z tęsknoty za tobą i twoim królestwem.

- Zapraszam, odpowiedziała Ola. Czy wiesz Asiu, że na Wilczu kwitną kwiaty, stawek wyzłocił się wiosennym blaskiem, a na bezchmurnym niebie świeci żarliwie słońce.





  
       Tego samego dnia, Asia z rodzicami, babcią Elą i psem wyruszyli do cioci Oli na podziwianie budzącej się wiosny. Wąsaty wujek przywitał gości salwą kapiszonów. Po krótkiej gościnie przy stole pod dębem Ola zarządziła wyprawę na Milkowiznę i do lasu. Przewodnictwo powierzyła wąsatemu wujkowi zwanemu Zającem.

- Gdy zajdziecie na Milkowiznę (pole cioci Niny), to nazbierajcie szczawiu na barszcz, poprosiła Ola.

- A w lesie nazbieramy gałęzi na wieczorne ognisko - dodał wąsaty wujek Wiesiek -  łasuch biesiadowania.




Do przedniej zabawy wystarczyć może zawieszona na drzewie lina.

 


      Na Milkowiźnie szczawiu rośnie pod dostatkiem. Asia starannie układała liście w koszyczku. Dziwiła się przy tym, że listki szczawiu są takie ciężkie. Kiedy przyjrzała się dokładniej, spostrzegła, że na łodyżkach szczawiu osiadły drobinki skrzących się kolorami tęczy brylantów.
      
       I tak mała dziewczynka uświadomiła dorosłym, że życie jest piękne, jak w bajce, że zawsze i wszędzie może być radośnie i bogato. Że oczyma wyobraźni i wrażliwym sercem, w kroplach rosy ujrzysz brylanty, w skrach ogniska - fajerwerki, w przyczepie starego ciągnika - królewską karetę, w wujku Wieśku z kapiszonami - kapitana gwardii królewskiej. Wystarczy się tylko trochę postarać, by chociaż na koniec zapracowanego tygodnia zamienić bezduszny komputerowy, plastikowy, betonowy, komórkowy świat na królestwo skarbów nieprzebranych. No, i... przydają się jeszcze mądrzy rodzice oraz dobra ciocia Ola. Ciocia ze swą krainą pełną historii i ciekawych opowieści, stawów i dzikich pól, różowych malw, kaliny, pachnących jaśminów i bzów...  Lasu...
 

    
  
  
Kolaż Asi




     Prababcia Kazia zorganizowała zawody na skraju Kampinoskiego Parku Narodowego. W piłkę siatkową mieli grać seniorzy przeciwko dzieciom i młodzieży. Do drużyny seniorów Kazia wyznaczyła dziadka Andrzeja, babcie: Elę  i Grażynkę, wujka Wieśka oraz ciocie: Olę i Ninę. W drużynie młodzieży znalazła się mama Ewa, tata Jarek, córeczki cioci Oli oraz syn cioci Niny. Prababcia Kazia - jako najstarsza i jej prawnuczka Asia - jako najmłodsza, zasiadły w loży sędziowskiej na sianie.

      Niezwyczajny to był mecz. Odbywał się zaraz po śniadaniu wielkanocnym. Dziadek Andrzej grał w garniturze i krawacie. Babcie w wąskich spódnicach i świątecznych bluzkach. Dobrze, że chociaż żakiety pozdejmowały. Ciocia Ola wspaniale prezentowała się w wizytowej sukience, zaś Nina w beżowym kostiumie. Bardziej stosownie do okoliczności ubrana była drużyna młodzików. Młodzi, jak to młodzi, noszą wygodne ubranie. Atutem drużyny młodzików były także adidasy. O ileż lepiej jest grać w piłkę w sportowych butach. Czółenka babci Grażynki, czy eleganckie pantofle dziadka stały się prawdziwą udręką w grze. 

Po krótkiej naradzie komisja sędziowska przerwała mecz i zezwoliła na zdjęcie wyjściowego obuwia, czyli grę na bosaka, a drużyny nazwano inaczej: "Adidasy" kontra "Bosaki", co zostało przyjęte z aplauzem.

      Do przerwy było czterdzieści kilka do kilkunastu dla Bosaków. Po przerwie i zamianie boisk szala przechyliła się nieznacznie na korzyść Adidasów. A to za sprawą osy, która użądliła dziadka Andrzeja w piętę. Kulał trochę biedaczek i nie podskakiwał już tak wysoko do ścięcia piłki, o ile w ogóle można wysoko podskakiwać przy wadze około setki. Potem babci Eli pękła spódnica, a Ola rozdarła rękaw świątecznej sukienki, zaczepiając o "siatkę”, którą imitowała sękata tyczka wsparta wbitymi w ziemię sosnowymi balami. Beżowy kostium cioci Niny zmienił kolor na zielony od upadków na trawę. 

Wielka determinacja Bosaków zaowocowała wynikiem sto kilkadziesiąt do stu kilku dla Adidasów.

      Z boiska do domu, chociaż wygrani, seniorzy wracali, jak żołnierze tułacze z poniewierki wojennej, a prababcia Kazia cieszyła się, że mecz był udany i że miała przednie widowisko. Oczywiście obie drużyny zaprosiła na poczęstunek.



Mecze siatkówki odbywają się do dziś przy każdej okazji.
Na kocu (w czapeczce z uszami misia) "sędziuje"
przedstawiciel nowego szczęśliwego pokolenia.


       Wilcze jest dla Asi i Landera, jej psa, krainą  baśniową, pełną historii i ciekawych opowieści, pięknych ogrodów i stawów, złotych dyni, różnych zwierząt i ptaków oraz najdziwniejszych, zaczarowanych przedmiotów.

       Pewnego razu ciocia Ola postanowiła przedstawić realizm tego niezwykłego miejsca.

- O tak! Tak! Opowiadaj o Wilczu, wołała uradowana Asia.

       Usiadły na ławce pod starym orzechem i Ola zaczęła opowieść o życiu na Wilczu. Tyle ważnych wydarzeń tu miało miejsce, tyle różnych projektów i planów, że po prostu zachłysnąć się nimi można. Ciężka praca na wsi i trudy życia codziennego rodzą najwspanialsze opowieści. Życie ludzi tutaj jest zupełnie inne i niepodobne do tego toczącego się w blokowisku wielkiego miasta. Mieszkańcy wsi żyją z dala od zgiełku i smogu, zatopieni w pięknie przyrody. Nigdzie w blokowisku miejskim przyjaźń i miłość nie rodzą się z taką łatwością i siłą, jak tu, w otulinie Puszczy Kampinoskiej.

       W śnieżne i mroźne zimy mieszkańcy są zdani przeważnie na siebie. Motywowani do wzajemnego pomagania sobie, poznają się szybciej i lepiej, przywiązuję się do siebie na długie lata całymi pokoleniami. Wilcze jest jak okręt płynący przez ocean dziejów. Razem dzielone przygody, wrażenia, troski, choroby i radości zespalają ludzi silnie i nierozerwalnie, tak jak marynarzy na statku. Domy przechodzą z pokolenia na pokolenie. Niektóre mają po sto lat, a wciąż mieszkają w nich te same rodziny.

     Ci, którzy wyjechali do miasta, chętnie przyjeżdżają na Wilcze, by wspominać dzieciństwo, pooddychać żywicznym powietrzem, odnaleźć spokój wewnętrzny i odpocząć od zgiełku.

- Czy wiesz, moja kochana, że twój dziadek i rodzice twojego dziadka wychowali się na Wilczu? Dodała pytająco na zakończenie swej opowieści Ola.

-  A moi rodzice wychowywali się w mieście i też lubią przyjeżdżać tutaj. Mama mojego taty także kocha to miejsce, chociaż pochodzi z miasta. Tak opowieść cioci  podsumowała Asia i pobiegła nad stawek poszukać zaczarowanej żabki, bo co by nie mówić, to Wilcze jest krainą bajeczną, o!

 
    Właśnie taką...


Szczęśliwego dzieciństwa w bajecznych krainach,
które można wszędzie stworzyć,
wszystkim Dzieciom życzy babcia alElla. 

Do dzieła dorośli!
Szczęście Dzieci w naszych rękach!

42 komentarze:

  1. Oto najpiękniejszy prezent jaki można dać dzieciom.Szczęśliwa mała Asia, która rośnie otoczona takim ciepłem i pięknem. Szczęśliwi dorośli, którzy mogą takim bogactwem obdarować potomstwo. Każdy ma tu swoje szczęśliwe miejsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafnie spostrzegłaś Bet... szczęśliwe miejsce dla każdego, o! Gdybyż każde dziecko miało w swoim życiu "szczęśliwe miejsce".

      Usuń
    2. Wszystkie te opowiadanka aż pulsują rodzinnym ciepłem. Styl opowieści zrobił z nich bajki. Popatrzcie, jak zwykłe wydarzenia można przeistoczyć w prawdziwą bajkę z królewstwem, brylantami, dobrą wróżką...

      Usuń
    3. Bo takie powinno być życie. Ono przecież w większości składa się ze zwykłych zdarzeń i prostych czynności. Ileż razy w życiu jedziemy z dziećmi do baśniowej krainy Disneylandu? Większość, ogromna większość wcale.
      Tak, jak niżej napisała Malina, ten długi prawdziwy makaron...

      Usuń
  2. A tak na marginesie, widzę tu mnóstwo genetyki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz ci los, nawet genetyka w szczęście zaprzęgnięta? hi, hi...

      Usuń
    2. a jakże! Związek "genetyka a szczęście" jest oczywisty. Czy nie czyni szczęśliwym obserwacja powielania talentów, a nawet gestów przez potomków? Odpowiadam sama sobie na wszelki wypadek/ hi,hi../ - czyni.

      Usuń
    3. No, to ja już nie muszę odpowiadać :)))

      Usuń
    4. Hi,hi... przynajmniej mam pewność, że odpowiedź mnie zadowoli...hi,hi...

      Usuń
    5. A może niech się stanie to zasadą na blogach? Każdy komentator wtedy będzie z odpowiedzi zadowolony:)))

      Usuń
    6. No, i trollowania nie będzie...

      Usuń
  3. O MATUNIU JAKI PIĘKNY WPIS
    babciu alEllu jesteś zaczarowaną wróżką, która zerwała kwiat poznania a ten czrodziejski kwiat pozwolił ci poznać tajemnicę szczęśliwego dzieciństwa.
    Nie quad ipod ale długi prawdziwy makaron ...
    Grycelko - zaczarowałaś i oczarowałaś mnie tym wpisem
    -----------
    a wiesz, że dostałam dzisiaj prezent na Dzień Dziecka ... a co, 50+ też mogą być SZCZĘŚLIWE JAK DZIECI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malino, chałwianki do końca życia pozostają tak słodkie, jak dzieci. To i nie dziwota, że prezenty w Dniu Dziecka otrzymują :)

      Usuń
  4. Do 18. roku życia wychowywałam się na wsi, więc doskonale rozumiem Ciebie i całą Twoją Rodzinę. Uważam, że każde dziecko, jeśli ma tylko rodzinę na wsi powinno choć pół miesiąca tam spędzić. Jeśli potrafi sobie dobrze zorganizować czas, na pewno nie będzie tęsknić za komputerem.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze jest, gdy w organizacji czasu pomogą też dorośli, inspirując do działania, lub włączając się do wspólnych zajęć.

      Usuń
    2. Oczywiście. Kiedyś dzieci same potrafiły się bawić, teraz albo są zbyt leniwe, albo nie potrafią zorganizować sobie czasu, bo nie potrafią. Tylko że inicjatywa powinna dyskretnie wypłynąć od dorosłych, aby dzieciom się wydawało, że same zabawę wymyśliły.
      Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
    3. Zauważyłam, że mniejsze dzieci lubią, gdy dorośli się angażują. W wielu przypadkach jednak zaangażowanie dorosłych polega na włączeniu bajek i podaniu na kanapę stosów różnego paskudnego jedzenia w torebkach. To jak dzieci mają się nauczyć organizacji czasu i zabaw?

      Usuń
  5. Pięknie,to napisałaś i sfotografowałaś i przedstawiłaś,pięknie.Idę spać.KUBA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Ale to nie moja zasługa. O pięknych ludziach nie da się po prostu inaczej napisać.

      Usuń
  6. Znajomi, znajomych mojej dalszej rodziny mieszkają w Beverly Hills. Ich opowieści z lat 70 ub.w. (bo teraz ta dzielnica zrobiła się dziadowska) przenosiły nas w krainę baśni Andersena, tak jak Twoje opowiadanie. Wtedy zastanawialiśmy się po co "lizać tego loda przez szybę". Teraz też się zastanawiam i ... przyznaję rację Bet. Genetyka!
    Anzai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anzai, już drugi dzień się zastanawiam i nie wiem, co odpowiedzieć. Po prostu się przyznam. Zupełnie nie rozumiem Twojego porównania z opowieściami z "Beverly Hills a lody".

      Usuń
    2. alEllu, bo to trzeba mieć we krwi, aby czteropokoleniowa rodzina tak zgodnie chciała się spotkać w rodzinnym miejscu. Wiem, bo też się wychowałem w takim domu z zaczarowanym ogrodem, ale teraz zamiast sadzawki i małego strumyka na obrzeżu ogrodu, jest beton, parking, i stoją tam bloki, a rodzina woli jeżdzić po necie, albo po niemieckich hipermarketach.
      Z opowieści o Beverly Hills najbardziej mi się podobało jak gospodarze 3 piętrowej willi nie mogąc zasnąć, wstali z łóżka, i w pidżamie i na bosaka wsiedli do swojej windy, zjechali do samochodu w garażu, i pojechali do znajomych kilkaset metrów dalej. Tam też z samochodu wsiedli do windy, wjechali na 1 piętro innej willi i zlegli w salonie na łóżku wodnym. W ten sam sposób dotarła do nich włoska pizza, "trawka", i striptizerzy/rki. Jeżeli do tego dodać, że najbliższa trawa i palmy wokół domów były sztuczne, to mamy obraz tego co można nazwać "lizaniem loda przez szybę", bo dla większości z nas oba te środowiska są niedostępne z różnych względów.
      Anzai

      Usuń
    3. Anzai, i na betonie, i na parkingu może być "raj" i "czarodziejski" ogród. Trzeba tylko, by dorośli się postarali. Wolą jednak dać pilota, filmy i parę kilogramów chipsów na kanapę dzieciom, by mieć od nich święty spokój. To skąd się wezmą potem więzy wielopokoleniowe? Geny nie wystarczą, jak od noworodka rozwija się tylko więzi dziecka z pilotem - telewizorem - komputerem i chipsami.

      Usuń
    4. I wbrew obiegowej opinii, dorośli, a nawet całkiem starzy mają wielki autorytet u dzieci. Czy wiesz, jaką furorę wśród dzieci zrobił w Warszawie na spotkaniu dziadek, który opowiadał, skąd się bierze cukier? Jak zaczarowane słuchały, bo dotychczas wiedziały, że cukier jest z cukiernicy, co stoi na stole. Tak się tworzy wzajemne oczarowanie, zaczarowanie i więzi, o!

      Usuń
  7. Piękny wpis, lubię takie klimatyczne opowieści. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Kontakt z przyrodą, to miłe zajęcie nie tylko dla dzieci, dorośli są w swoim żywiole i chłoną zieleń, szum drzew, a także kiełbaski z grilla smakują jak nigdzie. Teraz rzadko bywam na wsi. Postanowiliśmy, że latem zawieziemy na wieś wnusię, która nigdy jeszcze z bliska nie widziała krowy. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wnuczka na pewno będzie zadowolona. To kolejne szczęśliwe dziecko na tym świecie.

      Usuń
  9. Hej Elu!
    Na pewno jeszcze Viola będzie miała fotkę na Żoliborzu, ale nie tylko. W Gdańsku też:)
    A mnie chodziło nie o 10 zł. Tylko o takie bezczelne oszustwo!!!!!!!!
    Jak można w ten sposób się połakomić na 10 zł????????
    Głupie 10 zł!!!!!
    Opisujesz moją okolicę. Pyszczę Kampinoską. Bywałem tam bardzo często.
    A ostatnio dwa razy na skuterze. Puszcza Kampinoska to też miejsce naszych szkolnych rajdów turystycznych. I wycieczek rowerowych do Palmir. A ojciec w dzieciństwie urządzał nam kuligi zimą za autem:)
    Widok lasu nawet tylko na fotkach zawsze poprawia mi humor:)
    Pozdrawiam Ciebie i mieszkańców Wilcz:)

    OdpowiedzUsuń
  10. To jeszcze dodam, że czołówka mi się bardzo podoba.
    Czyli nas osobiście witasz:)
    A ja teraz żegnam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vojtku, to nasze ścieżki gdzieś tam może się przecinają? Co ja piszę "gdzieś"? Wiadomo, gdzie: na Żoliborzu i w Puszczy Kampinoskiej.

      Usuń
    2. To wpadniemy kiedyś na siebie........I będzie TWÓRCZE BUM!!!!!
      Wiesz nie pomyślałem, ze ta pani może być "normalna inaczej"
      A zdarza się. Kolega na spotkaniu klasowym opowiadał, że nie ma ani jednej fotki ze ślubu syna. Bo fotograf, który to robił TO ZWARIOWAŁ, poniszczył wszystko i znalazł się w szpitalu. Poważnie.
      Pozdrawiam ze słonecznego Żoliborza i zaraz się ewakuuję z domu.......

      Usuń
    3. U mnie pochmurno, ale też ewakuuję się z domu. A to "twórcze bum" to by było niezłe :)

      Usuń
  11. Nic nie przebije prawdziwych przeżyć i zapachów, tego, co można zobaczyć w realnym świecie, przeżyć, dotknąć, za czym można pobiec i czym się pobawić :)
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak Iw.

      Książki i komputer w odpowiednich dawkach - jako uzupełniające źródło wiedzy i rozwoju swoją drogą, ale życie i jego zapachy być muszą!

      Usuń
  12. Witaj Elu !
    "Szczęście dzieci w naszych rękach"
    Nasze emerytury w rekach dzieci!
    Pozdrawiam wieczornie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Biedne" dzieci. Ledwo przyjdą na świat, już taka odpowiedzialność na nich spoczywa:)

      Usuń
  13. a ja od rana mam twórcze bum bum trach z naciskiem na trach
    w przerwie na kombinowanie jak z niemozliwego uczyń możliwe pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Swoje dziecinstwo spedzilam w... ogrodzie, sadzie, w polu, na lace... Przyroda wokol mnie sie zmienia a ja dalej w ogrodzie, w dzikim lesie, wacham gloriozy i to sa piekne chwile... i z tych chwil sklada sie zycie...mysle, ze dzieckiem jest sie przez cale zycie...
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie nowego Gościa na "posiaduszkach". Zapraszam serdecznie zawsze, będzie mi bardzo miło:)

      Usuń

Jak opublikować komentarz?

Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to..można wybrać:

- NAZWA /ADRES URL - w..okienku NAZWA wpisać nick i w..okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.

- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w..komentarzu.

W komentarzu można stosować kursywę i czcionkę pogrubioną.