24 sierpnia 2012

Zamroczone dzieci /i ja też/



Fot. z legitymacji szkolnej
- czy uprawniającej do...
 picia, palenia i seksu?

  Gdy dzwoneczek się odezwie...


       Telewizja pokazuje przygotowania do nowego roku szkolnego. Rodzice ze swoimi pociechami kupują już podręczniki, zeszyty, plecaki, kredki...  Media zastanawiają się, czym dzieciaki zajmowały się podczas wakacji i co przyniesie pierwszy dzwonek w szkole?

       Natknęłam się na raport przygotowany na zlecenie jednego z magistratów i zamroczyło mnie. Wiedziałam, że młodzież uczy się, bawi, uprawia sporty, realizuje swoje pasje. Ale też pije, pali i zażywa narkotyki. Nie przypuszczałam jednak, że pierwszy papieros jest wypalany już w przedszkolu, zaś w szkole podstawowej i gimnazjum smak nikotyny zna 60 procent młodzieży, a 50 procent pije alkohol. O nałogu nikotynowym co czwartego dziecka wiedzą mama i tata, a palenie papierosów przez dzieci staje się akceptowalne przez rodziców. 

Pierwsze kosztowanie trunków odbywa się już w 13 roku życia i to na uroczystościach rodzinnych, jak wesela, urodziny i święta. Dziewczęta i chłopcy  kupują alkohol także sami, z czym, jak twierdzą, nie mają problemów. Nasuwa się pytanie: skąd biorą na to pieniądze? Wśród młodych pijących i wracających do domu w stanie wskazującym, tylko dwa procent przyznało, że ich rodzice próbowali zająć się tym problemem. Matko kochana, a gdzie reszta rodziców?

Opisy wakacyjnych przygód na koloniach i obozach coraz częściej ociekają seksem. Nastoletnie dziewczynki mają poza sobą upojne chwile spędzone z wiekowymi /jak dla nich/ mężczyznami na łodziach, romantycznych klifach i w zatokach.

Raport mówi, że „(...) Trochę  LEPIEJ jest z eksperymentami narkotykowymi, bo to TYLKO kilkanaście do dwudziestu procent, a w szkołach podstawowych  ZALEDWIE jeden procent uczniów bierze narkotyki, najczęściej marihuanę i amfetaminę. POCIESZAJĄCE, że 80 procent uczniów stwierdziło, iż nigdy nie spotkało się z propozycją zażycia narkotyku."

Cóż za sformułowania?!

"Lepiej"  ?
„Zaledwie” ?
„Tylko” ?
„Pocieszające” ?

To, kiedy zacznie bić na trwogę dzwon? Gdy zamroczone dymem papierosowym będzie całe przedszkole, narkotykami i alkoholem sto procent uczniów, a kolonie i obozy przypominać będzie małym dziewczynkom jedynie rosnący brzuszek?

Jestem po takiej lekturze zamroczona, jak te biedne dzieci, których rodzice nie próbują, nie chcą lub nie mają czasu ratować...


70 komentarzy:

  1. Przepraszam - czemu sie dziwisz. Wiesz przeciez że jak rodzic przełozy niesforne dziecko przez kolano a ktos doniesie lub ono same to rodzic pójdzie do pierdla. Wiesz że kiedyś na ADHD najlepszy był taciny pasek a na dysgrafię - napisz 100 razy "będę ładnie pisał". Starsze "bestresowe" pokolenie juz biega "Tusku matole.....", buczy po cmentarzach i twierdzi że 2 ped... pardon gejów to norma. Nie wiesz że teraz dziewczynki traca dziewictwo w żłozbku na smoczku....................... oj Ellu, Ellu - dzis urodzona.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. to nie zdziwienie a przedstawienie tragicznych realiów. Rodzice zapracowani, w pogoni za karierą, pieniędzmy nie mają czasu dla swoich pociech. Może oczekują od szkół "pełnego wychowania". Ale prawdą jest też że dziś dla dzieci większy autorytet ma kumpel niż rodzic no i kko się zamyka. Jeśli rodzic nie wie, nie interweniuje. Zaufanie do rodzica to podstawa wiedzy o własnym potomstwie.

    OdpowiedzUsuń
  3. A czy nie jest symptomatyczne, że takie raporty i alarmy ukazują się sporadycznie i najczęściej z jakiejś okazji. Początek szkoły jest okazją jedynie do alarmu. A gdzie systematyczna praca na ten temat?
    Pierwszy dzwonek minie i znów zajmiemy się słupkami popularności sejmowych gwiazd zamiast rzeczywistymi problemami.A to jest właśnie taki problem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaje mi się, że Piotr dość trafnie i rzeczowo skomentował obecną sytuację. Czasy się zmieniają, a my rodzice i dziadkowie stoimy w miejscu. Ja pierwszego papierosa zapaliłem mając ok. 8 lat, i zaraz potem dostałem od rodziców ... całą paczkę papierosów, które miałem palić razem z nimi. Gdy nauczyli mnie zaciągania się, zwymiotowałem i do tej pory nie palę (miałem krótki okres poworotu na studiach w akademiku palili wszyscy). Alkoholem też poczęstowali mnie rodzice w wieku ... 17 lat, z okazji zdania matury. Zaraz potem zagrałem z ojcem w szachy i ... sromotnie przegrałem. Nauczyłem się t.zw. picia z umiarem, i z założonym celem. Przypuszczam, że metody moich rodziców dzisiaj by się nie sprawdziły. LSD też "przećwiczyłem" na studiach, bez szczególnego zauroczenia. Może dlatego nie wdepnąłęm w używki, bo dla mnie nie był to owoc zakazany. Myślę, ze dużo zalezy od rodziców, o ile są dla dziecka autorytetem.
    Anzai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. anzai, nie zgadzam się, że stoimy w miejscu. Nie my. Wiemy, że czasy inne,wiemy też że są tak zwane wartości uniwersalne. Niezależne od mody czy rozwoju techniki.
      Od rodziców zależy wszystko. Tylko bardzo rzadko ta teoria się nie sprawdza. Tak rzadko, że może być tylko "wyjątkiem potwierdzającym regułę".

      Usuń
    2. ... te wartości uniwersalne to coś innego niż autorytet?
      Anzai

      Usuń
    3. wartości uniwersalne powinny być wpajane przez autorytet - tak bym to powiedziała.
      Dlaczego twierdzisz, że metody Twoich rodziców dziś by się nie spełniły?
      Podejrzewam, że jakiekolwiek metody stosowane przez "nie autorytet" nie dają rezultatu. Czy to miałeś na myśli?

      Usuń
    4. Co do wartości i autorytetu to chyba nigdy się nie różniliśmy. A rodzice, no cóż dopiero po kilkudziesięciu latach dowiedziałem się, że moi koledzy i koleżanki nie byli tak do końca wybrani tylko przeze mnie. I to jest wielka sztuka, aby dziecku niezauważalnie zorganizować środowisko i wpajać mu wartości uniwersalne. A "nie autorytety" też nie są pozbawione zdolności oddziaływania, bo przecież nie wszystko odbywa się na zasadzie "wychowania naturalnego". Pijak, czy narkoman może przecież prowadzić interesujące zajęcia lekcyjne nawet z zakresu przeciwdziałania nałogom.
      Myślę, że dzisiejszych rodziców czeka o wiele trudniejsze zadanie, bo otoczenie i ten świat jest trudniejszy.
      Anzai

      Usuń
    5. nie wiem czy ten świat jest trudniejszy. Może nam się tylko tak wydaje? Może nasi rodzice to samo mówili o czasach naszej młodości? Też wydawało im się, że mamy trudniej?
      Tak, Twoi Rodzice wykazali się niezwykłym talentem pedagogicznym.No i jest efekt! I to jaki....!

      Usuń
    6. Gdyby nasi dziadkowie dożyli takich czasów, gdzie np. w najbardziej cywilizowanych krajach na świecie można wsadzić do więzienia rodziców (a dzieci odebrać) za to, że ukarali niegrzeczne dziecko klapsem, to pewnie by ich to "lekko" zdziwiło. Nie przytaczam już innych "niespodzianek" - o których zresztą wspomina Piotr, takich jak gwałcenie noworodków - które czekają na dzisiejsze dzieci, bo zapewne o tych "nowościach" słyszałaś.
      Niezwykle groźnym jest też "zalew informatyczny" (komputeryzacja), bo wywołuje on nowe choroby cywilizacyjne, o których nawet nie śniło się naszym dziadkom (o tym też pisze Piotr). Sądzę, że dzisiaj nawet moi rodzice by polegli, i nie wiem czy w ogóle ktoś nad tym jeszcze panuje ...
      Anzai

      Usuń
    7. anzai, nasi dziadkowie mieli do czynienia z zagrożeniami o których my nie mamy pojęcia. Niektóre choroby na przykład, które teraz już nie zagrażają albo "pędzące" wozy konne lub automobile... nas to teraz śmieszy, ale na dawne czasy to też były istotne problemy.
      Powiem tak : każdy czas ma swój strach.

      Usuń
    8. Jeżeli masz na myśli to, że w ogóle niższy poziom cywilizacji (a więc i nauki, uprzemysłowienia, rozwoju kultury, itd.) stawiał mniejsze wymagania naszym dziadkom, ich potomstwu, to zgoda. Ale pomimo tego łatwiej dziecko chronić przed widocznymi zagrożeniami (pędzący powóz, choroby, itp. - co działa natychmiastowo i objawowo) niż przed nieznanym, i podstępnym wrogiem atakującym nasze dziecko przez wiele lat.
      Odchodzimy chyba od głównego tematu, więc nie chciałbym znowu wydawać się niegrzecznym ... :)))
      Anzai

      Usuń
    9. anzai, dyskusja lubi zbaczać od głównego tematu. I tak nieźle się trzymamy wątku pedagogicznego.
      Wychowanie jest zawsze wielka odpowiedzialnością i wymaga dużego trudu, Ważne aby ten trud podejmować. Najgorsze jest "zaniechanie".

      Usuń
    10. Wiesz Bet, jak czytam te bardzo ciekawe komentarze Uli, Piotra, Andante, Lotki, Anny, Akwamaryny, Iw-nowej, i in., to przeraża mnie nasza bezsiła. Bo co mają począć rodzice, skoro my doświadczeni pedagodzy też nie wiemy co robić? Zalew seksem, porno, agresją, narkotykami, i wszelkimi używkami jest tak potworny, że już nikt nie próbuje z tym walczyć. Widzę nauczycieli (zresztą i sam to robię), którzy odwracają głowę od zdarzeń na które jeszcze 30 lat temu odruchowo reagowali. I to nie jest "zaniechanie", ale bezsilność. Bo tak jak dzieciom, i rodzicom, tak i nauczycielom nikt nie pomaga.
      Anzai

      Usuń
    11. anzai, a kto ma pomagać? Wszak to nasz wszystkich obowiązek - wychowywać następne pokolenie. Nie okiełznamy mediów ale możemy sprawić aby nie wywierały takiego wpływu na dzieciaki. W wielu przypadkach występuje zaniechanie, niestety.
      Masz rację, nie jest to łatwe i wszystkie komentarze bardzo słuszne są.

      Usuń
    12. Chyba równie ważna jest podstawowa edukacja dorosłych, głównie rodziców, i nauczycieli.
      Anzai

      Usuń
    13. dokładnie tak! Tylko dlaczego naszych rodziców nie trzeba było ekstra edukować? Jakoś dawniej rodzice wiedzieli co maja robić.

      Usuń
    14. Nie jestem pedagogiem a raczej przykład bezsilności na działania pedagogiczne i wiele lat zajęło mi aby "wujść na ludzi". Smrodek dydaktyczny był konieczny do wygłoszenie mojej, może idiotycznej, tezy.
      W każdych przeszłych latach dla każde pokolenie młodziezy miało inne marzenia. Pamietam mój zachwyt jak matka "zdobyła" dla mnie rower, pamietam pierwszy zegarek m-ki Ruhla ale mający aż 8 kamieni /często go otwierałem i sie chwaliłem, że mam zegarek kamieniowy/. Takie były czasy, skromne, czasem biedne a nawet bardzo i do szczęścia niewiela nam trzeba było.
      Teza: dzis jestesmy o wiele zasobniejsi i dlatego to co dla nas było wyjątkiem dla nich jest rzeczą często pogardzaną. Szukaja gdzie indziej i innych podniet, szczęścia ????.
      @Bet - rodzic zawsze wie co ma robić, maja to w genach /szczególnie Matki/ i dlatego jak słyszę - wszystkie dzieci sa nasze to odkrzykuję - a odp....cie się
      Pozdrawiam

      Usuń
    15. czytam co pisze Anonimowy i przypominam sobie, że moi Rodzice identycznie wybili z głowy mojemu braciszkowi palenie papierosów, dali papierosa i kazali całego wypalić - skutki braciszek zapamiętał na zawsze, mnie nie oduczali bo byłam szalenie romantyczna dzewczynką a chłopak w którym się kochałam na zabój twierdził że wolałby całować się ze szczurem pod szafą niż z "popielniczką" na takie ductum to nie dziwota, że papierosów do ust nie brałam, a jak człowiekowi cielęce lata mijają to patrzy inaczej.Pamiętam jak mój braciszek znalazł swego czasu scyzoryk, cudowna rybkę. To były czasy kiedy na widok takiego cacka oczy z zachwytu wyłaziły. KIEdy zachwycony braciszek przyniósł cacko do domu to mój Tatuś od razu wziął go na poważną rozmowę a potem poszli na miejsce gdzie lezał scyzoryk, pochodzili po domach i znaleźli chłopczyka który to cacko zgubił. Chłopczyk był spuchnięty od płaczu. Myślę, że braciszek na całe życie lekcję zapamiętał
      . Rodzice dali nam coś, czego teraz rodzice dawać zapominają - nauczyli nas że nie wszystko musimy mieć. Dzięki tej nauce życie oszczędza mi wielu gorzkich rozczarowań

      Usuń
    16. Malino, coraz częściej zauważam, że mamy dużo wspólnych doświadczeń z dzieciństwa, i nie tylko (np. ten Krzeszów!). Nauka z papierosami utrzymała się przez całe dzieciństwo, ale w 4 osobowym akademiku trafiłem na samych palaczy i nie było wyboru. Po studiach jednak pierwsza poważniejsza dziewczyna porównała mnie do "komina" i też nie chciała "w ślinkę". No i to już zabiło na zawsze moje próby z papierosami.
      Też oddałem korkowca, ale ja byłem bardziej zdemoralizowany, bo wiedziałem kto go zostawił, i następnego dnia wróciłem tam, gdzie mój "łup" czekał na mnie. Niestety rodzice przypomnieli mi jak było, gdy zostawiłem na dworcu moją ulubioną finkę, no i wypadało oddać. Serdecznie Pozdrawiam.

      PS. A już myślałem, że tylko moi rodzice byli tacy przebiegli z tymi papierosami.
      Anzai

      Usuń
  5. pierwszego papierosa wypaliłam w dzień rozdania świadectw maturalnych i potem jeszcze długie lata wstydziłam się i bałam zapalić przy mamie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy kontakt z papierosami miałem przed podstawówką - nie smakowało mi zupełnie, pierwszy kontakt z alkoholem w wieku około 13 lat.Później bolała mnie głowa, żołądek,a za sprawą rodziców i tyłek.
    Narkotyków nigdy nie próbowałem co powinienem napisać dużymi literami.
    W sumie niczego nie żałuję.Ot była to taka zwykła ciekawość świata Bez ciągu dalszego.
    Zaręczam więc że dawniej pierwszy kontakt z używkami (dwoma pierwszymi)wypadał mnie więcej tak samo jak dzisiaj.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. .........no to jest nas dwóch. Tez nigdy narkotyków żadnych nie próbowałem.
      Pozdro

      Usuń
    2. Tak trzymać.Bo w tym wypadku nie ma czego żałować

      Usuń
  7. Taka jest rzeczywistość. Już 14lat temu zauważyłam zmiany na gorsze w zachowaniu dzieci ze szkoły podstawowej więc cieszyłam się, że odchodzę na emeryturę. Używki wśród dzieci są na porządku dziennym ale w tej kwestii rol rodziców jest bardzo ważna. Jeżeli w rodzinie jest życzliwość i porozumienie, to dziecko nie ma powodu sięgać po alkohol czy inne używki. Wnusia idzie do pierwszej klasy, może powinnam kupić jej paczkę papierosów i włożyć do tornistra? - to był niewybredny żart. Paliłam od 15 roku życia przez wiele lat, wstydzę się tego. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  8. Klik dobry Posiaduszkowiczom:)

    Nie mogę na razie włączyć się do rozmowy, ponieważ "klawisze" odmawiają współpracy, ale czytam i przeżywam wszystkie komentarze. Dyskutujcie dalej, proszę, ja będę się przysłuchiwać i włączać myślami.

    Pozdrawiam serdecznie wszystkich.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klawisze są niegrzeczne, do kąta z nimi!

      Usuń
    2. Al Ellu, czemu Ty taka tłusta? Czego się objadłaś?
      Anzai

      Usuń
    3. Rozpoczęłam rok szkolny utratą plików z fotografiami. Robiłam je u wnusi w szkole. Ech... !!!

      Usuń
  9. Ratunku, jaki przygnebiający post. Jeden z moich wnukó jest w 2 klasie szkoły podstawowej , drugi u starszaków. Apage satanas!

    OdpowiedzUsuń
  10. Za taką sytuacje winię przede wszystkim rodziców,ale nie tylko.Media robią swoje.Seks jest reklamowany, a nie zabraniamy młodym ludziom.Ja wnioskuję, że ktoś ma w tym interes i domyślam sie kto.Łatwiejszy dostęp do młodych dziewcząt.A sama szkoła, to chyba świadome niszczenie poziomu nauczania.Kiedyś robotnik dobrze wykształcony umiał upomnieć sie o swoje i to nie było dobre.W Anglii ponoć kończąc podstawową naukę uczniowie nie potrafią czytać.Pozdrawiam.Ula

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety, rodzice częstokroć nie czują się odpowiedzialni za swoje pociechy. Nie przeraża ich odór alkoholu płynącego z ust maluchów lub wręcz pijanych nastolatków wracających po północy do domu. Sprzedawcy częstokroć nie przejmują się, że obowiązuje ich zakaz sprzedaży alkoholu ludziom niepełnoletnim. Nikomu nie przeszkadza widok małolatów siedzących na ławkach na osiedlu i raczących się piwem. Po prostu wszyscy obojętniejemy. Kiedyś znajoma mi opowiadała, jak przyłapała swojego malucha opróżniającego niedopite przez gości kieliszki. Nie wiem, jak kilkulatkowi smakował wstrętny alkohol, chyba na zasadzie, że zakazany owoc lepiej smakuje. Na temat seksu nie będę się wypowiadać, bo o tym można napisać niejeden esej.
    Życzę miłych dni kończących sierpień.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wychowanie dzieci i młodzieży wymyka się spod kontroli, dziadkowie mający być wzorem bardzo często niszczą wizerunek rodziców zamiast ich wspierać, za to młodzi jeśli już chcą wychowywać, to mają problem, bo praca ma być na pierwszym miejscu.
    Trudno jest pogodzić tyle zakresów życia. W efekcie odłamki tej sytuacji trafiają w dzieci.
    Niestety nic nie zastąpi dobrego, starego wychowania przez dom rodzinny.
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  13. alEllu jestem dogłębnie przerażona statystyką. Najczęściej jeżdżę do Warszawy pociągiem, tak więc mam możliwość zobaczenia jak zachowuje się młodzież, a szczególnie gimnazjalistki. Papieros już na dzień dobry, narzucanie się chłopcom... jaki początek dnia, taka reszta.
    Brak czasu dla dziecka jest największym błędem ze strony rodziców. Dziecko potrzebuje wsparcia, pomocy, rozmowy i to partnerskiej, niezależnie od wieku. Telewizja, internet tego nie zastąpi. Kilka młodych osób bez zainteresowania ze strony rodziców umilą sobie czas... podnosząc procent tych co już spróbowali. A rodzice tych dzieci? Zajęci pracą nie wiedzą o niczym, bo nie mają czasu tego zauważyć.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja myślę, że rodzice już niczego nie kontrolują. Byle tylko uciec od problemu lub wcisnąć go na barki innemu człowiekowi. Najdziwniejsze jest to, że choć wiedzą, że ich dziecko źle zrobiło to będą go bronić, kłamać, szczuć na innych, bo przecież ich pociecha jest święta. Sama byłam świadkiem jak matka, której córcia wagarowała i jeszcze do tego została przyłapana przez policję umawiała się z pociechą jak tu się wybronić i jak to napisze jej usprawiedliwienia, bo trzeba to jakoś załatwić. Jak tego słuchałam, to szczęka mi opadała. No i mamy teraz chodzące po świecie, przekonane o swojej nieomylności i bezkarności święte krowy.
    Strach się bać!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Może ta młodzież wychowuje się w takich "inteligenckich" rodzinach, jak opisana przez Elizę rodzina psychiatrów z Warszawy (podobno znanych) na urlopie w Hiszpanii? Mną lektura wakacyjnego postu Elizy wstrząsnęła, bo skoro tak wygląda rodzina inteligencka, to jakie są rodziny dysfunkcyjne czy wręcz patologiczne? (Simplement Eliza 26 sierpnia 2012).

    OdpowiedzUsuń
  16. Troche ostatnio czytalam o sytuacji rodziny, dzieci w Europie. Oglednie piszac:nie bedzie dobrze...
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
  17. A co poszaleje sobie…….
    Problem leży w od lat nierozstrzygniętym dylemat , uczyć ? czy wychowywać? . Przewagę oczywiście wzięła czysta edukacja (widać wychowywanie przerastało nauczycieli) Dziś są tego efekty w postaci takich zachowań dzieci i młodzieży.
    Znałam kiedyś jednego nauczyciela, który na głos wypowiadał że zawsze warto „ukraść godzinę Żeromskiemu i poświęcić ją na wychowanie i uwierz mi ze do dziś jest on mile wspominany przez wszystkich uczniów i tych z pałami i tych z celującym, a już na pewno żadne z nas uczniów nie pozwoliłoby iść swojemu rodzicowi do niego z pretensjami o oceny.
    Więc powtórzę więcej wychowania, mniej nauki, mniej kłopotów. A wiedza – w życiu i tak trzeba się edukować cały czas, wiec jak będzie potrzebna to się ja uzupełni – wychowania nie da się uzupełnić.

    Oto typowe myślenie społeczeństwa (znaczy nas wszystkich) „Nie czuję się winna temu, że kobieta mająca dwadzieścia kilka lat jest źle wychowana, bo na tę kwestię nie miałam wpływu. ” – przecież to my tez wychowujemy codziennie, na chodniku, w autobusie, tramwaju itd. Ale generalnie i nauczyciele i to od pokoleń wstecz, dopóki cała społeczność nauczycielska nie zrozumie ze proces wychowawczy musi trwać pokolenia całe i póki nie poczuje się odpowiedzialny za swoich poprzedników i następców to będzie tak jak jest. W wychowaniu niestety nie ma miejsca na błędy nie da się ich usunąć jak w fabryce samochodów i może dlatego fabryka samochodów nie mówi ze to nie jej wina ze koło się popsuło bo robiła go pani xxxx z drugiej zmiany i to ona odpowiada, fabryka mówi ok. źle zrobiliśmy to koło naprawiamy. Nauczyciel mówi nie to nie ja wychowywałem Tę matkę dziecka - ale przecież podlegała ona procesowi wychowawczemu w tym samym systemie w którym ów nauczyciel pracuje, powinien zatem czuć odpowiedzialność za błędy które popełnił kolega również pracujący w tym systemie i dla wspólnego dobra – nieprawdaż?
    Ja uważam ze szkoła powinna najpierw wychowywać a dopiero w drugiej kolejności edukować. Oczywiście zgadzam się z tym iż podstawowym miejscem wychowania jest rodzina i ze szkoła ma ją w tym procesie wspierać i do tego momentu wszystko jest ok. Nie będę poruszała kwestii zasad i wartości bo to osobny temat.
    To ze szkoła powinna najpierw wychowywać a potem edukować nie oznacza automatycznego zastępowania w tym procesie rodziców czy rodzinnych domów, to właśnie tutaj leży cały błąd w rozumowaniu nauczycieli: głównym i w zasadzie jedynym celem matematyka na prowadzonej przez niego lekcji jest doprowadzenie do opanowania umiejętności obliczenia pola ograniczonego funkcjami, i jeśli to osiągnie jest zadowolony, i uważa ze on odpowiada za edukację a wychowywać to będzie na lekcji wychowawczej (ale w konspekcie lekcji zapewnie jakieś cele wychowawcze sobie wpisał – ciekawe czy je osiągnął?) CDN

    OdpowiedzUsuń
  18. Otóż chodzi oto ze życie, również lekcje z pozoru tylko edukacyjne niosą za sobą mnóstwo sytuacji wychowawczych i należy je wykorzystywać w celu osiągnięcia pożądanego efektu wychowawczego – ale nauczyciel nie ma czasu na wychowanie, on musi te cholerne całki wykładać, przepraszam matematyków to oczywiście dotyczy wszystkich przedmiotów.
    Postawić na pierwszym miejscu wychowanie a edukacje na drugim nie jest równoznaczne z zastępowaniem rodziny czy zmianą programów i obcięciem godzin edukacyjnych na rzecz wychowawczych (to byłby absurd oczywiście). Chodzi o cel, o priorytety, o to żeby w zaistniałej sytuacji wychowawczej, każdy nauczyciel bez względu na przedmiot i program -podążał za tą sytuacja, żeby ją rozwijał i tym samym wpływał na wychowanie przekazując stosowny system wartości i zasady postępowania. Rozwiązywanie sytuacji wychowawczych tu i teraz na bieżąco jest działaniem skuteczniejszym i przynosi efekty dużo lepsze, niż wracanie do nich po jakimś czasie i to przez kogoś innego komu tylko przekazano informację o problemie. A całki czy inne wiadomości zostaną uzupełnione poza systemem edukacyjnym(jeśli w ogóle uczeń będzie miał taką potrzebę). Na priorytecie wychowawczym ucierpi obszar przekazanej wiedzy, ale biorąc pod uwaga jej dzisiejsze rozmiary i łatwość w jej zdobywaniu zupełnie bym się tym nie przejmowała. Ale za kilkanaście lat, no może za kilkadziesiąt nie było by problemu wrzeszczących na nauczyciela rodziców ze źle ustawionymi wartościami (oczywiście wyjątki się zdarzają zawsze ale myślę ze byłoby to naprawdę zjawisko marginalne). A co do polityki rządu proponowałabym powściągliwość w wyrażaniu przekonania jaki to rząd jest wszechmocny (wszyscy wiemy ze nie jest) to po pierwsze, po drugie argument był może słuszny za czasów totalitarnych, kiedy to dokonywano przeglądu kadr i zwalniano tych o „złym” systemie wartości czy „nie właściwym” światopoglądzie, od ponad 20 lat mamy wolne wybory i to wybrani przez nas przedstawiciele w Sejmie, tworzą ustawy – a rząd je realizuje. Idąc takim tokiem myślenia można by dojść do wniosku ze to społeczeństwo samo celowo się ogłupia ( pamiętajmy ze przez ostatni okres rządziły już wszystkie siły polityczne – więc argument ze tylko jakaś jedna grupa polityczna ma w tym interes jest chybiony).
    Należy również pamiętać iż ilość absolwentów szkół różnego szczebla znacząco wzrosła zwłaszcza absolwentów studiów na poziomie licencjackim i inżynierskim a i magisterskim również. Wnioskować by zatem można ze poziom wykształcenia i wiedzy w społeczeństwie wzrasta i nie mamy do czynienia z szarą ogłupiałą masa która łatwo kierować.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zatem jak widać nie w poziomie nauczania nie w ilości wiedzy tkwi problem.
    Następna argument na poparcie priorytetu wychowania nad edukacyjnym jest czas spędzony przez ucznia w szkole, nauczyciela często używają argumentu ze uczeń spędza w szkole tylko kilka godzin.
    Otóż doba ma 24 godziny zabieramy 8 godzin na sen (tyle powinien dla dobrego rozwoju i zdrowia spać młody człowiek czasami więcej) pozostaje nam 16 godzin aktywności.
    Zajęcia w szkole uczeń rozpoczyna zwykle od 8 rano, w większości zatem wstaje jakąś godzinę półtorej przed zajęciami, toaleta śniadanie i podróż do szkoły w większości to nie rodzice wożą uczniów, a szkolne autobusy i komunikacja miejska zatem już od około 7, lub 7.30 uczeń- nasz wychowanek wyjęty jest z pod wpływu rodzinnego domu czy rodziców. W szkole pozostaję zwykle od 4 do 6 godzin – to zajęcia obowiązkowe, jeśli uczestniczy w zajęciach dodatkowych to robi się 8 do 10 godzin, powrót do domu od 0,5 do 1,5 godziny i w tym czasie jeszcze nie jest pod kontrolą i wpływem rodziców. W końcu w domu, która jest godzina 16 , 18 a może 20, gdzie obiad? Gdzie kolacja? Gdzie relaks?, szybkie odrabianie lekcji i spać bo rano trzeba wstać do szkoły a pani nie lubi jak się uczniowie spóźniają.
    Takie są realia i nikt tu nie ponosi winy, to są koszty rozwoju cywilizacyjnego, świat pędzi coraz szybciej.
    Moim zdaniem nauczyciele powinni jako priorytet stawiać wychowanie a dopiero na 2 miejscu edukację gołym okiem widać ze dziecko jest więcej czasu pod ich wpływem niż rodziców. Ponadto w domu nie ma możliwości kreowania zachowań społecznych, pracy w zespole itd.
    Wszystkie powyższe argumenty dowodzą iż to nie poziom edukacji ale zespół wartości i zasad, wpływa na kulturę i ogólny poziom społeczeństwa.
    Zatem skoro to wychowanie ma bardziej znaczący wpływ na rozwój społeczeństwa dlaczego nauczyciele z uporem mówią coś zupełnie odwrotnego używając do tego przewrotnych argumentów.
    Ze szkoły pamiętam taki cytat nie pamiętam już kto był autorem ale wiem ze wisiał na ścianie jednej z moich klas.
    „Takie będą Rzeczypospolite jakie ich młodzieży wychowanie” – nie wiem czy wiernie przytoczyłam ale myślę ze ten kto tę myśl chciał przekazać wiedział co robi.

    OdpowiedzUsuń
  20. Przepraszam wszystkich ale mnie poniosło, jeszcze raz przepraszam

    OdpowiedzUsuń
  21. Nikt czyjegoś dziecka nie wychowa. Mówię to jako rodzic i nauczyciel. Można dać pewne wzorce, można być podporą dla rodzica, ale niestety, to nie rola szkoły.
    Rolą szkoły jest edukacja.
    Pamiętam jak opowiadał tata, że kiedyś jak uczeń zrobił coś złego w szkole, to obrywał od nauczyciela (nie mówię o agresji, tylko o karze) i od rodzica, i to było podstawą. Dziś rodzić potrafi tylko bronić, uczeń ma tylko prawa, zapomina o obowiązkach, szkoła nie wychyla się przed szereg, bo i tak jest na straconej pozycji. Sprawy o agresję mają w sądach niską szkodliwość, naganne zachowanie nie robi na nikim żadnej różnicy, jest obowiązek nauki, a oceny niedostateczne są zmorą nie uczniów a dla nauczycieli.
    I chyba nie wiele się zmieni.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Typowy sposób myślenia wychowywać maja rodzice, ale o kary się upomina niby za co te kary – jeśli nie wychowuje szkoła, a nagrody to gdzie? No i proszę a przecież system kar i nagród jest nieodłącznym elementem procesu wychowania. Co do ocen niedostatecznych to oczywiście ze powinien to być problem nauczyciela a nie ucznia, to nauczyciel posiada wiedze i warsztat i powinien tak prowadzić proces nauczania żeby uczeń był w stanie tą wiedze przyswoić. To nauczyciel bierze za to kasę i ma orać na tym ugorze aż coś wykiełkuje. No i może jakieś argumenty by się przydały na poparcie swoich poglądów.
      Po za tym ja nie twierdzę ze szkoła ma zastąpić rodziców w kwestii wychowania, mówię ze ma zmienić priorytety i na pierwszym miejscu stawiać wychowanie a na drugim edukacje nie jest to równoznaczne z zastępowaniem rodziny w kwestii wychowania co jasno powiedziałam

      Usuń
    2. Trafiłam tu przypadkowo i nie ja zostałam wywołana do odpowiedzi, ale...
      Nie mogę się z Tobą zgodzić w żadnej kwestii. Myślę jednak, że ciężko będzie Ci przyjąć jakiekolwiek argumenty, bo proszę nie obraź się, ale chyba jesteś "wytworem współczesnych czasów i reprezentujesz typowo roszczeniowy sposób bycia.
      Powiem tak. Całkowicie zgadzam się ze Zbyszkiem, natomiast Twoje wypowiedzi, pewnie z racji wieku, to stek bzdur.
      Może jednak odpowiesz mi na pytanie, w jaki oto magiczny sposób nauczyciel wychowa jakiekolwiek dziecko w ciągu 45 minut mając z uczniami 1- 2 lekcje w tygodniu i jeszcze ich będzie czegoś uczył? Jak dla mnie raczej karkołomny pomysł, ale może do zrobienia. Proponuje spróbować samej.
      Co do ocen niedostatecznych. Prawda jest taka, że jeśli ktoś się nie chce nauczyć, to umiał nie będzie i żaden cyrk na kółkach tego nie zmieni. Ja miałam szaro- bure podręczniki i wystarczyło, żeby potem 2 kierunki studiów ukończyć. Poza tym byłam tak wychowana przez rodziców, że wiedziałam, że moim psim i jedynym obowiązkiem jest nauka. Mamy i taty nie było w domu całymi dniami, bo musieli pracować. Ja i moja siostra , typowe dzieci PRL-u z kluczem na szyi. I potrafiłyśmy przyjść do domu, zagrzać sobie obiad, odrobić lekcje. Moja mama jak przychodziła do szkoły, to dzieci jej gratulowano. Gdy zdarzyło się tak, bo się zdarzyło, że dostałam dwóje, to robiłam wszystko, żeby poprawić. Pamiętam jak kiedyś na studiach nie zdałam egzaminu z prawa. Nie powiedziałam mamie, bo dostałabym burę. Pojechałam za tydzień na poprawkę i wróciłam z piątką. Dało się? Jeśli natomiast zdarzyło się tak, że ktoś nie zdał, to traktował ten fakt jak drugą szansę.Przykładem jest mój kolega ze szkoły średniej, który nie zdał w 2 klasie i nagle okazało się, że jest jednym z najlepszych uczniów.Nawet chłopak dobre i trudne studia ukończył. Zaznaczam, że rok niżej uczyli go ci sami nauczyciele i mieli takie same wymagania. Dało się?
      Wyżej w komentarzu napisałaś, że "w rodzinie nie ma możliwości kreowania zachowań społecznych, pracy w grupie". Ponieważ skończyłam socjologię, to powiem Ci, że to własnie w rodzinie kreuje się postawy społeczne i prace w grupie. Taki przykład. Jeśli rodzice swoim sąsiadom mówią dzień dobry, to dzieci też będą, jeśli nie, one tez tego nie zrobią i tak niestety ze wszystkim. Posłużę się przysłowiem " Czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał". Poza tym rodzina też nie żyje na pustyni czy w jakiejś izolacji. Dzieci na podwórkach bawią się i w ten sposób uczą się funkcjonowania w grupie i w świecie w ogóle.
      Mogłabym snuć wątek chyba w nieskończoność. Pozdrawiam

      Usuń
    3. Pominę milczeniem impertynencje, bo one świadczą nie o mnie, i nie mam żadnej postawy roszczeniowej, nic od nikogo nie oczekuje, ciężko pracuje i żyje tak jak chce -to jest moje życie, i proszę czytać ze zrozumieniem. Teraz do meritum – odpowiadam.
      Magiczny sposób jest bardzo prosty 45 minut x 6 + 4x 10 min. + 1x 20 min = 5godz. 30 minut, można by doliczyć jeszcze dojazd autobusem szkolnym. I oczywiście przez ten czas nawet nie warto wychowywać? Bo i tak nic z tego nie będzie?
      A jeśli skończyłam socjologie to powinnam wiedzieć ze dzisiejsze pokolenie nie wzięło się z Marsa ani Wenus wszak to my je wychowaliśmy (a raczej nie wychowaliśmy), a może powinnam powiedzieć ze Wy skoro jestem wytworem „współczesnych czasów” (swoja droga dziękuję za komplement) A może Korczaka czytałam? (polecam).
      Przygody ze studiów nie są tu trafionym przykładem, bo w tym okresie życia w zasadzie na wychowanie jest już za późno. W tym wieku niektórzy już sami są rodzicami i zajmują się wychowywaniem swoich dzieci. Twoje przykłady nie zaprzeczają niczemu, co napisałam, nigdzie nie mówiłam ze nie wolno stawiać ocen niedostatecznych czy powtarzać klasy, napisałam tylko ze jest to problem nauczyciela i mogę tylko dodać ze ja będąc nauczycielem zostawienie ucznia na drugi rok w tej samej klasie odbierałabym, jako osobista porażkę zawodową. Osobiście pracę nauczycieli bardzo cenię, zdaje sobie sprawę, że jest bardzo trudna i odpowiedzialna. Ja jednak nie mam powołania do tego zawodu, tak, tak uważam ze do tego zawodu nie wystarczą tylko same kwalifikacje zawodowe, ale potrzebne jest tez powołanie. Dla tego też nie skorzystam z rady praktykowania w tym zawodzie.
      I na koniec jeszcze raz powtórzę żeby było jasne dla wszystkich nie twierdziłam i nie twierdzę ze rodzina jest zwolniona z wychowywania uważam tylko, iż szkoła a co za tym idzie i nauczyciele powinni na pierwszym miejscu stawiać wychowanie a na drugim edukację.
      I tyle
      Pozdrawiam wszystkich

      Usuń
    4. Nagle okazuje się, ze wszystkie dzieci jeżdżą autobusem szkolnym. Nie wiem, dlaczego tak się tego autobusu uczepiłaś? Z doświadczenia wiem, że akurat te dzieci, które jeżdżą autobusem szkolnym, bo mieszkają na wsi, lepiej się uczą.
      Poza tym myślę, że jednak oczekujesz. Napisałaś, że nauczyciel powinien orać, aż uczniowi coś w głowie wykiełkuje. Jest to niemożliwe, jeśli ktoś nie wkłada własnej pracy, bo uczenie się jest procesem.

      Przykład wychowania ze studiów nie jest zły. Pracuje w szkole wyższej i wiem, co mówię. Dzisiejszych 20 latków tez trzeba wychowywać, niestety.

      odpowiem Ci jednak, dlaczego uczniowie maja złe oceny( oczywiście nie wszyscy, bo kto się uczy , to ma dobre). Problem w tym, ze nie ma dzisiaj w szkole konsekwencji nieuczenia się. Dzisiaj każdy musi zdać, z prostej przyczyny. Wszyscy muszą mieć pracę.Na ucznia więc się dmucha i chucha, bo uczeń to pieniądz dla nauczyciela. Osobiście uważam, że tym młodym ludziom robi się tym wiele krzywdy, bo są oszukiwani. Utwierdza sie ich w przekonaniu, ze coś umieją, a niestety nie umieją nic.
      Pozdrawiam

      Usuń
    5. Co do poziomu umiejętności to oczywiście masz racje, tyle ze ja zdaje się przyczynę tego stanu widzę gdzie indziej. Widziałam w swojej pracy wielu absolwentów nawet szkół wyższych. Matura zdana celująco albo studia z dobrym wynikiem a poziom umiejętności w zasadzie zerowy, szkoły zupełnie nie przygotowują do pracy i życia tylko wtłaczają do głów często bezsensowną wiedzę teoretyczną i jeszcze nagminnie spotykane stanowisko nauczycieli ze ich przedmiot jest najważniejszy, tak ze mamy w szkole same najważniejsze przedmioty. Wychowanie to proces wiec twierdzę ze trzeba wychowywać od urodzenia a wieku 20 lat naprawdę jest już za późno. Nadto nie wiem dla czego przyjmujesz postawę konfrontacyjną, zamiast spróbować merytorycznej dyskusji na argumenty. autobus szkolny, no cóż trzeba wziąć statystyki i zobaczyć jaki procent uczniów zamieszkuje tzw. tereny wiejskie i będziemy wiedzieli ilu uczniów to dotyczy. Co do samego procesu nauczenia, to jest oczywiste ze nauczyciel jest zatrudniony i opłacany jako ten który wie jak uczyć, dobrze by było żeby jeszcze uczył skutecznie, powinien być do tego przygotowany i do tego ze każdy młody człowiek jest inny i do tego żeby odkryć niechęć do nauki i ja przełamać w każdym przypadku są jakieś przyczyny, dzieci nie są z natury złe i krnąbrne. Przecież pokończyliście studia na których psychologia, pedagogika, socjologia, dydaktyka i metodyka nauczania to zdaje się główne przedmioty zawodowe a uczeń ma być podmiotem a nie przedmiotem. Ale to wszystko nie jest istota problemu na który zwracam uwagę. Głównym problemem jest to żeby zmienić priorytety dla których szkoła została powołana, przyjmując jako cel nadrzędny wychowanie a nie edukację.
      Pozdrawiam

      Usuń
    6. Nie zamierzam bronic nauczycieli, bo wiem niestety jak to wygląda w praktyce. Myślę, że w jakimś czasie zawiodły poszczególne ogniwa tego procesu. Winni są zarówno rodzice jak i nauczyciele. Prawda jest bolesna, zwłaszcza dla rodziców. Jeśli nie przypilnują swoich dzieci sami zarówno w kwestii edukacji jak i wychowania, to nikt za nich tego nie zrobi. W dzisiejszej szkole Siłaczek nie ma i nie będzie. Zmartwię Cie, ale uczeń jest przedmiotem i ma swoja kontentą cenę. Przykre? Może, ale jak najbardziej prawdziwe. Nauczyciel chce tylko przetrwać kolejny dzień i mieć pracę w przyszłym roku nic więcej.
      Ostatnio rozmawialiśmy w domu i śmialiśmy się, ze teraz to nawet ja byłabym w stanie skończyć informatykę , choć nie mam o tym zielonego pojęcia i wszelkie obliczenia są dla mnie czarna magią, bo z matematyka pożegnałam się na zawsze, gdy zdałam maturę.

      Nie będę już może o autobusach :)), bo sama jeździłam i jakoś nikt nie podnosił kwestii, ze jest pokrzywdzony z tego względu.
      Co do dzieci. Osobiście uważam, ze z dziećmi można się dogadać i są wspaniale. Owszem sprawiają czasem kłopoty, ale czy my ich nie sprawialiśmy? Nie byliśmy inni. Juz gorzej z rodzicami. Jak kiedyś zobaczyłam matkę, która przyszła do pani dyrektor na jej prośbę i wystroiła się w mini i kusą bluzeczkę odsłaniającą pępek, to już więcej pytań nie miałam.
      Nie uczyłam długo, ale z uczniami radziłam sobie dobrze. Nie wpisywałam uwag, wolałam ludzką rozmowę. Ważne, żeby chcieć i żeby wszystkie zainteresowane strony chciały. A jak ktoś zasłużył to i banie dostał i hukiem wyleciał Pozdrawiam

      Usuń
    7. No widzisz i właśnie mnie o to chodzi żeby szkoła a(w efekcie nauczyciel) był zaangażowany w proces wychowawczy w nie mniejszym stopniu niż dom – rodzina i oczywiście szeroko rozumiane społeczeństwo – czyli my wszyscy. Za moich czasów nie do pomyślenia było żebym jako nastolatka zapaliła papierosa w miejscu publicznym (chociaż popalałam chyba od 16 roku) , ale na ulicy zawsze znalazł się ktoś kto zwracał uwagę i gotowy był zaciągnąć za kołnierz do rodziców albo co gorsza do szkoły przed oblicze dyrektora albo wychowawcy. Dzisiaj nikt nie zwraca uwagi nawet na pijanych zataczających się nastolatków co gorsza wszyscy uważaj ze to nie ich sprawa. Nawet nauczyciele po za szkołą nie reagują na naganne sytuacje. Wiem ze dzisiaj o Siłaczki trudno ale nie znaczy to ze nie powinniśmy dążyć do ideału i robić wszystko żeby zmienić sposób myślenia o wychowaniu i odpowiedzialności za to wychowanie. Wszyscy powinniśmy brać czynny udział w wychowaniu tzw. młodego pokolenia. Ale są instytucje które w sposób szczególny mając kadry i czas powinny za nie odpowiadać i nie mam tu na myśli tzw. placówek wychowawczych bo tego powinniśmy unikać tam już na pewno nikogo się nie wychowa.
      I naprawdę uważam ze ważniejsze jest wychowanie niż jakieś tam całki czy inne dopływy wkuwane na pamięć.
      Wrócę jeszcze do stwierdzenia ze jestem roszczeniowa, myślałam nad tym skład ci to przyszło do głowy i stwierdzam ze tak - jestem roszczeniowa, po prostu chciałabym żeby instytucje państwa i samorządu robiły to, co do nich należy i żeby robiły to z należytą starannością, a nie udawały ze coś robią.
      Pozdrawiam

      Pozdrawiam

      Usuń
    8. Wiesz czasami jest ciężko. Przykład z mojej klasy. Miałam w grupie narkomana. Dyskretnie go obserwowałam. W końcu , gdy już byłam pewna, poszłam do wychowawcy klasy i razem z nim do pedagoga.
      Wiesz co usłyszałam, że się ( przepraszam za wyrażenie) dopier....
      On sam w drugim roku nauki się już nie pojawił. Spotkałam go kiedyś na ulicy. Pytam, co u niego słychać, gdzie się teraz uczy? On do mnie- " nie uczę się, wybrałem wolność". Pytam wiec, co to jest tą wolnością dla niego?
      Narkotyki i zabawa proszę pani. Gdy w pokoju nauczycielskim spotkałam jego wychowczynię i opowiedziałam o tym, wzruszała tylko ramionami i odeszła. Trudno jest walczyć z wiatrakami.
      Znam nauczycielkę, która zgłosiła dyrektorowi fakt nietrzeźwości ucznia. Śmierdziało od niego z kilometra, zataczał się i wszyscy koledzy widzieli jak pił. Skończyło się na tym, ze ta kobieta ( nauczycielka) musiała go przerosić przed cała szkoła, bo on był chory i to nie jest jedyny przypadek.Są gorsze. Wniosek jest chyba prosty. Nie warto!!!
      Na szczęście teraz pracuje w szkole wyższej. Nie myśl jednak, że jest lepiej. Od dyrektora nie dostaniesz wsparcia, student jest najważniejszy i złego słowa powiedzieć nie można. Jeśli chcesz prześle Ci kilka linków ze szkolnych historii, tylko proszę o adres e- mail. Pozdrawiam

      Usuń
    9. No cóz widac ja jakas idealistka utopijna jestem mysle ze zawsze warto walczyc nawet gdy jest to walka z wiatrakami
      ninaa24@wp.pl
      pozdrawiam
      ninka

      Usuń
  22. niech szkoły będą działać 24/365 i będzie ok. a rodzice z butelką pod sklepem. to rozwiąże problem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby nauczyciele nie pili, hehehe i to w szkole hehehe, i jeszcze za pieniądze z komitetu rodzicielskiego hehehe.
      A poważnie to w niektórych krajach takie szkoły funkcjonują i jakoś społeczeństwu to nie szkodzi.

      Usuń
  23. Niestety tak się porobiło! I ja ecepty na uzdrowienie nie znam. Chcieliśmy TOTALNEJ WOLNOŚCI to mamy. Od takiej wolności to tylko krok od anarchii i zapaści. RÓBTA CO CHCETA!
    Takie hasło teraz obowiązuje. Tylko do czego to doprowadzi?
    Wróciłem z Amsterdamu. Zapraszam na foto relację. Będą dwa wpisy.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  24. Witaj Elu ! To tragiczny obraz rzeczywistości .Rośnie nowoczesne pokolenia ale co z tego wyrośnie trudno przewidzieć.Świat się zmienia , młodzież ,dzieci mają praktycznie dostęp do wszystkiego czego w ich wieku nie powinni oglądac.
    Polikwidowano świetlice osiedlowe więc co ma robić młodzież, pije ,pali i pier..
    cały świat.

    OdpowiedzUsuń
  25. Idzie to w złym kierunku, na pewno :/

    OdpowiedzUsuń
  26. Witaj alEllu. Myślę, że to nie przypadek, że nasza troska blogerów o wychowanie młodzieży trafia akurat na grunt "urabiany" zwolnieniami kilkunastu tysięcy nauczycieli. Szkoda dzieci, ale przede wszystkim szkoda tej Polski jaką niektórzy z nas zobaczą za kilkadziesiąt lat. Bo przecież i Twoja wspaniała notka, i nie mniej mądre komentarze, wyraźnie wskazują, że drogi kształcenia i wychowywania rozeszły się już dość dawno. Cała nadzieja pozostaje, jak zwykle, w rękach rodziców. Ale przecież "dom-szkoła" to zaledwie drobny fragment oddziaływań środowiskowych, które kształtują naszych obywateli niezależnie od wieku. Pocieszaj nas więc dalej, bo każda Twoja notka, przynajmniej dla mnie, jest właśnie czymś takim.
    ezakia

    OdpowiedzUsuń
  27. napisałam komentarz wyżej
    POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
  28. Klik dobry:)

    Może moja "klawiatura" zadziała i uda mi się coś napisać. O! Jeden "klikacz" spisuje się nawet nieźle :) Hura!

    Nie odpowiadałam na komentarze, ale z uwagą czytałam. Bardzo mądrą tu posiaduszkę odbywacie moi drodzy Goście. Tak mądrą i wyczerpującą, że już w zasadzie nie mam nic do dodania.

    Szkoda, że wiele refleksji w temacie szkoły i wychowania nie rodzi się tam, gdzie powinny i nie dociera do tych, którymi powinno potrząsnąć, wstrząsnąć i potelepać.

    Rok szkolny rozpoczął się, pogoda ładna, miło jest patrzeć na młodzież na deptakach i w parkach. Jak to na początku września, nie mają jeszcze za wiele obowiązków, więc korzystają z ostatnich podrygów lata. I trzeba przyznać, że bardzo ładnie wyglądają.

    Lubię młodzież, ale nie lubię mieszkać koło internatu i szkoły. Tu się po prostu nie da żyć! Spania nie ma do późnych godzin nocnych, rozbijane są na jezdni i chodnikach butelki, w parkowanych pod naszymi oknami samochodach, którymi uczniowie zjechali do internatu włączane są głośno radia. W każdym aucie gra co innego. Nie wiem, czy to jakiś konkurs na najgłośniejsze radio, czy co? Od słownictwa uszy więdną. Im brzydsze słowo, tym głośniej wypowiadane. Uczeń z okna 2 piętra głośno woła dziewczynkę stojącą na ulicy: choć mi k... zrobić to i tamto (nie napiszę co powiedział, bo blog jest otwarty dla wszystkich). Rozmowy sprawiają wrażenie, jakby większość była niedosłysząca, ponieważ uczniowie porozumiewają się krzykiem.

    Żyjemy w stresie, jak wytrzymamy do następnych wakacji?

    Internat i szkoła jest tu od dawna, ale spokoju nie ma dopiero parę lat. Czy to młodzież aż tak się zmieniła? Czy może kadra nauczycielska nie chce niczego widzieć i słyszeć. W ubiegłym roku szkolnym cichło i uspokajało się na jedną dwie noce dopiero po interwencji policji. Może teraz w internatach nie ma wychowawców?

    Serdecznie wszystkich pozdrawiam i dziękuję za ciekawą dyskusję. Na innych blogach odezwę się, jak tylko jeszcze ze dwa "klikacze" się naprawią.

    OdpowiedzUsuń
  29. Pozdrawiam "klikaczy"! W sprawie internatów powiem tylko tyle, że jak zawsze wszystko zależy od pracujących tam ludzi.
    Udręczonym sąsiadom doradzam zgłoszenie problemu do Straży Miejskiej - tak się interweniuje w sprawie każdego uciążliwego sąsiada.
    Jako drugi krok polecam pismo do właściwego Kuratorium Oświaty.
    Klik,klik!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za informacje. Dzisiejsza noc była spokojna, w dzień też radia w samochodach nie grały. Jestem wyspana, jak niemowlaczek. Na dodatek nabyłam zmywarkę, bo w naprawę starej już nie warto inwestować, tak więc jest nadzieja, że wszystkie "klikacze" odżyją całkowicie.

      Usuń
  30. Wykopałam Twój komentarz ze spamu :)
    Ale nie mam pojęcia, dlaczego tam wpadł, ale i mnie się to zdarza!
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na innych blogach w dalszym ciągu moje komentarze idą do spamu. Nie wiem, co z tym zrobić. Jeśli Blogerzy o tym wpadaniu do spamu nie wiedzą, mogą pomyśleć, że zerwałam kontakty, buuuu...

      Usuń
  31. Elu!
    Dzięki Ci za wizytę. Właśnie skończyłem nowy wpis. Zapraszam. Bardzo ładnie o nas napisałaś. Ale lustro to ja w domu mam. Więc tak mogłaś napisać tylko o Otylii:)
    Otylia jest NIE DO PODROBIENIA. Ale białym krukiem nie jest, bo bardzo młoda:)
    O takich wakacjach nie marzyłem nawet. Wiec skłamał bym pisząc,że zrealizowałem swoje marzenie.
    A no cóż lato się kończy i już mamy rok szkolny nowy. I to był kiedyś dla mnie zawsze koniec lata!
    A w polskiej szkle jest źle. I poprawy wcale nie widzę. I tu jestem PESYMISTĄ.
    Ale Ciebie pozdrawiam OPTYMISTYCZNIEVojtek

    OdpowiedzUsuń
  32. Elu!
    W takim razie dziękuję raz jeszcze. Bo drugi raz to napisałaś:)
    na pewno dobrze żeśmy tam reprezentowali Polskę, Gdańsk, Warszawę i polskich blogerów. Tego jestem pewien:)
    A co do szkoły to bym wrócił do podstawówki. Nawet do tej skromnej i "komunistycznej"
    Vojtek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vojtku, a ja nie widzę mojego komentarza u Ciebie. Może do spamu wpadł?

      Za szkołą podstawową jakoś nie tęsknię, ale za liceum tak.

      Usuń
  33. Witaj Elu,
    Cóż, świat jaki nas otacza został przez nas stworzony, a szkoła/system edukacji/wychowanie są jego konsekwencją. W ostatnim dwudziestoleciu nastąpiła prawdziwa rewolucja w szkolnictwie i pomimo tego, że treści nauczania nie zmieniły się, pomimo zmian programowych tak znacznie, pomimo tego, że w gruncie rzeczy to my dorośli wiemy co dobre a co złe dla młodego pokolenia, zmienił się kontekst cywilizacyjny i nowe młode społeczeństwo będzie już inne, o innej wrażliwości, odmiennych potrzebach i zmienionej motywacji.
    Nie widzę szans na to, aby powrócić do wartości kształtowanych w mojej generacji. Te wartości już nie przekonują młodych, co stwierdzam z przykrością, obserwując proces wychowania i kształcenia przez te lata, które spędziłem będąc jednym z trybów w maszynie systemu edukacji.
    Dziś, wyrzucony poza nawias tego systemu, z jednej strony nie żałuję swojej bezowocnej, jak się okazało pracy; z drugiej strony cieszę się, że nie muszę brnąć z innymi, tymi co pozostali, w stronę wychowania, które mnie nie przekonuje. Niestety, moim zdaniem, wciąż będą poszerzać się granice postaw i działań nieakceptowanych przez moje pokolenie. Dzisiaj widzisz na trawie potłuczone szkło butelek wyrzucanych z okien internatu; jutro możesz liczyć się z tym, że będziesz musiała uchylać głowę przed lecącą w twoim kierunku butelką. To przykra i pesymistyczna wizja, lecz jakoś brak mi wyobraźni, aby tę wizję odsunąć w niebyt,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klik dobry Smoothoperator :)
      Martwi mnie, że nie widać szans. Ja myślałam, że wartości i autorytety są ponadczasowe. Tak zwany "konflikt pokoleń" istniał zawsze. Rzecz w tym, by w chwili opamiętania - młody, który niebezpiecznie skręcił - znalazł oparcie właśnie w wartościach i autorytetach. Rzecz także w tym, by np. wychowawca w internacie zareagował, gdy z okien lecą na ulicę butelki. Czy tego wychowawcę młodzież powierzona mu w opiekę w ogóle nie obchodzi?

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. No właśnie. Żadem system nie zabrania właściwego reagowania na "spadajace butelki".

      Usuń
    3. O! Dobrze powiedziane, Bet. Często podkreślasz, nie tylko w tym temacie, że wiele zależy od ludzi, a nie tylko od systemów i masz rację!

      Usuń

Jak opublikować komentarz?

Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to..można wybrać:

- NAZWA /ADRES URL - w..okienku NAZWA wpisać nick i w..okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.

- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w..komentarzu.

W komentarzu można stosować kursywę i czcionkę pogrubioną.