23 marca 2018

Szczęście to dziurka z zaworkiem

Centralne ogrzewanie i ciepła woda w kranie


       Szczęście to jedno z najtrudniejszych do zdefiniowania słów.  Nawet filozofowie przedstawiali różne poglądy na szczęście, ale żaden mnie nie przekonał do swojej definicji. Nikomu bowiem nie przyszło do głowy, że szczęściem może być dziurka z zaworkiem. Oto szczęśliwe otworki, do których mogą podłączyć się rurkami umęczeni trudami życia, jak za króla Ćwieczka, ludzie.



Sześć szczęść dla sześciu mieszkań. Każdemu po jednym, sprawiedliwie. Czyż większa radość może jeszcze spotkać 96-letnią sąsiadkę, która tylko dzięki dobrym ludziom ma zawsze węgiel dostarczony pod sam próg?

Tym razem widać nawet coś do jedzenia w słoiku.

       Jestem wprawdzie dużo młodsza i sama szufluję kilka ton węgla rocznie oraz  setki kilogramów popiołu, ale także większego szczęścia wyobrazić sobie nie mogę w chwili obecnej, jak pokazany na zdjęciu węzeł cieplny, który pojawił się w naszej piwnicy. Niech więc napiszą o tym wszystkie gazety, pokaże telewizja i ogłosi radio, że szczęście dla niektórych - to ogrzane mieszkanie i  ciepła woda w kranie, o!

13 kwietnia 2018. Pierwsza w szeregu!




7 marca 2018

III. Retrospektywne spojrzenie na Egipt przez pryzmat powieści „Egipcjanin Sinuhe” M.Waltariego. Noc pod gwiazdami na statku „Miss World” i Dolina Królów


Na życzenie blogowych koleżanek publikuję wspomnienia z podróży odbytej w 2003 roku.
Cytaty pochodzą z powieści Miki Waltariego pt. „Egipcjanin Sinuhe”.


 „Lepiej niż woda i piwo, lepiej niż dym kadzidła w świątyni i kaczki w sitowiu Wielkiej Rzeki oddaję treść życia w Egipcie, gdzie nic się nie zmienia z upływem czasu, lecz wszystko zostaje po staremu."
„Nie  ma  żadnej  różnicy  między  ludźmi, każdy  człowiek przychodzi na świat  nagi  i  serce  ludzkie  jest  jedyną miarą różnic między  ludźmi. Człowieka  nie możemy  mierzyć  według   koloru skóry   czy  według języka, nie wolno go oceniać według  jego odzieży   czy   ozdób, które nosi, ani  też według  jego bogactwa  czy biedy, lecz  tylko według  jego serca. Dobry człowiek  lepszy jest  od złego, sprawiedliwość  lepsza jest  niż  niesprawiedliwość. Nie wiem nic innego, a  to  jest  wszystko, co  wiem.”


       Na statek „Miss World” pływający po Nilu weszliśmy zmęczeni, ale pod wielkim wrażeniem pierwszego zetknięcia ze starożytnością. Za szklanymi drzwiami holu przy recepcji powitano nas odświeżającymi ręcznikami oraz sokiem pomarańczowym. Bardzo rozbawił nas widok pracownika odzianego w galabiję, w lateksowych rękawiczkach, który szczypcami podawał mokre ręczniki starannie ułożone w kuwecie na nóżkach.

- Odkażają nas?

- A obiad ugotują z wody z Nilu. Skomentowaliśmy jednogłośnie ten miły i zaskakujący epizod z podróży.

Ceremoniał taki odbywał się za każdym razem, gdy wracaliśmy z wycieczki na pokład statku.
„I gospodarz przywołał swojego niewolnika 
i kazał przynieść dzban z wodą 
i polać nią ręce przybyłym na ucztę”

Tak było... i tak jest...

       Okazały hol z recepcją i kanapami wypoczynkowymi zrobił wrażenie gustownego przepychu i wygody. Wszystko tu było rozmieszczone ze smakiem i z troską o szczegóły.  Nasze walizki wnieśli do kajut tragarze, oczywiście za stosowny bakszysz. O bagaże  nie martwiliśmy się zresztą podczas całej podróży po Egipcie. Zawsze trafiały tam, gdzie należy. Kajuta ładna i przestronna. Wygodne łóżka z włoskimi materacami, komfortowo wyposażona łazienka ze śnieżnobiałymi ręcznikami i urządzeniami sanitarnymi, starannie zasłane (wymawiam głoskę „r.”) łóżka, fotel i stolik z marmurowym blatem tuż przy panoramicznym rozsuwanym oknie, stylowa i duża toaletka z kryształowym lustrem, klimatyzacja regulowana w pokoju, telewizja satelitarna, telefon.


To wszystko sprawiło, że pomimo zmęczenia podróżą poczułam, jak bardzo chce mi się żyć. Przegrałam jednak walkę ze zmęczeniem i po kolacji, zamiast bawić się na powitalnym balu kapitańskim, położyłam się na pokładzie widokowym, wyposażonym w  leżaki rozstawione przy basenie, by pod gwiazdami, w ciszy i skupieniu przeżywać swoje pierwsze spotkanie z kulturą starożytną. Ciągle jeszcze miałam przed oczami dziecko czyszczące turystom buty, maleńką dziewczynkę - pucybucika i obraz ten powraca każdego wieczora do dziś, przysłaniając i zacierając wygląd wielkiego kompleksu świątynnego Luksor - Karnak.

       Słońce znikło za górami na zachodzie i na niebie zapaliły się gwiazdy. Patrzyłam na Wielką Niedźwiedzicę, szukałam Gwiazdy Polarnej i starałam się rozpoznać na podstawie gwiazd strony świata, które stale w Egipcie myliły się podróżnikom. Może to się wydawać dziwne, ale tam tak właśnie jest.



”A krokodyle leżały jak kłody na brzegu, nie zadawały sobie nawet trudu, by bić ogonami, lecz przeciągały się z otwartymi paszczami...”


Tak było, ale nie jest!

To chyba jedno z niewielu, co nie zgadza się z tym, co było, a co jest. Po krokodylach pozostało w Dolinie Nilu tylko wspomnienie. Podobno są dwa w delcie Wielkiej Rzeki. Jeden zaś na moim łóżku.

       Po nocy pod gwiazdami  „w pustyni i dookoła nas stało się jaśniej, a góry przede nami rozpaliły się złotem i słońce wzeszło.”
Tak było... i tak jest... 

       Ciekawa wschodu słońca, wstaję na kilkanaście minut przed nim. Nie żałuję snu. Zza skalnych wzgórz szybko wyłania się jasna kula. Unosi się w górę tak szybko, jak wypuszczony z rąk dziecka balonik. Podobnie szybko w Egipcie słońce opuszcza się w dół, gdy zachodzi. Po prostu spada i ginie. Ciemność zapada tak samo gwałtownie, jak staje się jasność. Nie widziałam zmierzchu, tylko jasność i ciemność, a ciemność ta jest prawdziwie egipska. Teraz wiem, dlaczego Egipcjanie tak bardzo czcili słońce.

O świtaniu na kilka chwil przed wschodem słońca niebo bieleje.

          Po śniadaniu do statku podpływają małe łodzie motorowe, którymi udajemy się na zachodni brzeg Nilu, na miejsce spoczynku władców egipskich.

„I myślałem o porannym wietrze, który bez wioślarzy pędził lekkie łódeczki 
od murów Złotego Domu na drugą stronę na zachodnie wybrzeże Teb.”

Tak było... i tak jest...

„Tak więc stała przede mną otworem zakazana dolina, śmiertelnie milcząca 
i w całej swej pustynności, bardziej majestatyczna w moich oczach, 
niż byli kiedykolwiek za życia i na tronie faraonowie”.

Tak było... i tak jest...

Dolina Królów

Ze statku przesiadamy się  do małej łodzi motorowej, którą płyniemy na drugą stronę Nilu.


       Dolina Królów, położona wśród wzgórz tebańskich, miała być miejscem wiecznego spoczynku faraonów. Niestety, ich grobowce, wykute w niedostępnych miejscach skał zostały splądrowane przez złodziei. W pobliżu doliny, jeszcze w starożytności powstała wioska grabieżców, która istnieje do dziś, a plądrowanie grobów stało się profesją przekazywaną z ojca na syna.


       W dolinie Królów jakiś Arab zawiązuje mi na głowie turbanik z białego szala. Jeden koniec bawełnianej tkaniny pozostawia luźno, jako powiewające na wietrze nakrycie karku, a drugi skręca w ścisły powróz i owija wokół głowy, a następnie polewa mi głowę wodą i uczy, jak się to robi, aby nie zamoczyć twarzy. Przy tym wskazuje ręką na pomalowane oczy. Poczułam wielką ulgę w tym nakryciu. Słońce momentalnie stało się zupełnie bezsilne i niegroźne. Przestało parzyć w głowę i męczyć. 
Po Dolinie Królów wożono nas spacerowymi wagonikami. Spośród sześćdziesięciu grobowców do zwiedzania udostępnionych jest zaledwie kilka. Wewnątrz ich niczego już nie ma, ale warto natrudzić się wejściem chociaż do dwóch, trzech, by poczuć ich nieziemską atmosferę i zobaczyć, jak były budowane, zdobione, maskowane.





           Pomyliłam się sądząc, że Egipcjanie są tak usłużni i troskliwi. Ta życzliwość i uprzejmość nie jest bezinteresowna. Za wiązanie turbanu musiałam dać bakszysz, a biały szalik przymusowo kupić. W rezultacie wzięła go moja koleżanka Lodzia za 10 funtów. I wszyscy byli uradowani, a najbardziej sprytny sprzedawca, który doskonale wyczuwa potrzeby turystów i gra na ich psychice oraz słabościach. Tym miłym akcentem pożegnaliśmy skaliste stoki Doliny Królów, pocięte wieloma ścieżkami.

       Pierwotnie był tu tylko niewielki przełom pomiędzy górskim rozpadliskiem, ale i dzisiaj, pomimo wybudowania wielu dróg ułatwiających dojazd, miejsce to pozostaje jakby nietknięte i wciąż zachowuje swą fascynującą tajemniczość.
Historia tutaj zaczęła się od nietypowej decyzji faraona Tutmozisa I, by zbudować grobowiec dla siebie nie tylko z dala od znanych nekropoli i nie w monumentalnej budowli, lecz w jakimś romantycznym, zakonspirowanym miejscu. Jego postanowienie zburzyło tradycję liczącą ponad tysiąc siedemset lat. W samotnej dolinie architekt Ineni zaprojektował dla swojego władcy grobowiec przypominający studnię. W ten sposób powstała tradycja naśladowana przez następnych faraonów. Nie zaznali jednak wiecznego spoczynku w dolinie. Ciągłe grabieże, plądrowanie, włamania, poszukiwanie klejnotów i innych bogactw spowodowały, że niektórych królów grzebano kilkakrotnie, zaś sarkofagi trzydziestu sześciu faraonów zgromadzono na jednym, odosobnionym, dobrze ukrytym cmentarzysku.

Egipt. Gurnah

Sekretu tego strzegła rodzina zamieszkała w Gurnah - wiosce grabieżców. Kiedy tajemnicę odkrył dyrektor muzeum kairskiego i udał się w miejsce przypominające sztolnię, zobaczył ziemskie szczątki wielkich  władców świata starożytnego, a wśród nich Amozisa I, Amenhotepa I, Tutmozisa III i Ramzesa II, już za życia zwanego Wielkim.
Był rok 1881. Dwunastu ludzi spakowało mumie, by następnie przenieść je w dół doliną do statku, który miał przewieźć je do Kairu. Na wieść o tym, że faraonowie opuszczają swoje cmentarzysko, okoliczni chłopi wraz z rodzinami zebrali się na brzegu rzeki, a gdy statek przepływał przed nimi, oddawali cześć swoim władcom. Mężczyźni strzelali w powietrze, a kobiety przeraźliwie zawodząc i lamentując, posypywały głowy popiołem.  Aż do samego Kairu wody Nilu niosły tę żałość.

       Najciekawszą i najbardziej skomplikowaną konstrukcję ma grobowiec Setiego I. Znajdują się w nim liczne wielopoziomowe schody i galerie, sale wspierane przez filary, a sarkofag faraona jest wyrzeźbiony z pojedynczego alabastrowego bloku. Wewnątrz jest dużo przestrzeni, a ochroniarz za dolara pozwala robić zdjęcia.
Pozaziemski majestat tego miejsca nie pozwalał jednak wdzięczyć się do obiektywu aparatu fotograficznego.