Nie wiem, czy to z powodu tego, że było się młodszym, ale żyło się lepiej, chociaż czasy były siermiężne. Może ludzie byli inni? Jedno wiem na pewno. Od wizyt z okazji i bez okazji drzwi się nie zamykały. Nie było mowy o tym, aby samotny chory nie dostał od sąsiadek jedzenia, albo dzieci wracające ze szkoły, których rodzice pracowali, nie zostały zawołane przez okno na zupę przez jakąś niepracującą mamę. Dzisiaj, żeby ktoś zainteresował się, trzeba umrzeć i się zaśmierdzieć. Wtedy kogokolwiek to ruszy. Zdecydowanie wolę wczoraj od dzisiaj, pomimo pełnych wszelkich dóbr sklepów i bogatych w owoce straganów oraz techniki ułatwiającej kontakty. A cóż po tych wirtualnych spotkaniach? Siedzimy tu, bo co pozostało... Rozmawiamy poprzez komentarze, ale... Czy podłożymy sobie nawzajem poduszkę pod kręgosłup, który zaboli? Czy poczłapie na ten wypasiony stragan blogerka, której mniej dokucza kolano, po mandarynkę, żeby dać ją tej, która w danej chwili bardziej niedomaga? NIE!
Staliśmy się na co dzień wirtualni. Ale... Ale... Czy zajmowałabym się rozmowami tylko z wirtualnymi przyjaciółmi, gdyby wokół było pełno prawdziwych ludzi, a kontakty w Realu kwitły nie tylko od święta? Zdecydowanie wolę parchate jabłko z przydrożnej jabłonki, jeśli ktoś mi je w razie potrzeby przyniesie, niż zamorskiego ananasa. Gdy byłam unieruchomiona, marzyłam o jakimś owocu - co za paradoks - w czasach, w których taki ich dostatek... Niestety... ludzi wokół jakby nie było... Przemykają przez osiedle, niczym wirtualne duchy...
Z sentymentem wspominam przygodę z pomidorem zaniesionym choremu - Pomidory z krzaka.
Jak naród ma żyć w zgodzie, skoro na szczytach władzy ciągle jest jakiś spór, a ludzi napuszcza się na siebie nawzajem? Kłócą się nawet rodziny przy stole oraz sąsiedzi po obu stronach miedzy. Wcześniej - przez kilka lat - kłócono się o tragedię smoleńską, czyniąc z wielkiej katastrofy temat polityczny. Dzisiaj znalazły się inne tematy do nieustających waśni. Dlaczego szuka się wrogów i potrzebne są wojenki? Dlaczego w czasie pokoju, rządzenie państwem nazywa się walką? To już nie jest praca? Takie pytania - bez odpowiedzi - zaprzątają moją głowę, ponieważ ja - odwrotnie - z wojenkami żyć nie potrafię, więc nie znajduję dla siebie godnego miejsca w tym kraju. Wręcz żyć się odechciewa. Gdyby polskiego emeryta było stać na osiedlenie się gdziekolwiek na świecie, już by mnie tu nie było. A tak kochałam Polskę i swoich rodaków… Tak bardzo, że porzuciłam karierę na „zgniłym” (jak się kiedyś mówiło) zachodzie.
Jak żyć, na przykład, z takim oto obciążającym wspomnieniem z początków pandemii koronawirusa?
A propos maseczek i różnych pandemicznych obostrzeń.
W związku z licznymi zakażeniami koronawirusem w niektórych powiatach,
Polska jest podzielona na strefy czerwone, żółte i zielone. Najostrzejsze
rygory obowiązują w strefie czerwonej. Dość ciekawie zachowują się mieszkańcy
jednej czerwonej strefy w Polsce, która ma wspólną ulicę z miastem - nazwijmy - „Nieczerwonym”. Otóż „Czerwoni”, żeby nie dusić się w maseczkach, na spacery
chodzą do miasta „Nieczerwonego”. Tam też urządzają imprezy, korzystają z barów
i restauracji. Wychodzą z domu w maseczkach i udają się do miasta "Nieczerwonego", by tam maseczki zdjąć i oddychać pełną piersią.
Zastanawiam się, dlaczego tak nierozsądnie
wyznaczono granice stref? A jeśli już ktoś tak mapę pokolorował, to jakiś mądrzejszy
powinien otoczyć kordonem sanitarnym tych, których epidemiczny kolorysta uznał za groźnych, bo jaki
jest sens istnienia tej czerwonej strefy, skoro „Czerwoni” szturmują
„Nieczerwonych” i do nich mogą zanieść zarazę? Poza tym „Czerwone” miasto
traci, a wzbogaca się to „Nieczerwone”, bo w nim „Czerwoni” korzystają z
wszelkich usług.
Nie wiem, co kierowcy robią z nadmiarem
pasażerów w autobusach, gdy dojadą do granicy strefy czerwonej, w której obowiązuje inny
limit zajętych miejsc. Wyrzucają ludzi?
Gdzieś… W komentarzach na różnych
blogach chyba już o tym pisałam. O ile tam głos w dyskusji nawiązywał do
tematu konkretnej notki, o tyle tutaj może wydawać się chaotyczny.
Chciałam jednak, aby mój płacz wybrzmiał także na „Posiaduszkach”.
Zdjęcie pobrane z pixabay.com/photos/ |
Babciu! Nie płacz! Siedź w domu i ciesz się! Otrzymasz przecież czternastą emeryturę, telefoniczną poradę lekarską, badanie medyczne Skypem i receptę na smartfona! W razie złamania kończyny, kupisz gips w wysyłkowym sklepie budowlanym.
A jabłko? Zamów sobie na Allegro, o!
Ależ ja się cieszę. Witrualnie, ma się rozumieć, o!
Chyba mamy podobne myśli i to podobnym czasie. Dziś pomyślałam sobie, że strasznie zdziczałam podobnie jak moi znajomi. Nawet telefon milczy bardziej a jeśli dzwoni to z reklamą nowej przychodni lub puszczonym z taśmy ostrzeżeniem: "Uwaga!" czego dotyczy ta uwaga nawet nie słucham bo odkładam słuchawkę.
OdpowiedzUsuńMój telefon też bardziej milczy.
UsuńRozpoczyna się nowy rok szkolny i słyszę, że sporo rodziców decyduje się na naukę domową dla swoich dzieci kierując się innymi niż epidemiologiczne względami. Podobnie, powszechnie zalecana jest praca zdalna gdy tylko to możliwe. Powoli przystosowujemy się więc do izolacji, która wywołana została przez wirusa, a kontynuowana jest z wielu innych względów.
UsuńI to chyba jest prawdziwa zmiana w życiu.
Przed epidemią także kwitło życie wirtualne. Nie zganiałabym wszystkiego na koronawirusa. My obie też jesteśmy tego przykładem. Jak często widujemy się w Realu?
UsuńNie popieram pracy ani nauki zdalnej. Ale... jak nie ma innego wyjścia...
Prawda, szczera prawda.
UsuńFakt, że przesyłane wirtualne serduszka są miłe, bywanie na blogach poszerza horyzonty, ale kiedy całkowicie zaczyna zastępować życie w Realu, to powinna zaświecić się czerwona lampka. To nie może być ZAMIAST, a OBOK - jako uzupełnienie, pomoc, czy ułatwienie.
UsuńW sprawie wytyczania granic zielonych, żółtych i czerwonych to myślę, że nic to nie da bowiem głupota ludzka nie zna granic. Tym razem nie obruszałabym się na rząd i samorząd ale na brak rozumu u obywateli.
OdpowiedzUsuńDodatkowo stali się agresywni. Jeśli przyjdzie Ci do głowy poprosić takiego bezrozumnego o zachowanie dystansu, albo założenie maseczki, to nie rób tego. Lepiej uciekaj. To, co ja doświadczyłam po grzecznej prośbie, nie życzę nikomu.
UsuńDoczekaliśmy nieciekawych czasów. Pisz3 dzisiaj u siebie o Unibomberze. Wyglada na to, że on to przewidział.
OdpowiedzUsuńTo ten terrorysta Unabomber Teodor Kaczyński?
UsuńTen sam. Napisał manifest, dotyczący rewolucji informatycznej. Poczytaj o nim na Wikipedii. Bardzo ciekawe
UsuńJuż właśnie studiuję. Ciekawe!
UsuńFaktycznie... robi się coraz bardziej nieciekawie! Dobrze, że chociaż parlamentarzyści, nie tracą poczucia humoru i forsują dla siebie potężne podwyżki.
OdpowiedzUsuńIm się przecież należy, o!
UsuńJeszcze lepsze poczucie humoru ma jeden europoseł, co podobno jeździł zimą do Brukseli zezłomowanym samochodem bez dachu. Oprócz humoru, upatruję także wielkie poświęcenie dla unijnej pracy. To jednak zapewne medialne kłamstwo, bo przecież niemożliwe, aby ktokolwiek aż tak się poświęcał. :)))
Przeżyłam pół roku sama w Berlinie bo koronawirus. Przywykłam do samotności, nieco zdziczałam. Spaceruję wirtualnie z Iwoną, która mieszka 400 km stąd, czasem razem pijemy kawę, lub razem każda z nas szykuje obiad. Witamy się rano, sprawozdajemy sobie co się w ciągu dnia wydarzyło itp. i całkiem skutecznie podtrzymujemy siebie na duchu. Ostatni raz widziałyśmy się w październiku ubiegłego roku- była u mnie tydzień. I obydwie chwalimy świat za te wirtualne możliwości.Mamy szybkie komunikatory jak messenger i WhatsApp,dzięki któremu rozmawiam za 0 zł z Polską i Kolumbią. Czasem pada jakość, ale ogólnie nie jest źle.
OdpowiedzUsuńA kontakty osobiste twarzą w twarz są sporadyczne.
Miłego, Kochana;)
Anabell, takie osoby, jak Iwona i Ty - to skarby nad skarbami jedna dla drugiej.
UsuńWszystko, o czym piszesz także i mnie zastanawia, a te absurdalne decyzje władz wszelkich to aż bolą, normalnie.
OdpowiedzUsuńNiebawem wracam do pracy, liczba zakażonych rośnie, także w moim mieście, a my do szkoły normalnie...w sklepie wszyscy w maseczkach a setki dzieci w szkole bez masek, hurra, w szkołach nie ma wirusa! To może w szkole zamieszkam?
Słyszałam wypowiedzi kilku dyrektorów szkół i zastanawiam się, jak szkoły sobie poradzą? Oby koronawirus miał zakaz wstępu do szkół. Znam nauczycielki, a także dzieci, które boją się.
UsuńW latach 60/70 ub.w. obrazek, gdzie milicjant przeprowadza staruszki na drugą stronę ruchliwej ulicy nie należał do rzadkości. Lekarza można było zamówić na wizytę domową nawet do błahych przypadków chorobowych. A podstawowe produkty żywnościowe (ziemniaki, drób, rąbanka, jaja, itp.) można była zamówić u "chłopa", który nie tylko przywiózł to furmanką, ale jeszcze wniósł do mieszkania. Nawet "mleczarz" potrafił przed godz. 6:00 przynieść mleko pod drzwi, bez konieczności ich wyważania. ;) :-D Pamiętam wspólne sąsiedzkie wigilie, wesela, itp. radości i smutki, nawet "na telewizję" chodziło się do sąsiada. Teraz muszę się dobrze wysilić, aby ustalić jak sąsiad się nazywa. Przed blokowymi klatkami sąsiedzi okupowali ławki, co co nie mieścili się na ławkach wyglądali przez okna monitorując okolicę ...
OdpowiedzUsuńNam te dobra przywodził pan Żydek we wtorki i w piątki. Mleko przynosiła pani Kłosowa, która mieszkała pod lasem i miała krowę "Kłosówkę". Ci dostawcy cieszyli się sympatią i szacunkiem mieszkańców całego osiedla.
UsuńNa moim osiedlu wszyscy mieli ogródki przed klatkami i w nich skupiało się sąsiedzkie życie od wiosny do zimy.
A! A nad wszystkim i wszystkimi czuwał dzielnicowy z psem, którego nazwisko do dziś pamiętam.
UsuńTeraz niby kontak jest wirtualny, niby to ułatwienie, a tak na prawdę, kontakt masz z ludźmi z całego świata. Niby fajne, ale no... po bułki do piekarni raczej nikt Ci nie skoczy, bo ma do Ciebie setki kilometrów.
OdpowiedzUsuńWszystko ma swoje plusy i minusy.
Te strefy to jakiś totalny gniot, nie wiem, ile i czego trzeba pić, łykać i wciągać, by coś takiego wymyśleć.
PS. Jak już padnę trupem, to mnie znajdą, jak sąsiadom zacznie śmierdzieć. I dobrze, to śmierdzenie będzie moją ostateczną zemstą za hałas, darcie ryja i podpieprzenie mi wycieraczki spod drzwi. :D
Faktycznie fajnie z tymi komunikatorami. Nie powinny jednak całkowicie wypierać i zastępować życie realne.
UsuńDzień dobry.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ludzie u szczytu nie potrafią rządzić inaczej jak tylko nienawiścią, szczuciem jednych na drugich nawet w obrędzie rodzin.
Przykre ale prawdziwe.
Poza tym dochodzę do wniosku, że kiedyś było może nie lepiej ale fajniej, bardziej po ludzku.
Według mnie nic nie zastąpi rozmowy twarzą w twarz, spotkania z kumplem przy kawie w barze itp. Fajnie, że można pogadać via internet (i należy z tego korzystać) ale życie toczy się poza nim.
Pozdrawiam.
Miło witam na "Posiaduszkach" nowego Gościa. Proszę się rozgościć tutaj na zawsze, o!
UsuńŻycie po ludzku jest według mnie lepsze, choćby nie wiem, jak biedne czy szare. Co nie znaczy, że nie potrafię korzystać z dóbr materialnych. Są przecież dla ludzi. Nie mogą jednak zawładnąć duszą i sercem.
Dziękuję. Już jakiś czas temu się rozgościłem, tyle, że milcząco.
OdpowiedzUsuńZamierzam zostać.
A propos dóbr...należy z nich korzystać. Po to są. Ułatwiają życie między innymi. Ważne, żeby zachować równowagę i nie zapominać, że to za oknem jest prawdziwe życie.
Pamiętam czasy bez internetu i telefonu komórkowego. Niby nie było takiego kontaktu jak dzisiaj, a wszystkie dzieci z okolicy wiedziały kiedy się spotkać i gdzie ;-)
To było fajne.
Lubię spokojnych i cichych Gości. Ale... Żeby tak całkiem milcząąąco? ;) :)
UsuńJa pamiętam nawet czasy bez telefonu stacjonarnego. Miałam na szczęście niedaleko budkę telefoniczną. Żeby odbyć rozmowę międzymiastową, trzeba było jednak udać się na pocztę.
Nagminnie korzystało się z telefonów w pracy. Kawa, ciastko i telefon - to były atrybuty każdego urzędnika.
Posiadacze telefonu byli bardzo atrakcyjni towarzysko:) Całe sąsiedztwo korzystało bez oporu właściciela.
UsuńTakże posiadacze telewizora. Na poniedziałkowy spektakl w Teatrze Telewizji szło się z własnym krzesłem.
UsuńBardzo dawno, kiedy jeszcze onet.pl hołubił mój blog, częściej do Ciebie zaglądałem. Teraz wracam na dłużej, albo na zawsze.
OdpowiedzUsuńPodczas onetowej rewolucji blogerzy porozbiegali się w różne strony. Do czasu, kiedy blogi na Onecie jeszcze były, odszukiwaliśmy się, zamieszczając linki do nowych miejsc.
UsuńPrzykre to o czym piszesz, ale jakże prawdziwe. Sam niejednokrotnie zastanawiałem się, czy nasze ciepłe wspomnienia z przeszłości wynikają li tylko z tego, że byliśmy młodsi. Osobiście obstaję przy tym, że nie. Wiele czynników odegrało rolę w tym "upiększaniu" krajobrazu naszego dzieciństwa i młodości. Czegoś innego chcieliśmy od życia, mniej byliśmy skupieni na sobie, a i czasy, wbrew utartym schematom, były sprzyjające takiemu zwykłemu, prostemu szczęściu... tak myślę...
OdpowiedzUsuńTak, było przede wszystkim ciepło, chociaż zimy bardziej mroźne.
UsuńJak żyć? to dobre pytanie, na które trudno znaleźć dobrą odpowiedź
OdpowiedzUsuńMiło witam na Posiaduszkach nowego Gościa. :)
UsuńTrudno jest ludziom odnaleźć się w chaosie informacyjnym. Przed rozpoczęciem roku szkolnego nawet nie wiadomo, jak uczyć się?
I nie wiem jak z tego szajsu uciec. W moim życiu to się dzieje że jestem na urlopie w Gdańsku zamiast zwiedzać Chorwację. Z powodu korona wirusa. Dziś w Sopocie Płynąłem tym żaglowym katamaranem dwukadłubowym, Fantastyczna przygoda! Wiatr we włosach i w żaglach plus piękne słońce. Na filmach wygląda to jeszcze lepiej. Ahoj przygodo!
OdpowiedzUsuńTeraz jest inny świat. Po prostu inny. A temat głębszy od Oceanu. Jak to można krótko napisać? Nie wiem. Smartfony rządzą. Bez smartfonu nie jesteś kompletnym człowiekiem. I tego już nie zmienimy!
"Kompletny człowiek"! Spodobało mi się to określenie.
UsuńSerdecznie Ci życzę abyś miała dobre wakacje w roku przyszłym .Właśnie w Gdańsku przeczytałam żeby kupić tańszy bilet ZTM to należy zapłacić smartfonem. Czyli życie bez smartfonu jest droższe?
UsuńDziękuję. :)
UsuńAle... Ze smartfonem nie pożyjesz incognito.
Oj to prawda, najgorsze jest to, że patrząc na swoje rodzeństwo widzę ile oni tracą. U nas nie było dnia bez wybiegania się na polu, a teraz tylko komputer i tyle.
OdpowiedzUsuńZapraszam: czytanko.pl
Serdecznie witam na Posiaduszkach i dziękuję za zaproszenie.
UsuńKażda epoka ma swoje zabawy, ale w żadnej nie pochwalano siedzenia całymi dniami. W kącie siedziało się kiedyś za karę. Więźniowie, którzy za karę nie wychodzą na spacerniak skarżą się do instytucji broniących praw człowieka.
Na szczęście w tej chwili technologia telefonów komórkowych jest dobra, więc możemy zabawiać się nudą i zostać w domu.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia.
Pozdrowienia z Indonezji.
Bliskości człowieka z jego sercem i duszą nie zastąpi jednak żadna technologia. Kiedy np. jestem głodna, miło jest otrzymać na komórkę serduszko i słoneczko oraz wyrazy współczucia. To trochę pomoże psychicznie. Ale... Czy nakarmi?
UsuńMiło witam na Posiaduszkach i serdecznie pozdrawiam.
Niestety mam wrażenie, że po tej epidemii będziemy jeszcze bardziej wirtualni, bo widzę po moim juniorze, jak utracił swoje umiejętności społeczne przez te kilka miesięcy w domu.
OdpowiedzUsuńA na początku epidemii wyglądało, że będzie wręcz odwrotnie. Te wszystkie akcje pomocowe, to roznoszenie zakupów, szycie maseczek itd, itp...
UsuńWitaj, przekazałam Twój komentarz odnośnie konkursu "Wakacje z koronawirusem" organizatorom. Podobno był problem z wejściem na Twoją stronę, dlatego nie zamieszczono zachęty do udziału. Do mnie na pocztę trafiło zdanie: "Napisz
OdpowiedzUsuńtej pani niech pisze, a my już się tym zajmiemy!". Z przyjemnością je przekazuję i Trzymam kciuki za powodzenie. Odbyłaś wiele ciekawych podróży i chyba nie wszystkie opisałaś na blogu. Jedna z nich mogłaby się stać podstawą nigdzie dotąd niepublikowanej opowieści, będącej pracą konkursową.
https://www.facebook.com/Kobieta-50-170243319662994/-to jest link miejsca, w którym mówi się o tym konkursie. Pozdrawiam serdecznie. A na pytanie "Jak żyć" odpowiadam, radośnie i zgodnie z własnym sumieniem.
Dziękuje za przekazanie informacji i również serdecznie pozdrawiam.
UsuńJak patrzę na dzisiejsze dzieciaczki to mam wrażenie, że wbrew pozorom przez technologie mają gorzej. W naszej szkole (i pewnie nie tylko w naszej) dzieci na przerwie zamiast się ze sobą bawić, rozmawiać siedziały z nosami w smartfonach. Całe szczęście, że wprowadzono zakaz używania telefonów w szkole... Z drugiej jednak strony technologia i te dzisiejsze czasy mają też jakieś pozytyw. Moja przyjaciółka wyjechała 10 lat temu do USA. Kontakt pewnie by się urwał gdyby nie Skype. Spotykamy się regularnie na pogaduchach, widzimy dzięki kamerce internetowej, a nasza przyjaźń ma się świetnie :) Cieszymy się, gdy możemy spotkać się na żywo, ale gdybyśmy nie pielęgnowały naszej przyjaźni cały czas nie byłoby po co się spotykać w realu.
OdpowiedzUsuńNie tylko dzieci mają nosy w smartfonach. Także dorośli. Nie podoba mi się, kiedy podczas przyjęcia, obok talerzy kładą na stole smartfony i zajmują się swoimi fejsbukami. Zawsze opuszczam takie towarzystwo. Po co mam przyglądać się i wysłuchiwać różnych sygnałów powiadamiających? Uważam, że skoro wpis wirtualnej znajomej o kremie, który akurat kupiła, jest ważniejszy od ludzi, z którymi aktualnie się przebywa, to oddalam się, bo i tak nie ma z kim rozmawiać i celebrować wspólnego przebywania.
UsuńOczywiście także doceniam pozytywy, zalety Skypa czy Messengera. Technika jest po to, by z niej korzystać i cieszyć się nią.
Jako nowego Gościa na "Posiaduszkach" witam szczególnie i zapraszam zawsze.
Kiedyś było całkiem inaczej. Wychowywałam się w czasach kiedy szło się do sąsiadów na obiad albo dzieci sąsiadów szły do nas. Pamiętam jak babcia robiła naleśniki to wszystkie dzieciaki z osiedla jadły. Po mnie ubrania nosiła córka sąsiadki a jej syn oddaje ubrania mojemu choć dawno nie mieszkam u rodziców. Czasem mam wrażenie że te czasy to jakaś inna epoka chodz od czasu do czasu jeszcze iwdze te przebłyski dawnego życia.
OdpowiedzUsuńMiło witam nowego Gościa i zapraszam do rozgoszczenia się na "Posiaduszkach". :)
UsuńChyba każde czasy mają swój urok. Jednak takiego sąsiedzkiego izolowania się, jakie nastało w ostatnich latach, nie jestem w stanie zaakceptować. Niektórzy mówią nawet, że lockdownu koronawirusowego w ogóle nie odczuli, ponieważ od lat żyli tak samo, czyli z komputerem i setką znajomych na portalu społecznościowym.
Coś w tym jest. U nas rzadko rozmawiam z sąsiadami ( taki typ ludzi ) a teraz to tym bardziej.
UsuńNiektórych nowych sąsiadów nawet nie znam. Z tych, co niedawno wprowadzili się, tylko jeden zawitał i przedstawił się.
UsuńNiestety wszystko nam się dzisiaj pokręciło, jest nie tak jak być powinno. Smutne to
OdpowiedzUsuńMoże... Jeszcze będzie normalnie...
UsuńUtarlo sie takie okreslenie, ze nie tesknimy za tamtymi czasami, lecz za mlodoscia. Nic bardziej mylnego. Tesknimy za tamtymi ludzmi, za moze szarym otoczeniem, lecz kolorowymi sercami. Dzis otacza nas kolorowy blichtr, kolorowe oferty, ktore nie zawsze wychodza nam na dobre. Ludzie maja szare serca. Poruszylas temat, ktorego nie sposob wyczerpac. To temat, ktory tkwi w sercu, jak zadra. Nasze pokolenie pamieta milosc, ktora dzisiaj nazywa sie seksem, pamieta przyjazn, ktora dzis zastapily slowa wiezi interesow; wiele niegdysiejszych pojec wyblaklo i stalo sie pass`e. Ogromna szkoda. Poruszyly mnie Twoje slowa: "Może... Jeszcze będzie normalnie..."
OdpowiedzUsuńZa tym wszystkim właśnie tęsknię, Alenko. Dziękuję za komentarz, miło witam na Posiaduszkach i zapraszam zawsze.
UsuńTo prawda, że kiedyś czasy były spokojniejsze. W poprzednim mieszkaniu miałam trzy wspaniałe sąsiadki, na które zawsze mogłam liczyć.Teraz nie mam już żadnej, bo jedna się wyprowadziła, druga mieszka na wsi i opiekuje się swą mamą.
OdpowiedzUsuńŻaden komputer ani smartfon nie zastąpią bliskości sąsiadów.
Nastały bardzo dziwne czasy, rządy się zmieniają i toczą z sobą wojenki. Na dodatek koronawirus każe patrzeć na wszystkich podejrzliwie.
Ech trudno żyć w takich czasach.
Serdecznie pozdrawiam.
Bardzo trudno, szczególnie dla osób, które pamiętają inne czasy i cenią inne wartości.
UsuńBardzo dobrze pamiętam minione czasy, była praca, tanie wczasy, a przede wszystkim spotkania z przyjaciółmi
Usuń... a ewentualnymi smutkami i radościami było z kim się dzielić.
UsuńZapomniałam Ci napisać, że skarpę przed moim wieżowcem skoszono, ale zielska nie zgrabiono i nie wywieziono. Leży nawet na chodniku.
OdpowiedzUsuńU nas także skoszono "łączki". Wiatr zwiał zielsko na chodniki, na których po obfitych deszczach zrobiło się ślisko, jak na lodowisku.
UsuńPodejrzewam, że koszeniem zajęła się inna firma, bo ta poprzednia częściej kosiła i od razu grabiła i wywoziła trawę.
UsuńA może są dwie różne firmy? Jedna kosi, inna wywozi.
UsuńDoszłam do wniosku, że to jest inna epoka, a wirus tylko uwidocznił i poodkreślił ujemne cechy, które nosimy teraz na wierzchu, a niegdyś wstydliwie skrywane...
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
A na początku pandemii podobno tacy wspaniali byliśmy.
UsuńŻycie mocno się już od lat przemieściło w strefy wirtualne kosztem realnych. Dlatego cieszę się bardzo, że nadal mam przyjaciół, z którymi regularnie spotykam się na żywo. Z drugiej strony mnie ostatnio przez dłuższy czas ciężko było w ogóle cokolwiek pisać na blogu. Bo o pandemii brzmi wszędzie, nie dziwi mnie to, tylko może jestem już trochę zmęczona tematem. Akurat ja szanuję zdrowie innych ludzi, więc maseczkę, gdzie trzeba noszę i unikam skupisk ludzi. Staram się być odpowiedzialna i zachowywać się społecznie. Oby inni robili tylko tyle, to już byłoby dobrze.
OdpowiedzUsuńZakupy akurat w dzisiejszych czasach można nawet spożywcze zamówić do domu i to uważam za postęp! Bo nie każdy ma kogoś, kto mu te zakupy w razie potrzeby do domu przyniesie.
A co do utrzymywania kontaktów z ludźmi - dysponujemy takim samym życiem i mniej więcej jednakowym czasem na ziemi, abstrahując od chorób, każdego według mnie obowiązuje też dobre traktowanie innych ludzi. Jeżeli ktoś traktuje swoich przyjaciół dobrze, to i ma z kim na żywo się spotkać i porozmawiać. Jeśli natomiast w jakiś sposób jest uciążliwy, czy próbuje im narzucać swoja wolę, czy w inny sposób innych terroryzuje lub zniechęca, to dlaczego potem się dziwi, że nie ma z kim porozmawiać. Rodzina jak tylko się usamodzielni, zaczyna się odseparowywać od takiej osoby, a przyjaciół ta osoba sobie przeważnie nie znalazła z uwagi na swój wredny charakter. To dlaczego potem ma pretensję do wszystkich, że jest sama? Moim zdaniem nie każda niewinnie wyglądająca staruszka to takie niewiniątko. Chociaż oczywiście nie mam tu na myśli tej pani z placu zabaw. Ale akurat powyższe wywody wynikają z moich obserwacji.
Politycznie zmilczę, bo co tu jeszcze dodać oprócz zdumienia, że tak wielu prymitywnych i tęskniących za dyktaturą ludzi mamy wśród nas...
Pozdrowienia
I mnie czasem ogarnia zniechęcenie do pisania. W "kiełkowniku" mam wiele naszkicowanych notek, których nie chce mi się publikować. Zresztą obecność w sieci zawsze traktowałam, jako uzupełnienie życia. Nigdy zamiast i nigdy nie interesowało mnie zdobycie kilkuset wirtualnych znajomych.
UsuńChyba wszyscy to mamy. W moim spisie obserwowanych blogów coraz więcej takich, w których ostatnią aktywność odnotowano kilka miesięcy temu, a nawet i lat. Ci odlatują, ci zostają... To było o ptakach?
UsuńA niektóre "ptaki' odleciały na zawsze...
UsuńAh, poruszyłaś tyle ważnych kwestii, że w zasadzie to nie wiem do czego się odnieść, więc może do tej wirtualizacji, bo do niej mi najbliżej. Niestety wszystko teraz idzie w tą stronę - technologiczną. I oczywiście wszyscy coraz bardziej się od tego uzależniamy, ale gdybyśmy tylko zachowali w tym umiar to np internet jest ogromną pomocą, której ludzie kiedyś nie mieli. Możesz w każdej chwili zapytać internet o cokolwiek. Można się edukować w każdym momencie. To jest super aspekt. Każdy kij ma dwa końce :D
OdpowiedzUsuńZapraszam: czytanko.pl
Za pomocą i edukacją jak najbardziej jestem. Natomiast traktowanie internetu jako jedynie obecnego w życiu uważam za niedobre. Umiar musi być, jak we wszystkim.
UsuńElu, nawet nie mam siły doczytać wszystkich komentarzy... Być może powtórzę się w którymś momencie. Problem jest międzynarodowy. Być może w mojej Holederii jest łatwiej... Lekarz oddzwoni jeszcze tego samego dnia, przywiozą do domu zamówione leki (jeszcze tego samego dnia) i.tp. i i.td. Ale poczucie izolacji, samotność i tęsknota.. nie do opisania. Tęsknota i niemożność. Niemożność zorganizowania "spotkania na szczycie" (siostrzenica - Niemcy, starszy syn - Anglia, młodszy - Polska). I niby mi tu tak dobrze, całkiem samej na obczyźnie, ale nie mogę zaplanować, zaprosić, przytulić nikogo. Moje "trojaczki" są nieosiągalne. To co, że media...
OdpowiedzUsuń"Spotkania na szczycie" trudno zorganizować nawet w jednym kraju i tym samym mieście, a co dopiero na "szczycie" międzynarodowym.
UsuńJa współczuję starszym ludziom, którzy muszą się mierzyć z tymi wszystkimi technologicznymi wynalazkami, czasem mnie też one przerastają :D (nie ma to jak chaty z botami).
OdpowiedzUsuńUrodziłam się w takim momencie, że moje dzieciństwo zahaczało o czasy, kiedy telefony komórkowe i Internet nie były jeszcze bardzo powszechne i z nostalgią wspominam rodzinne popołudnia przy herbacie (był na to czas a przy tym nikt się nie wślepiał w ekrany smartfonów, bo ich nie było) i niezobowiązujące wizyty bez zapowiedzi - tzn szybka kawka, zamienienie kilku zdań - lubię, gdy czasem ktoś tak wpadnie, choć sama bym nie potrafiła - musiałabym wcześniej uprzedzić, uzgodnić, inaczej czułabym się jak intruz, albo że przeszkadzam, a ktoś miał inne plany.
Myśmy nawzajem znali swoje plany, harmonogram dnia i tygodnia, więc niespodziewane wizyty raczej nie przeszkadzały. A jeśli trzeba było coś zrobić, to się robiło przy gościu.
UsuńNie nie widziałem nowych rzeźb na Kępie Potockiej. Dano mnie tam nie było. Może za blisko ? :) Kiedyś bywałem kilka razy w tygodni nad Kanałkiem. Co do starości to odwiedzam wujka mojego Kolegi. Mieszka samotnie niedaleko mnie. Ma 94 lata był kolega mojego wujka i Żoliborzanin od urodzenia. Dzieci nie miał. Odwiedza Go jeszcze siostrzeniec który na stałe mieszka we Wiedniu. To tez mój kolega z żoliborskiego podwórka. Pan Wojtek chodzi sam. Jutro mamy się spotkać na spacer. Opowiada mi fantastyczne historie z przed wojny i powojenne. Był w Armii Andersa. Jego siostra była bliską znajoma mojej Mamy. Wczoraj się dowiedziałem że od czasu do czasu jakieś fundusze wpłaca do organizacji społecznej. Był architektem z zawodu. Fantastyczny człowiek. A co do naszych czasów? Za około 40 lat Ziemie będzie inna z powodu działalności człowieka. Tak twierdzi większość naukowców na świecie. Zatrucie atmosfery, środowiska. Przecież Ziemia nie może przyjąć nieograniczonej liczby mieszkańców! Pozdrawiam z Żoliborza. :)
OdpowiedzUsuńOpowieści tego pana są na pewno bezcenne. To jedna z wielkich rzeczy, które starsi mogą dawać młodszym.
UsuńWitam, wiadomość półautomatyczna, choć za sterami człowiek - może wrzucisz swoje treści lub fotografie na portal dla twórców:
OdpowiedzUsuńhttps://t3kstura.eu/
Zapraszamy :)