Cześć I -
http://grycela.blogspot.com/2018/01/retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html
Część II -
http://grycela.blogspot.com/2018/02/retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html
Część III -
https://grycela.blogspot.com/2018/03/iii-retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.htmlCzęść IV -
https://grycela.blogspot.com/2024/11/iv-retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html
„Lepiej niż woda i piwo, lepiej niż dym kadzidła w świątyni i kaczki w sitowiu Wielkiej Rzeki oddaję treść życia w Egipcie, gdzie nic się nie zmienia z upływem czasu, lecz wszystko zostaje po staremu.”
„…i nie potrafię naprawdę powiedzieć, co w tej całej podróży było prawdą, a co fikcją, pozorem, bajką. Jak sen upłynęły te dni i szybko jak mgnienie przeminęły i już ich nie ma.”
Cytaty pochodzą z powieści Miki Waltariego pt. „Egipcjanin Sinuhe”.
Teby - miasto o stu bramach
Dziś niegdysiejsze Teby dzielą się na dwie części: południową - Luksor i północną - Karnak.
Luksor powitał nas kolumnadami i pylonami świątyni poświęconej tebańskiej triadzie bóstw: Amon – Min, Mut i Chonsu. Tu znajdował się też południowy harem, w którym mieszkała małżonka Amona, Mut i ich syn, Chonsu. Każdej wiosny, podczas święta płodności, flotylla statków uroczyście przyprowadzała w to miejsce posąg Amona na małżeńskie spotkanie z Mut. Komuś, kto dzisiaj przybywa do Luksoru, mekki turystów z całego świata, trudno jest wyobrazić sobie, jak wyglądały starożytne Teby. Przez wieki pozostając stolicą państwa egipskiego, były one słynne ze swego bogactwa, a każdy zamożniejszy dom – to prawdziwy skarbiec. W IX pieśni Iliady Homer napisał: „Teby – miasto o stu bramach”.
Jak dzisiaj dostrzec bogactwo, gdy wokół tyle ubóstwa? Na drodze prowadzącej do południowego haremu Amona siedzi dziewczynka – pucybucik. Ma chyba nie więcej niż pięć lat. Taki obrazek psuje nastrój pragnącego odprężyć się i chłonącego historię starożytną turysty. Chciało się płakać nad losem tego dziecka.
„Wiemy wprawdzie, że nie ma bardziej szalonego pomysłu jak ten, żeby każde dziecko uczyło się pisać i czytać. I jest też niedorzecznością, żeby dziewczęta uczyły się pisać."
Tak było w królestwie Atona ...i tak jest dziś...
„Ale ogrody bogaczy w Tebach kwitły, ciemnozielone i chłodne, a po obu stronach obramowanej kamiennymi baranami wielkiej alei mieniły się kolorami tęczy klomby kwiatów, gdyż świeżej wody brakowało w Tebach tylko dla ubogich i tylko ubogim niszczył pożywienie pył, który jak sieć opadał na wszystko, jak błonką przykrywając liście akacji i sykomorów w dzielnicy biedoty.”
Tak było... i tak jest...
|
Karnak. Obelisk Totmesa III. |
|
Karnak. Aleja sfinksów do Wielkiej Świątyni Amona. |
|
Karnak. Zespół świątynny. |
|
Karnak. Kolumny sali hypostylowej
w świątyni Amona. |
Odpoczywając na statku wracam myślami do starożytności, nie zapominając, że przyjechałam właśnie po to, by ją poznać, poczuć, zobaczyć, dotknąć. W Tebach spełniło się proroctwo Ezechiela, który przepowiedział, że Teby zostaną rozdarte na dwoje. I to się zgadza. Starożytną egipską stolicę rzeczywiście przecina na pół kanał. Część południowa, to obecny Luksor, zaś północna jest znana w świecie jako Karnak. Jedynym światkiem dawnej świetności Luksoru jest świątynia mierząca 260 metrów długości, której podwaliny wzniósł Amenhotep III, rozbudował ją Tutmozis III, a uwieńczenie dzieła nastąpiło za Ramzesa II. Tę wspaniałą i olbrzymią świątynię Egipcjanie nazywają Południowym Haremem Amona. Przed pylonem stały niegdyś dwa obeliski Ramzesa II. Dzisiaj stoi tylko jeden o wysokości 25 metrów. Drugi wywieziono do Francji, by ozdabiał Paryż. Mają nowoczesną piramidę ze szkła obok historycznego Luwru, co szkodzi mieć starożytny obelisk na placu de la Concorde.
Karnak, jak okazało się później, zrobił na mnie większe wrażenie, niż zwiedzane kilka dni później wielkie piramidy w Gizie. Świątynie w Karnaku zajmują powierzchnię 40 hektarów, a budowano je ponad 1300 lat, jako monumentalny dom bogów. Największy z trzech świątyń jest Okręg Amona, poświęcony najważniejszemu bogowi Nowego Państwa. W murach tej świątyni można postawić dziesięć wielkich katedr. Spacer Aleją Sfinksów Baraniogłowych, która ongiś miała trzy kilometry oraz po sali hypostylowej pełnej ogromnych kolumn o niezwykle przejmującym wyglądzie skamieniałego lasu, przeglądanie się wraz z budowlami sprzed tysięcy lat w tafli świętego jeziora, okrążanie siedem razy /na szczęście i na zamążpójście/ pomnika czczonego skarabeusza, wreszcie spotkanie z gigantycznymi, prawie dwudziestometrowej wysokości Kolosami Memnona przeniosło mnie w czasy starożytne i...
Poczułam się taka mała i krucha wobec potęgi oraz monumentalnego piękna starożytnej architektury, której przez tysiąclecia nie zmogły żadne wojny ani kataklizmy natury. Cokolwiek zostało zniszczone, lub wywiezione, zrobiła to niszcząca, chciwa ręka ludzka. Byłam też z siebie dumna, że zdołałam tu przybyć, o czym marzyłam przez wiele lat.
„Gdy wyszedłem spomiędzy pylonów i olbrzymich posągów faraona, spostrzegłem, że tuż obok wielkiej świątyni wznosiła się nowa świątynia potężnych rozmiarów i tak dziwnie zbudowana, że nigdy jeszcze nie widziałem czegoś podobnego. Nie miała ona murów, a gdy wszedłem do środka, zobaczyłem, że szeregi kolumn otaczają otwarty dziedziniec z ołtarzem, na którym złożono ofiary ze zboża, kwiatów i owoców. Po obu stronach pylonów w świątyni Amona siedzieli wykuci w kamieniu faraonowie, majestatyczne, podobne bogom olbrzymie postacie. Wszystko się we mnie trzęsło i drżało, gdy patrzyłem na te kamienne kolumny.”
Tak było... i tak jest...
Kom Ombo
Niewielkie miasto Kom Ombo (كوم أمبو) - Kaum Umbu, Nubit - miasto złota) leży nad Nilem, 50 km na północ od Asuanu, w starożytności - przy szlaku handlowym z Nubii do Doliny Nilu.
Przed Kom Ombo udajemy się na pokład słoneczny statku, by już z oddali podziwiać świątynię, wyjątkowo położoną na wzgórzu. Jest to podwójna świątynia powstała z połączenia dwóch oddzielnych budowli wzdłuż jednej ściany. Prawa strona poświęcona jest triadzie bóstw: Sebekowi, Hathor i Chonsu. Świątynia z lewej należała natomiast do boskiej triady: boga o imeniu Haroeris (co oznacza Horus jest wielki), Tasnen-Nofret (boskiej siostrze Horusa) i Panebtaki (władcy obu krain).
Postój statku potrwa kilka godzin, więc po zwiedzeniu świątyni, na murze której zdumiała nas prezentacja instrumentarium chirurgicznego z epoki rzymskiej oraz (szczególnie męską część towarzystwa) przedstawienie sposobu leczenia prostaty, udajemy się do kawiarni w ogrodzie, by posłuchać na żywo regionalnej muzyki. Z kawiarni do przystani prowadzi zagruzowana po obu stronach droga, przy której siedzą sprzedawcy oferujący papierosy, wodę, pocztówki. Pojawia się także grupa dzieciaczków oferujących „starożytne" kamyczki, by dostać jałmużnę. Na tej ziemi dawanie bakszyszu za jakąkolwiek przysługę czy uprzejmość jest na porządku dziennym. Jestem jednak przeciwniczką dawania dzieciom pieniędzy. Rozdajemy więc cukierki, długopisy i mazaki. Boimy się, może zresztą niesłusznie, by nie oberwać przy okazji „starożytnymi" kamieniami. Przede wszystkim żal nam jednak tych dzieci. Są bardzo biedne, muszą pracować i prawie połowa z nich nie uczęszcza do szkoły.
Ciekawostką w Kom Ombo jest nilometr pozwalający starożytnym Egipcjanom sprawdzać poziom Nilu. Mnie urzekają papirusowe kolumny sali hypostylowej.
Edfu i sakiewka
Nazajutrz budzimy się w Edfu, niewielkim miasteczku, które zawdzięcza swoją sławę najlepiej zachowanej w całym Egipcie świątyni. Na brzegu czekają na nas kolorowe kalesze, którymi pędzimy (tak! pędzimy!) do kultowej świątyni poświęconej bogowi Horusowi z głową sokoła. Droga jest zakorkowana autobusami, busikami, taksówkami i pieszymi z całego świata oraz miejscowymi „usłużnisiami”, którzy za opłatą palcem pokażą, gdzie znajduje się widoczna z daleka świątynia, do której nie sposób nie trafić. Jak w tym wielkim korku radzą sobie konne kalesze, którymi podążamy do świątyni? Po drodze mijamy bazar z nieprzebraną ilością regionalnych strojów. Niektórzy kupują sobie galabije na zapowiedziany wieczór taneczno - folklorystyczny pod nazwą „Galabija-party”. Gdy sprzedawcy zauważą, że ktoś spogląda na ich towar, natychmiast oferują go, wabiąc bardzo niską ceną. Gdy dochodzi do zapłaty, dziesięciokrotnie podbijają cenę.
„Silny stawia stopę na karku słabego,
a chytry wyłudza od naiwnego sakiewkę”
Tak było... i tak jest... Tak też chyba pozostanie na zawsze i wszędzie.
Na "Galabija party" nie wybierałam się, chociaż obsługa statku serdecznie zapraszała. Przy wejściu do restauracji - na kolację - wszyscy kelnerzy, stojąc szpalerem, prezentowali stroje. A wybrani, jak z żurnala. Wysocy, jednakowego wzrostu i urodziwi. Przy tym bardzo mili oraz radośni i dobrze wyszkoleni. Na nasze zachwyty ich wyglądem i uroczystą oprawą kolacji, odpowiadali po angielsku.
***
Podczas rejsu czekała nas przeprawa przez śluzę w Esnie. Długa kolejka statków zatrzymała na kilka godzin naszą „Miss World”. Na pokładzie słonecznym pojawiła się policja turystyczna, a pod okna kajut podpływali małymi łódkami sprzedawcy, oferując swoje towary. Mieli chustki, szale bawełniane i galabije. Zastanawiałam się, czy nie kupić takiej sukni na mający odbyć się na statku wieczór regionalny "Galabija party". Jakoś jednak nie potrafię robić zakupów w ten niekonwencjonalny sposób. Podczas przyglądania się temu handlowi otrzymałam SMS-a od kolegi z Hiszpanii: tv podaje, iż na statku wycieczkowym na Nilu, pełnym hiszpańskich turystów był właśnie zamach, w wyniku którego wielu Hiszpanów odniosło poważne obrażenia. Ogarnął mnie strach.
Emocje jednak tonują błękitne wody Nilu, granitowe skały, białe żagle feluk, a wszystko to zalane słońcem.
Dotarliśmy do Asuanu. Widzimy, że nabrzeże jest pełne innych statków.
Jesteśmy u bramy do Czarnej Afryki... cdn.
Wyprawa marzeń! kontrasty dziwią nie tylko w Egipcie, nawet na Krecie czy w innych zakątkach świata strefy dla turystów kontrastują z bocznymi uliczkami i codziennym życiem miejscowych.
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie Twoje emocje na Nilu, i te spowodowane pięknem podróży i te mniej pożądane, ale wspomnienia zostają na całe życie!
Opowieść ciekawa, ale nie rozbudziła moich pragnień podróżowania. Najbardziej wzruszyły mnie te dzieci sprzedające kamienie, szkoda że nie odstąpiłaś od swoich zasad i nie dałaś małego pieniążka na coś do jedzenia.
OdpowiedzUsuńNasza przewodniczka także odradzała dawanie dzieciom pieniędzy.
UsuńWybieraliśmy się z mężem do Egiptu niczym sójki za morze i jakoś się ten plan "rozszedł" po kościach i nie dotarliśmy tam. Widocznie nie była nam ta podróż "pisana" bo gdy niemal wszystko było nagrane to w Polsce nastał "stan wojenny".
OdpowiedzUsuńSerdeczności posyłam;)
anabell
Zapewne tak. Co nie "piane", to nie "pisane", o!
UsuńDla wrażliwego turysty ten kontrast pomiędzy wspaniałościami kultury starożytnej a straszną biedą współczesnych tubylców jest bolesny.
OdpowiedzUsuńSkarabeusz nie spełnił moich życzeń choć dreptałam wokół zgodnie z zaleceniem.
Moich życzeń też nie spełnił. A może trzeba było dreptać w odwrotną stronę? :)
Usuń