29 października 2010

Kto powie prawdę o "straconym pokoleniu" PRL?


06 stycznia 2009


              Nie da się przekreślić ogromnego wysiłku Narodu nazywanego dziś „straconym pokoleniem”, któremu przyszło żyć w czasach PRL. Na to życie pokolenie to zostało politycznie skazane także przez zachodnich przywódców. Czasy trudne na pewno, a mimo to dokonywano w tych ciężkich warunkach bardzo wiele.
A korzyści czerpał cały świat, choćby z wykształcenia, wiedzy polskich inżynierów i naukowców z peerelowskich uczelni. Z tej wiedzy i doświadczenia pełnymi garściami czerpią także dzisiejsze rządy demokratyczne. PRL to część historii naszej Ojczyzny, historii i złej i dobrej – barwnej po prostu i pełnej także ogromnego dorobku. To jest część naszej Ojczyzny i każdy, kto ten dorobek przekreśla, wypacza i zakłamuje, jest nieuczciwy.
       
      W PRL zakres wolności tak wyznaniowych /nauczanie religii, na którą dzieci chodziły oficjalnie i w butach, a nie boso, jak za sanacji, żeby się uczyć od księdza jedynie tego, jak być dobrym poddanym; śluby kościelne, budowanie świątyń, chrzty itd./, jak i gospodarczych, był większy niż gdzie indziej – w krajach komunistycznych.
       
       W PRL komunizmu i totalitaryzmu nie było. I to dzięki sprytowi i pracowitości spisanego dziś na straty pokolenia do komunizmu i totalitaryzmu nie doszło. Patrioci w tamtych czasach, jak już byli – to byli prawdziwi. Z sentymentem i wielkim szacunkiem wspominam nauczycielkę historii – dyrektorkę mojego liceum, dla której Bóg, Honor i Ojczyzna to były świętości. I nikt jej za to nie pałował. I jakoś nawet dyrektorką była. Więc czapki z głów przed takimi „peerelowcami” dzisiaj powinno się zdejmować i tego powinna być także młodzież uczona. Jak tak sobie siedzę i czytam, albo oglądam telewizję, to aż się chwilami gotuje we mnie, jak dzisiaj wszystko się wypacza, albo pokazuje w jedynie „słusznym” kolorze – na czarno, z lekka czasami na szaro dla niepoznaki przemalowując. Tylko, czemu to ma służyć? I komu ma to służyć? Bo w PRL przynajmniej wiadomo było, czemu i komu służy propaganda i zakusy totalitarne. Przed wojną też wiadomo było, że panu dziedzicowi.
       
       Nie winię za tę niewiedzę nikogo, kto tych czasów nie zna z autopsji. Trudno się złościć za to, że ktoś jest młody i ojcu albo babci nie wierzy i za straceńców ich uważa, bo nowe autorytety tak nakazują. Winię polityków, politycznie sterowanych historyków, nauczycieli i media - najpopularniejsze dzisiaj źródło wiedzy. Szczególnie telewizję publiczną z polityczną misją i propagandą, do której to propagandy, tej z czasów PRL ani się równać swą siłą oddziaływania.
       
       Nawet wpływa się na ludzi wmawiając im, co mają kochać, kogo gloryfikować, kogo opluwać. Ba, nawet kształtuje się wzorce życia osobistego... Ba, nawet życie polityczne obywateli i formy ich uczestnictwa w życiu publicznym są określane, także przez kościół... Ba, nawet rogatywkę - wyróżnik Polski i Polaków, która oparła się peerelowi i była w nim obecna, zastąpiono amerykańskimi bejsbolówkami i cylindrami. Zauważyliście, że dopiero demokracja ten Bogu-Ducha winny symbol usunęła? Ba, nawet św. Mikołaja, (chociaż był także Ded Maroz) częściej widywałam w PRL, niż dzisiaj.

       Hasła... Hasła... W socjalizmie miały służyć propagandzie, zrywać/podrywać naród, jednoczyć go we wspólnym - jednolitym froncie, manipulować i sterować nim, podporządkowywać... 
Czyż dzisiaj jest inaczej? Czyż np. marketing, reklamy nie służą temu samemu? Zbudowaniu jednolitego frontu jedności, tyle, że konsumentów uganiających się za reklamowanymi gadżetami. Czyż politycy, rządy, wielcy producenci, lobbyści nie manipulują całymi społeczeństwami w imię "zaszczytnych" haseł np. pod sztandarem ekologii?
-    „Złomuj lodówkę po 3 latach użytkowania i kup ekologiczną. Uratujesz ludzkość i piękną naszą matkę Ziemię!”.
Czyż nie używają haseł przekonujących naród do akceptowania „jedynie słusznego" modelu życia - modelu konsumpcyjnego?
Wreszcie sprawy religii. Czyż np. biskupi nie czerpią pełnymi garściami ze wzorców komunistycznych w robieniu baranów ze swoich owieczek? Tak! Demokracja czerpie wzorce od komunistów! Tylko oprawa jest inna... Taka demokratyczna, taka piękna – „hamerykańska”... Tylko się ludzie biernie jej poddają...
No i teraz można napisać, że te zapędy totalitarne mi się nie podobają! No to napisałam.
A moje pisanie, to też wygodna bierność. W PRL, jak się coś nie podobało, to się walczyło. „Stracone pokolenie” do totalitaryzmu nie dopuszczało.

***
       Z rozrzewnieniem wspominam  czasy, kiedy to  przy stole siedziały trzy, a często cztery pokolenia. Nawet ksiądz wpadł na herbatę, tak zwyczajnie, po sąsiedzku. Niekoniecznie po kasę i nie w celu uzupełnienia parafialnej kartoteki.
      
       Pozmieniało się wszystko. Przewartościowały się priorytety. Trudno zdążyć na Wigilię do babci,  kiedy obowiązkiem jest  integracyjne spotkanie opłatkowe z prezesem. Trudniej też "wyprawić" urodziny w domu. Specjalnie używam słowa "wyprawić", bo wszelkie uroczystości teraz się WYPRAWIA (przeważnie zresztą w restauracji). Czy to źle czy dobrze? Nie oceniam, zauważam jedynie, że inaczej po prostu. Nie po polsku!  Gdyby tak poszukać przyczyn, to chyba komercjalizacja wszystkiego jest główną winowajczynią. Także postęp, pośpiech, rywalizacja - często niezdrowa. Strach przed bezrobociem przede wszystkim! Jeśli do wyboru jest zabawa w pracy i urodziny babci czy mamy - to wiadomo - co należy wybrać, żeby pracy nie stracić.
       To także bezwarunkowe i entuzjastyczne przejmowanie zwyczajów, świąt i tradycji zachodnich, które pasują do nas, jak pingwin do Sahary. Jakieś Walentynki, zamiast Świętojańskiej nocy zakochanych,  amerykański "pajaco-krasnal"  zamiast św. Mikołaja, Halloween, bejsbolówki zamiast polskiej rogatywki, podczas gdy każdy Eskimos, jeśli chce przedstawić Polaka, to rysuje go w rogatywce, Francuza w degolówce,  Anglika w angielce  zaś Amerykanina w bejsbolówce. Nie spotkałam ani w literaturze historycznej, ani w poezji ułanów, kawalerzystów, czy krakowiaków  w bejsbolówkach. W PRL też nie!
Ded Maroz i Śnieżynka nie zawładnęli – tak jak się to pokazuje - sercami Polaków – patriotów ze „straconego pokolenia”, nie zawładnęli też wszystkimi umysłami.

***

       Dlaczego dziś się wypacza, przekreśla, albo tuszuje to, co dobre w PRL było? Kogo za to winić?  Kogo wreszcie winić za to, że silny coraz bezczelniej stawia stopę na karku słabszego, a sprawy, o które walczono sto kilkadziesiąt lat temu, zostały zaprzepaszczone. Ośmiogodzinny dzień pracy, praca dla wszystkich, godne warunki życia, prawdziwa, a nie tylko formalna demokracja... Postulaty wypisywane ongiś na transparentach pierwszomajowych znowu powinny się na nich znaleźć. Jeśli nie na defiladzie, bo takie z mody wyszły, to chociaż na procesjach na przykład, lub w gabinetach związkowców zarabiających po 7-10 tysięcy PLN miesięcznie.
Czy może samych siebie  winić, bo wybieramy posłów i samorządy nie zawsze w sposób przemyślany, a potem, jak wybierzemy, tak mamy?

28 października 2010

Spojrzenia zależne od miejsca siedzenia


    - Życie w Warszawie jest teraz zdecydowanie droższe, niż w innych miastach, co zawsze podkreślają moje kuzynki, które mieszkają we Wrocławiu. Zawsze słyszę od nich - ludzie nieuprzejmi, ceny wysokie jak diabli, wszędzie daleko i nic fajnego. No i dobrze, przynajmniej mi niczego nie zazdroszczą.
Bo już sobie wyobrażam, co by się działo gdyby u mnie było tanio i miło, siedziałyby mi na głowie na zmianę.
Co innego u Ciebie, gdzie jest pewnie milej i taniej.



  - Taniej? Ściana wschodnia to już nie tanie zaplecze mięsno -warzywno-owocowe. To było dawno i już dawno nieprawda. Kiedy Ty w Warszawie lepisz pierogi z truskawkami i się nimi już objadasz, tu są sprzedawane na sztuki - paczkowane po trzy. W moim mieście są wyższe ceny, niż chociażby w niedalekim Lublinie. Nawet ceny paliwa - średnio o około 30 groszy/l - w zależności od stacji. Trochę staniało życie dzięki supermarketom. Chociaż z drugiej strony pobankrutowali okoliczni sklepikarze. Tutaj, na ścianie wschodniej, za to jest tanio, ale nie w sklepach, tylko w wielu domach, szczególnie u emerytów i licznych bezrobotnych. Jak się ma na osobę na jedzenie 3,50 PLN na dzień, to i "miło i tanio".



- Przeraziłaś mnie tą kwotą na dzienne utrzymanie - z tego nie da się  wyżyć! 
Na naszym warszawskim osiedlu np. większość starszych samotnych pań zajmuje się pilnowaniem obcych maluchów, najczęściej kilka godzin dziennie, bo mamy jednak wracają do pracy, czasem nawet na 1/2 etatu tylko, byle nie utracić pracy. Wiem, że stawka godzinowa jest  5 zł/godz. To jest stawka dla opiekunek, gdy są zatrudnione oficjalnie w  agencji, oczywiście agencja bierze więcej od klienta, więc taka transakcja na czarno  opłaca się obu stronom. A niektóre wyprowadzają odpłatnie psy na spacer  tym ludziom, którzy już sami nie mogą, np. z powodu choroby. Ja uważam, że każda forma zarobkowania jest dobra, bo te nasze emerytury to są jednak bardzo niskie, a koszty stałe ( jak czynsze i media) wciąż rosną.

 


- Twoja troska i pomysły na poprawienie sytuacji cenna. Widzę jednak, że  nie byłaś na ścianie wschodniej  i zupełnie nie wiesz, jak tu się żyje. Pilnowanie dziecka za 5 zł za godzinę, czy wyprowadzanie psa? Żartujesz chyba, a kto tu do dzieci zatrudnia? I w dodatku za tak WIELKĄ STAWKĘ. Dzieci to w lesie jagody zbierają i sprzedają je po domach albo pod zieleniakiem.  Wyprowadzanie piesków w dodatku? Rozśmieszyłaś mnie normalnie. Ci, którzy mogą sobie na to pozwolić, mają swoje babcie, czy ciocie lub zaufane znajome. "Przedsiębiorczy"  robią za mrówki na granicy. Jako mróweczka zginęła córka mojej koleżanki w wielu 19 lat właśnie na granicy.  Gdy opowiedziałam o tym jednej Poznaniance, to ona na to: a po co tam się pchała, w tym wieku to się studiuje.  Nawet nie dotarło, że na te studia pieniądze mieć trzeba, choćby na zeszyt i ołówek.
 
Ogromne rzesze młodych rodzin są na utrzymaniu babć z ich rentami i emeryturami. Niektórzy się odważyli i wyjechali do Warszawy, bo tu wszelka kreatywność i przedsiębiorczość jest zmiatana z powierzchni ziemi natychmiast, a miejsc pracy nie ma. Żeby zaistnieć,  trzeba wjechać wielkim pociągiem, a nie drezyną z łóżkiem polowym czy blaszakiem na pietruszkę i skarpety.  Jeśli ma się w Warszawie mieszkanie i pracę, życie w Warszawie jest dużo lepsze i tańsze, a zarobki większe. Sama robię zakupy w Warszawie przy każdej okazji. Chociaż też na tej Warszawie niektórzy się przejechali, bo pracodawca całymi miesiącami nie wypłacał wynagrodzenia. Wiesz przecież, jaki to łańcuszek ekonomiczny pociąga, jeśli przy okazji wyjazdu wzięło się kredyt na mieszkanie.
Wyjazd stąd w poszukiwaniu pracy  nie jest prosty. Mieszkania tanie w stosunku do innych regionów i nikt ich nie kupuje. Żeby znaleźć pracę, trzeba się ruszyć, żeby się ruszyć trzeba tu mieszkanie sprzedać, a kupca  nie znajdziesz w przyzwoitej cenie.  Za zasiłek np. czy wyprowadzanie piesków na czas szukania lepszego zajęcia, nie wynajmiesz kąta w innym mieście i nie utrzymasz tego pozostawionego. Koło się zamyka.
 
Długo by pisać i trudno jest mi pisać, bo widzę, bez urazy, ale zupełnie nie znasz sytuacji tutaj i operujesz innym językiem. Bo skąd zresztą masz znać?  Jakieś wyprowadzane pieski? Jakieś stawki 5 zł za godzinę dla samotnych emerytek? To język dla wielu tutejszych z Marsa, a co najmniej "urwany z choinki". Może dlatego trudno zrozumieć, że pułap rozmowy jakby inny.  Nie wiem nawet jak to ująć.
A 3,50 na osobę jako stawka na przejedzenie, jest w niejednej rodzinie i u wielu samotnych, którzy pozostali w drogich pod względem utrzymania mieszkaniach.



- Masz rację, tu nikt nie ma pojęcia jak ta ściana wschodnia wygląda z bliska. Wiem, że w porównaniu z innymi częściami kraju to Warszawa prawie jak raj, bo  przynajmniej jest  praca, chociaż bardzo łatwo trafić na nieuczciwego pracodawcę, bo tych to jakoś nie brakuje. Wiem, że wiele osób dojeżdża codziennie do pracy z Radomia lub Łodzi, inni wynajmują do spółki mieszkania i jeżdżą do domu raz na tydzień.
Powiedz mi, a kto utrupia przedsiębiorczość u Was i dlaczego?  Przecież władzom miasta powinno zależeć na tym, by ludzie wykazywali się inicjatywą i w miarę możliwości   starali się o samozatrudnienie.  Z punktu widzenia ekonomii, to nawet, jeśli ktoś prowadzi nawet jednoosobową firemkę, sam się zatrudnia i sam płaci swe ubezpieczenie, to nawet, gdy ta firma nie przynosi dochodów takich, by musiała odprowadzać podatek dochodowy, to i tak jest korzystna dla  państwa.
Mogłabyś opisać gdzieś tę sytuację, w której się ten kawałek naszego kraju znajduje. Bo to nie tylko ja nie wiem, jak to w szczegółach wygląda. Myślę, że większość nie ma bladego pojęcia. Bo nie wolno stwarzać sytuacji, że jedynym miejscem  pracy jest praca szmuglera, czyli systematyczne naruszanie prawa.  Bo nawet, jeśli pokazują w TV,  że ludzie blokują wschodnie przejście graniczne to nikt nic nie mówi o tym, że tam zupełnie nie ma gdzie pracować. Ja tylko wiem z prasy ekonomicznej, że w ten region wpompowano już masę pieniędzy, to gdzie one się do cholery podziały?  Kto i w jaki sposób je przepuszcza, ludzie nic z tego nie mają? Ponieważ się tych spraw bliżej nie wyjaśnia, to po takim pokazaniu, jak ci ludzie blokują przejście, bo już nie wolno przenieść więcej niż paczkę papierosów, większość widzów odbiera to w ten sposób: no,  łatwiej jest coś półlegalnie szmuglować niż regularnie pracować. Z drugiej strony w wielu miejscowościach kwitnie praca na czarno, bo jest to opłacalne dla obu stron, ale ponieważ ludzie figurują jako bezrobotni to przed kamerą też się do pracy na czarno nikt nie przyzna. Państwo tak obciąża pracodawcę, że ten nie jest w stanie udźwignąć tych wszystkich wymagań fiskusa.

       Wiesz, za granicą też to nie wygląda za różowo, tam też ludzie przemieszczają się za pracą. Z tym, że oni już do tego przywykli.  Jeden z moich znajomych - Niemiec - mieszka np. w górnym Tyrolu a pracuje w Monachium i Berlinie. To jakaś paranoja jak dla mnie. A on mi mówi, że ja histeryzuję, bo to normalne. Być może, że mam fioła, bo nie widzę w tym nic normalnego.



- Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele osób nie ma pojęcia, co też dzieje się w innych regionach. Ja też nie. O Warszawie wiem akurat sporo, ale o innych miastach już nie. O swoim regionie też nie wiem wszystkiego i nie potrafię powiedzieć, kto ukatrupia inicjatywę na samozatrudnienie. Znam jedynie przykłady z życia moich znajomych i rodziny. Np. syn mojej koleżanki (prawnik bez aplikacji) bardzo długo już czeka na to, by zostać taksówkarzem. Zdał jakieś egzaminy pozytywnie, mama  emerytka kupiła mu na raty samochód i tak czeka (auto było właściwie kupione wcześniej - jako warunek zatrudnienia na agenta handlowego). Stracił już nadzieje. Przed pomysłem o taksówce próbował różne branże, w tym doradztwo prawne ( radcą być nie może bez aplikacji, ale doradcą tak). Pozwolenia na taką działalność też nie otrzymał. Obecna sytuacja jest taka: mama pracuje za granicą, syn z mamy emerytury opłaca mieszkanie i skromną nadwyżkę sobie bierze, a rodzinę w innym mieście utrzymuje z handlu paliwem zza wschodniej granicy.
To jeden z nielicznych przykładów. Nie wspomniałam, ile w międzyczasie skończył przeróżnych kursów - jeden finansowany przez urząd pracy, pozostałe za własne, znaczy mamy pieniądze. Jeśli już komuś się uda otworzyć działalność, bo nie powiem, że wszystkim w czambuł nie udaje się, to szybko znikają z rynku, nie wiem, z jakiego powodu, mówią, że ZUS i fiskus nie da pożyć. Po firmie pozostają tylko długi i nic więcej. Bardziej opłacalne staje się korzystanie z opieki społecznej. Czy to dobrze? Osobiście jestem za  dawaniem wędki, jak mawiał Lech Wałęsa, a nie za rozdawanymi rybami. Inni politycy też tak gadali, a jak polityk gada... To gada...;):)



- A gdzie ludzie pracowali wcześniej? 


- Te mrówki graniczne, to przeważnie młodzi, którzy raczej nie pracowali. Pojedyncze osoby miały co najwyżej tzw. staże absolwenckie i to wszystko. Dziewczęta, to np. pracownice Biedronek, których biedronkowa kariera kończyła się w momencie zamążpójścia i urodzenia dziecka, a nawet jeszcze wcześniej, bo podczas ciąży.
Pokolenie natomiast 50+ to pracownicy wielkich zakładów: cementowni, fabryki obuwia, zakładów przetwórstwa owocowo-warzywnego, cukrowni, wszelkiej spółdzielczości około rolniczej i nie tylko, zakładów metalowych i obsługi rolnictwa. To jest rzesza ludzi, którzy nie zdążyli wypracować emerytury. Wreszcie emeryci, którzy też by chętnie dorobili i chętnie na czarno się zatrudniali. To także rolnicy, którzy w miastach zaczęli szukać pracy, bo ich produkcja rolna jest nieopłacalna. A to nadprodukcja mleka, a to ogórek za krzywy, a to jabłka na śmietnik, a to zakontraktowane maliny zostają na krzaku, bo w międzyczasie obniżyli cenę skupu i nie opłaca się nawet zebrać, a to marchewki nie przyjmują, bo kontrakt był na warzywa, a Bruksela zdefiniowała marchewkę jako owoc i skup nie wie, co z marchewką zrobić.
Do tego doszła tania siła robocza z Ukrainy i Białorusi.

       Wiem, że w Niemczech, tak, jak mówi Twój znajomy - przemieszczanie się za pracą jest normalne. Też mam tam rodzinę. Nie porównywałabym jednak tego do warunków polskich.

       Na co idą wpompowywane pieniądze, o których czytałaś? Nie mam pojęcia. Ze "schetynówek" np. Chełm nie dostał ani grosza. Nie wiem, dlaczego.

       A tym 3,50 nie martw się. To pewnie sytuacja przejściowa. Czasami musi być gorzej, żeby już zawsze było lepiej. Jeśli pieniążki zostały wpompowane w ostatnim czasie, to może w przyszłości efekty będą. Regionalna prasa podawała, że głównie mają zasilać branżę turystyczną i w tej dziedzinie woj. lubelskie będzie stawiać na rozwój i uczelnie wyższe (fakt - powstają, jak grzyby po deszczu - piękne, wyremontowane cacka). Jeśli zaś chodzi o turystykę, to głośno było, kto dostał. Oczywiście osoby powiązane z wysokimi urzędami. Nazwisk nie pamiętam, bo już dość dawno się rozpisywano na ten temat, ale pamiętam, że podawano nawet nazwiska.



- W jakiejś dyskusji w TVN 24 ktoś powiedział,  że te pieniądze wpompowane w naszą ścianę wschodnią nie dały rezultatu, podobnie jak te olbrzymie środki wpompowane przez RFN w dawne tereny NRD. Bo za mało dać środki, trzeba wpierw zmienić mentalność ludzi. Czy zauważyłaś, że u nas nie ma zupełnie oddolnego ruchu spółdzielczego, nie ma żadnego samodzielnego zrzeszania się producentów, aby uniknąć  w zbycie swych produktów pośredników? A przecież wiadomo, że pośrednicy żerują i na producencie i na nabywcy. Nie wiem, z czego to wynika, ja podejrzewam, że tyle lat "odgórnego" sterowania pozbawiło ludzi  chęci i umiejętności samodzielnego działania. Pewnie przydałyby się i jakieś szkolenia na te tematy. 

- O jednej z inicjatyw szkoleniowych na moim terenie pisałam w notce pt. "Nauka po pięćdziesiątce"   https://aleblogowanie.wordpress.com/2008/11/06/nauka-po-piecdziesiatce/



- Jak sama widzisz mnie jest trudno  wypowiedzieć się na ten temat, bo inaczej wygląda to z odległości 240 km, a inaczej na miejscu.


- To, co mówię, wydaje się szare jakieś i smutne? Nie chcę, byś odniosła wrażenie, że według mnie nowe popsuło stare i zostały prawie same ruiny i zgliszcza. Ten dosyć pesymistyczny i ponury obraz ściany wschodniej jest z pewnością trochę jednostronny. Zadowolonym, którym się powiodło trudno się z nim zgodzić. I tutaj żyją też ludzie, którzy odnieśli sukces. Widzę także mieszkańców zamożnych i zadowolonych. Miasta pięknieją, nawet siermiężne peerelowskie blokowiska.


komentarze
Komentarze: https://aleblogowanie.wordpress.com/2009/01/25/spojrzenia-zalezne-od-miejsca-siedzenia/

Kwiat paproci nie zakwita w Walentynki


09 lutego 2009
Kwiat paproci nie zakwita w Walentynki
  https://aleblogowanie.wordpress.com/2009/02/09/kwiat-paproci-nie-zakwita-w-walentynki/


       Kwiat paproci zakwita w Noc Świętojańską z 23 na 24 czerwca i wróży pomyślny los. Zaraz po północy chłopcy z dziewczętami udają się do lasu w jego poszukiwaniu. Tak naprawdę nikt nie liczy, że odnajdzie kwiat prawdziwy. Raczej symboliczny, bo w czerwcową ciepłą noc świętojańską jest okazja do pospacerowania po lesie w świetle księżyca, do pocałunków pod gwiazdami i wyznań miłosnych, a nawet oświadczyn.
Ciepło, pięknie, przyroda w całej swej soczystości. Drzewa, pohukujące sowy, kwiaty, wszystko zdaje się tańczyć i zapraszać do miłosnego tańca.
       
       Niedługo Walentynki. Podobno ten dzień jest świętem zakochanych, a nie Noc Świętojańska.
Naprawdę?
Ja tego blefu nie kupuję!
Ja cudzych zwyczajów nie kalkuję!
Ja poczekam do czerwca – na Noc Świętojańską – prawdziwe święto miłości i pragnących się zakochać. Na zabawy przy ogniskach, na wykrzesane kawałkami drewna ognie świętojańskie, na rozśpiewane kręgi panien i akrobatyczne skoki kawalerów przez ogień.
A potem poobserwuję płynące na rzece rozświetlone płomieniem świec wianki. 
Wspomnę, jak Noc Świętojańska stała się dawno... dawno temu naszym świętem zakochanych, w które:

Zakwita w puszczach dziwny kwiat paproci,
Na jedną chwilę w tajemniczym cieniu
Cały świat blaskiem czarodziejskim złoci,
Lecz można tylko dotknąć go w marzeniu.

Młodość, co wierząc sama cuda tworzy,
Umie go dojrzeć w cudowności lesie,
Żadne widziadło w biegu jej nie strwoży
Pewnej, że skarb ten na sercu uniesie.

A choć nie uszczknie kwiecia ideału,
Co pod jej ręką jako sen przepada,
Jednak ma chwilę ekstazy i szału,
W której jest pewna, że niebo posiada,

Gdy się dwa serca spotkają tęskniące,
Pełne nadziemskiej piękności i żalu,
Gdy objawienie miłości jak słońce
Na ust spłonionych zabłyśnie koralu;

Gdy po raz pierwszy drżące a wstydliwe
Te usta w jeden pocałunek spłyną,
Gdy przez nie dusze połączyć się chciwe
Jako dwie fale w oceanie giną -

Natenczas w uczuć wezbranych powodzi,
W tej błyskawicy duchów idealnej,
Kwiat ów cudowny tajemniczo wschodzi
I w pocałunku kwitnie niewidzialny!

Tyle też jego trwania. Gdy z zachwytu
Zbudzona dusza chce go ująć w dłonie -
Zniknął bez śladu... Tylko wśród błękitu
Zostały po nim jakieś dziwne wonie.
       /Adam Asnyk."Kwiat paproci"/
       Ze zmarzniętym nosem, w scenerii dawno przekwitłej, a jeszcze nie rozkwitłej przyrody, zwolennikom amerykańskich Walentynek, pasujących do nas jak pingwin do Sahary, życzę  słodkich czekoladowych serduszek w czerwonych pazłotkach.
Od szefa i szefowej, od sąsiadki i sąsiada, od kolegi i koleżanki, od wszystkich dla wszystkich...
Trzeba uważać tylko na datę ważności, bo czasami są to przerobione na serduszka bombki choinkowe, które niedługo, /jeśli nie sprzedadzą się/ zamienione zostaną w jajeczka od zajączka. 


dla świętujących zimą znalazłam nawet coś czerwonego na śnieżnym polu

16 października 2010

Pożar - co to jest?


28 lutego 2009
Pożar - co to jest?    https://aleblogowanie.wordpress.com/2009/02/28/pozar-co-to-jest/


       Na jednym z zaprzyjaźnionych blogów przeczytałam o częstych pożarach powstających w budynku, w którym autorka blogu mieszka. Skłoniło mnie to do niniejszego opracowania, przy czym nie zamierzam nikogo z moich Czytelników straszyć, ale warto wiedzieć, jakie zjawiska towarzyszą pożarom, aby się przed nimi ustrzec.

  
       Pożar jest niekontrolowanym procesem palenia się, występującym w miejscu do tego nie przeznaczonym, rozprzestrzeniającym się w sposób niekontrolowany, powodującym zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi oraz straty materialne.

ZAWSZE JEST NIEBEZPIECZNY DLA ŻYCIA CZŁOWIEKA,
A JEGO SIŁA NISZCZĄCA JEST WIELKA !!!
      
Do cech charakterystycznych pożaru zaliczyć możemy:
- możliwość występowania wysokiej temperatury,
- wysokie promieniowanie cieplne,
- wydzielanie się dużych ilości produktów spalania,
- niekontrolowane rozprzestrzenianie się ognia.  
      
       Z pożarem związane są zawsze trzy podstawowe czynniki: materiał palny, ciepło (bodziec energetyczny, energia aktywacji) i utleniacz. Współistnienie tych trzech czynników w jednym miejscu, w jednym czasie i w odpowiednich proporcjach warunkuje zapoczątkowanie i rozwój pożaru. Brak któregokolwiek z tych czynników spowoduje przerwanie procesu palenia, czyli przerwanie łańcuchowej reakcji spalania, co będzie równoznaczne z ugaszeniem pożaru.
Ciepło (energia cieplna)  może rozprzestrzeniać się poprzez:
- unoszenie, czyli przemieszczanie za pośrednictwem   cząstek nagrzanego powietrza,
- przewodzenie, czyli poprzez nagrzewanie się kolejnych części materiałów,
- promieniowanie.
W zależności od rodzaju materiału palnego, jego stanu skupienia oraz jego rozdrobnienia różna jest ilość ciepła, czyli niezbędna do zapoczątkowania procesu palenia wielkość bodźca energetycznego.

Inicjowanie procesu spalania:
- zapalenie,
- zapłon,
- samozapalenie,
Zapalenie polega na równomiernym ogrzaniu materiału palnego do takiej temperatury, w której zapali się on samorzutnie w całej masie bez udziału tzw. punktowego bodźca energetycznego.
Zapłon to zapalenie cieczy palnej punktowym bodźcem energetycznym (dzieje się to w ograniczonej przestrzeni a czoło płomienia przemieszcza się następnie już samoczynnie na całą pozostałość mieszaniny) – dotyczy tylko cieczy palnych.
Samozapalenie - proces zachodzący w wyniku procesów biologicznych lub fizycznych i chemicznych (egzotermicznych) materiałów, przy czym samonagrzewanie się materiałów, a następnie ich zapalenie następuje bez zewnętrznego bodźca termicznego (np.: samozapalenie węgla).

Podczas pożaru mogą wystąpić zjawiska bezpośrednio zagrażające życiu człowieka i powodujące duże straty materialne.

Należą do nich:

  • Rozgorzenie – definicje:
1. „Podczas pożaru pomieszczenia może dojść do sytuacji, w której całkowite promieniowanie termiczne pochodzące od płomieni, gorących gazów i gorących powierzchni pomieszczenia, spowoduje radiacyjne zapalenie wszystkich palnych powierzchni w tym pomieszczeniu. To nagłe przejście rosnącego pożaru w pożar w pełni rozwinięty nazywane jest rozgorzeniem”.
(Fire Research Station - UK 1993).

2. „Nagłe przejście w stan całkowitego zajęcia się ogniem powierzchni podczas pożaru palnych materiałów w pomieszczeniu. (International Standards Organisation - ISO 1990).
  • Backdraft – definicje:
1. „Ograniczona wentylacja może doprowadzić do tego, że pożar wewnątrz pomieszczenia będzie wytwarzał gazy pożarowe zawierające znaczne ilości gazów częściowo spalonych i nie spalonych produktów pirolizy. Jeśli gazy te będą się akumulować, wtedy dopływ powietrza spowodowany otwarciem pomieszczenia może doprowadzić do nagłej deflagracji (zapalenia). Ta deflagracja przemieszczająca się z tego pomieszczenia na jego zewnątrz nazywana jest backdraftem” (Fire Research Station - UK 1993).

2. Eksplodujące lub nagłe spalenie nagrzanych gazów, występujące gdy tlen dostarczony jest do budynku, który podczas pożaru nie był odpowiednio wentylowany i w którym wyczerpał się zapas tlenu” (National Fire Protection Association - USA).

  • Zapalenia gazów pożarowych.
Istnieje więcej sytuacji, w których może nastąpić zapalenie się gazów pożarowych w pomieszczeniu. Te dodatkowe „zdarzenia” niekoniecznie muszą podlegać pod którąś z wyżej wymienionych definicji, ale spowodują podobny wynik w postaci szybkiego rozprzestrzenienia pożaru. Dla uniknięcia nieszczęścia lub tragedii  ważne jest by zrozumieć, na czym polegają wszystkie te zdarzenia mogące prowadzić do takiego zapalenia, w zmieniających się warunkach wewnątrz budynku objętego pożarem.

Wewnątrz budynku mogą tworzyć się różnego rozmiaru „balony” gazów pożarowych.
Mogą one występować wewnątrz pomieszczenia objętego pożarem lub w pomieszczeniach przyległych, holach wejściowych i korytarzach. Mogą one także przemieszczać się na pewne odległości od źródła pożaru do pustych przestrzeni konstrukcyjnych i przestrzeni dachowych. Dopływ tlenu nie jest wymagany aby gazy te zapaliły się, ponieważ już wytworzyła się idealna mieszanka czekająca jedynie na źródło zapłonu.

Inne zapalenie przegrzanych gazów pożarowych może nastąpić, gdy podczas wydostawania się z pomieszczenia zmieszają się one z powietrzem. Może to nastąpić w oknie lub drzwiach, zaś wynikły z tego ogień może przenieść się z powrotem do pomieszczenia poprzez warstwę gazów, podobnie jak odrzut płomienia (ang. flashback) w palniku Bunsena. Sytuacja taka, szczególnie w pomieszczeniach piwnicznych, odcina jedyną drogę ucieczki w górę schodów.

Szybkie rozprzestrzenienie pożaru może nastąpić, gdy PPV (ang. Positive Pressure Ventilation – wentylacja nadciśnieniowa przeprowadzana za pomocą specjalnych wentylatorów) stosowana jest z niekorzystnym skutkiem lub gdy wybijane jest okno po drugiej stronie pożaru i poryw wiatru popycha pożar oraz narastające ciepło w stronę ratowników. Efekt ten występuje też często w wysokich budynkach, w których za strażakami operującymi prądownicą może wytworzyć się podciśnienie, co jest wynikiem „efektu stosu” (ang. Stack action) na klatce schodowej. Ten naturalny efekt powoduje czasami wczesne wybicie szyb, gdy powietrze przepływa od okien w kierunku klatki schodowej.



Należy zwracać uwagę na następujące zjawiska.



Jeżeli: 
  • „tłusty”, czarny dym zaczyna wydobywać się z pomieszczeń, 
  • dym lub języki płomieni pojawiające się w otworach mają pulsujący, okresowy charakter, 
  • pojawił się oleisty osad na oknach, szyby w oknach drżą, wydając charakterystyczny dźwięk,
  • drzwi, okna i klamki  są  gorące,  
  • pojawiają się niebieskie płomienie, 
  • odczuwamy szum w uszach lub/i słyszymy gwizdy,  świsty, nieartykułowane ryki, 
  • dym jest czarny i zawija się z powrotem „w siebie”, 
  • nastąpił nagły wzrost temperatury wewnątrz pomieszczenia objętego pożarem, 
  • pokazały  się ogniki w warstwie gazów nad twoją głową, 
  • granica dymu gwałtownie obniża się w kierunku podłogi zaś pożar pojawia się na suficie, 
to oznacza, że strefę zagrożoną należy opuścić bardzo szybko, ponieważ może nastąpić rozgorzenie lub/i  wsteczny ciąg.

Podczas opuszczania strefy zagrożonej należy dokładnie przeanalizować potrzebę otwierania pomieszczeń objętych pożarem, ponieważ to sprzyja jego rozprzestrzenianiu, jak również przechodzenia przez nie lub w pobliżu dużego ognia. Wolno to robić tylko w przypadku bezwzględnej konieczności!

Ugaszenie pożaru w fazie początkowej nie dopuści
do powstania niebezpiecznych sytuacji.
Dlatego warto zadbać, aby na klatkach schodowych budynków znajdowała się sprawna gaśnica.

Pamiętaj! Liczy się czas, którego masz niewiele, ale wystarczająco dużo, aby spokojnie zadziałać, zanim przyjedzie straż pożarna.


Przeklęty rodzaj domu


13 kwietnia 2009
Wielka tragedia !   https://aleblogowanie.wordpress.com/2009/04/13/wielka-tragedia/


21 osób zginęło w pożarze budynku socjalnego w Kamieniu Pomorskim. Pożar wybuchł około północy - poinformowała TVN24.




       Tragedia w Kamieniu Pomorskim przerwała radosne świętowanie wielu ludziom. Mną także wstrząsnęła.
Komisje będą, jak zawsze,  ustalać przyczynę powstania pożaru.
Jaka by ona nie była, we mnie zrodziło się pytanie: dlaczego doszło do tak szybkiego rozprzestrzenienia się ognia i tak wielkiego rozmiaru tragedii?  Dlaczego w budynku zaliczonym do kategorii zagrożenia ludzi nie zapewniono odpowiednich dróg i wyjść ewakuacyjnych? Dlaczego w ogóle wykorzystuje się stare  budynki typu 'Domont' na cele hotelowo - socjalne? 
       
       Nie tak dawno, dwie blogerki pisały o nagminnych pożarach zsypów w wielokondygnacyjnych budynkach, w których mieszkańcy wysokich pięter, poza windą, która zwykle podczas pożaru jest nieczynna, zupełnie nie mają wyjścia na zewnątrz z powodu pozamykanych na amen drzwi na drogach ewakuacyjnych. Ich walka z administracją osiedla zupełnie nic nie daje. Opublikowałam więc tekst 'Pożar - co to jest?', aby uzmysłowić jego wielką niszczącą moc. Aby uświadomić, że ogień i produkty spalania - to zabójcy, gdy nie masz drogi ucieczki.

Przypomniał mi się w tej chwili pożar w hali Stoczni Gdańskiej podczas koncertu w 1994 roku. Organizatorom zarzucono wówczas nie zapewnienie odpowiednich wyjść ewakuacyjnych oraz ominięcie podstawowych zasad zabezpieczeń przeciwpożarowych. Myślałam, że tamta tragedia czegoś nauczyła ludzi odpowiedzialnych za bezpieczeństwo przeciwpożarowe.

Zginęło wtedy chyba 7 młodych osób.
To było dawno...
Czas wyleczył rany...

       I co? I człowiek w tym czasie żadnych wniosków nie wyciągnął? Dlaczego w dalszym ciągu niektórzy administratorzy, właściciele i zarządcy budynków udają, że nie wiedzą, czym są drogi i wyjścia ewakuacyjne?
       Czy musi być aż taka tragedia, aby zaprzestać zamykania wyjść ewakuacyjnych w sposób uniemożliwiający natychmiastowe ich otwarcie? Czy musi być aż taka tragedia, aby przestać użytkować w niewłaściwy sposób budynki z elementów typu  'Domont' nazywane przez strażaków 'piętnastominutówkami'?

       Budynek socjalny w Kamieniu Pomorskim wybudowano podobno właśnie (tak podaje TVN 24) w technologii szkieletowej z łatwopalnych elementów drewnianych i drewnopochodnych zwanych typem 'Domont', z azbestowymi ściankami działowymi, które pękają i rozsypują się w wysokiej temperaturze. To właśnie ten typ - przeklęty przez strażaków!  Ten typ tak ma!  On w sprzyjających okolicznościach, chociażby takich, jak dla przykładu zaniedbania instalacyjne, czy zaprószenie ognia... ZABIJA!!!
       
       Gdyby zmierzyć czas od chwili powstania pożaru, to pożar w takich budynkach rozwija się szybciej, niż zdolna przyjechać jest straż pożarna. Zanim ją o pożarze powiadomimy i zanim przybędzie pierwsza jednostka ratowniczo - gaśnicza, nie ma praktycznie już czego ratować. Także w tym momencie ewakuacja ludzi w sposób efektywny już nie jest możliwa, albo bardzo trudna do przeprowadzenia.
 
       Wielkim zagrożeniem podczas pożarów jest zawsze:
- zadymienie pomieszczeń i dróg ewakuacyjnych,
- zatrucie gazami toksycznymi powstającymi podczas procesu spalania,
- brak prawidłowych warunków ewakuacji (tarasowanie, przewężenia dróg ewakuacyjnych, zamykanie drzwi na korytarzach i wyjść ewakuacyjnych bez możliwości natychmiastowego ich użycia),
- panika osób znajdujących się w budynku.

       Podczas trwania pożaru wewnętrznego (pożaru w  pomieszczeniach)    wydzielające się produkty spalania stanowią poważne zagrożenie dla  znajdujących się w pomieszczeniach osób oraz wpływają na  utrudnienia w ewakuacji głównie z powodu:
- utrudnionego oddychania,
- podrażnienia wzroku,
- ograniczenia widoczności,
- wysokiej temperatury.

       Produkty spalania i duży ogień przy tak rozwiniętym pożarze: 
- utrudniają poszukiwanie osób uwięzionych  w  pomieszczeniach,
- uniemożliwiają dokładne określenie miejsca przebywania poszkodowanych,
- wydłużają czas ewakuacji i gaszenia pożaru,
- powodują konieczność zastosowania sprzętu ochrony dróg
  oddechowych, co powoduje skrócenie czasu pracy ratownika,
 - akcja wymaga zaangażowania większej ilości ludzi i sprzętu.
    
Jak się pożar rozwija? 
1. Faza początkowa pożaru: niewielki pożar można jeszcze ugasić przy pomocy podręcznego sprzętu  gaśniczego (gaśnica, agregat gaśniczy). Dym unosi się ku górze w kierunku sufitu i rozprzestrzenia się pod sufitem. Ewakuacja i akcja ratowniczo - gaśnicza jest  łatwa do przeprowadzenia.

2. Niegaszony pożar nadal się rozwija. Dym ciągle unosi się ku górze,  zakrywając już całą powierzchnię sufitu. Jeszcze akcja jest możliwa bez większych utrudnień.
Oprócz dużej ilości produktów toksycznych w dymie znajduje się coraz  więcej produktów spalania niepełnego (CO, H2, C).

3. Pożar nadal się rozwija, a dym wypełnia już prawie całą objętość pomieszczenia. Ewakuacja i akcja ratowniczo - gaśnicza jest bardzo trudna i niebezpieczna, a zagrożenie duże zarówno dla ewakuowanych, jak i ratowników. Temperatura na drogach ewakuacyjnych jest już taka, że zupełnie uniemożliwia ewakuację nimi.

Jeśli rozwój pożaru  trwa tylko 10 - 15 minut, a w tym czasie ludzie, poza skakaniem z okien,  nie mają innych możliwości ucieczki...
To straszne!
To mamy 21 ofiar i tyleż samo rannych!

        W czasie, gdy piszę ten tekst, coraz więcej w telewizji mówi się o niemożliwości przeprowadzenia ewakuacji podczas tego pożaru w Kamieniu Pomorskim. Czym jest ewakuacja i zjawisko paniki?
        
       Panika istnieje zawsze, nie tylko w przypadku powstania pożaru, wybuchu lub katastrofy, czy innego wypadku, ale i w przypadku niewielkiego zadymienia. Ludzie wchodzący w skład grupy ogarniętej paniką całkowicie tracą swoje indywidualne cechy osobowości i stają się elementem groźnego, niszczącego tłumu, który nie kieruje się żadnymi przesłankami logicznego myślenia i rzeczywistej oceny sytuacji. Grupa ogarnięta paniką może sparaliżować i uniemożliwić prowadzenie akcji ratowniczej i zorganizowanego działania. Może w ślepym instynkcie szukania ratunku spotęgować zagrożenie własne, ratowników i przyczynić się do innych groźnych wypadków. Przeciwdziałanie panice jest niezmiernie trudne. Dokonać tego mogą tylko ludzie o dużej indywidualności i autorytecie wśród ogarniętych paniką.

Przykładami  przeciwdziałania panice są:                  
- osobisty przykład,                                                 
- zdecydowany nakaz,                                             
- wykazanie 'nierealności niebezpieczeństwa',
- przeciwstawienie groźby większego niebezpieczeństwa,
- zagrożenie użyciem siły,                                         
- użycie siły,
- unieszkodliwienie przywódcy paniki.

Podczas ewakuacji obowiązuje zawsze złota maksyma:
PRIMUM NON NOCERE - PO PIERWSZE NIE SZKODZIĆ.
      
       Opanowanie grupy ludzi ogarniętych paniką, prących naprzód, jest bardziej możliwe do wykonania dla osób znajdujących się z tyłu panicznej grupy, niż na jej czele. W czasie akcji ratowniczej najczęściej występują małe formy paniki, której ulegają grupy lub pojedyncze osoby, znajdujące się w rzeczywistym lub urojonym niebezpieczeństwie, zatracając poczucie rzeczywistości i podejmując nieprzemyślane, bezcelowe i niebezpieczne działanie, np. wyskakiwanie z okien czy chowanie się w trudno dostępnych miejscach. Przybycie ratownika z zewnątrz, zwykle budzi przekonanie, że zagrożenie nie jest  już tak niebezpieczne i istnieją drogi ratunku.
Tak mówi  teoria, która w wypadku tego akurat pożaru nie sprawdziła się, ponieważ  jedynym ratunkiem było właśnie wyskakiwanie z okien, a osoby, które to uczyniły widzę w telewizji żywe.
      
       Smutno mi. Nie chcę na odległość spekulować i 'gdybać'. Ale przypuszczam, że w przypadku  budynków z elementów tak łatwopalnych i tak szybko rozprzestrzeniających ogień, nie sprawdza się żadna teoria i nauka o rozwoju pożaru, a także jakiekolwiek wyuczone schematy prowadzenia akcji ratowniczo - gaśniczej  i metody ewakuacji...

Wielki... wielki żal, że pokazała to dopiero praktycznie tak straszna i wielka tragedia!