13 stycznia 2009
Zmarła Joanna Guze, jedna z najlepszych polskich tłumaczek z języka
francuskiego. Także autorka książek o historii sztuki.
Jestem miłośniczką kultury i literatury francuskiej. I choć Joanna Guze jest twórczą postacią polskiej kultury, myślę, że jej śmierć opłakuje także kultura francuska.
Pierwszy raz o Joannie Guze usłyszałam od nauczycielki języka francuskiego – kochanej Madamki, która podobnie, jak Joanna Guze, miała w czasach PRL kontakty z polską kulturą na emigracji.
W tym samym czasie też były na stypendium we Francji. Potem chyba nigdy się nie spotkały.
Jestem miłośniczką kultury i literatury francuskiej. I choć Joanna Guze jest twórczą postacią polskiej kultury, myślę, że jej śmierć opłakuje także kultura francuska.
Pierwszy raz o Joannie Guze usłyszałam od nauczycielki języka francuskiego – kochanej Madamki, która podobnie, jak Joanna Guze, miała w czasach PRL kontakty z polską kulturą na emigracji.
W tym samym czasie też były na stypendium we Francji. Potem chyba nigdy się nie spotkały.
Na lekcjach języka francuskiego „Madamka” polecała literaturę francuską
właśnie w przekładzie Joanny Guze, ceniąc ją za przekłady literackie, a
nie dosłowne, jak czynili to niektórzy tłumacze – rzemieślnicy.
Zaszczepiała uczniów literaturą francuską także korzystając z książek
przerabianych specjalnie dla osób uczących się języka francuskiego. Były
to książki francuskich pisarzy – nie przetłumaczone na język polski,
ale uproszczone językowo i gramatycznie, z mniejszą ilością czasów.
Miały dawać poczucie dumy, że książkę czyta się w ojczystym języku jej
autora. Oczywiście też uczyć francuskiego. Nie pamiętam, czy one były
dziełem Joanny Guze, czy może z jej inicjatywy albo dzięki jej pomysłowi
powstawały.
Madamka dzieła francuskie czytała w oryginale. Nie
potrzebowała przekładów. Twierdziła, że "deformują". Ale kiedy
przeczytała "Dżumę" Alberta Camusa w przekładzie Joanny Guze, to po
prostu, jak określiła, dech jej zaparło, bo nie przypuszczała, że
tłumacz tak może wejść w duszę autora.
Obie Panie teraz się spotkały...
Ciekawe, czy rozpoznały w sobie stypendystki z paryskiej dzielnicy i z całonocnych kolejek na wystawy. Tak! Tak! Z kolejek, bo wielki był głód kultury w powojennych latach czterdziestych.
Obie Panie teraz się spotkały...
Ciekawe, czy rozpoznały w sobie stypendystki z paryskiej dzielnicy i z całonocnych kolejek na wystawy. Tak! Tak! Z kolejek, bo wielki był głód kultury w powojennych latach czterdziestych.
A ja? Cóż ja...
Dzięki jednej kochanej Pani, pokochałam drugą Panią, literaturę oraz impresjonistów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak opublikować komentarz?
Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to..można wybrać:
- NAZWA /ADRES URL - w..okienku NAZWA wpisać nick i w..okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.
- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w..komentarzu.
W komentarzu można stosować kursywę i czcionkę pogrubioną.