Bet.
Szkoda, że bracia - strażacy nie mogą odprawiać ciężarówek przez
granicę. Byłoby "po kłopocie" - to grupa zawodowa, na którą zawsze można
liczyć. Chociaż też nie zarabiają kroci. Ale to ludzie
odpowiedzialni.
Bonynka. I dodałabym jeszcze, nie strachliwi! Mam ogromny szacunek do tej formacji mundurowej.
Bet.
(...) Powiem jeszcze, że wśród strażackiej braci na największy
szacunek zasługują zastępy Ochotniczej Straży Pożarnej na wsi.
Mieszczuchy nie mają pojęcia jaka to poważna i poważana na wsi
organizacja. Tam garną się dobrowolnie młodzi ludzie /uczniowie/ i są
autentycznie zaangażowani w swoją Misję. Widzieliście kiedyś drobniutkie
dziewczynki i chłopaczków dumnie noszących swoje srebrne hełmy? A jakie
głębokie tradycje kulturalne tam są - wspomnę tylko o orkiestrach
dętych uświetniających każdą uroczystość wiejską. Znam przypadek, że
strażak - ochotnik uratował swojemu ojcu życie, bo umiał udzielić
pierwszej pomocy, zanim dojechało Pogotowie. Przed Strażą Pożarną -
czapki z głów! Naczelnym Strażakiem Polski jest Waldek Pawlak - myślę,
że nie da skrzywdzić tej formacji.
Jako
strażak wiem, że to bardzo mobilna grupa zawodowa. Przez całą dobę,
także w niedziele i święta - 100 % dyspozycyjności. Żadne tam od godz. 9
- 17. Tylko biuro - księgowe, sekretarki - nie pracują na okrągło, ale
dyspozycyjność mają wpisaną do zakresu obowiązków /nawet podczas
urlopu/. Już pod koniec lat dziewięćdziesiątych straż jako pierwsza
wdrożyła krajowy system ratowniczy. Był dopięty na ostatnią zatrzaskę. I
co z tym systemem? Utknęło wszystko w rękach kolejnych rządów. Do dziś
np. nie funkcjonuje nr 112. Owszem były i w strażach protesty, ale nie
płacowe, głównie przeciwko upolitycznianiu strażaków. Na przykład słynny
protest studentów Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej.
Fenomenu
patriotycznego wychowania strażaków, ich mentalności, postaw
społecznych należy upatrywać już w okresie dwudziestolecia
międzywojennego. Zrodził się wtedy wielki ruch strażacki. W ciągu
zaledwie dwudziestu lat niepodległości bardzo ten ruch okrzepł. Związek
Straży Pożarnych RP przed II wojną miał już prawie 15 tysięcy
ochotniczych jednostek i ponad 100 straży zawodowych. Strażaków,
zwłaszcza młodzież zrzeszoną w OSP, wychowywano w szacunku do
wszystkiego co polskie, poprzez organizowane biblioteki, świetlice,
chóry, orkiestry, teatry oraz wszystkiego, co ludzkie - poprzez uczenie
niesienia pomocy.
Na
krótko przed wybuchem wojny większość strażaków zmobilizowano do wojska
i do służb pomocniczych w policji. Zdyscyplinowani na co dzień,
okrzepli w "boju" prawdziwym /pożary, powodzie, katastrofy prawdziwe/, a
nie poligonowym, okazali się świetnymi żołnierzami, a ich doświadczenie
nieocenione. Zawsze służyli krajowi i narodowi. I tak już ten typ ma
do dziś...
Przy okazji dyskusji o strażakach, jako grupie zawodowej "do wszystkiego" przypomniał
mi się pewien dzień z życia strażaków nie mający nic wspólnego z
pożarami. Zapowiadała się zwykła służba... Okazała się niezwykła... Rok
1986, kwiecień. Spokój. Ten spokój zostaje przerwany. Będące na
wyposażeniu straży pożarnej liczniki Geigera mierzące promieniowanie
jonizujące odezwały się. Jako pierwsi w kraju (nie licząc pracowników
Laboratorium Ochrony Radiologicznej - CLOR i pewnie Komitetu
Centralnego) wiemy, że coś niepokojącego wisi w powietrzu.
Otrzymujemy
polecenie od władz, by udostępnić samochody do przewozu dzieci na
jakieś tajemnicze szczepienia. Ale tylko niektóre dzieci. Wybrane!
Już
wiemy, że to Czarnobyl. Pamiętam nasze osłupienie, gdy dowiadujemy się,
że wszystkie inne dzieci będą szczepione dopiero 1 maja po defiladzie.
Dzisiaj tylko te wskazane. Jako oficer operacyjny drążę temat. Dlaczego
tylko niektóre dzieci? A inne? Nie nasze? Gorsze? Dziesiątki telefonów i
zdobywam płyn Lugola. Koleżanka (telefonistka) jeździ po mieście i
zgodnie z wiedzą lekarza szczepiącego dzieci "komitetowe" wydziela
odpowiednią ilość kropelek płynu komu się da i na ile wystarczy.
Wykorzystujemy
nielegalnie samochody, kierowców, strażaków... pomiędzy przejazdami po
dzieci pracowników komitetu PZPR, które należy wozić do tajnego punktu
szczepień. Przy okazji, zbaczając nieco z kursu, koledzy wstępują na
place zabaw i podwórka, by przeganiać dzieci do domów. Proszą
jednocześnie o rozpowszechnianie w sąsiedztwie zakazu wychodzenia z
domu. Co będzie, jak się wyda? O tym nie myślę... Strażaków nie narażam
na dyscyplinarkę, to oficer operacyjny ponosi odpowiedzialność za to,
kogo, gdzie i w jakim celu dysponuje.
Kierowcy
się martwią, jak rozliczyć kilometry, co wpisać w karty drogowe? I na
to znajduje się rada. "Psujemy" na ten czas system nagrywania rozmów z
telefonu 998, by bez dowodów "winy" w postaci nagrań, aranżować wyjazdy
niby do fałszywych alarmów pożarowych.
Pojawia
się zatroskanie... Co z defiladą 1-majową? Dlaczego szczepienia dzieci i
młodzieży szkolnej zarządzone są dopiero na 1 maja i w dodatku aż po
defiladzie? Dlaczego tyle godzin dzieci mają spędzić na odkrytej
przestrzeni i się napromieniowywać podczas słuchania pierwszomajowych
przemówień i przemarszu przez miasto? Społeczeństwo o niczym jeszcze nie
wie. Brak komunikatów w radio i telewizji. Wykonujemy dziesiątki
telefonów do nauczycieli, by nie zabierali dzieci na defiladę, tylko
wprost do ośrodków zdrowia.
Dzisiaj
z uśmiechem wspominam 1 maja 1986 roku. Śmiać mi się chce ze starej,
niewyraźnej fotografii. Zresztą po latach udowodniono, że promieniowanie
nie było groźne, a szczepienia niepotrzebne. Ale wtedy nie było do
śmiechu... W 1986 roku sprawy przedstawiały się wręcz dramatycznie!
Plac PKWN - od zawsze przed defiladą miejsce zbiórki
szkół podstawowych - tego 1 maja jest wyludniony. Otóż kobieta ze
zdjęcia wysłała nauczycieli z dziećmi na szczepienia, jeszcze zanim
zapełniła się władzami trybuna i zaczęło się przemówienie. Gdy podeszła
do mamy z dziewczynką, której główkę widać na zdjęciu, zauważyła facetów
w prochowcach z postawionymi kołnierzami (a było bardzo ciepło), którzy
ją fotografowali. No, to pomyślała... Jak chcą zdjęcie, to niech mają w
całej krasie! Wypięła się "triumfalnie" i przyjmując minę
"trala... lili... bęc" pozowała fotografowi.
Po latach otrzymała swoją teczkę, w której było to właśnie zdjęcie.