Rodos
- wyspa boga słońca - piękna. Pewnie tym stwierdzeniem nie odkrywam
Ameryki, a jedynie podzielam zdanie wszystkich, którzy na wyspie
gościli. Jest nieduża, więc całą można i trzeba objechać – najlepiej
wypożyczonym samochodem albo skuterem. Oprócz odwiedzenia proponowanych
przez organizatorów wycieczek miejsc, jak Lindos, miasto Rodos,
siedziba rycerzy Joannitów, dolina motyli i zatoka Ladika, warto
powłóczyć się na własną rękę w małej grupie, a najlepiej we dwoje. Na
Rodos bowiem romantyzm uderza do głowy, jak najprzedniejszy szampan.
Gdy
siedząc na skałce patrzysz na zatokę, masz przekonanie, że kochasz
wszystko i wszystkich, a najbardziej osobę, którą w tej czarownej chwili
trzymasz za rękę. Gdy jesteś w małym miasteczku, prawie nie skażonym
turystyką, poznajesz prawdziwych Greków, jakże innych od tych
pracujących w hotelach – często niesympatycznych cwaniaczków.
Wieczorem... Przy pieczonym baranku i winie potańczysz zorbę i...
Wpadasz po same uszy... Kochasz i chcesz, by ciebie kochano!
Zajrzyj do ukrytej w gaju oliwnym wioski, aby poczuć klimat życia i
typowego budownictwa greckiego. Zapuść się w głąb wyspy i odkrywaj
prawdziwie greckie osady nie opanowane tak bardzo przez turystów. Na
przykład Asklipio – wioskę w południowej części wyspy z ruinami zamku
na wzgórzu. Pobuszuj po cudnych plażach i zatoczkach. Dwie najbardziej
znane, to plaża Tsambika, czy zatoka A.Quinna. Mówią, że
romantyczna i najpiękniejsza. Nie wiem, czy dla Ciebie wyda się taka.
Przewodnicy niektórzy mówią, że niedostępna od strony lądu. Nie wierz
im! Można dojechać i dojść, są nawet drogowskazy. Szczerze mówiąc
myślałam, że jest tam dużo ładniej. Może to kwestia nastawienia i
konfrontacji widokówek z rzeczywistością, a może brak kogoś, kto
trzymałby za rękę? Z nieco mniej znanych: plaża Agathi, plaża Glistra,
zatoka Agios Pavlos - dzikie plaże na przylądku Fourni. Ładnie otoczona
skałami plaża jest w miejscowości Kolimbia. Bardzo malowniczo jest w
Lindos. Romantyzm tego miejsca zagłuszają jednak tłumy turystów. Tak tu
ładnie... Każdy przecież chce zobaczyć...
Ładna
mała plaża jest po lewej stronie Lindos. Trochę zatłoczona. Cieplutka,
wprost boska woda i złoty czysty piasek, a rybki pływają między nogami i
skubią pomalowane paznokcie. No i samo Lindos - niezwykłe
architektonicznie miasteczko. Wreszcie akropol, z którego roztaczają się
niesamowite widoki. Po drugiej stronie zatoka św. Pawła z turkusową
wodą i małą plażą żwirowo – skalistą, taką do nurkowania i taplania się w
ciepłej wodzie.
Cudne mini - plaże w okolicach Lardos i Pefki, gdzie bardzo mało turystów i kameralnie.
Przejeżdżając
wybrzeżem południowym, po drodze z Prassonisi do Monolithos ukażą ci
się malownicze panoramy. Jadąc dalej, zachodnim wybrzeżem, masz widoki
na sąsiednie wyspy – cudności.
Rodos - po prostu raj!
Tylko nie siedź całymi dniami w hotelu przy basenie.
Bierz skuter w wypożyczalni i ruszaj!
Nie zapomnij o osobie do potrzymania za rękę:)
... czyli co szkodzi trochę ponarzekać?
Faliraki
to miejscowość turystyczna. Same hotele. Na stałe zamieszkuje tu może
ze dwudziestu Greków, zaś turystów ponad sto tysięcy. Przebywając tylko w
Falirakach nie można powiedzieć, że było się na wyspie greckiej. Jak
wszędzie, w samym kurorcie i w hotelu niewiele z miejscowych klimatów
się posmakuje. Zaś zaradni pracownicy hotelu, mogą trochę skomplikować
wakacje, a przede wszystkim wyrobić w turystach mylne postrzeganie
całego narodu w ogólności.
Hotel
Evi składa się z kilku budynków. Narzekanie zależy od tego, do którego
budynku i jakiego pokoju trafisz. To nic, że w ofercie biura podróży
napisano o klimatyzacji w hotelu. Nie znaczy to, że będziesz ją mieć.
Biuro niemieckie, bo z takim akurat na Rodos wyruszyłam, precyzyjnie się
wyraża, to i z precyzją umowy czytać trzeba. „Być” nie znaczy „dać” czy
„mieć”. Na dodatek możesz trafić do piwnicy, albo do pokoju pod
obetonowanym nasypem, na którym zatrzymują się autokary. Oka nie
zmrużysz. Rozgrzany do czerwoności beton oddaje ci przez całą noc
zakumulowane w ciągu dnia ciepełko niczym szamotowy piec, autokary grają
silnikami nawet na postoju /z racji włączonej klimatyzacji/, spaliny
wyżerają oczy.
Żeby choć chwilkę podrzemać, możesz iść na leżak przy basenie. Długo jednak nie pośpisz. Zaradny pracownik hotelu, pomimo, że zna ciebie z widzenia i wie, że jesteś jego gościem, wezwie policję, która ciebie obudzi. Oczywiście są lepsze pokoje, mające klimatyzację. Dostaniesz, jak słono dopłacisz. Taki nieprzewidziany wydatek, o którym cicho - sza w umowie z biurem podróży i w warunkach uczestnictwa. Nie stać mnie było na dopłatę, z leżaków basenowych policja goniła, spędzałam więc upojne noce w pokoju pod autokarowym nasypem z betonowym piecem. Z każdą kolejną nocą zmęczenie coraz bardziej doskwierało. Głupi ten ludzki organizm, że nie potrafi wytrzymać 2 tygodni bez snu.
Żeby choć chwilkę podrzemać, możesz iść na leżak przy basenie. Długo jednak nie pośpisz. Zaradny pracownik hotelu, pomimo, że zna ciebie z widzenia i wie, że jesteś jego gościem, wezwie policję, która ciebie obudzi. Oczywiście są lepsze pokoje, mające klimatyzację. Dostaniesz, jak słono dopłacisz. Taki nieprzewidziany wydatek, o którym cicho - sza w umowie z biurem podróży i w warunkach uczestnictwa. Nie stać mnie było na dopłatę, z leżaków basenowych policja goniła, spędzałam więc upojne noce w pokoju pod autokarowym nasypem z betonowym piecem. Z każdą kolejną nocą zmęczenie coraz bardziej doskwierało. Głupi ten ludzki organizm, że nie potrafi wytrzymać 2 tygodni bez snu.
Na dodatek daleko do plaży. Po nieprzespanej i
rozgrzewającej nocy wędrówka ulicami na plażę trochę męczyła. Ale co to
za uciążliwość dla dzielnego wędrowca. Znalazłam krótsze przejście
przez pole, kawałek po wertepach i gaik oliwny dający zbawienny cień.
Pod rozłożystymi drzewami oliwnymi spotykałam czasami drzemiących
ziomali z pod nasypu – współtowarzyszy hotelowej niedoli.
I
jak to na wczasach. Niektórzy byli zadowoleni, a niektórzy narzekali.
Dowiedziałam się od nich, że innych z naszej grupy (mam na myśli grupę,
która przyleciała tym samym samolotem) zakwaterowano w piwnicy. Bali się
położyć spać, bo okna rozsuwane do samej podłogi, zaś górna krawędź
okna poniżej poziomu ziemi i morza. A na noc trzeba otwierać, bo
stęchlizna i brak klimatyzacji. Strajkowali więc, okupując salę powitań
przy recepcji. Straszono ich policją. To jakaś grecka moda, czy co?
Przywołana na pomoc rezydentka - Greczynka (świetnie mówi po polsku),
ani myślała pomagać i także wzywała policję. Najbardziej niezadowoleni
byli ci z budynku głównego, czemu dawali głośny wyraz przy recepcji,
ale, z jakiego powodu tak się oburzali - nie wiem, bo ja nie uczestniczę
nigdy w żadnych kłótniach i tego typu imprezach na wakacjach. Szkoda
zdrowia!
Jedzenie w normie greckiej. Sporo było ryb, więc mnie to odpowiadało. Oprócz tego surówki, sałatki, tzatziki (jogurt z ogórkiem i czosnkiem),
desery, malutkie gołąbki zawijane w liście winogron, lody, owoce. Długo
by wymieniać. Można się najeść, pod warunkiem, że je się tak, jak ja,
czyli małą łyżeczką z płytkiego talerzyka deserowego. Porcje obiadowe
wydzielane przez precyzyjnych aptekarzy.
Z pobytu w sumie jestem zadowolona i pobyt na Rodos wspominam ciepło i
radośnie. Przede wszystkim dlatego, że wyspa jest piękna, a Grecy wcale
nie tacy, jak ci hotelowi „zaradnisie”. Na wakacjach dbam o tak zwany
całokształt, a ten całokształt wspominam pozytywnie. Zachłysnęłam się
wprost klimatem greckiego życia, muzyką, architekturą, mitologią.
Po tygodniu pobytu, na prawo od Evi, odkryłam inny hotel, którego nazwy nie pamiętam. Położony na wzniesieniu, w dużym ogrodzie oliwnym, ocienionym przyjemnym chłodem. Lubiłam tam chodzić, recepcjoniści nie robili problemu. Nikt tam też nie wyciągał z pod pleców leżaka, ani nie straszył policją, więc ucinałam sobie oliwkowe drzemki na wyspie basenowej. Jakże sympatyczni Grecy tam pracowali. Pewnie nawet nie wiedzą, że tolerując u siebie turystkę od konkurencji wylegującą się na ich wyspie, wprost ratowali ją przed niechybną śmiercią z przegrzania i wyczerpania.
Pewnego
razu na wyspie basenowej pod oliwką spotkałam pana, uosobienie polskiej
natury do narzekań. Na dodatek ta jego natura skłania się do wielkiej
wprost precyzji. Wyżalił się, że w tym zachwalanym przeze mnie i
ratującym mi życie hotelu, brodziki łazienkowe mają wymiar 70 cm na 70
cm.
- Skandal! To niezgodne z europejskimi normami!
Aż
się pienił. Jestem w stanie zrozumieć narzekanie czasami, też
ponarzekałam sobie na autokarowy nasyp, ale żeby aż tak precyzyjnie, co
do centymetra?
- Chce się panu jeździć z miarką i normami na wakacje?
- Chce się panu jeździć z miarką i normami na wakacje?
Nie odpowiedział.
Po przyjeździe do Polski, natychmiast zmierzyłam swój brodzik w domu. Też siedemdziesiątka. No i jak z takim żyć? ;)