Sława przeszła koło nosa bo trafiło, jak na kamień kosa.
Napisała kiedyś do mnie redaktorka pewnego kolorowego czasopisma.
W pierwszych słowach
e-maila zawarła mnóstwo pochwał, w tym, jaką to ciekawą i ujmującą osobowością
wyróżniam się wśród rzeszy blogerów podróżujących. Dalej była długa lista
landrynkowych komplementów. Potem okazała podziw dla opisów moich większych i
mniejszych podróży oraz wspaniałej galerii zdjęć. Na zakończenie padła
propozycja zaistnienia w wydawnictwie papierowym i prośba o wywiad. Zdziwiłam
się, ponieważ nie jestem podróżniczką w pełnym tego słowa znaczeniu. Wyjeżdżam
od czasu do czasu na wakacje, jak zwykły przeciętniak. Na wyciągnięcie ręki, na
samych „Posiaduszkach”, bywają lepsi ode mnie w tematach podróżniczych, a co
dopiero w całej blogosferze. Dlaczego więc ja? Na pochwały i zainteresowanie,
jak niemal każdy chyba, bywam łasa, ale nadmiaru słodkości od osoby zupełnie
obcej i nieznanej nie da się przyjąć bezrefleksyjnie. Włącza się ostrzegawcze
światełko.
Wcześniej, też w
kolorowym czasopiśmie, widziałam zilustrowany zdjęciami wywiad z koleżanką, z
której zrobiono osobę, jakiej nikt z jej znajomych, a nawet ona sama nie
zna. Na pytanie o pozę i minę na zdjęciu zupełnie do niej nie pasującą
odpowiedziała: tak kazali, tak ustawili i tak musiało być. Nawet nie umiała
wymaganej miny od razu zrobić, więc wielokrotnie powtarzano ujęcie, aż udało się
stworzyć upragniony przez redakcję wizerunek kobiety, na którą w danej chwili
zapewne było zapotrzebowanie.
Trochę z przekory, bo
lubię się przekomarzać, a w większości z ciekawości, co też zechcą zrobić ze
mną, odpisałam pani redaktor. Ta, zadowolona zaczęła kuć żelazo zanim
wystygnie. Na pierwszy ogień poszły uzgodnienia na temat zdjęć. Zaproponowałam,
aby wybrano dowolne fotografie z moich internetowych albumów.
- Nie! To musi być
specjalna sesja fotograficzna. - Poinformowano mnie oschle.
Na sesję zdjęciową nie zgadzam się, więc przekonuję, że mając do
dyspozycji całą moją wspaniałą galerię, coś zapewne wybiorą. Mogę ewentualnie
wysłać oryginały - w dużo większej rozdzielczości - wskazanych fotografii, bo te zamieszczone w sieci
są pozmniejszane i zniekształcone przez szablony blogowe oraz programy do
wyostrzania, czy przycinania albo pionowania. Dalsze uzgodnienia mogły odbywać
się tylko telefonicznie. Zarządzono, że poza pytaniami i odpowiedziami, nic na
piśmie. Przez telefon zostałam poinformowana, że na zdjęciach, na które ktoś z
redakcji zerknął, nie odpowiadam wizerunkowi emerytki podróżującej, jaką należy
przedstawić czytelnikom. Musi więc do mnie przyjechać fotograf i zaaranżować "przedstawienie" zgodnie z ich wizją. Na nic zdały się argumenty, że to właśnie
autentyczne ujęcia w danym miejscu na świecie, nie zaś reżyserowana sesja,
oddają moją osobowość i zainteresowania, co tak bardzo szanowną
redakcję we mnie urzekło. Poza tym, na zawołanie fotografa, w studyjnej czy
domowej scenerii, nie odbiją się na mojej twarzy emocje związane z podróżą, ani też zauroczenie ścieżkami z moich wędrówek. Pani zaniemówiła, jakby nie
rozumiała, o co chodzi. Dla przykładu odsyłam więc do zdjęcia z blogu „Afryka
moja”, na którym - jak skomentowali internauci - /.../ pomimo ciemnych okularów widać uczucia, jakimi darzę
ziemię pod moimi stopami:
Ale jazda! Na wielbłądzie reglowym. |
Albo takie zabawne ujęcia.
Radość wędrowania
i wygłupy ubarwiające życie.
i wygłupy ubarwiające życie.
Hej, wio! Wiśta wio!
Albo
zaduma w drodze nad przepaścią w Czufut Kale. Zachwyt, zagubienie, lęk i
zdumienie oraz pokora wobec natury u wędrowca chcącego poznać tajemnice świata
Wschodu:
Adam Mickiewicz:
/.../ - Tam nie patrz,
tam spadła źrenica /.../
I ręką tam nie wskazuj -
nie masz u rąk pierza.
|
Następnie pytam o sposób przeprowadzenia wywiadu. Otóż miałby on odbyć
się tak, że otrzymam e-mailem pytania, a telefonicznie uzgodnimy, jak
mniej więcej powinny brzmieć odpowiedzi. Odpowiadać mogę, jak chcę, ale...
zgodnie z przekazanymi sugestiami dotyczącymi także faktów i treści wymagających
zmiany na bardziej nośne. Jeśli mi się nie uda spełnić oczekiwań, to
przeredagują i przyślą do formalnej autoryzacji. Co do długości
wypowiedzi - pełna zgoda. Ile chcę, to mogę pisać na blogu, a nie dla
gazety mającej swoje ramy. Poprawność językowa, stylistyczna, gramatyczna,
ortograficzna, interpunkcyjna być musi. W tych kwestiach ingerencja fachowców
redakcyjnych jest oczywista. Ale treść i fakty napisało moje życie i zmieniać
ich nie pozwolę, o! Wywiad, to nie dyktando, o!
Czy mnie będzie
więcej czy mniej w tym wiekopomnym wywiadzie - dyktandzie, już się nie
dowiedziałam. Nie omieszkałam jednak wyartykułować swoich myśli.
- Po kij jestem wam
potrzebna? To wszystko, co zamierzacie, możecie osiągnąć bez trudu przy pomocy
aktorki, która aktualnie nie ma lepszego zajęcia i zrobić z niej kogo tylko
chcecie. Jej zawód - to tańczyć, jak zagrają, recytować, co w
scenariuszu napisano i śpiewać według nut oraz pozwalać przebierać się i
charakteryzować. Ja mam inny zawód! A w ogóle to już nie wiem, czy naprawdę
zaciekawiła was moja, jak podkreślacie, wyjątkowa osobowość i jako taką chcecie
przedstawić swoim czytelnikom, czy głupiego szukacie do wypełnienia dziury w
waszym wydawnictwie? Nie dam się przefarbować, jak kołnierz i mankiety z lisa w
starym palcie pogryzionym przez mole. I o! I już!
No, i przestałam się
podobać. Tak oto nie zostałam „sławną podróżniczką - celebrytką” stworzoną
według wytycznych „komitetu centralnego” jakiegoś piśmidła.
Nie minęło wiele
czasu, gdy podobną propozycję, którą odrzuciła, otrzymała także nasza
posiaduszkowa koleżanka. Może zechce w komentarzu opowiedzieć o tym? Wiem, że na jej kulturalną odmowę zareagowano niegrzecznie.
Miałam też przygodę z telewizją. Stali sobie panowie z kamerami i mikrofonami
na ulicy. Nagrywali wypowiedzi przechodniów do jakiegoś programu. Zaczepiono i
mnie. Nie protestowałam. Odciągnięta zostałam na bok na przeszkolenie. Może
chcą mnie poinstruować, w którą stronę należy spoglądać, na jaki znak czy
światełko w kamerze zaczynać mówić? Przecież nie wpuszczą na wizję
przypadkowego człowieka z ulicy - ot tak - na żywioł. Pouczanie jednak było
innego rodzaju. Rozpoczęło się od sugestii, jak powinnam odpowiedzieć na zadane
pytanie, które zabrzmi „co sądzę o...?”. Powiedziałam oczywiście, co sądzę, ale
o tej telewizji i etyce oraz kulturze dziennikarskiej. Szkoda, że tego nie
wyemitowano. Zostałabym „gwiazdą” popołudniowych wiadomości. W dodatku jedyną
autentyczną, ponieważ inni mówili dokładnie to, co i mnie na uboczu wyciszonym
głosem do głowy wbijano. Słyszałam własnymi uszami i widziałam swoimi oczami.
Jak po takich m.in. doświadczeniach wierzyć w cokolwiek? Jak odbierać
wiadomości telewizyjne czy pasjonować się wywiadami z ciekawymi ludźmi? Kogo
podziwiać? Skąd czerpać inspirację? Wreszcie, czy wzorce i autorytety są
prawdziwe czy wykreowane? Oczywiście można mieć dystans do wszystkiego, ale
wtedy nawet szczere i dobre życzenia będzie przyjmować się chłodno, a na
zwyczajowe „dzień dobry” reagować: jaki dzień?! Jaki dobry?! O co ci chodzi?!
Czy wobec
wszechobecnego kłamstwa i manipulacji świat nie staje się marionetkowy,
chorobliwie podejrzliwy, a w konsekwencji napastliwy?
Mnie takie coś nie grozi.
OdpowiedzUsuńNie wiadomo, czy ktoś nie zechce czegoś zaproponować...
UsuńalEllu, masz dużo racji. Przez rok pracowałam w takim piśmie dla kobiet (kto wie, czy nie w tym samym) i rzeczywiście sesje muszą być, w ciuchach przyniesionych przez stylistkę, w miejscu wskazanym, czasem u bohaterki. Dziwie się tylko tymi wymogami co do treści - za moich czasów można było mówić to, co bohaterka uważa. Widać w dzisiejszych czasach, w obawie, by pismo nie zostało zamknięte, trzeba przedstawiać takie treści, żeby suweren a z nim i władza byli zadowoleni. Dobrze zrobiłaś, że zrezygnowałaś. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie mogłam sobie pozwolić na przefarbowywanie się i zmienianie faktów. Uważam, że jeśli kogoś ciekawi jakieś wydarzenie z mojego życia, to takie, jakie było naprawdę. Bez zmieniania i ubarwiania.
UsuńA stylistka jak by mnie np. na Saharze na wielbłądzie posadziła? I dlaczego miałabym być ubrana w rzeczy przez nią przyniesione, a nie w te, w które ubrał mnie prawdziwy Beduin?
O matko i córko - jak to dobrze, że nie jestem intersukącą osoba////
OdpowiedzUsuńAle słowo Ci wyszło, Reniu. :)
Usuńmiało być interesującą. Moja dysleksja,czy co to jest się powiększa...
OdpowiedzUsuńDLa mnie jesteś interesującą osobą i na tyle interesującą, że za świata skarby nie proponowałabym przefarbowania Ciebie, o!
UsuńNo tak, teraz już chyba trochę mnie ludzie zrozumieją, ci śledzący "awanturę":)
OdpowiedzUsuńNie znoszę, kiedy ktoś chce mnie przedstawić, ale według jegowidzimisię, a nie mnie prawdziwą. Protestuję i nie przestanę protestować przeciw takim mainipulacjom.
W tym jesteśmy bardzo podobne, co dla mnie jest zaszczytem:):):)
Myślę, że jest wiele podobnych do siebie w tym względzie osób. Świadczą o tym wypwiedzi posiaduszkowych Gości.
UsuńTeż należę do tych co nie dają się zaszufladkować, ale ... Nie chciałbym, aby to było poczytane tylko jako solidarność męska, jednak trzeba uwzględnić prawa gospodarza. Ja miałem podobny problem z Klaterkiem, ale to on (jak i redakcje) kreuje swoje posty i poniekąd bohaterów tam występujących. O ile znam, a chyba nawet Klaterka znają tu wszyscy, to z pewnością nie miał on złych intencji, natomiast miał chyba prawo prowadzić wywiad wg swojej "linii programowej".
UsuńInna sprawa to to, że wywiad nie mógł być czym innym jak zabawą w gronie dobrych znajomych, i chyba czymś takim był. Kolejny punkt widzenia to obiektywność naszych samoocen. Na III roku psychologii robiliśmy testy polegające na scharakteryzowaniu osobowości swoich i kilku kolegów. Potem to porównywaliśmy. Przyszli psycholodzy osiągnęli standardowy wynik, oceny zgadzały się tylko w 8 %! To potwierdza odczucie, że inaczej widzimy siebie, a inaczej widzi nas otoczenie.
Myślę, że chyba podobnie jest w opisywanych tutaj sytuacjach kontaktów redakcji z potencjalnymi obiektami wywiadu. Nie ma przecież idealnych instrumentów pozwalających na prześwietlenie osobowości danego człowieka. Dlatego warto na świat patrzeć nie tylko swoimi oczami, ale próbować wykreować ten obraz oczami innych.
Zgadzam się z tym, że każdy gospodarz, w tym i redaktor ma swoje prawa na własnym podwórku. Może też prześwietlać i robić, co chce w swojej gazecie, ale nie cudzym kosztem. Po mojemu, nie może np. swoich wizji wkładać w moje usta i kazać mi się pod tym podpisać. Prosić oczywiście może, co redaktorka uczyniła. Mnie natomiast nie musi się to podobać i mogę odmówić, co uczyniłam.
UsuńNie muszę chyba dodawać, że ja robiłem podobnie. Chociaż ... mam nieco wątpliwości. Czy nie przesadzamy z tym, ostatecznie to tylko zabawa, a nie deklaracja polityczna, czy zawodowa? ;)
UsuńLubię wszelką zabawę i chyba dałam się poznać z tej strony. Jednak wywiad prasowy, czy telewizyjny, traktuję poważnie. Gdy czytam, słucham i oglądam, chciałabym wierzyć własnym oczom i uszom.
UsuńJak nie "deklaracja polityczna"? A nie wyciąga się politykom czy innym osobom kandydującym na wysokie urzędy ich przedpotopowych opinii i wywiadów? Nawet przeciwko synowi wyciąga się to, co jego ojciec kiedyś mówił.
UsuńNo to widzę, że jesteś pełną gębusią celebrytką. Ja widzę nieco mniejszy dystans pomiędzy zabawą w mediach, a własną tożsamością. Pewno to jest wada ...
UsuńZabawa to co innego dla mnie.
UsuńChodzi mi o to, że w poważnym wywiadzie - jak to nazywają - z ciekawym człowiekiem, jeśli ów lubi włosy prostowane prostownicą, to niech na siłę nie zakręcają mu loków. Co najwyżej mogą przypudrować nos, żeby nie świecił w kamerze, jak lampa.
Nieistotne - temu podobne - kłamstewka są potrzebne.
PS. Nie zrozumiałam do końca tego, o czym mówisz.
Przypomniało mi się, jak w "Kropce nad i" Monika Olejnik próbowała wręczyć pani Staniszkis pomadkę w kolorze różowym, żeby nie malowała się czerwoną. Bardzo mi się podobało to, że pani Staniszkis pomadki nie przyjęła.
UsuńOwszem, gospodarz może się rządzić na własnym blogu, ale przyzwoitość nakazuje uzgodnić jaki tekst końcowy puszcza i jakie zdjęcia zamieszcza. Mnie tego zabrakło. A i osoba tam przedstawiona nie do końca jest mną. Zabawa tak, jednak do pewnych granic, bo blogosfera to nie zamknięty światek.
UsuńA jeszcze coś mi się nasunęło- jeżeli ktoś chce mnie poznać i liczy na to, to chyba nie jest dobrze, by gospodarz przedstawiał mnie według swojej wizji. Może, co najwyżej mieć wizję, jak taka prezentacja ma wyglądać i dać do wywiadu swoje pytania. Treść powinna pozostać moja.
UsuńBył taki blog, na którym dwie różne osoby rozmawiały ze sobą i przedstawiały "wizje" i swoje punkty widzenia na te same sprawy. Bardzo ten blog lubiłam. Ogromnie ciekawy i w takim wydaniu "wizjonerstwo" jest w porządku.
Usuń@Jaskółka
UsuńNo to "wiem, że nic nie wiem", wydawało mi się, że chodziło raczej o zdjęcia, bo rozumiem, że przed Tobą jeszcze dekady pracy zawodowej. Natomiast tekst AAK można było komentarzami prostować do woli. Ale wycofuję się, bo tak jak wyżej. ;)
@alElla
UsuńMyślę, że chyba inny obraz przedstawia się, gdy prezydentowi każą zagrać w "kosi, kosi łapki" z małym dzieckiem i on to robi, i zupełnie inny, gdy z urzędu odmówi pomocy matce z małym dzieckiem (to się zdarzało).
Ja miałem kilka przypadków, gdy na ulicy zaczepiano mnie zadając głupawe pytania. Wtedy pytałem, czy mam odpowiadać jako zwykły obywatel, czy jako funkcjonariusz państwowy (w tym drugim przypadku migałem leg. służbową). Zapadała cisza, konsternacja, potem nieśmiało przepraszano ...
Znakomite! Też będę migać legitymacją. ;) :)
Usuń@ A Rawicz, nie tylko o zdjęcia chodziło, które ściągnięto i wklejono bez mojej wiedzy i zgody (2 zdjęcia z facebooka), a te które posłałam i zasugerowałam, które nadaje się, to inne wklejono. Chodziło o teksty, które cięto(za moją zgodą), ale ostateczną wersję opublikowano bez konsultacji ze mną.
UsuńPrzede wszystkim, poszło o to, że miałam jeszcze jakiś tekst napisać, w którym opisałabym moje porażki i miałam tak prosto z mostu walić po łbach, targać po zębach moich wrogów. I tu zaprotestowałam, co wzięto chyba za kokieterię. Dalej jest na moim blogu.
Z komentarzami jest tak, że jak pojawia się setny, to komentujący zapominają już o co w ogóle chodzi. poza tym, zaczynają się przepychanki, co zaczynało się już pojawiać pod tym postem o mnie. Wyjaśniłam, podziękowałam i należało to w tym miejscu urwać.
Usuń@alElla
UsuńWiem, że najbardziej efektownie jest odpowiedzieć "będę machać legitymacją", ale w ten sposób tracimy sens naszych rozważań.
Podałem przykład z legitymacją, bo przecież taki (najczęściej młokos stażysta) reporter uliczny z mikrofonem nigdy nie wie do końca kogo zaczepia na ulicy, a może trafić na kogoś znajdującego się na znacznie wyższej pozycji na t.zw. drabinie społeczno zawodowej. Wtedy rozmowa i cały wywiad stają się niezbyt poważne.
Podobnie jest chyba z Twoją i moją próbą "bycia celebrytami". Oboje zostaliśmy zaproszeni jako blogerzy, którzy napisali "coś tam, coś tam" o kucharzeniu (to ja) i o podróżach (to Ty). Nie byliśmy jednak - przynajmniej ja - na tyle znanymi osobami, aby redakcje wcześniej zapoznawały się z naszym CV. Mogło więc dojść do zwarcia, i doszło.
Ja z tego nie robiłem tragedii. Też "machnąłem" legitymacją dziennikarską (co sugerowało, że spodziewałem się wynagrodzenia za udział w programie), i już wtedy stało się jasne, że łamie się zakładany przez redakcję scenariusz.
Myślę, że też dobrze "machałaś" swoimi osiągnięciami blogowymi i społeczno zawodowymi, ale podejrzewam, że w obu naszych przypadkach redakcje uznały to jako "złe trafienie".
Niektórzy komentujący w ogóle nie czytają komentarzy. Ja także nie zawsze czytam albo czytam, ale i tak nie wiem, o co chodzi, szczególnie wtedy, gdy nawiązują do wcześniejszych rozmów, których nie znam. Są blogerzy, którzy na komentarz odpowiadają na blogu komentującego, a wtedy to już zupełnie nic nie wiadomo.
UsuńAndrzeju, z tym podejrzeniem o "złe trafienie" to może być racja. Na to wygląda, że redakcje działają na zasadzie polowania. Ale przecież myśliwi, jak ustrzelą dzika, to robią pasztet z dzika. Czy przerabiają go na zająca?
No tak: "Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka".
UsuńPrzysłowia są mądrością narodu.
UsuńI chwała Ci za taką postawę!!!!Podziwiam bezczelność tej pani redaktorki.
OdpowiedzUsuńI tak jak postępuje owa pani redaktor tak dziś działa cała telewizja państwowa. Nie mogę tylko zrozumieć, że są osoby, które ulegają takim namowom. Dla sławy czy dla pieniędzy?
Pomyśl tylko ile jest bredni i kłamstwa w tych wszystkich "kolorakach" z cyklu "wielki świat kuchenny blat", którym pasą oczy i swe szare komórki różne panie. Zgroza powiało, zgrozą.
Serdeczności przesyłam;)
Dopiero te moje przygody z mediami uzmysłowiły mi, jak wiele przeczytałam czy obejrzałam bredni i kłamstw, w które wierzyłam, które zainteresowały mnie, a czasem nawet wzruszyły czy stały się inspiracją.
UsuńMiałem podobną przygodę, bo jedną z wielu moich pasji jest gotowanie, ale nie takie tradycyjne, tylko kombinowane (za każdym razem coś innego). Ktoś spróbował mojego przepisu jak z mielonego śledzia i kurczaka zrobić wspaniałego dorsza, i ... otrzymałem zaproszenie do państwowej TV (chyba ok. 2012 r.). Chcąc zachować anonimowość wysłałem e-maila, nawiązała się korespondencja po której zaproponowano zwrot kosztów przejazdu i 1 noclegu. A dalej było już tak ... jak opisałaś. ;) Oczywiście zrezygnowałem z występu i noclegu i jeszcze tego samego dnia wróciłem do domu.
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie, jakie dorsze by były, gdybyśmy tak oboje wystąpili w telewizji na żywo i zbagatelizowali wcześniejsze przeszkolenie.
UsuńTeraz kolej na mnie:)) Pochwałę za prowadzenie wielce interesującego, wręcz wspaniałego, bloga otrzymałam za pomocą formularza kontaktowego z prośbą o kontakt telefoniczny i zapowiedzią atrakcyjnej propozycji.
OdpowiedzUsuńJak się później okazało, pewne kolorowe pisemko dla kobiet prowadziło cykl wspominek z czasów PRL. Moja propozycja udostępnienia jakiegoś tekstu z bloga została stanowczo odrzucona bo chodziło o wywiad z osobą mającą osobiste doświadczenia z tamtego okresu. Pani redaktor wyraziła się dość obcesowo, że chce mnie "przepytać" z tematu i zrobić zdjęcia podczas wywiadu. Oooo... Co to, to nie. Bardzo dziękuję i nie zamierzam poddawać się "przepytywaniu" oraz fotografowaniu. Pani Redaktor podobno żartowała używając tego słowa ale zniechęciło mnie to tak bardzo, że zrezygnowałam ze sławy i być może apanaży:)))
W tym pisemku, które reprezentowała owa Pani Redaktor, doprawdy wstyd by było się pokazać nawet pod pseudonimem nie wspominając nawet o odsłonięciu twarzy.
Brrr... Aż mnie wzdryga na samo wspomnienie tego wydarzenia.
Tak więc, Koleżanko i Kolego, witamy w klubie Niedoszłych Celebrytów!
Bet, jak mogłaś nie dać się przepytać, ha? Hi, hi, hi... Przepytać! Oj, przepytać... Przepytać? Nie wytrzymam.
UsuńCha, cha, cha...
Przepyyytać?
Zastanawia mnie dlaczego te Panie Redaktorki naciskają na kontakty telefoniczne? Moja "łowczyni naiwnych" bardzo na to nalegała. Niechętnie majlowała za każdym razem prosząc o podanie mojego nr telefonu. To była dla mnie lampka ostrzegawcza.
UsuńMoże uczą ich jakichś technik perswazji które działają tylko w rozmowie "mówionej"? Może z tembru głosu coś wnioskują?
Ja podejrzewam, że chodzi o co innego. E-mail to dowód, który możesz np. ujawnić i "obsmarować" wydawnictwo na swoim blogu.
UsuńA zauważyłaś, że różne firmy, w tym biura podróży w formularzach kontaktowych mają rubrykę: obowiązkowy nr telefonu? Jak nie podasz, to wiadomość nie wyśle się. Potem do Cieie telefonują, a nie odpisują i w razie czego, np. reklamacji nie masz dowodu, jakie były uzgodnienia.
UsuńAaaaa... Może i taki jest cel. Ale nie mają też pewności czy rozmowa nie jest nagrywana.
UsuńAle... to trzeba być podejrzliwym gangsterem albo politykiem, żeby rozmowy nagrywć. Czy Tobie przyjdzie coś takiego do głowy?
UsuńHI,hi,hi... Nawet bym nie umiała:)))
UsuńA ja nie wiem nawet, czy mam taką możliwość.
UsuńZdjęcia ilustrujące ten tekst są po prostu rewelacyjne!
OdpowiedzUsuńAle do wywiadu lepsze by były zdjęcia z sesji na dróżkach wybranych przez redakcję i w strojach przyniesionych przez stylistkę. ;) :)
UsuńZ tego wszystkiego wyciągam wniosek, że nie tylko TV kłamie, ale i prasa kolorowa też!
UsuńNa to wygląda. Zastanawiam się tylko, po co to kłamanie? W jakim celu?
UsuńZwykle mówi się, że dla kasy, ale w naszych przypadkach ten motyw nie pasuje. Bo i jak może wpłynąć na wysokość sprzedaży "podrabiany" wywiad? Myślę, że autentyczny wywiad byłby bardziej przez czytelników ceniony i mógłby podnieść atrakcyjność pisma.
UsuńMoja Redaktorka twierdziła, że musi się trzymać konwencji jaką pismo przyjęło.
Moja redaktorka mówiła coś o nośności treści. No widzisz, gdybym miała e-maila, to bym teraz sprawdziła z ciekawości, co jeszcze mówiła.
UsuńZastanawia mnie jeszcze jedno. Jeśli blog jest taki ciekawy i wyjątkowy, że redaktorce się podobał, to oznacza, że jego treści pasują do konwencji pisma. Skoro nie pasują, to po kij pada propozycja do autorki tego bloga?
UsuńPamiętasz książkę, w której opisany jest Twój blog? To było uczciwe przedstawienie Ciebie, Twojego bloga i Twoich komentatorów. Dokładnie to, co pokazywałaś zostało docenione i prawdziwie opisane przez autora książki. Nie zrobił "cyrku" czy "teatrzyku".
Oczywiście, że tak. Ja proponowałam udostępnienie nawet cyklu tekstów z tych opublikowanych już na blogu, podobno "świetnych" według P.Redaktorki, która rzekomo przeczytała cały blog. Hi,hi,hi... Kto by to zdołał wszystko przeczytać? Kłamała już na wstępie.
UsuńTeksty jednak nie pasowały do konwencji bo konwencja zapewne zakładała robienie z ludzi pokazowych małpek.
Trzeba było wysłać ją ze stylistką i fotografem do ZOO. Ja bym tak zrobiła ;) ale Ty za grzeczna jesteś na to.
UsuńZawsze uważałem Cię za mądrą kobietę.I to się sprawdziło.
OdpowiedzUsuńZ szacunkiem pozdrawiam.
Czasem mądrość nie popłaca. Dla poklasku ludzie udają więc głupich. Tacy szybciej nawet osiągają sukces.
UsuńZacznę od zdjęć, bo są przepiękne. woow.
OdpowiedzUsuńA co do reszty tekstu. Nie wiadomo jak piszesz, czy osoby które odpowiadają na zadane pytania tak samo jak aktorzy i inne gwiazdy są szczere a nie 'przekupione'.
pozdrawiam
Przykładowych zdjęć nie wybierałam pięknych, lecz takie, które coś mówią o mnie. Jeśli dodatkowo są przepiękne, to cieszę się i bardzo dziękuję.
UsuńZadawanie pytań to praca, więc oczywiste jest, że biorą za to pieniądze. Z tego żyją i nie ma w tym nic złego.
Nie rozumiem, to miał być wywiad - czy teatr?! I bardzo dobrze zrobiłaś. A zdjęcia, które nam przedstawiłaś są cudne.
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
No, właśnie... Wywiad czy teatr? Oto jest pytanie.
UsuńCieszę się, że kolejna osoba dostrzega cudność ujęć takich, jakimi są, a nie wyreżyserowanej sesji fotograficznej. Przecież podróży nie odbywa się w studio fotograficznym.
Życie jest życiem i nie da się go ustawić wg. scenariusza. A w teatrze czy też w filmie można sobie ustawiać do woli i fakty przekręcać w różne strony. I tak to właśnie w mediach jest, że wszystko pokręcone jest i nie zawsze wiarygodne.
UsuńSerdeczności.
Siła mediów jest wielka i pozwalają sobie na krętactwa. Najważniejsze, by ludzie nie nabierali się na nie.
UsuńUbawiła mnie instrukcja do odpowiedzi na pytania:-)
OdpowiedzUsuńCała ta historia tylko utwierdza mnie w unikaniu podobnych sytuacji wszędzie, w ogóle nie lubię byc na świeczniku, raczej stać z tyłu i przyglądać się. Na tytuł uśmiechnęłam się, bo kiedyś napisałam podobny post o tym, jak pewne panie wzięły mnie za bohaterkę telewizyjnych metamorfoz i nie chciały uwierzyć, że to nie ja byłam w tv...
Pozdrawiam serdecznie:-)
Instrukcja faktycznie była zabawna i w ogóle ze wszystkiego w tej całej historii można i trzeba się pośmiać. Jednak konkluzja wcale do śmiechu nie jest. Jak napisała w komentarzu Anabel, to zgroza, co się wyprawia w mediach i gazetach.
UsuńChyba jakiś taki program o metamorfozach oglądałam. A rzekomo Ty, to miałaś być tą panią, co pokazywała piersi i brzuch przed i po metamorfozie? ;) :)))
Nie wiem czy piersi i brzuch, bo programy tego typu są różne, ale zabawne było to, że owe panie nie chciały mi uwierzyć i były wręcz obrażone, że zaprzeczam...
OdpowiedzUsuńNiech obrażają się, skoro lubią ten stan ducha. :)))
UsuńPrzerażające to, co piszesz. Jak upadł nisko świat dziennikarski, jak się zeszmacił komercyjnie,jak dla tych groszy potrafi kłamstwo i nienaturalność wystawiać na piedestał. A Ty i tak dla nas pozostaniesz gwiazdą i celebrytką. Autentyczną, a nie sztuczną i wyreżyserowaną.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
O Tak! Gwiazdą pośród plejady gwiazd wspaniałych Posiaduszkowiczów, to chcę i mogę być. :)
UsuńMasz rację,alEllu,bo przecież(cytuję):"Wielka sława to mit.."itd
OdpowiedzUsuń... i żart.
UsuńPrzepiękne zdjęcia pięknej (całościowo) kobiety :-). Poprzez CIEBIE patrzymy na miejsca, w których byłaś i zachwycamy się nimi. I to są prawdziwe emocje.
OdpowiedzUsuńAle fakt, to smutne... Jak teraz patrzeć na wywiady i reportarze...co jest prawdziwe, kto jest prawdziwy...
Maradag, a gdybyś wiedziała, kto robił zdjęcia na "wielbłądo-żyrafie", to byś jeszcze fotografkę pochwaliła.
UsuńNo kto, no kto? Pochwal się..
UsuńNie wiem, czy mogę ujawnić, bo znowu otrzyma propozycję, tym razem, jako niezwykła fotografka i będzie musiała wymigiwać się od wielkiej sławy. ;) :)
UsuńWybacz, musiałam to wkleić:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=n30tAZeKoDQ
Z podziwem dla Twojego rozsądku
Oj, cudownie! Dziękuję bardzo za linka.
UsuńDobrze, że nie zostałaś celebrytką. Zdjęcia i piękne i pełne fantazji. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOgromną wartość mają dla mnie takie zdjęcia, a nie jakieś "celebryckie". Niech się artystki "celebrują".
UsuńWłaśnie bardzo dobrze napisałaś, że żyjemy w świecie manipulacji i udawania. Nawet wypowiedzi dzieci do kamery są nieszczere, a już te w reklamach, gdy muszą udawać, że coś im smakuje, są koszmarne.
OdpowiedzUsuńChyba nie żałujesz, że nie zostałaś sławną podróżniczką i celebrytką.
Szkoda, że nie pokazałaś im zdjęcia, jak podtrzymujesz palmę, aby się nie przewróciła;)
Twoje albumy z Turcji obejrzałam i mimo że byłam już po kolacji, nagle zachciało mi się zjeść coś słodkiego, więc zjadłam kilka suszonych moreli.
Wśród kamyków ujrzałam taki, jaki syn mi przywiózł- identyczny.
Życzę miłego wieczoru.
P.S. Chyba się nie obrazisz, ale link do Twojego album,u wysłałam synowi, aby tak samo posegregował swoje zdjęcia.
A dlaczego miałabym się obrazić? Oczywiście, że nie. Zdjęcia wakacyjne zwykle pokazują radość podróżowania. A prawdziwa radość jest wtedy, gdy pokazujemy ją i dzielimy się nią z innymi.
UsuńZdjęcia wymagają segregowania. Mamy obecnie aparaty cyfrowe i pstrykamy po kilkaset zdjęć z jednego miejsca. Szukanie w takiej ilości jest czasochłonne, a wręcz niemowżliwe. Pokazu dla rodziny czy znajomych też się nie urządzi, ponieważ nikt nie będzie godzinami siedział i oglądał.
Zapomniałam napisać, że kiedyś w Rynku napadli mnie studenci z naszego uniwersytetu, którzy mieli za zadanie dowiedzieć się, co Polacy sądzą o serialach. Nie mogłam im odmówić, więc powiedziałam do mikrofonu, co sądzę, a sądzę bardzo źle o nowych polskich serialach. Gdy wymieniłam amerykańskiego MASHA i angielskie Allo, allo, które mogę oglądać na okrągło, ucieszyli się, bo oni też lubili.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, ze moja opinia o serialach przydała im się na ćwiczeniach.
Podczas wyjazdu fotografujemy to, co uznamy za ciekawe i warte uwiecznienia, aby w przyszłości móc sobie przypomnieć.
W ubiegłym roku syn wgrał mi z pendrive'a wszystkie zdjęcia i filmiki z Turcji, to samo robił wcześniej z Egiptu. Dopiero sama musiałam zdjęcia segregować, bo zabrakłoby mi miejsca w komputerze. Mam zwyczaj podpisywania każdego zdjęcia, bo pamięć jest ulotna.
U mnie dalej upał nie do wytrzymania, ale zaraz idę do kuchni, gdzie jest chłodno.
Wróciłam ze spaceru. Jest ciepło, ale nie upalnie i wieje wiatr. Na termometrze za oknem mam 25 stopni. Na ulicy nie odczuwałam takiej temperatury, a znacznie niższą.
UsuńO polskich serialach to samo sądzę. Nie lubię ich oglądać. Nie interesują mnie, a wręcz denerwują. Każda próba obejrzenia kończyła się zmianą kanału lub wyłączeniem telewizora.
U nas dalej upalnie, ale w niedzielę ma być burzowo i to bardzo. Wolę nie myśleć o tych piorunach i błyskawicach.
UsuńWiem, że na temat durnowatych polskich seriali mamy identyczne zdanie, dlatego lubimy inne, o wiele ciekawsze.
Miłego weekendu.
Interesował mnie serial "Sułtanka Kosem", ale telewizja polska przerwała jego emisję. Pojawił się bardzo dobry serial "Jesteś moją ojczyzną", ale TVP nadała mu tytuł "Zraniona miłość" - niczym w brazyliskiej telenoweli miłosnej, co - miłośników filmów historycznych - nie zachęca do oglądania. W dodatku powycinano wiele znaczących scen. Nie rozumiem takiej wizji telewizji.
UsuńRedaktorzy owego Piśmidła zapewne myśleli że znajdą podróżniczkę ze sieczką w głowie zamiast mózgu, którą da się urobić, przerobić, a może i oszukać na kasę przy okazji... A tu proszę: trafili na sprytniejszą i bardziej naturalną od siebie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A może oni wcale nie myślą? Może działają według jednego schematu? Bardzo prawdopodobne. O tym świadczą doświadczenia innych blogerów, z którymi postępowano podobnie.
UsuńPrzesyłam pozdrowienia z Cserkeszolo [Węgry}; pamiętam o Tobie i ślę uściski :) Basia/Aisab
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, Aisab. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńNiezła historia, ale nie jestem takim manipulowaniem zdziwiona, chociaż to jakies takie.. hm... płaskie jest, no nie? DObrze zasugerowałaś wynajęcie aktorki:)
OdpowiedzUsuńMnie zawsze to zadziwiało i zadziwia, bo nie potrafię znależć uzasadnienia. Często wręcz nawet szokuje.
UsuńBo ma być jak ma być, a nie jak jest:)
UsuńDlatego tak często się mówi, że żyjemy w matriksie.
UsuńJak widać bycie celebrytą wymaga wielu poświęceń. Jak dla mnie za wielu. Też bym nie chciała pisać, jak mi podyktują i tańczyć, jak mi zagrają. Lepiej już zostać nieznaną, ale zgodną z samą sobą.
OdpowiedzUsuńCzyli dalej pisać na własnym blogu to, co uważamy za ciekawe, nośne, słuszne a przede wszystkim NASZE!!!
A propos ostatniego akapitu - od dawna przecież wiadomo, że telewizja kłamie, jak widać trzeba to przyjąć dosłownie!
pozdrowienia serdeczne
I nieważne, czy to NASZE się podoba czy nie. Komentujący czasem krytykują, ale przecież nas nie przemalowują, a jedynie wyrażają swoje zdanie.
UsuńCo najdziwniejsze, to wszystko dzieje się teraz, po podobno, dobrej zmianie. Mamy teraz ten "właściwy rząd", lecz naprawdę niczego to nie zmieniło.
UsuńPozdrawiam:)
Czasem zmiany są na jedno lepsze, a na drugie gorsze. Dziennikarstwo od lat staje się coraz gorsze.
UsuńFakt. Od pewnego czasu zalewa nas bylejakość i powierzchowne podejście do tematów.Przykre!
UsuńDlatego przestałam kupować czasopisma.
UsuńKupuję jedynie gazetę z programem RTV !
UsuńOzon, na Twoim blogu mam komunikat, że nie mogę komentować.
UsuńNo i tak. Ty masz komunikat, że nie możesz komentować. Frau Be ma do mnie pretensje, że skasowałam jej komentarze, ktoś tam jeszcze o coś. A ja jak ta głupia, nic nie rozumiem. Zwłaszcza o tym komunikacie nie mam pojęcia. Sprawdzę! Wgrała mi się 10 dla firm i wszystko szlag trafił!
UsuńPozdrawiam:)
Wprowadzilam poprawki. Powinno juz byc prawie dobrye . Niestetz dalej pisze po ichniemu!
UsuńMoże jakiś chochlik rozrabia na blogu.
UsuńelEllu, czytając Twój tekst, przypomniałem sobie podobne zdarzenie z przeszłości. To było tuż po zmianie, na przełomie 1989/1990. Otóż wszystko co było rzuciłem, by rozpocząć nowe życie zawodowe.
OdpowiedzUsuńMiałem w gronie towarzyskim osobę z gazety (zażyła znajomość). Dziennikarkę. Kiedy podczas jakiejś popijawy (ha, ale język!), imieninowej, pani dziennikarka chwyciła temat. Bo idzie nowe. A więc ustalenia, co, ile, kiedy, jak. Zgodziłem na wszystko (byłem na sporym rauszu).
Gdy przyszło do konkretów, już po kilku dniach (a ja trzeźwy), moja znajoma dzwoni, że ma gotowy wywiad ze mną już napisany, tylko przyjeżdżaj i podpisuj. I koniecznie zdjęcie przywieź.
Pojechałem, przeczytałem. Z grubsza rzecz biorąc nieźle napisane (była to dobra dziennikarka). Ba, moje odpowiedzi na pytania nawet czytało się dobrze. Ale, mówię dziennikarce: Maryla, to nie moje wypowiedzi.
Zaczęliśmy pisać na nowo. W ładnej scenerii, bo w ogrodzie zielonym, nieuporządkowanym, prawie dzikim (świadomie, zgodnie z założeniem estetycznym właścicielki, też była trochę dzika).
W fotelach przy dobrym trunku wywiad nowy powstał. Oboje go zaakceptowaliśmy (trudno inaczej, jako że butelka brendy z nami pisała).
Podobno nie bardzo dobrze był widziany przez jej szefa. Ostatecznie jednak po drobnym retuszu poszedł do publikacji.
Ja miałem, alEllu, z jedną osobą do czynienia i znajomą. Ty, z całą redakcją nawiedzonych ludzi, a wypaczoną wizją tego, co człowiek sobą prezentuje.
Twoje pytania, w świetle, doświadczenia stają się zasadne.
Piękne ukłony.
Takie zdarzenie, jak Twoje Honiewicz, miło wspominałabym. Tak też odczuwam, gdy Ty opowiadasz. Z dziennikarką stanęliście na wysokości zadania. To sztuka dokonać takiego retuszu, by zadowolić szefa, a nie wypaczyć całkowicie wizerunku osoby, która podpisuje się pod wywiadem.
UsuńPrzypomniały mi się scenki kabaretowe z czasów PRL. Cenzura swoje zrobiła, ale inteligentni tekściarze oraz artyści i tak przedstawili, co zamierzyli, tylko innymi słowami.
Pozdrawiam serdecznie i dziekuję za Twoją opowieść.
I cóż mogę dodać. Może tylko to, że mam swoje ulubione programy (zwykle już mają po parę lat, ale nadal mnie bawią, uczą i tak dalej), zajmujące mnie gazety i programy w radiu.
OdpowiedzUsuń:) U nas może nie jest tak źle, bo nikt nie ma szamb (a przynajmniej nie wiem o tym), jednak hałas od ulicy i z działek przeszkadza w odpoczynku jak kiedyś. Cóż tak to już jest, że nic na zawsze nie jest dane.
Pozdrawiam!
Programy ulubione także mam. Czasopism papierowych natomiast w ogóle nie kupuję.
UsuńWitaj alEllu! Masz rację,a kto ma rację, stawia kolację. Poczwórną porcję krewetek i ośmiorniczek a la Sikorski poproszę!
OdpowiedzUsuńA pyzy i zalewajka nie może być?
UsuńDobra,niech będą pyzy..Ale bez żadnych zalewajek!!!
UsuńZalewajkę odpuszczam.
UsuńUlżyło mi..A już myślałem,że będzie masakra..
UsuńaLEllu,czy lepiej być głowa kota,czy ogonem lwa? Ja optuje za głową..Widzę,że Ty też.Nie jest żle.
OdpowiedzUsuńSkoro nie jest źle, to znaczy, że dobrze. ;) :)
UsuńTelewizji nie wierzę od dawna. Tak naprawdę nigdy jej nie wierzyłem. Czasopisma czytam ostrożnie, bo jest rzeczywistość i rzeczywistość czasopiśmiennicza. A komu wierzyć? Oczywiście blogerom :-)
OdpowiedzUsuńTeż nie do końca. Niektórzy blogerzy swoje publikacje opierają na wiadomościach telewizyjnych i prasowych. Ich oceny tego samego wydarzenia są różne, w zależności od tego, jakie kanały w telewizji oglądają i jakie gazety czytają.
UsuńBłąd..To TV jest krynicą mądrości,a książki są głupie.
UsuńOczywiście..! I żart..Ale ze mnie głupol,zaniki pamięci..
UsuńPozdrawiam serdecznie. 🌞 🌞 🌞
OdpowiedzUsuńDziękuję. Również pozrawiam.
UsuńEluniu,ja zaś szczególnie bardzo silno mocno pozdrawiam! Taki jestem,słowo honoru..
UsuńAlEllu, powiedz, co stało się z dziennikarzami? Nie ma rzetelności, tylko pogoń za sensacją i pisanie pod "szefa" oraz tych, co u władzy. Odwagi i wybicia się na samodzielność brak. Jaki kraj, tacy dziennikarze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Pełno jest też pismaków, a nie dziennikarzy. W gazetach internetowych aż roi się od błędów.
UsuńalEllu,tak sobie patrzę na te Twoje fotki powyżej..I muszę tu powiedzieć..Muszę,bo się uduszę.. Ty to zawsze byłaś,jesteś i będziesz ho,ho,ho!!!
UsuńOj, Waszku, Waszku.
UsuńWielce interesujący tekst i... paradoksalnie... właśnie ON nadaje się do prasy... no cóż, jak mówią słowa piosenki "Myslowitz": "Nie mogę zrobić nic,
OdpowiedzUsuństerowany jestem wciąż" - to przykre, ale w końcu nie wymagajmy od pismaków i teleniewiemkogo Wersalu - taki mamy klimat obecnie - pozdrawiam z Boulogne we Francji
Czasami zastanawiam się... A gdyby tak wszyscy zaczęli wymagać... Gdyby był protest i przez jakiś czas nikt nie oglądał telewizji i nie kupował prasy? Różne grupy społeczne i zawodowe organizują protesty, strajki, manifestacje. Tylko telewidzowie i czytelnicy NIE.
Usuń