1 marca 2012

Piłka


     Magiczny kulisty przedmiot, który zawsze miałam jako dziecko. Grałam piłką w zbijanego, dwa ognie, odbijanki od ściany. Z czasem... w poważniejsze gry - siatkówkę, koszykówkę i szczypiorniaka.  Sama myśl o zadaniu piłce celnego uderzenia wyzwalała pozytywne emocje. Piłka swą magią dawała wiele przyjemności w rodzinie, na podwórku, w szkole. Dzięki niej rozwinął się sport, a szczęśliwość, śmiech, wesołość rozlewały się na całe kraje. Obecna jest od starożytnego Egiptu aż po współczesność.
     Szczególne emocje wzbudza piłkarstwo nożne, a ostatnio mistrzostwa EURO 2012. Gdy tylko o nich mowa, zaraz budzi się narzekanie,  afery, malkontenctwo...


Fot. alElla. Ukraina, wrzesień 2011 r.
Gdzie się podziała zwyczajna ludzka cecha, jaką jest radość oczekiwania na wielkie wydarzenie? Nie widzę jej zupełnie na ulicach, ani w mediach. Zauważyłam natomiast, że np. Ukraińcy potrafią się autentycznie cieszyć z piłkarskiego Euro. Czyż taki ogródek na ulicy nie świadczy o tym?

       Mało tego. Podejmują nawet społeczne inicjatywy. Zamiast tylko narzekać na pazerność hotelarzy i wysokie ceny, które mogą zniechęcić kibiców, a w przyszłości turystów do przyjazdu na Ukrainę, postanowili przyjmować gości turnieju w swoich domach. Za darmo! Chcą pokazać, że ich kraj jest gościnny. Ja nazywam to dodatkowo słowiańską duszą...

       Piłki nożnej nie lubię. Pamiętam jednak radosną atmosferę, która mi się udzielała i powodowała, że stawałam się kibicem.  Do dziś podśpiewuję hit „Futbol”, który wykonała Maryla Rodowicz w 1974 roku podczas otwarcia mistrzostw świata. Także kibicowską przyśpiewkę "Polska gola, taka jest kibiców wola", a z lat osiemdziesiątych piosenkę Bogdana Łazuki  „Tajemnice mundialu” - z uliczką w Barcelonie, w którą wyskoczy Boniek.

Brakuje mi tamtej afirmacji życia...
      
       Skoro /takie odnoszę wrażenie/ Euro 2012 to zmartwienia, afery i niezadowolenie, to może lepiej było kupić każdemu zawodnikowi po piłce, żeby się nie uganiali za jedną? Tak  może by było radośniej?

27 lutego 2012

Krym. Успенський печерний монастир



       Na południu Półwyspu Krymskiego w pobliżu Czufut-Kale https://aleblogowanie.wordpress.com/2012/02/07/krym-droga-nad-przepascia-w-czufut-kale/, w skalistym zboczu wąwozu, wydrążony został monastyr /Успенський печерний монастир/. Po burzliwej historii, trwającej  najprawdopodobniej od  VIII wieku, kiedy to greccy mnisi chrześcijańscy uciekający z Bizancjum przed prześladowaniami, zaczęli tutaj wykuwać klasztor, obecnie monastyr należy co Cerkwi prawosławnej. To ciekawa i niezwykle malownicza atrakcja Krymu. Znajduje się tutaj czynny klasztor, więc dla turystów i pielgrzymów udostępniona jest tylko niewielka część kompleksu. Najbardziej rzuca się w oczy połyskująca w słońcu złota kopuła XV wiecznej cerkwi w całości wykutej w skale, a duszę upaja otoczenie...

I ja tu byłam, fotografie zrobiłam.
Lepiej od słów opowiedzą moje wrażenia.
Klik powiększa zdjęcie.













Kopuła dzwonnicy cerkwi.
Po prawej - dziedziniec klasztoru.
Zabudowania widoczne
w dalszym planie - współczesne.


 
Po przeciwnej stronie 
znajdują się domy 
wykute w skałach.



Ta fotograficzna relacja jest polecana 
w Onet - Podróże - 4 strony świata. 

23 lutego 2012

„Nieprawdziwe” wspomnienia

23 lutego 2012 

„Nieprawdziwe”wspomnienia

   https://aleblogowanie.wordpress.com/2012/02/23/nieprawdziwe-wspomnienia/


     


       Nie chcą moich wspomnień, a zdjęcia z rodzinnych zbiorów uznają za spreparowane. Nie przyjmują do wiadomości, że dzieciństwo miałam szczęśliwe. To nieprawda, krzyczą, kiedy opowiadam, jak w stroju krakowskim chodziłam z rodzicami do kościoła, nosiłam wstążki na procesjach Bożego Ciała, albo w białej sukience sypałam kwiatki. Dziewczynki lubiły sypać kwiatki, a chłopcy dzwonić dzwonkami. Religijność nie zamykała się tylko w murach kościoła. Ksiądz nam tłumaczył, że w Boże Ciało pan Jezus ukryty pod postacią Chleba wychodzi z kościoła na ulice. Traktowaliśmy to bardzo poważnie i jednocześnie przyjmowaliśmy z radością. Czasem kierowała nami tylko ciekawość, chęć uczestniczenia w święcie, bo ładnie i kolorowo wtedy było na ulicach udekorowanych dywanami, obrazami i biało-zielonymi brzózkami. A zbieranie kwiatowych płatków na łące, lub upraszanie o kwiaty znajomych w ogródkach, by mieć jak najwięcej w koszyczku,  było ambicją nie jednej dziewczynki.

- Niemożliwe! Kłamiesz! Przecież za udział w tym kościelnym święcie twoich rodziców wsadziliby do więzienia, albo potajemnie zgładzili a ciebie zabrali do domu dziecka, gdzie wybiliby ci z głowy kwiatki i dzwoneczki. A w ogóle to procesję pałami by rozpędzili.

- To przepraszam, że moich rodziców nie zgładzono, a mnie w domu dziecka nie umieszczono.

       Tak oto posprzeczałam się z redakcją pewnej polonijnej gazety za oceanem, która zaprzestała zamawiać u mnie opowiastki wspomnieniowe. Jak się wyraziła redaktor naczelna, moje „kłamliwe” wspomnienia zaburzają w Polonii poczucie słuszności emigracji i podsycają tęsknotę. Dla ludzi religijnych jest lepiej, gdy mają przekonanie, że za chodzenie do kościoła, chrzczenie dzieci, czy ślub - byliby w Polsce  szykanowani. Lżej wtedy znieść trudy emigracji.

       Historia mojej krótkiej współpracy z gazetą polonijną przypomniała mi się, gdy trafiłam na stronę internetową „Dawny Chełm”, gdzie zamieszczone są zdjęcia historyczne z uroczystości w moim mieście.

Boże Ciało 1956 r.
Dla pani Redaktor mam kolejne „spreparowane” /?/ zdjęcie z archiwów Urzędu Miasta Chełma.