02
kwietnia 2008
Katastrofa lotnicza - https://aleblogowanie.wordpress.com/2008/04/02/katastrofa-lotnicza/
Każdy na swój sposób
przeżywa tragedie... Śmierć przywołuje pamięć o bliskich, którzy są po
Tamtej Stronie...
Katastrofa samolotu CASA, w której zginęli żołnierze - elita polskiego
lotnictwa przywołała we mnie wspomnienia o lotniku wujku Władku - pułkowniku
oblatywaczu nowych maszyn. Wujek miał szczęście, dosłużył się emerytury, a w
wieku sześćdziesięciu lat doczekał się syna, który przyszedł na świat dokładnie
w dniu 60 urodzin wujka.
Pamiętam, jak moja mama zawsze drżała o Władka - swojego brata, gdy ten wyjeżdżał na jakieś niezrozumiałe nam misje do Moskwy i do Djakarty. Wujek mówił, że testuje tam samoloty w różnych warunkach atmosferycznych.
Czy ktoś wie coś na temat misji polskich
lotników w Djakarcie w latach sześćdziesiątych /Polish Commercial Office. Djl.
Palem-1.Djakarta. Indonesia/?
Pamiętam opowieść wujka o awaryjnym lądowaniu
na drodze. Jako dziecko, nie pojęłam, dlaczego ratował maszynę, narażając
własne życie.
Pamiętam piękny w kolorze stali mundur wujka.
Pamiętam gabardynę, wełnianą tkaninę z
przędzy czesankowej, o takim skośnym splocie, z której mundur był uszyty.
Pamiętam, jak wujek przywoził kupony
gabardyny, a mama szyła nam płaszcze, garsonki, spódnice.
Pamiętam, że tak pięknie, jak wujek nie
prezentowaliśmy się w tych stalowych ubraniach na tle dzieci ubranych bardziej
kolorowo.
Pamiętam, jak wujek przywiózł nam sarnę na
Boże Narodzenie, która wpadła mu pod koła samochodu. Mówił, że pierwszy raz w
życiu wtedy przestraszył się. Żal mu było zabitej sarenki, ale to później...
Wcześniej całe życie przeleciało mu przed oczami...
- Bezpieczniej czuję się w przestworzach, nad
chmurami - mawiał.
Dla wujka niebo było łaskawe? A może w
owych czasach nie było miejsca na nonszalancję, wskazywaną
dzisiaj jako jedną z przyczyn katastrofy Casy?
Pamiętam opowieść babci Jadzi o moim ojcu, który w czasie wojny wyciągnął lotnika z płonącego samolotu. Za ten wyczyn otrzymał od dowództwa w nagrodę pozwolenie na ślub z mamą i spadochron na suknię ślubną. Zdjęcie - mama w sukni ze spadochronu i tata w pożyczonym garniturze - to najcenniejsza pamiątka po rodzicach.
Pamiętam tylko ze zdjęć i opowieści babci, stryja Stefana, klarnecistę wojskowej orkiestry. Zaginął, jak wielu jego kolegów - muzyków, w noc po koncercie w Krzemieńcu, na którym zagrali Warszawiankę. Zapłacili za to najwyższą cenę...
Według oficjalnej wiadomości, jaką babcia
otrzymała z Czerwonego Krzyża, zmarł umęczony w Oświęcimiu. Zachowały się dwa
listy od stryja, z tajemniczego "łagiernego jaszczika" P.34/14
- Kalinin. W listach tych chwali, jak jest tam dobrze, jak smaczne jedzenie i
jak dużo dostają chleba...
Bet. Wzruszyła mnie ta opowieść. I pomyśleć, że tacy ludzie
służący w Wojsku Polskim, Ludowym, naturalnie byli i są opluwani bo służbę
przyszło im pełnić w czasach PRL! A Twojemu Wujkowi żal było sarenki i
ratował maszynę, a nie życie - tak ludzie honoru pojmowali służbę Ojczyźnie.
Bluzki
ze spadochronów wspomina także moja mama! Takie były czasy i czapki z głów
przed ludźmi, którym przyszło wtedy żyć i żyli godnie. Łączę się w bólu z
rodzinami lotników, którzy zginęli.
EwaGreg.
Byłam małą
dziewczynka kiedy zamieszkaliśmy w Świdwinie. Moi rodzice pracowali w Wojskowym
Przedsiębiorstwie Budowlanym. Budowali Smardzko, wojskowe osiedle dla rodzin
lotników z Bazy Lotniczej w Świdwinie. Tragedia ta, dotknęła mnie bardzo
boleśnie. Miałam wielu ,,wujków" takich ,,przyszywanych",
właśnie lotników, jeden nawet przez krótki czas mieszkał w naszym mieszkaniu.
Dzisiaj go sobie przypomniałam... Łączę się w bólu z rodzinami tych, którzy
zginęli w tej tragicznej katastrofie.