Na podstawie relacji mojej koleżanki,
która zna Egipt od strony jego mieszkańca.
która zna Egipt od strony jego mieszkańca.
Jedzie sobie policja przez miasto, a za nią ogromna ciężarówka. Zatrzymuje się przy knajpce obok tej, w której siedzimy i jacyś ludzie zaczynają ładować do ciężarówki stoliki oraz krzesła wystawione na zewnątrz. Co się dzieje? Przybiega kelner i uspokaja, że to nic takiego.
Po chwili policjant przychodzi także do 'naszej' knajpki. Właściciel wybiega z jakimiś papierami i pokazuje je policjantowi. Dokumenty widocznie nie pomagają. Po grzecznych przeprosinach zabierają nasz stolik i krzesła, na których siedzimy. O co chodzi?
Idą dalej i zabierają od ulicznych handlarzy papirusy, paski, chustki, skarabeusze...
Siostra mojej koleżanki - mieszkająca w Egipcie tłumaczy, że każda knajpka ma pozwolenie na określoną ilość stolików wystawianych na zewnątrz. Wszystkie, które są nadliczbowe, podlegają konfiskacie.
To samo dotyczy handlarzy, jeśli nie mają pozwolenia na sprzedaż swoich towarów.
Na twarzach Egipcjan nie widać jednak zmartwienia. Po odjeździe policji, wyciągają nowe stoliki z zaplecza i impreza trwa nadal.
***
Właściciel statku wysłał kucharza po zakupy na ostatnią kolację Ramadanu. Ta kolacja jest dla nich szczególna (Ramadan Bajram - Święto Przerwania Postu, zwane również Al-Id as-Saghir obchodzone w Islamie na zakończenie czasu świętego postu zwanego Ramadan).
Czekają godzinę. Nie wraca. Nie ma chłopaka i drugą, i trzecią, i piątą. Telefony się grzeją. Posłańcy nigdzie nie mogą go znaleźć. Po wielu godzinach telefonuje policjant. Okazało się, że kucharz zgubił dokumenty z pozwoleniem na pracę i przy rutynowej kontroli został zatrzymany.
Ciekawa jest policyjna procedura. Najpierw trzymają trochę takiego delikwenta, a następnie wiozą go do rodzinnej miejscowości, gdzie muszą potwierdzić jego tożsamość. A ta podróż odbywa się mniej więcej tak.
Jadą do następnego posterunku i sprawdzają czy kucharz nie jest poszukiwany. Potem do następnej miejscowości... I do następnej... Jeśli policja nie ma interesu w kolejnej miejscowości, to zatrzymany siedzi w areszcie, aż zechcą jechać dalej i tak aż do rodzinnego miasta. Gdy już tam dojadą, to pytają trzech świadków (kogoś z rodziny, z jakiegokolwiek urzędu lub sołtysa, miejscową policję), czy ten oto kucharz, to jest na pewno on. Jeżeli świadkowie potwierdzą tożsamość, to zostaje sporządzony dokument i delikwenta zabierają z powrotem.
Taka podróż trwa w granicach 18 - 20 dni. Później, na miejscu, u pracodawcy sprawdzają, czy szef go jeszcze chce i wydają nowe pozwolenie na pracę.
Wygląda na to, że właściciel statku cierpliwie czeka.
Wypatruje, odpoczywa...
Egipcjanie, choć gorącą krew mają, nie gorączkują się.
Pozwalają swojej krwi płynąć wolniej.
Tak było... i tak jest
Porównując do terminów, w jakich u nas załatwiane są sprawy sądowe i urzędowe (np. uzyskanie decyzji Wojewody, którą w tym miesiącu wreszcie otrzymałam, trwało równo 10 - słownie: dziesięć lat !), to w Egipcie i tak fajnie mają ;)
dodano: 25 maja 2009 18:53
OdpowiedzUsuńWszystko prawda:)Takich kwiatków jest tam mnóstwo.Żeby cokolwiek załatwić trzeba mieć anielską cierpliwość:)
Pozdrawiam gorąco!
autor Aneta
dodano: 25 maja 2009 22:40
OdpowiedzUsuńUśmiałam się z tych stolików, a właściwie z restauratorów, którzy po konfiskacie spokojnie wyjmują nowe z zaplecza hi hi :)) Cwane z nich bestyjki :)))
autor Kobieta-po-30
dodano: 26 maja 2009 6:52
OdpowiedzUsuńUśmiałam się z akcji policyjnej. Samo życie. Masz rację, że u nas czeka się dłużej na załatwienie sprawy. I również można napisć wiele śmiesznych ciekawostek na ten temat.
pozdrawiamy cieplutko
autor poljanka
dodano: 26 maja 2009 15:58
OdpowiedzUsuńU nas także jest MNÓSTWO takich absurdów. Trzeba niestety z tym żyć. Bo jak się uda wyeliminować jeden z tych absurdów to w to miejsce powstają dwa następne.
autor Duch
dodano: 28 maja 2009 9:16
OdpowiedzUsuńDuchu, masz rację, absurdów ci u nas DOSTATEK. Ojjjjj.... z niektórymi to nie da się żyć, a przynajmniej bardzo ciężko.
autor grycela
Kobieto-po-30,
OdpowiedzUsuńPoljanko,
no i ja się uśmiałam. Grunt to radzić sobie w interesach ;) :)
autor grycela
dodano: 28 maja 2009 9:23
OdpowiedzUsuńAneta,
no, jak specjalistka od Egiptu potwierdza... :)
Cieszę się, że zajrzałaś tutaj.
autor grycela
dodano: 30 maja 2009 10:03
OdpowiedzUsuńCzółkiem "Afrykanko"! Widziałam kiedyś akcję milicji bułgarskiej w Drużbie. Wygarniali gości z pewnego lokalu. Było na co popatrzeć. Ja byłam w towarzystwie moich bułgarskich przyjaciół i też rejterowałam gdzie pieprz rośnie. Udało się nam zwiać.
Całuski!
Ps. Co do deklaracji bez pokrycia - ja też skreślam takich delikwentów z listy.
autor pleciugapleciugowska
dodano: 30 maja 2009 16:06
OdpowiedzUsuńFaktycznie "fajnie mają" takie policyjne wczasy.....kto płaci????
autor Bet
dodano: 31 maja 2009 13:49
OdpowiedzUsuńBet, czasami płaci ten, który u boku, czasami trzeba liczyć tylko na siebie
Pleciugo, ho, ho, ucieczka przed policją... To dopiero przeżycie.
autor alElla
dodano: 01 czerwca 2009 15:30
OdpowiedzUsuńW biznesie trzeba być elastycznym :)
autor agata744
dodano: 01 czerwca 2009 20:44
OdpowiedzUsuńU nas w Międzyzdrojach taka policji akcja z tymi stolikami też by sie przydała ;) bo na Placu Neptuna to tak tych stolików jest nastawiane że przejśc sie nie da....
autor tomaszkargul
dodano: 04 czerwca 2009 0:12
OdpowiedzUsuńSprawy urzędowe wszędzie załatwia się powoli, bo wszystko musi być sprawdzone i odpowiednio opisane. Zresztą biurokracja wszystkich krajów, choć pewnie nie zna tego przysłowia, ale je stosuje - "co sie odwlecze, to nie uciecze".
autor Nola
dodano: 05 czerwca 2009 10:58
OdpowiedzUsuńTomaszkargul, może to dobry pomysł władz na ograniczanie ilości stolików. Z drugiej jednak strony to biznes dla miasta.
Agata744 - dokładnie tak, trzeba koniecznie byc elastycznym w biznesie i umieć sobie radzić.
Nola, to fakt - powoli. Ja jedną sprawę załatwiałam 10 lat. Dowodów nadania listów poleconych mam pełne pudełko po butach.
autor alElla/grycela
dodano: 06 czerwca 2009 20:28
OdpowiedzUsuńCiekawy ten folklor lokalny. Inny klimat, inny temperament, inne procedury prawne.
P.S. Funkcjonuje też nazwa RAMAZAN, tak chyba jest u Mickiewicza w "Giaurze".
autor Anna
dodano: 11 czerwca 2009 11:18
OdpowiedzUsuńAnno, tak - faktycznie w "Giaurze" występuje nazwa RAMAZAN.
Występuje też tam nazwa Bajram - święto na kształt karnawału - kończące ramazan -
"Bo dziś zachodzi słońce Ramazanu,
dziś Bajram święcą wyznawcy Koranu".
O zachodzie słońca początek Bajramu ogłasza się strzałem z armaty, a potem przez całą noc trwają iluminacje meczetów i wystrzały z różnej broni. W Tunezji jednak i w Egipcie tego nie zauważyłam.
Ale na religię muzułmańską składają się nie tylko prawa ustanowione przez Koran, lecz także normy obyczajowe i kulturowe w danym kraju.
Ciekawe, jakie słowa są użyte w oryginale "Giaura - ułamków powieści tureckiej" J.Byron'a .
autor grycela
Niestety, nigdy nie widziałam oryginału Byrona. Wyobraź sobie, że na sprawdzianie moja córka napisała Ramadan, a nauczycielka jej nie uznała tego. Skandal, żeby polonistka nie znała tych wyrazów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
autor Anna
dodano: 11 czerwca 2009 18:26
OdpowiedzUsuńAnno, dziwię się nauczycielce, że nie sprawdziła przed poprawianiem. W końcu i nauczyciel ma prawo czegoś nie wiedzieć...
autor grycela
dodano: 09 sierpnia 2009 15:55
OdpowiedzUsuńWitaj Elu :)
Moja kuzynka Urszulka wyjeżdża do Tunezji. Jest pełna obaw. Pomyślałam, że Twój blog powinien pomóc Jej w zwalczeniu wszystkich stresów i niepewności.
Pozdrawiam serdecznie :)
autor Elżbietka53