28 listopada 2010

Katarzynki


24 listopada 2010


       Nadarza się okazja, by każdy cnotliwy kawaler wywróżył sobie kandydatkę na żonę, bo przed nami  noc z 24 na 25 listopada, czyli wigilia świętej Katarzyny. Kiedyś mężczyźni wróżyli sobie i czynili różne czary - mary w sprawie ożenku.
O ile kobiety wróżyły w ‘Andrzejki’ (tekst 'Noc magii i wróżb'), o tyle mężczyźni właśnie w ‘Katarzynki’. Wróżby andrzejkowe jeszcze się ostały na licznych zabawach i domówkach (dawniej nazywało się takie domowe spotkania prywatkami), o tyle o 'Katarzynkach’ zapomniano.
I błąd!

Stąd może tak wielu cnotliwych kawalerów mamy!


       Wprawdzie największe nasilenie kultu świętej Katarzyny było w średniowieczu, a miłosnych wróżb katarzynkowych prawie całkowicie zaniechano w XIX wieku, to co szkodzi dziś o nich sobie przypomnieć i zamiast na przykład dziewczyny ‘absmakować’ trwając w kawalerskim stanie, zarecytować wierszyk:

Hej! Kasiu, Katarzynko
Gdzie szukać cię dziewczynko
Wróżby o ciebie zapytam
Czekaj - wkrótce zawitam
Bawmy się więc w Katarzyny
Szukajcie chłopaki dziewczyny
Zapytać więc trzeba wróżby
A nuż potrzebne już drużby

       Trzeba wiedzieć, że ‘w noc świętej Katarzyny pod poduszką są dziewczyny’.  
To porzekadło ludowe mówi się podczas wkładania przed snem pod poduszkę karteczek z imionami  dziewcząt, np. Ela, Jola, Joasia... tudzież inne imiona... według uznania... według tego, o jakich imionach dziewuszki kawaler sobie upatrzył.  Zaraz po przebudzeniu wyciąga się z pod poduszki 'swoje przeznaczenie'. Nie wolno  przy tym zapomnieć o wierszyku:

Wskaż proszę wróżbo wybrankę
Żonę i przyszłą kochankę
Wyciągam karteczki cztery
Są jej imienia litery

A potem... smakować... smakować... smakować...


22 listopada 2010

Niedźwiedzi Gród, Chylińska i teledysk


19 listopada 2010
Niedźwiedzi Gród, Chylińska i teledysk
   https://aleblogowanie.wordpress.com/2010/11/19/niedzwiedzi-grod-chylinska-i-teledysk/


 
"Niebo"
Kostiumowy teledysk Agnieszki Chylińskiej 
https://www.youtube.com/watch?v=UsgX8-DeIQ4 

       Kiedy powstał pomysł realizacji w Chełmie teledysku Agnieszki Chylińskiej, byłam ogromnie ciekawa, co z tego wyjdzie.
W pierwszym dniu realizacji udałam się na Górę Zamkową (Góra Katedralna, Górka)  w nadziei, że podejrzę, jak się takie realizacje robi. Nie udało mi się, ponieważ teren chełmskiej Górki  był w tym czasie zamknięty dla ciekawskich gapiów.

       Przyznam szczerze, że czekałam na ten teledysk, bo sama piosenka "Niebo" nawet podoba mi się. Jako jednak Chełmianka (z lokalnej próżności chyba) w tle muzyki i Agnieszki Chylińskiej oraz licznych statystów, wypatruję Chełma. Tym bardziej, że jednym ze sponsorów teledysku miasto moje było.
 
       Rozpoznaję  Bazylikę pod wezwaniem Narodzenia NMP-1/  i oblewany uryną stary mur-1/, którym jest otoczona.  Nie rozumiem "przesłania" tego obrazu. Miało być śmiesznie, czy co? Jest też wnętrze tejże Bazyliki-2/, gdzie podczas ślubu "księżniczki" przemawia...  owca? Także podziemia kredowe, oraz Brama Uściługska-3/. Rozpoznaję Rosarium - Ogród Różańcowy-4/ na terenie klasztoru bazylianów wchodzącego w skład zespołu katedralnego na Górze Zamkowej. W Rosarium jakieś przyjęcie się odbywa i jest mężczyzna w dybach. Przy pobliskich grobach na cmentarzu prawosławnym-5/  popija się mleko. Walka jest przy murze-6/ od strony wejścia do Rosarium.

Każde zdjęcie można powiększyć kliknięciem.

1/
1/

2/
3/

4/

5/

6/
       



























19 listopada 2010

Chwalmy się! Mamy przecież czym…


24 października 2010
Chwalmy się! Mamy przecież czym… - https://aleblogowanie.wordpress.com/2010/10/24/chwalmy-sie-mamy-przeciez-czym/


       Zainspirowała mnie rozdawana za darmo w sklepach spożywczych książka Judyty Fibiger ‘Swego nie znacie… czyli Polska oczami obcokrajowców’.
      Nie chcę przepisywać z tej książki dosłownych wypowiedzi obcokrajowców o Polsce ani też streszczać słów autorki. Inspirują mnie one i przekonują do trafności własnych spostrzeżeń. Wiele z tego, co mówią o Polsce przestawieni w książce ludzie różnych narodowości i ja sama słyszałam. Także lubię, cenię i chwalę w większości to, co oni.

Wstęp jednak skrótowo zacytuję: Jest coś takiego w naszej polskiej naturze, co powoduje, że trudno nam się chwalić własnymi sukcesami i z wielką ostrożnością mówimy o własnych zaletach. (…) Co takiego jest w naszym kraju, jaki potencjał i jaka słodka tajemnica, które powodują, że cudzoziemcy  często niebanalni, wymagający i będący prawdziwymi osobowościami (…) decydują się mieszkać w Polsce, inwestować w nią i mówić o niej ‘mój dom’?
***
       Kto podróżuje samolotami i polskich, i zagranicznych linii lotniczych, na pewno zauważył, jak bardzo różni się od innych polska stewardesa, która w przeciwieństwie np. do amerykańskiej, emanuje ciepłem i wręcz matczyną troskliwością. Nie sprawia wrażenia automatu do podawania kawy i zatrzaskiwania schowków bagażowych. Kiedy zapyta, czy napiję się herbatki, albo kawusi, czuję wyjątkowy rodzaj serdeczności i nie zgadzam się z tymi, którzy takie zdrobnienia ganią, a nawet uważają za infantylne. Albo w gościnie u kogoś... Czy jeszcze trochę bigosiku? Ogóreczka może, czy pomidorki? Mnie się to podoba, a cudzoziemcy chwalą!
       Mówią, że Polak, jak kocha - to kocha, a jak nienawidzi - to nienawidzi. Kiedy jednak kocha, serce wprost kładzie na dłonie. Wyciąga je i mówi: jedz, pij… Mnie się to podoba, a cudzoziemcy chwalą!
       Polska ma coś takiego… nieuchwytnego, co pozwala cudzoziemcom czuć się w naszym kraju sobą i być wyzwolonym. Nie muszą udawać kogoś innego, jak to czasami czynią w swoim kraju, szczególnie w życiu zawodowym i sąsiedzkim. Mnie to polskie ‘coś’ się podoba, choć zauważam, że zanika. Ocalmy ten ‘cosik’ i chwalmy się nim przed światem.
       Polacy są utalentowani. Wprawdzie historia nie pozwoliła w pełni rozwinąć wszystkich talentów. Czasem nawet trzymała je w ryzach. Nie ukrywajmy talentu! Chwalmy się! Niech zajmie należne mu miejsce w międzynarodowej społeczności.
       Dla Polaków nie ma przeszkód w załatwieniu lub zorganizowaniu czegokolwiek. Chwalmy się tym i pozytywnie tę umiejętność wykorzystujmy. Także polski etos pracy. Kiedy fala polskiej emigracji zalała Irlandię, wyspiarze byli wręcz zdumieni, jak ciężko i dobrze Polacy potrafią pracować i wykazują przedsiębiorczość w zaczynaniu własnych biznesów, szukaniu możliwości, podejmowaniu ryzyka. Chwalmy się właśnie tym, a nie opowiadaniem jedynie historyjek o polskich pijaczkach śpiących pod mostem.
       Chwalmy się naszymi miastami. Krakowem - przepięknym miastem z królewskim zamkiem nad Wisłą. Grodem, w którym kumuluje się magia kultury i historii. Zakopanem, gdzie góry są wręcz urzekające w swej urodzie, a patrzyć na nie można nawet siedząc w barze przy ulicy. Chwalmy Gdańsk, z jego unikalną architekturą i stylem. Chwalmy Toruń, o którym od Hiszpanki z Pamplony dowiedziałam się, że pretenduje do miana Miasta Kultury Europejskiej 2016. W polskiej telewizji o tym nie słyszałam. Chwalmy Lublin z jego historią, architekturą i śpiewną mową mieszkańców, który pokazywany jest głównie poprzez pryzmat zachowań popularnego posła z tego regionu, a nie zalet miasta.
      Chwalmy się malowniczymi wioskami przy wschodniej granicy. Parkami krajobrazowymi, w których spotkać można orlika białego. Tu, w krzakach przyczajają się przez wiele godzin w bezruchu Niemcy i Holendrzy, by upolować lornetką ten ginący gatunek ptaka. W miejscowości Starosiele nad Bugiem spotkałam też wędkującego Holendra, który określił krajobraz, jako ‘bużany’. Żachnęłam się, nie mając o tym zielonego pojęcia. To właśnie bużany (od rzeki Bug) … powiedział z westchnieniem zachwytu.
       Można tak różne miasta i okolice wymieniać i chwalić bez końca. Zakończę więc na Warszawie - stolicy różnej i wirującej (to określenia z książki, ale mi się spodobały i pasują do Warszawy), pełnej ciekawych muzeów i sztuki, a także architektury przypominającej historię miasta oraz nowej - super nowoczesnej. Chwalmy się swoją stolicą, pokazując nie tylko to, co się pokazuje - najgorsze…      
       Chwalmy się polską złotą jesienią i wiosennymi fiołkami (a’propos, czy robi się jeszcze perfumy fiołkowe z płatkami tych kwiatów w buteleczce?).  Lasami z rysiem i niedźwiedziem w sensie piękna przyrody, a nie ‘dzikości’ kraju. Ogórkiem kiszonym i schabowym z kapustą. Szarlotką i piernikiem. Muzyką… Kulturą… Sztuką… Literaturą… Filmem… Myślą inżynierską… Patentami… Sukcesami sportowymi i naukowymi…
       Może jesteśmy zbyt skromni i dlatego nie wychwalamy samych siebie? A może po prostu lubimy tylko… Narzekanie? Zło? Patologię? Brzydotę? Głupotę? To przecież tylko margines. Dlaczego więc jest tak wszechobecny w przekazach medialnych i codziennych rozmowach? W ogólności Polacy to wspaniały naród z wielkim dorobkiem, a Polska to piękny kraj. Chwalmy się!

PS. A może byśmy ogłosili na blogach jakiś miesiąc, np. listopad, bo jest najbardziej ponury, miesiącem chwalenia się i każdy pochwaliłby coś polskiego? Albo po prostu sam siebie, czy sąsiada - majsterklepkę, wójta za remont w szkole i nową drogę, może babcię za szarlotkę?
Przecież naprawdę mamy się czym chwalić! Nie wiem, na ile mnie się to uda, ale planuję jeszcze nie raz chwalić Polskę, jak nie sama, to ustami znajomych obcokrajowców, albo tych z książki za darmo…
Chwalmy się! 



13 listopada 2010
Chwalmy się II. Chełmskie inicjatywyhttps://aleblogowanie.wordpress.com/2010/11/13/chwalmy-sie-ii-chelmskie-inicjatywy/



       W świecie się mówi, że Polacy posiadają cechę, która pięknie nazywa się skromnością. Dzięki niej nie wychwalają samych siebie. Co innego jednak chwalić się, jak Samochwała z wiersza Jana Brzechwy, a co innego dostrzegać w swoim kraju, otoczeniu… to, co sympatyczne,  ładne, wartościowe i pochwalenia godne, choćby tylko drobnostką było… 

 
Chwalę chełmskie dukaty

       W sierpniu zorganizowano akcję promocyjną związaną z wydaniem chełmskich dukatów. Spotkała się ona z bardzo ciepłym przyjęciem przez mieszkańców. Dukaty wykonane w dwóch wersjach: 100 sztuk srebrnych i 7500 sztuk ze stopu Nordic Gold rozeszły się, jak ciepłe bułeczki. Zainteresowanie nimi było ogromne, a wieść o mieście, które ma swoje dukaty rozeszła się szeroko, ponieważ turyści przybywający tutaj  o dukaty dopytują. Postanowiono więc wznowić edycję lokalnych monet. Nowe dukaty mają pojawić się wiosną przyszłego roku.
       Niby drobnostka, ale wśród wielu innych ciekawych pomysłów oraz inicjatyw, promuje miasto. Zresztą... czyż życie nie składa się z drobnostek czyniących otoczenie ciekawszym?


Chwalę ogrzewanie przez przytulanie

      Czy jakieś miasto w mroźne zimy ma chodzącego  "Ogrzewacza'? Mój Chełm ma! To miś - maskotka. Chodzi zimą ulicami i na życzenie ogrzewa zmarzniętych przechodniów przytulając ich do swojego futerka.  To jedna z tych drobnostek, które życie czynią radośniejszym, na twarzach ludzi wywołują uśmiech,  a miastu przydają rozgłosu. Zima się zbliża wielkimi krokami. Ciekawe, czy znowu pojawi się Miś Ogrzewacz,  gdy nastaną mrozy?

Chwalę chełmskie obchody Święta Niepodległości.

       Niezależnie od oficjalnych i uroczystych obchodów, z myślą o dzieciach i młodzieży zorganizowano między innymi:

- Szkolno - przedszkolny konkurs ‘Symbole narodowe i polskie pieśni legionowe’.

- ‘Miejską Grę Niepodległościową’. To bieg patrolowy, podczas którego młodzi uczestnicy poznawali historię miasta, regionu, kraju.
      
       Wielkie brawa dla organizatorów,  bowiem  ‘takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie’. Lekcja patriotyzmu i wspaniała propozycja na  zagospodarowanie czasu  w świątecznym dniu. 

17 listopada 2010

Pan Listopad Niezwyczajny


15 listopada 2010
Pan Listopad Niezwyczajny


   https://aleblogowanie.wordpress.com/2010/11/15/pan-listopad-niezwyczajny/




Lato, lato, lato wszędzie!
Zwariowało, oszalało moje serce!

        Z refrenem piosenki na ustach udałam się na listopadowy spacer. Letni - powiedziałabym - spacer. Temperatura plus dziewiętnaście na termometrze wiszącym na północnym oknie. Taki dzień nie tylko trzeba prze-chodzić... prze-szaleć... prze-żyć w słońcu...
Taki dzień trzeba także uwiecznić na fotografii. Żadna tam ze mnie fotografka, ale kadrując podpatrzę to, czego w Chełmie - tonącym letnią porą w zieleni - nie widać.


Brukowaną uliczką udaję się na Górkę zwaną także Górą Zamkową albo Katedralną. Odwracam się z sentymentem, bo tam... w dole... na małym skwerku obok żółtego budynku (kiedyś był inny - czerwony) umawiałam się z chłopakami.


 
Trawa się zieleni, słońce się do mnie uśmiecha, a ja przypominam sobie tę historię "randkową"  z czasów podstawówki. Kiedy w towarzystwie 2 koleżanek przybyłam na miejsce spotkania z chłopakami, okazało się, że jeszcze ich nie było. O nie! My pierwsze jesteśmy? To nie uchodzi! To ujma dla dziewczęcego honoru!  Wdrapałyśmy się tutaj i zza drzew obserwowałyśmy, czy koledzy nadchodzą...


A chłopaki? Oni usadowili się piętro wyżej! Zaśmiewając się obserwowali nasze poczynania z widocznego za drzewami wzniesienia zwanego Wysoką Górką.

To zdjęcie Wysokiej Górki z 3 listopada 2008. Też było słonecznie i ciepło, ale tylko w pierwszych dniach miesiąca, kiedy na drzewach jeszcze złociły się liście.



Teraz liście opadły i zza gałęzi drzew można zobaczyć miasto. To widok na ulicę Lubelską. W najlepsze trwają jeszcze prace drogowe. Układana jest nawierzchnia z kamiennej kostki.

Dzwonnicy jeszcze nigdy z tej strony nie udało mi się sfotografować. Jak wybrać się na spacer w bezlistnej porze roku, kiedy zazwyczaj jest chlapa i zimno oraz złe światło? Dziś nadarzyła się okazja. Tej nie mogłam przegapić.

 Ten mur porastają liczne pnącza. Zbudowany z białego kamienia i czerwonej cegły, jesienią też ładnie się prezentuje, gdy jest odsłonięty.

 Po terenie katedralnym krząta się zakonnica. Właśnie przestawiła wiadra z wodą w nasłonecznione miejsce. Może tym sposobem grzeje wodę do umycia posadzki w kościele?

By się nasycić do woli tym letnim listopadem, wracam do domu przez park - po soczystej i zielonej trawie. Tym razem nie wybieram asfaltowych, czy brukowanych alejek.

Strażacy zostali docenieni


20 stycznia 2009
Strażacy. Polacy wskazali najbardziej szanowane zawody. Profesor uniwersytetu i strażak to zawody cieszące się największym poważaniem u Polaków - wynika z badania CBOS, przeprowadzonego w listopadzie 2008 r.



        Od kiedy człowiek nauczył się posługiwać ogniem, potrafi wykorzystywać jego pozytywną siłę do polepszania warunków własnego życia. Jednak, nie posiadając odpowiedniej wiedzy, nie zawsze potrafi opanować i ograniczyć jego niszczącej siły.  Strażacy potrafią. Być może dlatego mają tak niezwykle silne poczucie dumy zawodowej. Nie jeden raz ratowała  ona w trudnych chwilach i to jest niewątpliwie jej pozytywna strona.   
  
        Na ogół uważa się, że strażak, to taki facet w czerwonym hełmie, z sikawką w ręce, gaszący pożary. Oczywiście odważny, wysportowany, niosący pomoc w potrzebie.
To prawda!

      Mało kto jednak wie, jak ogromną, jak trudną i jak skomplikowaną dziedziną wiedzy jest dzisiaj ochrona przeciwpożarowa i jakiej klasy specjalistów wymaga, aby właściwie funkcjonować.   
Strażacy wezwani głosem syreny alarmowej pędzą na sygnale  nieść pomoc drugiemu człowiekowi, nie tylko nacierając na niszczące  płomienie. Także z gruzu, żelastwa i z wody  ratują ludzi oraz ich dobytek. Tną blachy, rozbijają mury. Organizują profilaktykę  i rozpoznają zagrożenia w zakładach pracy, firmach, urzędach, szkołach, szpitalach , przedszkolach, na drogach, w lesie, w rezerwatach przyrody. Odbierają porody w najmniej stosownych miejscach, neutralizują i ograniczają skażenia chemiczne. Ratują też pieska ze studni i zdejmują kota z drzewa...

       Udzielają  pomocy przedmedycznej, bo przeważnie są pierwsi na miejscu wypadku. Przypomnę także nietypowe akcje, jak  zdejmowanie na sali operacyjnej w szpitalu pierścienia ze spuchniętej męskości w asyście lekarzy chirurgów, czy  garnka z głowy dziecka przywiezionego do strażnicy karetką pogotowia ratunkowego.
Nie sposób wymienić wszystkich zadań. Ileż to umiejętności potrzeba? 
       
       Choć za mało dotowana i doceniania przez kolejne ekipy rządzących, ochrona przeciwpożarowa sama w sobie w naszym kraju funkcjonuje  dobrze. Strażacy - to jedna z najlepiej zorganizowanych grup zawodowych, a na dodatek bezpretensjonalna.

Cieszę się, że Polacy uznali strażaków za jeden z najbardziej szanowanych zawodów.

6 listopada 2010

Nauka po pięćdziesiątce


      
       Unia Europejska wspiera tych, którzy chcą się uczyć. I dobrze! Brawo! Zupełnie za darmo można skorzystać z interesujących kursów i szkoleń, które pomogą zdobyć umiejętności poszukiwane na obecnym rynku pracy. Uczestnicy szkolenia mogą otrzymać bezpłatne materiały szkoleniowe, podręczniki. Organizator zapewnia też poczęstunek, ubezpieczenie, zwraca koszty dojazdów komunikacją miejską. To już nie tylko Europa. To wprost przysłowiowa Ameryka (przed kryzysem) z Kanadą! Jest kurs języka angielskiego, warsztaty z obsługi komputera i korzystania z Internetu. Nawet można zdobyć kwalifikacje potrzebne do prowadzenia wózka podnośnikowego,  obsługi nowoczesnych urządzeń biurowych, także nauczyć się spawać rożnymi technikami. Do wyboru... Do koloru...

       W myśl hasła "Rozwój w dobie zmian" uczestnicy programu "50+" przejdą szkolenia z komunikacji interpersonalnej,  wiedzy z zakresu księgowości, zarządzania zasobami ludzkimi, poznają techniki sprzedaży czy pozyskiwania unijnych funduszy. Odbędą także treningi psychologiczne.
Fajnie!!!
Ale w naszym kochanym kraju zawsze musi być jakieś "ale"...
Uwaga!!! Oferta skierowana jest do osób zatrudnionych. Gdy poszłam się zapisać, zażądano zaświadczenia o zatrudnieniu. Oczy zrobiły mi się jak przerośnięte od nadmiaru drożdży (czytaj - nadziei) bułki i tak sobie pomyślałam:
- oj głupia ty głupia... Zwolnionym z pracy pięćdziesięciolatkom  umierać pora...

Gdzie i po co się pchasz?
W ławeczce szkolnej zachciało się siedzieć za darmochę?

Właśnie przeczytałam w regionalnej gazecie, że  kursy te są dla osób zatrudnionych, mających maksymalnie średnie wykształcenie. Rozumiem, że wyższe, gdzie uczono  ekonomii politycznej socjalizmu /ten przedmiot studiowało nie jedno pokolenie poczciwego elementarza Falskiego/, nie wymaga "korekty".