Nadarza się okazja, by każdy cnotliwy kawaler wywróżył sobie kandydatkę
na żonę, bo przed nami noc z 24 na 25 listopada, czyli wigilia świętej
Katarzyny. Kiedyś mężczyźni wróżyli sobie i czynili różne czary - mary w
sprawie ożenku.
O ile kobiety wróżyły w ‘Andrzejki’ (tekst 'Noc magii i wróżb'),
o tyle mężczyźni właśnie w ‘Katarzynki’. Wróżby andrzejkowe jeszcze się
ostały na licznych zabawach i domówkach (dawniej nazywało się takie
domowe spotkania prywatkami), o tyle o 'Katarzynkach’ zapomniano.
I błąd!
Stąd może tak wielu cnotliwych kawalerów mamy!
Wprawdzie największe nasilenie kultu świętej Katarzyny było w
średniowieczu, a miłosnych wróżb katarzynkowych prawie całkowicie
zaniechano w XIX wieku, to co szkodzi dziś o nich sobie przypomnieć i
zamiast na przykład dziewczyny ‘absmakować’ trwając w kawalerskim
stanie, zarecytować wierszyk:
Hej! Kasiu, Katarzynko
Gdzie szukać cię dziewczynko
Wróżby o ciebie zapytam
Czekaj - wkrótce zawitam
Bawmy się więc w Katarzyny
Szukajcie chłopaki dziewczyny
Zapytać więc trzeba wróżby
A nuż potrzebne już drużby
Trzeba wiedzieć, że ‘w noc świętej Katarzyny pod poduszką są dziewczyny’.
To
porzekadło ludowe mówi się podczas wkładania przed snem pod poduszkę
karteczek z imionami dziewcząt, np. Ela, Jola, Joasia... tudzież inne
imiona... według uznania... według tego, o jakich imionach dziewuszki
kawaler sobie upatrzył. Zaraz po przebudzeniu wyciąga się z pod
poduszki 'swoje przeznaczenie'. Nie wolno przy tym zapomnieć o
wierszyku:
Kiedy powstał pomysł realizacji w Chełmie teledysku Agnieszki Chylińskiej, byłam ogromnie ciekawa, co z tego wyjdzie. W
pierwszym dniu realizacji udałam się na Górę Zamkową (Góra Katedralna,
Górka) w nadziei, że podejrzę, jak się takie realizacje robi. Nie udało
mi się, ponieważ teren chełmskiej Górki był w tym czasie zamknięty dla
ciekawskich gapiów.
Przyznam szczerze, że czekałam na ten
teledysk, bo sama piosenka "Niebo" nawet podoba mi się. Jako jednak
Chełmianka (z lokalnej próżności chyba) w tle muzyki i Agnieszki
Chylińskiej oraz licznych statystów, wypatruję Chełma. Tym bardziej, że
jednym ze sponsorów teledysku miasto moje było.
Rozpoznaję Bazylikę pod wezwaniem Narodzenia NMP-1/ i oblewany uryną
stary mur-1/, którym jest otoczona. Nie rozumiem "przesłania" tego
obrazu. Miało być śmiesznie, czy co? Jest też wnętrze tejże Bazyliki-2/,
gdzie podczas ślubu "księżniczki" przemawia... owca? Także podziemia
kredowe, oraz Brama Uściługska-3/. Rozpoznaję Rosarium - Ogród
Różańcowy-4/ na terenie klasztoru bazylianów wchodzącego w skład zespołu
katedralnego na Górze Zamkowej. W Rosarium jakieś przyjęcie się odbywa i
jest mężczyzna w dybach. Przy pobliskich grobach na cmentarzu
prawosławnym-5/ popija się mleko. Walka jest przy murze-6/ od strony wejścia do Rosarium.
Zainspirowała
mnie rozdawana za darmo w sklepach spożywczych książka Judyty Fibiger
‘Swego nie znacie… czyli Polska oczami obcokrajowców’.
Nie chcę przepisywać z tej książki dosłownych wypowiedzi obcokrajowców o
Polsce ani też streszczać słów autorki. Inspirują mnie one i przekonują
do trafności własnych spostrzeżeń. Wiele z tego, co mówią o Polsce
przestawieni w książce ludzie różnych narodowości i ja sama słyszałam.
Także lubię, cenię i chwalę w większości to, co oni.
Wstęp jednak skrótowo zacytuję: Jest
coś takiego w naszej polskiej naturze, co powoduje, że trudno nam się
chwalić własnymi sukcesami i z wielką ostrożnością mówimy o własnych
zaletach. (…) Co takiego jest w naszym kraju, jaki potencjał i jaka
słodka tajemnica, które powodują, że cudzoziemcy często
niebanalni, wymagający i będący prawdziwymi osobowościami (…) decydują
się mieszkać w Polsce, inwestować w nią i mówić o niej ‘mój dom’?
***
Kto
podróżuje samolotami i polskich, i zagranicznych linii lotniczych, na
pewno zauważył, jak bardzo różni się od innych polska stewardesa, która w
przeciwieństwie np. do amerykańskiej, emanuje ciepłem i wręcz matczyną
troskliwością. Nie sprawia wrażenia automatu do podawania kawy i
zatrzaskiwania schowków bagażowych. Kiedy zapyta, czy napiję się
herbatki, albo kawusi, czuję wyjątkowy rodzaj serdeczności i nie zgadzam
się z tymi, którzy takie zdrobnienia ganią, a nawet uważają za
infantylne. Albo w gościnie u kogoś... Czy jeszcze trochę bigosiku?
Ogóreczka może, czy pomidorki? Mnie się to podoba, a cudzoziemcy chwalą!
Mówią,
że Polak, jak kocha - to kocha, a jak nienawidzi - to nienawidzi. Kiedy
jednak kocha, serce wprost kładzie na dłonie. Wyciąga je i mówi: jedz,
pij… Mnie się to podoba, a cudzoziemcy chwalą!
Polska
ma coś takiego… nieuchwytnego, co pozwala cudzoziemcom czuć się w
naszym kraju sobą i być wyzwolonym. Nie muszą udawać kogoś innego, jak
to czasami czynią w swoim kraju, szczególnie w życiu zawodowym i
sąsiedzkim. Mnie to polskie ‘coś’ się podoba, choć zauważam, że zanika.
Ocalmy ten ‘cosik’ i chwalmy się nim przed światem.
Polacy
są utalentowani. Wprawdzie historia nie pozwoliła w pełni rozwinąć
wszystkich talentów. Czasem nawet trzymała je w ryzach. Nie ukrywajmy
talentu! Chwalmy się! Niech zajmie należne mu miejsce w międzynarodowej
społeczności.
Dla
Polaków nie ma przeszkód w załatwieniu lub zorganizowaniu czegokolwiek.
Chwalmy się tym i pozytywnie tę umiejętność wykorzystujmy. Także polski
etos pracy. Kiedy fala polskiej emigracji zalała Irlandię, wyspiarze
byli wręcz zdumieni, jak ciężko i dobrze Polacy potrafią pracować i
wykazują przedsiębiorczość w zaczynaniu własnych biznesów, szukaniu
możliwości, podejmowaniu ryzyka. Chwalmy się właśnie tym, a nie
opowiadaniem jedynie historyjek o polskich pijaczkach śpiących pod
mostem.
Chwalmy
się naszymi miastami. Krakowem - przepięknym miastem z królewskim
zamkiem nad Wisłą. Grodem, w którym kumuluje się magia kultury i
historii. Zakopanem, gdzie góry są wręcz urzekające w swej urodzie, a
patrzyć na nie można nawet siedząc w barze przy ulicy. Chwalmy Gdańsk, z
jego unikalną architekturą i stylem. Chwalmy Toruń, o którym od
Hiszpanki z Pamplony dowiedziałam się, że pretenduje do miana Miasta
Kultury Europejskiej 2016. W polskiej telewizji o tym nie słyszałam.
Chwalmy Lublin z jego historią, architekturą i śpiewną mową mieszkańców,
który pokazywany jest głównie poprzez pryzmat zachowań popularnego
posła z tego regionu, a nie zalet miasta.
Chwalmy
się malowniczymi wioskami przy wschodniej granicy. Parkami
krajobrazowymi, w których spotkać można orlika białego. Tu, w krzakach
przyczajają się przez wiele godzin w bezruchu Niemcy i Holendrzy, by
upolować lornetką ten ginący gatunek ptaka. W miejscowości Starosiele
nad Bugiem spotkałam też wędkującego Holendra, który określił krajobraz,
jako ‘bużany’. Żachnęłam się, nie mając o tym zielonego pojęcia. To
właśnie bużany (od rzeki Bug) … powiedział z westchnieniem zachwytu.
Można
tak różne miasta i okolice wymieniać i chwalić bez końca. Zakończę więc
na Warszawie - stolicy różnej i wirującej (to określenia z książki, ale
mi się spodobały i pasują do Warszawy), pełnej ciekawych muzeów i
sztuki, a także architektury przypominającej historię miasta oraz nowej -
super nowoczesnej. Chwalmy się swoją stolicą, pokazując nie tylko to,
co się pokazuje - najgorsze…
Chwalmy
się polską złotą jesienią i wiosennymi fiołkami (a’propos, czy robi się
jeszcze perfumy fiołkowe z płatkami tych kwiatów w buteleczce?). Lasami
z rysiem i niedźwiedziem w sensie piękna przyrody, a nie ‘dzikości’
kraju. Ogórkiem kiszonym i schabowym z kapustą. Szarlotką i piernikiem.
Muzyką… Kulturą… Sztuką… Literaturą… Filmem… Myślą inżynierską…
Patentami… Sukcesami sportowymi i naukowymi…
Może
jesteśmy zbyt skromni i dlatego nie wychwalamy samych siebie? A może po
prostu lubimy tylko… Narzekanie? Zło? Patologię? Brzydotę? Głupotę? To
przecież tylko margines. Dlaczego więc jest tak wszechobecny w
przekazach medialnych i codziennych rozmowach? W ogólności Polacy to
wspaniały naród z wielkim dorobkiem, a Polska to piękny kraj. Chwalmy
się!
PS. A
może byśmy ogłosili na blogach jakiś miesiąc, np. listopad, bo jest
najbardziej ponury, miesiącem chwalenia się i każdy pochwaliłby coś
polskiego? Albo po prostu sam siebie, czy sąsiada - majsterklepkę, wójta za remont w szkole i nową drogę, może babcię za szarlotkę?
Przecież
naprawdę mamy się czym chwalić! Nie wiem, na ile mnie się to uda, ale
planuję jeszcze nie raz chwalić Polskę, jak nie sama, to ustami
znajomych obcokrajowców, albo tych z książki za darmo…
W
świecie się mówi, że Polacy posiadają cechę, która pięknie nazywa się
skromnością. Dzięki niej nie wychwalają samych siebie. Co innego jednak
chwalić się, jak Samochwała z wiersza Jana Brzechwy, a co innego
dostrzegać w swoim kraju, otoczeniu… to, co sympatyczne, ładne,
wartościowe i pochwalenia godne, choćby tylko drobnostką było…
Chwalę chełmskie dukaty
W
sierpniu zorganizowano akcję promocyjną związaną z wydaniem chełmskich
dukatów. Spotkała się ona z bardzo ciepłym przyjęciem przez mieszkańców.
Dukaty wykonane w dwóch wersjach: 100 sztuk srebrnych i 7500 sztuk ze
stopu Nordic Gold rozeszły się, jak ciepłe bułeczki. Zainteresowanie
nimi było ogromne, a wieść o mieście, które ma swoje dukaty rozeszła się
szeroko, ponieważ turyści przybywający tutaj o dukaty dopytują. Postanowiono więc wznowić edycję lokalnych monet. Nowe dukaty mają pojawić się wiosną przyszłego roku.
Niby drobnostka, ale wśród wielu innych ciekawych pomysłów oraz
inicjatyw, promuje miasto. Zresztą... czyż życie nie składa się z
drobnostek czyniących otoczenie ciekawszym?
Chwalę ogrzewanie przez przytulanie
Czy jakieś miasto w mroźne zimy ma chodzącego "Ogrzewacza'? Mój Chełm ma! To miś - maskotka.
Chodzi zimą ulicami i na życzenie ogrzewa zmarzniętych przechodniów
przytulając ich do swojego futerka. To jedna z tych drobnostek, które
życie czynią radośniejszym, na twarzach ludzi wywołują uśmiech, a
miastu przydają rozgłosu. Zima się zbliża wielkimi krokami. Ciekawe, czy
znowu pojawi się Miś Ogrzewacz, gdy nastaną mrozy?
Niezależnie od oficjalnych i uroczystych obchodów, z myślą o dzieciach i młodzieży zorganizowano między innymi:
- Szkolno - przedszkolny konkurs ‘Symbole narodowe i polskie pieśni legionowe’.
-
‘Miejską Grę Niepodległościową’. To bieg patrolowy, podczas którego
młodzi uczestnicy poznawali historię miasta, regionu, kraju.
Wielkie brawa dla organizatorów, bowiem ‘takie będą Rzeczypospolite,
jakie ich młodzieży chowanie’. Lekcja patriotyzmu i wspaniała propozycja
na zagospodarowanie czasu w świątecznym dniu.
Z refrenem piosenki na ustach udałam się na listopadowy spacer. Letni
- powiedziałabym - spacer. Temperatura plus dziewiętnaście na
termometrze wiszącym na północnym oknie. Taki dzień nie tylko trzeba
prze-chodzić... prze-szaleć... prze-żyć w słońcu...
Taki
dzień trzeba także uwiecznić na fotografii. Żadna tam ze mnie
fotografka, ale kadrując podpatrzę to, czego w Chełmie - tonącym letnią
porą w zieleni - nie widać.
Brukowaną
uliczką udaję się na Górkę zwaną także Górą Zamkową albo Katedralną.
Odwracam się z sentymentem, bo tam... w dole... na małym skwerku obok
żółtego budynku (kiedyś był inny - czerwony) umawiałam się z chłopakami.
Trawa
się zieleni, słońce się do mnie uśmiecha, a ja przypominam sobie tę
historię "randkową" z czasów podstawówki. Kiedy w towarzystwie 2
koleżanek przybyłam na miejsce spotkania z chłopakami, okazało się, że
jeszcze ich nie było. O nie! My pierwsze jesteśmy? To nie uchodzi! To
ujma dla dziewczęcego honoru! Wdrapałyśmy się tutaj i zza drzew
obserwowałyśmy, czy koledzy nadchodzą...
A
chłopaki? Oni usadowili się piętro wyżej! Zaśmiewając się obserwowali
nasze poczynania z widocznego za drzewami wzniesienia zwanego Wysoką
Górką.
To zdjęcie Wysokiej Górki z 3 listopada 2008. Też było słonecznie i ciepło, ale tylko w pierwszych dniach miesiąca, kiedy na drzewach jeszcze złociły się liście.
Teraz
liście opadły i zza gałęzi drzew można zobaczyć miasto. To widok na
ulicę Lubelską. W najlepsze trwają jeszcze prace drogowe. Układana jest
nawierzchnia z kamiennej kostki.
Dzwonnicy
jeszcze nigdy z tej strony nie udało mi się sfotografować. Jak wybrać
się na spacer w bezlistnej porze roku, kiedy zazwyczaj jest chlapa i
zimno oraz złe światło? Dziś nadarzyła się okazja. Tej nie mogłam
przegapić.
Ten
mur porastają liczne pnącza. Zbudowany z białego kamienia i czerwonej
cegły, jesienią też ładnie się prezentuje, gdy jest odsłonięty.
Po
terenie katedralnym krząta się zakonnica. Właśnie przestawiła wiadra z
wodą w nasłonecznione miejsce. Może tym sposobem grzeje wodę do umycia
posadzki w kościele?
By
się nasycić do woli tym letnim listopadem, wracam do domu przez park -
po soczystej i zielonej trawie. Tym razem nie wybieram asfaltowych, czy
brukowanych alejek.
Od kiedy człowiek nauczył się posługiwać ogniem, potrafi wykorzystywać
jego pozytywną siłę do polepszania warunków własnego życia. Jednak, nie
posiadając odpowiedniej wiedzy, nie zawsze potrafi opanować i ograniczyć
jego niszczącej siły. Strażacy potrafią. Być może dlatego mają tak
niezwykle silne poczucie dumy zawodowej. Nie jeden raz ratowała ona w
trudnych chwilach i to jest niewątpliwie jej pozytywna strona.
Na ogół uważa się, że strażak, to taki facet w czerwonym hełmie, z
sikawką w ręce, gaszący pożary. Oczywiście odważny, wysportowany,
niosący pomoc w potrzebie.
To prawda!
Mało
kto jednak wie, jak ogromną, jak trudną i jak skomplikowaną dziedziną
wiedzy jest dzisiaj ochrona przeciwpożarowa i jakiej klasy specjalistów
wymaga, aby właściwie funkcjonować.
Strażacy
wezwani głosem syreny alarmowej pędzą na sygnale nieść pomoc drugiemu
człowiekowi, nie tylko nacierając na niszczące płomienie. Także z
gruzu, żelastwa i z wody ratują ludzi oraz ich dobytek. Tną blachy,
rozbijają mury. Organizują profilaktykę i rozpoznają zagrożenia w
zakładach pracy, firmach, urzędach, szkołach, szpitalach ,
przedszkolach, na drogach, w lesie, w rezerwatach przyrody. Odbierają
porody w najmniej stosownych miejscach, neutralizują i ograniczają
skażenia chemiczne. Ratują też pieska ze studni i zdejmują kota z
drzewa...
Udzielają pomocy przedmedycznej,
bo przeważnie są pierwsi na miejscu wypadku. Przypomnę także nietypowe
akcje, jak zdejmowanie na sali operacyjnej w szpitalu pierścienia ze
spuchniętej męskości w asyście lekarzy chirurgów, czy garnka z głowy
dziecka przywiezionego do strażnicy karetką pogotowia ratunkowego.
Nie sposób wymienić wszystkich zadań. Ileż to umiejętności potrzeba?
Choć za mało dotowana i doceniania przez kolejne ekipy rządzących,
ochrona przeciwpożarowa sama w sobie w naszym kraju funkcjonuje dobrze.
Strażacy - to jedna z najlepiej zorganizowanych grup zawodowych, a na
dodatek bezpretensjonalna.
Cieszę się, że Polacy uznali strażaków za jeden z najbardziej szanowanych zawodów.
Unia Europejska wspiera tych, którzy chcą
się uczyć. I dobrze! Brawo! Zupełnie za darmo można skorzystać z interesujących
kursów i szkoleń, które pomogą zdobyć umiejętności poszukiwane na obecnym rynku
pracy. Uczestnicy szkolenia mogą otrzymać bezpłatne materiały szkoleniowe, podręczniki.
Organizator zapewnia też poczęstunek, ubezpieczenie, zwraca koszty dojazdów
komunikacją miejską. To już nie tylko Europa. To wprost przysłowiowa Ameryka
(przed kryzysem) z Kanadą! Jest kurs języka angielskiego, warsztaty z obsługi
komputera i korzystania z Internetu. Nawet można zdobyć kwalifikacje potrzebne
do prowadzenia wózka podnośnikowego, obsługi nowoczesnych urządzeń
biurowych, także nauczyć się spawać rożnymi technikami. Do wyboru... Do
koloru...
W myśl hasła "Rozwój w dobie
zmian" uczestnicy programu "50+" przejdą szkolenia z komunikacji
interpersonalnej, wiedzy z zakresu księgowości, zarządzania zasobami
ludzkimi, poznają techniki sprzedaży czy pozyskiwania unijnych funduszy. Odbędą
także treningi psychologiczne.
Fajnie!!!
Ale w naszym kochanym kraju zawsze musi być jakieś "ale"...
Uwaga!!! Oferta skierowana jest do osób zatrudnionych.
Gdy poszłam się zapisać, zażądano zaświadczenia o zatrudnieniu. Oczy zrobiły mi
się jak przerośnięte od nadmiaru drożdży (czytaj - nadziei) bułki i tak sobie
pomyślałam:
- oj głupia ty
głupia... Zwolnionym z pracy pięćdziesięciolatkom umierać pora...
Gdzie i po co się
pchasz?
W ławeczce szkolnej
zachciało się siedzieć za darmochę?
Właśnie przeczytałam
w regionalnej gazecie, że kursy te są dla osób zatrudnionych, mających
maksymalnie średnie wykształcenie. Rozumiem, że wyższe, gdzie uczono
ekonomii politycznej socjalizmu /ten przedmiot studiowało nie jedno pokolenie
poczciwego elementarza Falskiego/, nie wymaga "korekty".