25 listopada 2011
Wielkie kapciowanie
https://aleblogowanie.wordpress.com/2011/11/25/wielkie-kapciowanie/
Statystyk nie znam. Nawet nie wiem, czy są przeprowadzane sondaże
pantoflowo - kapciowe. Na własny użytek wymyśliłam sobie, że jest tyle samo
zwolenników, co przeciwników kapci. Ja znam wielu zwolenników. Przystępuję
zatem do wielkiego przedświątecznego kapciowania, czyli dziergania na drutach
kapciuszków z włóczki. Będą śliczne,
praktyczne i higieniczne. Pierze się, jak skarpetki, po każdorazowym użyciu. W przedpokojowej szufladzie zmieścić
można co najmniej pięćdziesiąt par. W moim domu każdy stały gość ma w swoim
ulubionym kolorze. I dobrze. Nawet, gdy na czas nie upiorę, to i tak nikt inny ich
nie założy.
Obyczaj zdejmowania butów po przyjściu do domu bywa krytykowany. Ja
uważam za bardzo dobry, szczególnie w polskich warunkach. Mało kto ma hol i
salon oraz toaletę dla gości jako oddzielną część mieszkania. Często pokój, w
którym przyjmujemy codziennych gości jest jednocześnie sypialnią i jadalnią,
oraz bawialnią dzieci, a przez przedpokój wchodzi się do wszystkich
pomieszczeń. Nie każdy ma oddzielne sypialnie i łazienki tylko do swojego
użytku.
Poza
tym w Polsce jest brudno. Moi znajomi Hiszpanie, którzy nie znoszą kapci i
bardzo krytykują polski obyczaj zdejmowania butów, mają każdego ranka myte
chodniki przed domem. Tak! Szorowane, a nawet odkurzane. Widziałam, jak dozorca
wąską końcówką założoną na grubą rurę od jakiejś maszyny czyścił szczeliny
między płytkami chodnikowymi. Potem szczotką maczaną w płynie usuwał plamy po
rozgniecionych jagodach, które spadły z krzewu.
Owi znajomi Hiszpanie nie mają kapci, ale też
nie wpuszczą do domu dalej, niż "teren terakoty" i tak zwanej małej
łazienki. A zresztą w większości w ogóle nie wpuszczą, tylko umówią się w
barze, rozmawiając z przybyłym gościem
przez uchylone drzwi. Ja, jako
gość z Polski, wyjątkowo zostałam zaproszona głębiej, niż na „pawlakowe trzy
palce” i nawet posadzona na twardym
krześle w kuchni. Tam też, przodem do ściany, wypiłam podaną kawę. Szanuję. Nie
krytykuję w żadnym wypadku. Jedynie porównuję i mówię, że wolę kanapy, fotele i
kapcie...
We
Francji zauważyłam, jak o piątej rano człowiek w jaskrawo - zielonym uniformie
polewał wodą z pianą budynki do wysokości około półtora metra. Drugi szorował
szczotką ściany i chodnik, a trzeci spłukiwał. Zapamiętałam ten obrazek,
ponieważ miałam mokasyny sznurkowe, które tak nasiąkły wodą, że ciężko było mi
chodzić, a nie wzięłam butów na zmianę. Środek pianotwórczy musiał być silny,
bo podeszwy aż wybieliły się.
U
nas na butach ma się psie kupy, rozgniecione owoce (akurat moja ulica obsadzona
jest wiśniami) i różne inne "specjały", których wszędzie pełno.
Wycieranie obuwia w wycieraczki niewiele pomoże, bo cóż to za wycieraczka,
która kilkanaście razy dziennie nie jest solidnie wytrzepana. Siedlisko brudu.
O wiele łatwiej utrzymać czystość przed progiem i za progiem bez owych
wycieraczek, szmatek i szmateczek, a jedynie kratka, by śnieg czy piasek pod
nią się wysypał. Tak jest też lepiej dla osób sprzątających klatki schodowe. Pewnie,
że dom, to nie muzeum. Jest to jednak nasz azyl i należy uszanować obyczaje w
nim panujące.
Oczywiście nie witam z kapciami w dłoni gości niecodziennych przybyłych na imprezę. Hydraulikowi czy elektrykowi też kapciuszków nie daję. Mają przywilej chodzenia w butach. Nawet BHP tego wymaga.
Nie
o czystości i higienie to jednak miała być opowiastka, a o kapciuszkach. Starym
zwyczajem zaczynam bowiem przygotowywanie gwiazdkowych prezentów. W tym roku kapcie, o! A co?! Sympatyczniejszy
to drobiazg, niż wszelkie tandetne błyskotki z supermarketów, lądujące potem w
koszu, a w najlepszym wypadku w piwnicy.
Pora też wybrać się
po kukułki i można zacząć zalewanie - https://aleblogowanie.wordpress.com/2009/12/07/wielkie-przedswiateczne-zalewanie/
Czy to oznacza, że święta idą?
Mój blog polecany na stronie głównej Onetu: