Bywa,
że przyjaciół i rodzinę docenia się najbardziej późną jesienią i
zimą, kiedy pogoda nie zachęca do spacerów, wycieczek, plenerowych imprez
firmowych, a długim szarym wieczorom warto dodać trochę barw. Latem wielu
zapomina o bliskich znajomych, sąsiadach, rodzinie. Najlepsze, słoneczne,
wakacyjne pozdrowienia z Majorki, Lazurowego Wybrzeża, spod gorącego nieba
Afryki, wreszcie z ośnieżonych szczytów Alp wysyłają. Ślą kolorowe zdjęcia
@listelami, pełne uniżonej grzeczności „esemesy” z pozdrowieniami do swoich
przełożonych, biznesowych kolegów, kontrahentów.
Przemierzają przecudne pejzaże, obłaskawiają oceany, dbając o
to, by nie było nudno. Matczyne, przyjacielskie i sąsiedzkie
marzenia gdzieś także tam są, ale tam z kolei nie ma ich.
Pojechali...
Przyjadą...
Pociesza się matka, babcia, sąsiadka opiekująca się pozostawionym pieskiem w opuszczonym na wakacje domu. Nadejdzie jesień, po niej zima. Przypomną sobie. Może nawet odwiedzą i dobrym słowem obdarzą. Tylko pożytecznie żeby było. Szarlotka, wino domowej roboty, konfitury i gotowość do opieki nad psem w następne wakacje.
Że tak powiem- "normalka". Dzieci zawsze egoistycznie traktują swych rodziców.Co tu kryć - sami ich tak ustawiamy od małego - wszak zawsze świat się kręci wokół dziecka. Jest to logiczne gdy dziecko małe, ale tak często zostaje na zawsze. Bardzo mało osób uważa,że dorosłe dziecko, jeśli zdrowe, wykształcone to pępowinę należy odciąć po raz drugi i niech wreszcie będzie dorosłe, odpowiedzialne, niech jego błędy nie obciążają rodziców, niech wreszcie będzie dla rodziców partnerem i przyjacielem a nie wiecznym oseskiem. A pomóc można tylko wtedy, gdy coś złego się wydarzy. A
OdpowiedzUsuńbiorąc do domu psa każdy powinien pamiętać, że są wakacje i nie wszędzie można sierściucha wziąć ze sobą, a mama to nie hotel dla psa. Pies był u nas przez 16 i pół roku, jezdził wszędzie z nami, za granicę też. Nie był tylko na ślubie mojej córki, na 3 dni zamieszkała u nas w domu moja przyjaciółka. No cóż, po tym komentarzu uznają mnie za wyrodną matkę.
Miłego,;)
Dobra, dobra...
UsuńA kto opowiada na blogu (aż między wierszami widać wypieki na twarzy i słychać radosne kołatanie serca), że wnuki były na Skypie z kamerką, ha?
No to Ci się do czegoś przyznam - ogromnie lubię takie maluchy, od pierwszego dnia życia do 3-4 lat.Potem zamieniają się w bachory.Bo bardzo lubię obserwować jak dzieci się zmieniają, nabywają nowych umiejętności, zaczynają kombinować. I jestem ogromnie wdzięczna własnemu mężowi,że mogłam siedzieć z dzieckiem w domu i obserwować jak się rozwija i brać w tym udział.Nie nudziłam się ani jednego dnia, słowo.
UsuńMiłego, ;)
A gdyby tej obserwacji i wiadomości o wnukach zupełnie Ciebie pozbawiono, czy matczyne i babcine serce by nie pękło?
Usuńja akurat jestem bardzo rodzinna i bardzo domowa i jakoś nie gna mnie po świecie ... podobno jestem dusza posieduszcza
OdpowiedzUsuńprzywiązana jestem do rodziny i przyjaciół jak kot do miejsca ... bez nich świat wydaje się mniej piękny
Malino M*, a jak to właściwie jest z kotem? Jedni mówią, że przywiązuje się do miejsca, a inni, że do człowieka.
Usuńna kotach to ja się nie znam ... moja bratowa ma w domu i kocha je okrutnie, muszę więc zapytać
UsuńPani Koleżanko - trzymaj za mnie kciuki, w poniedziałek mam odbiór, "twoi" mam nadzieję, że nie dadzą mi po łapkach i będzie ok
Bardzo się starałam ;-))
Ja osobiście nie toleruję kotów w domu. Chodzą między szklankami i wkładają łapki do garnków. Nie nie, co to to nie! Własnym dzieciom nie pozwalamy skakać po naczyniach i brudne nogi wkładać do zupy, a kotom wolno hi, hi...
Usuńtak kochanie, u mnie teraz są Twoje okolice
OdpowiedzUsuńzalew w Krynice;)
mieszkam od 19 grudnia koło Zamościa, tylko życzeń nie byłam w stanie poskładać, gdyż tegoroczne święta spędziłam w szpitalu w Zamościu
buziaczki Elu
Nie takie to moje okolice. Zamość by się obraził, gdyby go nazwać okolicą Chełma :)))
UsuńZmartwiłaś mnie świętami w szpitalu. Mam nadzieję, że już wszystko w porządku ze zdrowiem.
Tak to przeważnie z dziećmi bywa Elu.Czasy się zmieniają i zmieniają się ludzie.Przykre to ale więzi rodzinne słabną. Serdeczności!
OdpowiedzUsuńA tak łatwo teraz o kontakt, chociażby poprzez Skypa, g-g, czy telefon komórkowy. Pamiętam... jak byłam na studiach, to wieczorem szłam na Dworzec Centralny w Warszawie, by z kabiny telefonicznej zadzwonić do rodziców.
UsuńHanno, byłam u Ciebie, skomentowałam, ale nie ma komentarza. Nie chcę więcej wysyłać, bo prawdopodobnie klonują się potem.
UsuńU mnie jest odwrotnie. Latem wszyscy o nas pamiętają, bo pobyt nad morzem, to nie byle gratka. Wnusia spędza u nad dwa miesiące, córka przyjeżdża też chętnie na cały urlop, więc my musimy im usługiwać, bo po plaży apetyt moim wczasowiczom wzrasta. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńLotka, ale to chyba nie jest tylko "sezonowa miłość", prawda? :)
UsuńWięzy rodzinne są albo ich nie ma. Takie okazjonalne, powodowane uzyskaniem jakichś korzyści kontakty są nic nie warte. Nie pomoże obowiązkowo rodzinne świętowanie np Wigilii gdy robimy to "bo tak wypada". Wtedy jest to sztuczne, fałszywe.
OdpowiedzUsuńAutentyczne serdeczne więzi zawsze prowadzą do spotkań i wzajemnej troski.
Problemem jest aby takie autentyczne rodzinne więzi nawiązać...o to nie jest łatwe.
Ale "powiązałam" wszystko,prawda?
"Powiązałaś" Bet faktycznie wszystko. Żeby się jakiś węzeł nie do rozsupłania z tego nie zrobił hi, hi...
UsuńAle co racja to racja. Więzi albo są, albo ich nie ma. Jeśli nie ma, to może chociaż przyzwoitość powinna nakazywać, by zajrzeć, albo zatelefonować do babci, matki czy starego samotnego ojca? Chociaż jeden SMS'ik /pośród tych do biznesowych kontrahentów/ jeden do siedzącej w oknie osamotnionej babci wysłać?
W jakimś kraju pewna stara matka sądownie wyegzekwowała od dzieci obowiązek odwiedzania jej 3 razy w roku i telefonowania raz w tygodniu, bo nawet na święta nie znajdowali dla niej czasu i miejsca w grafiku spotkań z "ważniejszymi".
Bet powiązała, a ja spróbuję jeszcze poupychać to co wyłazi i skrzeczy. Czy chcemy tego, czy nie, to relacje międzypokoleniowe wynikają po połowie z genetyki, a po połowie z póżniejszego procesu wychowawczego. I to oddziaływanie środowiska decyduje o tym, czy jakieś cechy odziedziczone genetycznie pojawią się, czy też nie. Zanim więc zaczniemy narzekać, że dzieci, wnuki, albo dalsza rodzina o nas zapomniała, to zastanówmy się co im przekazaliśmy od najmłodszych lat, czy byliśmy dla nich autorytetem (bo powinniśmy), czy tylko niewygodnym balastem.
UsuńJeżeli nasi bliscy nie potrafią się z nami dzielić swoimi wrażeniami, a nawet życiem, to może po prostu ... nie zasłużyliśmy na to? I może nadal nasze dzieci powinny odwiedzać nas tylko po to, aby zjeść konfitury, i zostawić psa?
Anzai
anzai, myślę dokładnie to samo. To gorzkie słowa ale w niejednym przypadku bardzo prawdziwe. Należy jednak zaznaczyć, że ta teoria nie zawsze się sprawdza.Zdarzają się dzieci "wyrodne" na które ani genetyka ani wychowanie nie działają.
UsuńWiesz Bet, jest jednak pociecha. Natura nie lubi próżni. Zauważam jak starsze pokolenie ewoluuje i modyfikuje swoje zachowania. Chwalimy się już naszą prababcią, która "zasuwa w necie", i iPhone'owi daje radę. Z drugiej strony - może to tylko na razie kwestia wolontariatu realizowanego w DPSach i szpitalach - zauważam, że młodzi uczą się opiekować starszymi. Ten kontakt pokoleń to jednak długotrwały proces, i bez pomocy państwa się nie obejdzie. Ale czy państwu zależy na tym?
UsuńAnzai
Bet i Anzai,
Usuńa weźmy taki przykład. Nie wiem, na ile prawdziwy? W jakimś filmie widziałam, jak pracodawca japoński nie chciał puścić pracownika na godzinę do kogoś potrzebującego w rodzinie, tłumacząc, że przecież rodzina jego nie potrzebuje, a ty tak naprawdę głupi pracowniku wcale nie chcesz i nie powinieneś iść do rodziny, bo ja jestem dla ciebie najważniejszy... itd, itp... Ogólny wydźwięk taki: kij z rodziną, kochaj pracodawcę i żyj tylko dla niego.
To jest mentalność japońska, do której, na szczęście, nam bardzo daleko.
UsuńJa popieram myślenie anzai, że więzi rodzinne trzeba wypracować. Pewnie, można wywalczyć w sądzie odwiedziny, alimenty itp... ale czy to będzie miłe i zaspokoi serce?
Chodzi o to "aby nam się chciało chcieć" być z rodziną.
Wypracować tak! Ale co zrobić, jeśli sytuacja na rynku pracy powoduje, że trzeba dokonywać nieraz wyborów, np. urodziny babci czy szefa?
UsuńBardzo łatwo jest wszystko "zwalić" na szefa i rynek pracy. Po prostu nie wierzę w takie wykręty. Pamiętasz takie powiedzenie: "dla chcącego nic trudnego" ?
UsuńJa tak się staram usprawiedliwienie znaleźć ;)
Usuńwłaśnie widzę... a ja jestem w tej sprawie "bez serca". Nie usprawiedliwiam. I już.
UsuńBet słusznie zauważyła, że w podanym przypadku zaważyła "mentalność japońska". Od nich powinniśmy się uczyć, ale niestety wygląda na to, że Japończycy złego uczą się od nas. W Japonii jeszcze kilkanaście lat temu największe koncerny to w zasadzie same rodziny. Tam zawód i stanowisko przekazywało się z ojca na syna. Rodzina, nawet niepracująca w danej firmie, korzystała z szerokich świadczeń socjalnych. No i faktycznie dalekowschodnia uprzejmość nadal przekłada się na autentyczny szacunek dla starszych członków rodziny. Czyli jednak kultura inaczej rozumiana ...
UsuńAnzai
To występuje także w krajach Trzeciego Świata. w których lojalność wobec rodziny jest nakazem kulturowym. U nas zaraz by się to nepotyzmem nazwało.
UsuńMasz rację alEllu. Chociaż ... klasyczny nepotyzm to "zatrudnianie rodziny na stanowiskach im nienależnych, z uwagi na brak doświadczenia, kwalifikacji, itp cech". W Japonii - tej tradycyjnej z lat 70' ub.w. - niepełnoletni zaczynał staż w firmie od najniższego stanowiska. To, że on, a nie inni byli częściej awansowani, wynikało z zaufania jakie w nim pokładała firma. Teraz Japończycy nauczyli się od nas chodzić na skróty.
UsuńAnzai
Może Japończycy budują u siebie drugą Polskę? ;-)
UsuńWłaśnie lubię zapraszać gości na moją działkę, gdy jest cieplutko i słonecznie. Wtedy najbardziej smakują przysmaki z grilla. Sama też jestem zapraszana na wiosnę i w lecie, bo można posiedzieć na tarasie, poplotkować. Widocznie moje strony różnią się od Twoich.
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam.
Anno, w tej kwestii moje strony wcale nie różnią się od Twoich.
UsuńTo mi ulżyło, bo już myślałam, że wszyscy ludzie z Twoich stron spędzają lato na wybrzeżach Afryki.
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam.
Nie, absolutnie nie, a dlaczego tak pomyślałaś?
UsuńWitam Dowodzącą!
OdpowiedzUsuńA czy Ty.Elu,nie boisz się,że ten bokser obok Ust Twoich może zostać pokierowany pięściarskim instynktem?.. :-))))))))Jakub
Eeeee....tammmm... Takiego sympatycznego boksera nikt się nie boi. A usteczka nie moje, lecz kominkowo-wielbłądzie.
UsuńNie było mnie 10 dni i nuda.Och,Boże.Trzymaj się ,Elu,dzikich snów.Takich jak z tygrysem walczysz i...zwyciężasz.Oczywiście.:-)))Jakub
OdpowiedzUsuńJakubie, nie wiem, czy to dobrze, ale nie były dzikie :)
Usuńbardzo podoba mi się blog serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMiło mi Agatko. Pozdrowienia odwzajemniam.
UsuńElu,życzyłem Ci snów z ZĘBEM,czyli mocnym charakterem,co nie znaczy,że łagodność owej cechy nie posiada.Życzę spokojnych snów-może teraz się uda...:-)))))Jakub
OdpowiedzUsuńJa to mam pecha, bo życzenia "miłych snów" przeważnie odbieram o poranku, a życzenia "miłego końca tygodnia" w poniedziałek.
UsuńNasza rodzinność dojrzewa z upływającym czasem. Im jesteśmy starsi tym bardziej szukamy bliskości rodziny, przyjaciół. Tak to już jest że najpierw galopujemy, by poznać otaczający nas świat a dopiero po pewnym czasie dopada nas nostalgia.
OdpowiedzUsuńBardzo trafnie to ująłeś Roadmanie. Właściwie Ty jeden dostrzegłeś analogię jesieni i zimy - pór roku, do jesieni życia i wieku dojrzałego.
UsuńMoże dlatego że właśnie jestem przy końcu lata , a może to już początek jesieni i właśnie dopada mnie ta nostalgia za tym co rodzinne.
UsuńRoadmanie, to jesteś we wspaniałej porze roku. Ciepłe barwy, nostalgiczne mgły, słodycz owoców...
Usuń