o dzieciach szczęśliwych
i dorosłych, jak dzieci.
W
otulinie Puszczy Kampinoskiej, przy żużlowej drodze nad stawkiem, stoi
dom Oli. Zjeżdżają się tu dzieci z bliższej i dalszej rodziny, ich
rodzice, ciotki, babcie i wujkowie, wypełniając dom wrzawą i radością. Ola jest
ciocią Asi - mojej wnuczki. Bardzo lubią się nawzajem. Razem podbierają jajka z
kurnika, wspólnie karmią cielaczka i gotują długi makaron na rosół. Asia, jej
mama i tata uwielbiają przyjeżdżać do Oli. Lander, ich pies, również towarzyszy
w tych eskapadach.
Wilcze,
to miejsce z niezwykłej bajki, a Ola jest wspaniałą, dobrą wróżką.
Wyczarowuje ciepło w sercach i błysk radości w oczach... Jej podwórko, dom i stodoła, stojące na skraju puszczy, to prawdziwe królestwo,
w którym każdy czuje się dobrze i znajduje przeróżne skarby.
Asia od Bożego Narodzenia nie była u cioci.
Pewnego razu, wiosną, zatelefonowała do Oli.
- Ciociu, ja muszę do ciebie przyjechać.
Muszę! Muszę! Muszę, bo inaczej uschnę z tęsknoty za tobą i twoim królestwem.
- Zapraszam, odpowiedziała Ola. Czy wiesz Asiu, że na Wilczu kwitną kwiaty,
stawek wyzłocił się wiosennym blaskiem, a na bezchmurnym niebie świeci żarliwie
słońce.
Tego samego dnia, Asia z rodzicami, babcią
Elą i psem wyruszyli do cioci Oli na podziwianie budzącej się wiosny. Wąsaty
wujek przywitał gości salwą kapiszonów. Po krótkiej gościnie przy stole pod
dębem Ola zarządziła wyprawę na Milkowiznę i do lasu. Przewodnictwo powierzyła
wąsatemu wujkowi zwanemu Zającem.
- Gdy zajdziecie na Milkowiznę (pole cioci
Niny), to nazbierajcie szczawiu na barszcz, poprosiła Ola.
- A w lesie nazbieramy gałęzi na wieczorne
ognisko - dodał wąsaty wujek Wiesiek - łasuch biesiadowania.
Do przedniej zabawy wystarczyć może zawieszona na drzewie lina.
Na Milkowiźnie szczawiu
rośnie pod dostatkiem. Asia starannie układała liście w koszyczku. Dziwiła się
przy tym, że listki szczawiu są takie ciężkie. Kiedy przyjrzała się dokładniej,
spostrzegła, że na łodyżkach szczawiu osiadły drobinki skrzących się kolorami
tęczy brylantów.
I
tak mała dziewczynka uświadomiła dorosłym, że życie jest piękne, jak w bajce,
że zawsze i wszędzie może być radośnie i bogato. Że oczyma wyobraźni i
wrażliwym sercem, w kroplach rosy ujrzysz brylanty, w skrach ogniska -
fajerwerki, w przyczepie starego ciągnika - królewską karetę, w wujku Wieśku z
kapiszonami - kapitana gwardii królewskiej. Wystarczy się tylko trochę
postarać, by chociaż na koniec zapracowanego tygodnia zamienić bezduszny komputerowy,
plastikowy, betonowy, komórkowy świat na królestwo skarbów
nieprzebranych. No, i... przydają się jeszcze mądrzy rodzice oraz dobra ciocia Ola. Ciocia ze swą krainą pełną historii i ciekawych opowieści, stawów i
dzikich pól, różowych malw, kaliny, pachnących jaśminów i bzów... Lasu...
Kolaż Asi
Prababcia
Kazia zorganizowała zawody na skraju Kampinoskiego Parku Narodowego. W piłkę
siatkową mieli grać seniorzy przeciwko dzieciom i młodzieży. Do drużyny
seniorów Kazia wyznaczyła dziadka Andrzeja, babcie: Elę i Grażynkę, wujka
Wieśka oraz ciocie: Olę i Ninę. W drużynie młodzieży znalazła się mama Ewa,
tata Jarek, córeczki cioci Oli oraz syn cioci Niny. Prababcia Kazia - jako
najstarsza i jej prawnuczka Asia - jako najmłodsza, zasiadły w loży
sędziowskiej na sianie.
Niezwyczajny to był
mecz. Odbywał się zaraz po śniadaniu wielkanocnym. Dziadek Andrzej grał w
garniturze i krawacie. Babcie w wąskich spódnicach i świątecznych bluzkach.
Dobrze, że chociaż żakiety pozdejmowały. Ciocia Ola wspaniale prezentowała się
w wizytowej sukience, zaś Nina w beżowym kostiumie. Bardziej stosownie do
okoliczności ubrana była drużyna młodzików. Młodzi, jak to młodzi, noszą wygodne
ubranie. Atutem drużyny młodzików były także adidasy. O ileż lepiej jest grać w
piłkę w sportowych butach. Czółenka babci Grażynki, czy eleganckie pantofle
dziadka stały się prawdziwą udręką w grze.
Po krótkiej naradzie komisja sędziowska
przerwała mecz i zezwoliła na zdjęcie wyjściowego obuwia, czyli grę na
bosaka, a drużyny nazwano inaczej: "Adidasy" kontra
"Bosaki", co zostało przyjęte z aplauzem.
Do
przerwy było czterdzieści kilka do kilkunastu dla Bosaków. Po przerwie i zamianie boisk szala przechyliła się nieznacznie na korzyść
Adidasów. A to za sprawą osy, która użądliła dziadka Andrzeja w piętę. Kulał
trochę biedaczek i nie podskakiwał już tak wysoko do ścięcia piłki, o ile
w ogóle można wysoko podskakiwać przy wadze około setki. Potem babci Eli pękła
spódnica, a Ola rozdarła rękaw świątecznej sukienki, zaczepiając o "siatkę”, którą imitowała
sękata tyczka wsparta wbitymi w ziemię sosnowymi balami. Beżowy kostium cioci
Niny zmienił kolor na zielony od upadków na trawę.
Wielka determinacja Bosaków zaowocowała
wynikiem sto kilkadziesiąt do stu kilku dla Adidasów.
Z boiska
do domu, chociaż wygrani, seniorzy wracali, jak żołnierze tułacze z poniewierki
wojennej, a prababcia Kazia cieszyła się, że mecz był udany i że miała przednie
widowisko. Oczywiście obie drużyny zaprosiła na poczęstunek.
Mecze siatkówki odbywają się do dziś przy
każdej okazji.
Na kocu (w czapeczce z uszami misia) "sędziuje"
przedstawiciel nowego szczęśliwego pokolenia.
Wilcze
jest dla Asi i Landera, jej psa, krainą baśniową, pełną historii i
ciekawych opowieści, pięknych ogrodów i stawów, złotych dyni, różnych zwierząt
i ptaków oraz najdziwniejszych, zaczarowanych przedmiotów.
Pewnego
razu ciocia Ola postanowiła przedstawić realizm tego niezwykłego miejsca.
- O tak! Tak! Opowiadaj o Wilczu, wołała
uradowana Asia.
Usiadły
na ławce pod starym orzechem i Ola zaczęła opowieść o życiu na Wilczu. Tyle
ważnych wydarzeń tu miało miejsce, tyle różnych projektów i planów, że po
prostu zachłysnąć się nimi można. Ciężka praca na wsi i trudy życia codziennego
rodzą najwspanialsze opowieści. Życie ludzi tutaj jest zupełnie inne i
niepodobne do tego toczącego się w blokowisku wielkiego miasta. Mieszkańcy wsi
żyją z dala od zgiełku i smogu, zatopieni w pięknie przyrody. Nigdzie w
blokowisku miejskim przyjaźń i miłość nie rodzą się z taką łatwością i siłą,
jak tu, w otulinie Puszczy Kampinoskiej.
W
śnieżne i mroźne zimy mieszkańcy są zdani przeważnie na siebie. Motywowani do
wzajemnego pomagania sobie, poznają się szybciej i lepiej, przywiązuję się do
siebie na długie lata całymi pokoleniami. Wilcze jest jak okręt płynący przez
ocean dziejów. Razem dzielone przygody, wrażenia, troski, choroby i radości
zespalają ludzi silnie i nierozerwalnie, tak jak marynarzy na statku. Domy
przechodzą z pokolenia na pokolenie. Niektóre mają po sto lat, a wciąż
mieszkają w nich te same rodziny.
Ci,
którzy wyjechali do miasta, chętnie przyjeżdżają na Wilcze, by wspominać
dzieciństwo, pooddychać żywicznym powietrzem, odnaleźć spokój wewnętrzny i
odpocząć od zgiełku.
- Czy wiesz, moja kochana, że twój dziadek i
rodzice twojego dziadka wychowali się na Wilczu? Dodała pytająco na zakończenie
swej opowieści Ola.
- A moi rodzice wychowywali się w
mieście i też lubią przyjeżdżać tutaj. Mama mojego taty także kocha to
miejsce, chociaż pochodzi z miasta. Tak opowieść cioci podsumowała Asia i
pobiegła nad stawek poszukać zaczarowanej żabki, bo co by nie mówić, to
Wilcze jest krainą bajeczną, o!
Właśnie taką...
Szczęśliwego dzieciństwa w bajecznych krainach,
które można wszędzie stworzyć,
wszystkim Dzieciom życzy babcia alElla.
Do dzieła dorośli!
Szczęście Dzieci w naszych rękach!