26 stycznia 2016

Co zobaczyłam siedząc na satelicie?

Dedykacja dla mojej siostry GraMysi.


Zdjęcia można powiększyć KLIKIEM. 

      Przez ostatnie dni siedziałam na satelicie. Odwiedziłam różne zakątki świata. Spacerowałam po lasach, górach i złotych plażach w poszukiwaniu miejscówki na wakacje. Wypatrywałam, gdzie czają się terroryści i którymi szlakami przemieszczają uchodźcy.

Decyzja zapadła. Na tegoroczne wakacje wybrana została Bułgaria, 
Duni Royal Resort:


Wszyscy goście w Diuni korzystają z restauracji, barów, basenów i wszelkich innych atrakcji oraz usług w całym resorcie w ramach opcji all inclusive. Gdzie nogi poniosą, tam można jeść i pić w nieograniczonych ilościach oraz kąpać się, uprawiać różne sporty czy leżakować... 

Poza tym, co narysowano na planie i Sozopolem oddalonym o osiem kilometrów, nie ma nic. Pustkowie!

Sześć razy w tygodniu można chodzić 
na przedstawienia i koncerty do tego amfiteatru:



Codziennie  spacerować  po rozległym terenie zielonym z alejkami tylko dla pieszych i widokiem na Morze Czarne:


Z paralotni rzucić jednym okiem na cały ośrodek:


... i drugim okiem:




Jeśli pogoda dopisze,  kości i chrząstki wygrzewać na tej oto plaży, nie omijając "Beach Baru", który na wszelki wypadek dokładnie zlokalizowałam:




Kilka innych wybranych barów:



Stacjonowanie i baza główna w hotelu Marina Beach:





Basen hotelu Marina Beach znajduje się na plaży:






Dla komfortu spania, wybrany został pokój z dwoma łóżkami.



Pozostaje radosne oczekiwanie, o!
Hura! Hura!


Foto pobrane z dropbox.com

27 I 2016 r.

Dodatek specjalny dla Garbatego.

Wytropiłam palmy! 
Wyglądają na prawdziwe.


31 I 2016 r. 

Dodatek 2.

Palmy nieco większe
i przy wodopoju.

Teraz już mój wielbłąd /Garbaty/ 
nie będzie grymasić. 





Miłemu Anonimowi bardzo dziękuję za kod filmu:




16 stycznia 2016

Bułgarski talerzyk

       Popsuli moje ulubione regiony wakacyjne, a tegoroczna nietypowa zima z szarymi, niżowymi dniami wpycha w dołek. Zwykle o tej porze, już dawno wiedziałam gdzie udam się na wypoczynek, za ile i po co? Oczekiwanie na podróż w ukochane regiony pozwalało radośniej przeżyć jesienno - zimowe miesiące. Było po prostu na co czekać!
W najciemniejszym tego roku dniu, coś w samo południe zakołatało, błysnęło, pstryknęło, kliknęło...  Podczas podlewania kwiatów uwagę moją przykuł bułgarski talerz służący za podstawkę.

- Wyszoruję i wypoleruję staruszka, bo ma wapienne od wody plamy, pomyślałam.

Kiedy już lśnił tak, że można było się w nim przejrzeć, zamiast swojego odbicia, ujrzałam Todora Żiwkowa i złote plaże bułgarskie. Na myśl przyszła także Drużba, herbaciane pola Batumi, pociągi przyjaźni i książeczki walutowe jako dodatkowe symbole minionej epoki świata turystycznego Polaków.  Dla wielu osób z tak zwanego „straconego pokolenia” Bułgaria, obok mniej popularnej Rumunii, była „ciepłym” krajem dostępnym dla Polaków bez większych przeszkód i trudności.  Reszta świata oddzieliła się żelazną kurtyną, albo - jak Czechosłowacja czy Niemiecka Republika Demokratyczna - nie miała ciepłego morza.

Po zmianie sytuacji politycznej część turystów odrzuciła Bułgarię zgodnie z zasadą, że wszystko tamto jest złe.  Warna, Słoneczny Brzeg i Złote Piaski przestały być symbolem wakacyjnego luksusu. Nawet biura podróży nie chciały się Bułgarią zajmować. Słynne komunistyczne ośrodki wczasowe zaczęły popadać w ruinę. Także nasz wakacyjny dom rządowy w najstarszym bułgarskim kurorcie Św. Konstantyn podarowany Polsce przez cara w podzięce za pomoc ofiarom trzęsienia ziemi. Obiekt sąsiaduje z dawnym kurortem KC Bułgarskiej Partii Komunistycznej. Jak więc w takim otoczeniu wypoczywać? Wstyd! Dawni miłośnicy plaż Morza Czarnego  zaczęli więc podróżować w inne regiony świata. Ale ktoś zaczął ten świat psuć. Zrobiło się niebezpiecznie w Egipcie, Tunezji i Turcji, wyspy hiszpańskie i - ostatnio - greckie zdewastowali uchodźcy.  I nawet nie zauważyłam, że w tym czasie, kiedy psuto moje ulubione kierunki wczasowe, wybrzeże Morza Czarnego naprawiano oraz wskrzeszano do życia.  Może więc udać się tam w podróż sentymentalną i odwiedzić miejsca, w których bywałam w młodości?

       Przysiadłam na satelicie i zanurzyłam się w googlowskich widokach. Oczom nie wierzę. Ileż tam hoteli, basenów i parasoli na plażach. Jeden na drugim, a na drugim trzeci...  Wielki przemysł i przemiał turystyczny?
Znalazłam też zakątek do wypoczynku stworzony na pustkowiu w rezerwacie przyrody. Żadnych osiedli mieszkaniowych, sklepów, dyskotek, straganów z chińszczyzną. Nawet nie ma liniowych połączeń komunikacyjnych ze światem. Plaża zagospodarowana przechodzi w dziką i ciągnie się 5 kilometrów.




Podoba mi się! Co jednak na to powie Garbaty? To przecież nie jego rewiry ani klimaty. Nie rosną palmy, tylko szumią sosny. Uśmiech z natury nie gości na twarzach Bułgarów, co bardzo przypomina krajobraz nadbałtycki. Nie znajdzie mój wielbłąd ani pogody ducha ani egzotyki.  A i sezon dość krótki. Trwa tylko niecałe trzy miesiące. W czerwcu można trafić na deszcz, chłody i żądne ludzkiej krwi muszki, w lipcu oraz sierpniu na nieprzebrane tłumy turystów stojących w kolejkach do jadła i picia. We wrześniu sezon praktycznie się kończy...


Ot, i nie mam gdzie jechać na wakacje, o! Może do bratniego ;-)  Honolulu? 



Zagadka

Czy ktoś rozpoznaje to miejsce w Bułgarii? 
Nie pamiętam, gdzie są zrobione zdjęcia.