czyli posiaduszki robótkowe.
W szkole, za moich czasów, nazywane
robotami, pracami ręcznymi i zajęciami praktycznymi. W domu, przy piecu, szycie
i dzierganie, rysowanie czy malowanie nazywaliśmy posiaduszkami rodzinno -
sąsiedzkimi. Odbywały się przeważnie w zimowe i jesienne wieczory. Wiosna
zapraszała wszystkich do ogrodów działkowych. Wtedy piece kaflowe ostygały, a
niedokończone prace chowano w szufladach.
Prawie dwadzieścia lat temu
zaczęłam haftować obrus na 8-osobowy stół. Przez kolejne zimy wyszywałam po
kilka ściegów i znów chowałam do komody. Postanowiłam skończyć w sezonie
jesienno - zimowym 2016/2017. Nie udało się, bo czas szybko zleciał i znów wiosna
uderzyła do głowy. Ta nie da posiedzieć w fotelu, o nie! Gdzieś woła, gdzieś
popycha... byle dalej od kominka. Zabrakło też motywacji, bo ani stołu pod ten
duży obrus już nie ma, ani ośmiu osób, które mogłyby przy nim usiąść. Na
dodatek robótkę trzeba było chociaż raz w roku przeprać, żeby podczas
wyszywania nie kurzyło się z niej. Przez to sprały się, odbite przez kalkę, dwa
motywy wzoru. Szablonu ani kalki także już nie mam!
Lubię robić kolaże. To moje
„dzieła sztuki”. Dziwne, że zimą przeważnie wychodziły mi łączki z motylkami albo
jakieś plaże czy alejki.
A z resztek włóczki mnożyły
się myszy, którymi obdarowywałam każdego, kto chciał i nie chciał. Czasem
szczurek się niechcący wydziergał. W parze z myszką buszuje nawet po Krakowie.
Myszy zrobiłam na drutach. Kiedyś więcej szydełkowałam. Czy obecnie politycznie
jest używać szydełka do pospolitych robótek?
O jakie piękne te kolaże. W zasadzie tylko mogę podziwiać bo ....mnie by śmierć zagryzła chociaż fantazja by nie zawiodła. Raz w życiu wyszyłam obrus na białym płótnie atłaskiem białym. Uważam ,że to mój sukces życiowy ,któy teraz gdzieś po Szwecji biega...
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńNo, kochana, to Twój obrus robi karierę międzynarodową. Aż takich sukcesów to ja nie mam.
Szydełko do dziergania? Nooooo, nie! Europą zatrząść - oto jest zadanie!
OdpowiedzUsuńDobrze, że masz jeszcze druty i myszkujesz w sieci i realu!
Dzieła cudnej urody - nareszcie ukazałaś.
A obrus trzeba dokończyć musowo. Haftowanie wiosenne w ogródku pod kwitnącą jabłonką?
Naprawdę? Aż cudnej urody? Dziękuję!
UsuńDokończyć obrus pod jabłonką, powiadasz... To jest myśl!
Cudnej, cudnej, że aż strach:))) Strasznie cudnej:))
UsuńTak, koniecznie szukaj jabłonki. Gotowy obrus darować ukochanemu dziewczęciu na wiano. Do dzieła!
Myślałam, że w dzisiejszych czasach nie wianuje się dziewcząt.
UsuńJak to nie? Wianować trzeba!
UsuńCzyli trzeba szukać jabłonki, o!
UsuńPolitycznie :-)))
OdpowiedzUsuńTwoje kolaże są wspaniałe...
Podziwiam , i robotki ręczne i kolaże i szydełko.
Hafty również są piękne, ale to nie branża dla mnie .
Brak zdolności.
Pozdrawiam weekendowo !
Obecnie jakoś nie lubię haftować. Denerwuje mnie nawlekanie, bo nie mogę trafić nitką w ucho igielne.
UsuńMiłego weekendu!
Aaaa to takie sprawy, ja też nie trafiam ;-)))
UsuńA czy ktoś trafia? Ja też nie:)))
UsuńTo jakaś plaga, czy skaza, czy co? :)))
UsuńJuż wiem. Wina blogowania, które popsuło oczy, o!
To jest "czyco" w czystej postaci:))
UsuńNa "czyco" poradzi tylko odpowiedniej wielkości ucho igielne.
UsuńAlbo odpowiedniej grubości okulary:)))
UsuńTeż prawda. :)
UsuńPrześliczne!
OdpowiedzUsuńA z tym nawlekaniem - to doskonale rozumiem... Kiedyś namiętnie pathworki szyłam...Maszynowo i ręcznie. Aplikowane swetry i kreacje, kapy na łóżko i.t.p...
Teraz, przez trudności w nawlekaniu (i inne...) - wychodzą mi "potworki"... :-)
Dziękuję. :)
UsuńSkoro taka Artystka mówi, że prześliczne, to już nigdy nie przyznam, że te moje robótki to kicze i bzdety.
Cacuszka!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję.:)
UsuńObrus przecudowny!! Potrafisz wyszywać haftem cieniowanym.... Zazdraszczam...
OdpowiedzUsuńPotrafisz też dobrać pięknie kolory, co w efekcie dało żywą gre kolorów. :)
Pozdrawiam :)
Kolorowe nici najpierw segreguję w pęczki kolorystyczne, a potem wyciągam pojedyncze nitki, jak leci.
UsuńGdy byłam dzieckiem, to moja mama organizowała takie wieczory z sąsiadkami. Razem ze starszą siostrą chowałyśmy się pod stołem i podsłuchiwałyśmy, o czym panie rozmawiają. Gdy panie się zapomniały, to mówiły o ciekawych dla nas sprawach, o których by przy dzieciach nie powiedziały.
OdpowiedzUsuńPrzez wiele lat wyszywałam, haftowałam, robiłam na drutach i szydełku, ale takich wieczorów nigdy nie organizowałam. Teraz od czasu do czasu robię na szydełku uchwyty do gorących garnków.
Szkoda nie kończyć obrusu, bo wzór jest piękny i ciekawy.Najwyżej powtórz jakieś motywy z tego, co już wyszyłaś.
Zachęciłaś mnie do tego szydła, więc może sobie "wyszydłuję" jakąś mysz, choć kot byłby bardziej na czasie albo śliczna kaczuszka, którą potem złapałabym za szyję i poddusiła.
Żartuję, bo przypomniał mi się jeden obrazek z internetu, gdy dziewczynka dusi dwie kaczuszki. Podpis też był stosowny.
Miłej soboty.
P.S. Wiesz, że całkiem zapomniałam, jak się kończył 3 odcinek Abdulhamida i musiałam sobie przypomnieć. Jednak są zbyt duże odstępy czasowe.
Nie wiem, czy obecnie ktokolwiek organizuje jakiekolwiek wieczory towarzystkie w domach. Chyba spotkania przeniosły się na portale społecznościowe. Moje "posiaduszki" odbywają się na blogu. W realu nie mam już nikogo ani z rodziny, ani wśród znajomych, którzy spotykali się przy różnych robótkach i grach planszowych. Albo powyjeżdżali, albo odeszli z tego świata.
UsuńPS. Ja także musiałam zerknąć na zakończenie poprzedniego odcinka. Zapomina się po tygodniu, tym bardziej, jeśli oglądało się inne filmy o podobnej tematyce.
Smutne, że komputer zastępuje nam prawdziwe życie, które kiedyś się toczyło.
UsuńMłodzi nie mają czasu, bo są zagonieni zdobywaniem pieniędzy. Emeryci buszują po marketach, właśnie wczoraj miałam okazję się im przyjrzeć. Na dodatek połowa koszyków była wypełniona słodyczami, a przecież babcie powinny umieć same je produkować.
Znam kobiety, które gotują tylko po to, aby potem zrobić potrawie zdjęcie i umieścić je na FB ku zawiści koleżanek.
P.S. Wczoraj jakimś cudem przeskoczyło mi pół godziny na Ertugrulu i zgłupiałam, bo tego nawet nie zauważyłam. Gdy się opamiętałam, musiałam cofnąć, bo przegapiłam bardzo ważne dla akcji momenty.
Uczestniczyłam w spotkaniu po latach zorganizowanym dla dawnych wspólnych znajomych. Każdy przy stole miał tablet albo smarfona i coś klikał lub robił zdjęcia i wstawiał na portale społecznościowe. Każda moja próba nawiązania kontaktu z towarzystwem była gaszona:
Usuń- zaraz, zaraz, tylko komuś odpiszę,
- chwileczkę, chwileczkę, bo mam kogoś na szajsbuku,
- już, już, tylko na "naszej klasie" wstawię zdjęcie tego ciasta, które przyniosłam...
Po kilku nieudanych próbach rozpoczęcia rozmowy, wstałam i oznajmiłam, że muszę już opuścić towarzystwo. Wtedy zaczęli protestować. Prosili, żebym została, bo tak długo przecież nie widzieliśmy się.
- Nie mogę, odpowiedziałam, bo nie mam ze sobą laptopa i wyszłam.
Właśnie tak obecnie toczy się życie towarzyskie, wszyscy po przyjściu do kogoś natychmiast wyciągają komórki i kładą obok filiżanki czy talerza. Co chwilę dźwięk komórki zakłóca rozmowę.
UsuńMoja wnuczka nawet na moment nie oddala się od smartfona i co chwilę sprawdza, czy ktoś nie napisał jakiejś wiadomości.
Najgorzej, że już mój mąż nie potrafi obejść się bez komórki, a pomyśleć, że kiedyś lubiliśmy grać w karty. Jeszcze mam kilka zdekompletowanych talii, ale od kilku lat nie ujrzały światła dziennego.
Ech, życie...
U nas w rodzinie podczas spotkań nie ma problemu z komórkami i tabletami. Rozmawiamy, gramy w skrable, w rzutki, razem gotujemy czy spacerujemy.
UsuńJeśli natomiast któraś z koleżanek położy na stole z poczęstunkiem smartfona, to ja odchodzę do innego pokoju i siadam przy laptopie. Po co mam się nudzić przy tym stole albo wysłuchiwać rozmów z nieobecnymi? Jakiś telefon od czasu do czasu oczywiście toleruję, ale nie ciągłe gapienie się w ekran smarfona i klikanie.
Mam zwyczaj, że gdy przychodzę do rodziny, natychmiast każę wyłączyć telewizor, bo co to za rozmowa, gdy telewizor ryczy.
UsuńNawet gdy ktoś do mnie dzwoni, to wyłączam telewizor, żeby mi nie rozpraszał uwagi.
P.S. Pani prezes melduję wykonanie zadania ;) Trochę czasu mi to zajęło.
Ja mam taką koleżankę, która włącza telewizor, gdy do mnie przychodzi. Teraz chowam piloty przed nią.
UsuńPS. Meldunek przyjęty! :)
Nooo ... kolaże są super, bo zmuszają do ujawnienia swoich preferencji w zakresie kompozycji, i kolorystyki.
OdpowiedzUsuńNajczęściej wszystko jest zupełnie niezamierzone.
UsuńPozytywnie bardzo ,,odpadłem" przy obrusie. A kolaże tylko dopełniły mojego stanu zachwytu. :) Kurczaki, ten obrus to istna malarska epopeja. Jak go skończysz to pokaż koniecznie.
OdpowiedzUsuńO to właśnie chodzi. Słońce wpadając przez okna wskazuje gdzie jest kurz, którego wcześniej nawet się nie zauważało. Poza tym okno można otwierać niemal na cały dzień, co też ma znaczenie dla świeżości (bo dla czystości różnie bywa) mieszkania.
Pozdrawiam!
Nawet, jak skończę, to niewiele się zmieni poza tym, że będzie nakrochmalony i uprasowany oraz dojdą dwa takie same motywy. Niby takie same, bo to haft nazywany malarskim, w którym nie ma identycznych kwiatków czy listków.
UsuńJuż bardzo dawno nie pokazywałaś swoich prac, a szkoda. Zachwyciła mnie zatoczka nocą.Te kolorowe tez mi sie podobaja, ale zakochałam się w tej zatoczce. Co do haftu- jeżeli sa to motywy, które juz masz wyszyte, to wez , proszę, kalkę techniczną i przealkuj już z tych wyszytych.. Gy juz będziesz miała wzorek na klace pociagnij kontury flamastrem a spód kalki pokryj miekką czarną kredką (np. ołówkiem do brwi) lub ołówkiem 6B. Potem ułóż te wzorki na obrusie (tą pomazaną strona do materiału) i długopisem mocno naciskając pojedz po liniach wzoru. Trochę z tym zachodu, ale można w ten sposób uratować wzór.
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie to wyszyłaś, wielce misternie, wiec szkoda byłoby to zaprzepaścić. To co, że nie masz takiego stołu, ale może jest takowy u syna i będzie jak znalazł na rodzinne przyjęcie.U mojej koleżanki jest taki haftowany obrus, który służy już tylko do ozdoby, by się nim zachwycać, a nie na by na nim "odstawiać konsumpcję". A haftowała go jeszcze prababcia mojej koleżanki. Szkoda takiego dzieła ludzkich rąk zaprzepaszczać. Pamietaj, że każdy ścieg, który zrobiłaś jest tez cząstką Ciebie. Zachowaj to, proszę.
Co do szydełka- szydełko a szydłó to dwie różne rzeczy- szydło nie ma haczyka, za to czasem posiada ucho i służy do szycia (worków zwłaszcza) bądz przekłuwania grubych materiałów typu skóra.. A szydełko to wspaniały przyrządzik do tworzenia pięknych rzeczy- zabawek, serwetek o wszelakiej odzieży.
Szydełko to przyjaciel kobiet, tyle pięknych rzeczy można nim wyczarować. i wszelakiej odzieży.
Miłego;)
W zamiarze miał to być obrus na obiady czy obiadokolacje. Płótno położyłam na stole i 8 motywów tak rozmieściłam, aby żadnego nie zasłaniała zastawa. Wewnątrz "owalu" utworzonego z tych motywów - zaplanowałam miejsce na półmiski, salaterki czy wazy, a na zewnątrz na talerze. Pomiędzy motywami miejsce na szklanki czy kieliszki, żeby nie przewracały się na kwiatkach. Na zdjęciu tego nie widać, bo obrus "zmniejszyłam" robiąc zakładki chowajace puste przestrzenie, żeby lepiej było widać wyszywanie.
UsuńZ odbiciem wzoru zrobię dokładnie tak, jak radzisz, Anabell. Bardzo dziękuję. :)
Zatoczka nocą ma prawdziwy piasek. Wprawdzie nie morski, a saharyjski. Naprawdę! Sama go zakosiłam na Saharze. Piasek z Sahary jest taki jedwabisto - aksamitno - miękki.
UsuńBlogowa Siostro genu francuskiego loka> to niesprawiedliwe że wszystkie talenty przypadły Tobie; pewnie mo9im kosztem :) [żartuję]. Ongiś z nudów to i ja szydełkowałam [narzutę na wersalkę szydełkiem] i wyszywałam [ najpierw białą chusteczkę z moimi inicjałami dla narzeczonego, gdy go wojsko wzywało do służby] a potem jasiek dla pierworodnego. Dziś już bym nie miała tyle cierpliwości, ale Twoje dzieła to cudeńka. Może gdybyś mieszkała bliżej to byś mnie mobilizowała, a tak; mogę jedynie podziwiać twoje prace; pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPwenie, że mobilizowałabym. Zamiast przed komputerem, organizowałabym posiaduszki robótkowe przy prawdziwym kominku a nie wirtualnym. Ty musiałabyś się rewanżować zapraszaniem na robótki pod jabłonkę czy innego orzecha albo świerka. :)
UsuńAch... jak ja tęsknię do takiego spędzania wolnego czasu...
Jabłonki Ci u nas na ogródku nie ma, ale świerków Ci u nas pod dostatkiem; zaraz za płotem cały las świerkowy :)
UsuńCałkiem dobrze brzmi: posiaduszki za płotem. :)
UsuńZa płotem to jest wilk a co on tam robi ? "ogień pali" [takiego wierszyka uczę wnuczka].
UsuńMożna posiaduszkować u mnie na ogrodzie mając na widoku las.
Hi, hi... A co to za wilk, który ognia się nie boi...
UsuńOdbicie wzoru proponowane przez Anabell jest dobre ale nie wiem czy wyhaftowany motyw pogrubiony przez nici, da się tak łatwo przenieść na kalkę. Może wierniej odwzoruje motyw drukarka? Bez względu na to w jaki sposób to zrobisz , obrus musisz dokończyć nieodwołalnie. Raz w życiu widziałam tak piękny haft. Obrus jednakowy z dwóch stron, pokazała mi moja śp. niedoszła świekra jako dzieło rąk swojej babki. Niestety nie podziwiam myszy i szczurków dzierganych, bo boję się tych gryzoni i nawet takie włóczkowe wywołują złe odczucia. Jednak samo szydełkowanie pochwalam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak już jestem przez Posiaduszkowiczów zmobilizowana, że zrobię wszystko, by się udało, obojętne jakim sposobem.
UsuńHaftowanie w taki sposób, że obrus nie ma lewej - gorszej - strony jest bardzo trudne. Wymaga nadzwyczajnych umiejętności, precyzji oraz cierpliwości. Ja nie posiadłam tej sztuki. "Macham" po malarsku - bez dbania o stronę lewą.
Za gryzonie przepraszam, jeśli przestraszyłaś się. Również pozdrawiam.
Iwono, te gryzonie nie są zgryźliwe:))
OdpowiedzUsuńWłaśnie, gryzonie, a nie są zgryźliwe, w przeciwieństwie do niektórych ssaków, zwłaszcza naczelnych. :)))
UsuńOj, ileż niektóre ssaki potrafią wyssać z poczciwego człowieka! Żaden gryzoń tyle nie ugryzie.
UsuńCo racja, to racja. Może więc przekona się Iwona do gryzoni. ;) :)
UsuńDzięki wielkie za pochwały dla mojej dyńki. :) Starałem się napisać coś, co pokaże zawartość w/w, ale też pewien mój dystans do niektórych spraw jakie miały niedawno miejsce.
OdpowiedzUsuń:) Już co nieco piszę, choć z dłuższych form to jeszcze mało mam na koncie.
Ja tam jednak bym nalegał na fotkę jakąś obrusu po zakończeniu prac. :)
Pozdrawiam!
Pochwały się należały, dlaczego więc nie chwalić...
Usuń+Czuwaj Druhno alElla !
OdpowiedzUsuńDla mnie Twoje rękodzieła są cudne. Przyznaje Ci sprawność hafciarki
Serdecznie pozdrawiam i Czuwaj Mirek
Czuwaj Druhu Mirku.
UsuńBardzo dziekuję za przyznanie sprawności i równie serdecznie pozdrawiam.
Chyba wraca moda na różne robótki, nie tylko zimowe. Wiele osób zaczyna się chwalić szydełkowaniem, moi znajomi przeglądają zakamarki domów w poszukiwaniu drutów. Ten trend budzi moje duże uznanie :-)
OdpowiedzUsuńTo chyba dobrze, bo to zacna moda i miłe zajęcie.
UsuńPodziwiam i gratuluję talentu. Jak to dobrze, że moda wraca na ręczne robótki. Nie dość, że piękne, to mają ducha, żyją, skoro mają swoją historię pracy ręcznej i mozołu tworzenia.To są godziny trudu, coś wiem o tym, kiedyś sama haftowałam i szydełkowałam.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
Dziękuję :)
UsuńPamiętam, że dawno, dawno temu nie doceniano tak ręcznych robótek, a przynajmniej nie robiły wielkiego wrażenia. Haftowane czy wydziergane szydełkiem serwetki używano na codzień. A w chusteczki obrobione szydełkiem zwyczajnie smarkano. Większość dzieci miało szaliki, czapki i rękawiczki własnej roboty. Zachwyt i zazdrość budziły raczej te tzw. kupne.
I tak dzięki jeszcze raz. :)
OdpowiedzUsuńW tym jest cała rzecz, by nie przesadzić z tym ubarwianiem. Akurat ten wykładowca miał wszystko wyważone. :)
Pozdrawiam!
To znaczy, że świetny ten wykładowca.
UsuńOczy bolą,serce się raduje,o le!
OdpowiedzUsuńRadujmy się zawsze, o le!
UsuńElu,te myszy mnie zaintrygowały..Wszak powszechnie wiadomo,że kobiety boją się myszy,a Ty je haftujesz?? Mamo ja wariat,kup mi komisariat!
OdpowiedzUsuńPrzecież nie jestem Stefek Burczymucha, żeby myszy się bać. :)
UsuńMógłbym jeszcze raz mieć z nim zajęcia. :)
OdpowiedzUsuńTwoja prośba została spełniona, 1% przekazaliśmy na malucha od Ciebie. :)
Pozdrawiam!
Bardzo, bardzo dziękuję. Niech dobro bumerangiem wraca do Ciebie.
UsuńŚliczne są te Twoje prace, wszystkie mi się podobają. Chyba już kiedyś pisałam, że zdolna z Ciebie dziewczynka. No cóż, obrus byłby piękny, gdyby był skończony. Jednak nie opłaca się robić na raty. Szkoda, bo sporo pracy w ten obrus włożyłaś i czasu też.
OdpowiedzUsuńA myszka na myszkę jest bardzo pomysłowa.
Jak ja już dawno nic nie haftowałam, zapał był ale gdzieś znikł. :( :)
Serdeczności.
Tak sobie pomyślałam, że myszce komputerowej może być zimno bez futerka. :)))
UsuńPamiętam, że zaczęłaś coś haftować. Pochwaliłaś się na blogu, ale efektów nie pokazałaś, JaGo.
No tak, bo widzisz ja teraz zajęłam się innymi robótkami. A nakupowałam sobie wcześniej: muliny (różne kolory), specjalne igły do haftu, tamborek na wszelki wypadek...
UsuńI to wszystko leży w kącie, czeka na lepsze czasy :)
Serdeczności.
Twoje inne robótki są imponujące.
UsuńDzięki :) A Ty też jesteś zdolna dziewczynka. :)
UsuńZdrowych i wesołuch świąt.
WESOŁEGO ALLELUJA.
Zdrowo było. Ale, jak ziiiiiiiiiiimno!
UsuńMalinka myszka? Pochwalam..
UsuńZnalazłam jabłonkę z ławeczką dla Ciebie na jednym z prezentowanych kolaży! Cudne miejsce do haftowania!
OdpowiedzUsuńOch! W tym pięknym obrusie jakaś myszka wyżarła jeden płatek kwiatka! teraz zauważyłam "przymierzając" obrus do ławeczki pod jabłonką.
UsuńMatko kochana, w którym kwiatku? Na zdjęciu nie widzę! Idę po obrus zobaczyć na żywo.
UsuńPrima Aprilis!
UsuńHi, hi, hi...
UsuńZbytnico jedna, ale Ci sie udało. :)))
Obrus przepiękny. Musisz go koniecznie skończyż, bo byłoby bardzo żal, że zostanie taki niedopieszczony, niedokończony, a nawet, o zgrozo, niepotrzebny. Przyda się choćby po to żeby przy stole ubranym w obrus myszki dziergać. Myszki to niestety nie moja bajka. mam fobie gryzoniową. Nawet te na obrazku mnie straszą. A kolaże... no prosze pani alelli - dzieła sztuki.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Po takich pochwałach, żadnymi kiczami i bzdetami swoich robótek nazywać nie będę.
UsuńJa też ostatnio rzadziej jem budyń. Jakoś ogólnie do mleka mnie nie ciągnie.
OdpowiedzUsuń:) Można rzec, że rozwiązałaś nasz dylemat dotyczący tego, komu przekazać 1% z podatku. Proszę bardzo i mam nadzieję, że w przyszłości będą efekty tej pomocy.
Pozdrawiam!
Wszyscy czekamy na efekty.
UsuńPiękne te Twoje dziełka! :) Niezaprzeczalnie masz talent... Z moich podstawówkowych czasów pamiętam zajęcia ZPT właśnie. Raz, z kawałka sztywnego papieru i drewnianego klocka zmajstrowałem latawiec :)
OdpowiedzUsuńAle za ten obrus i te myszki to Ci się naprawdę medal należy :)
Dziewczynki też majstrowały latawce. Ja specjalizowałam się w latawcowych ogonach.
UsuńMedal przyjmuję. Dziękuję. :)
A hoj! babciu Malinko! Wiem,wiem,że szczęście Cię oślepiło(wnusia),ale pozwolę sobie wyrazić takie marzenie..Oto ONO: Pozostań z nami!!!
OdpowiedzUsuńNo i zaś..pomyłka..Pardon,Eluniu kochana..pardon..
UsuńEluniu,patrz wyżej..Jestem straszliwy głupol..
OdpowiedzUsuńOj, Waszku, Waszku...
UsuńPędzel jaja pomalował,atłasek kurczaka z zającem wyhaftował, więc świętuj teraz z najbliższymi przy stole nakrytym pięknym obrusem, a spokój , radość i śmiech niechaj towarzyszą Twoim pogaduszkom. Będę wpadać na nie z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńŚwięta, święta i po świętach, a posiaduszki z pogaduszkami są zawsze. Cieszę się, że wpadasz z przyjemnością. :)
UsuńDzieła - cudeńka. Postanowiłam wziąć przykład z Twojej pracowitości i zaczęłam serwetnik pod filiżankę.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
Jestem ciekawa efektu. Niech się serwetnik uda!
UsuńTo prawda, u mnie też było w te święta zimno - brrr!
OdpowiedzUsuńPamiętam jak kiedyś dzieckiem będąc, szłam święcić jaka do kościoła. Z powodzeniem szłam w podkolanówkach i sukience z krótkim rękawkiem. A teraz, co roku to zimniej. To wszystko wina tego zmieniającego się klimatu... o!
A jeśli chodzi o ten sos wielkanocny, to wcale się nie pogniewam jak o nim napiszesz. Na następne lata - będzie jak
znalazł.
Serdeczności.
Zielony sos wielkanocny
UsuńSzklankę majonezu wymieszać z rozpuszczoną w odrobinie wody łyżeczką żelatyny i połączyć ze szklanką ubitej śmietany. Do tego dodać drobno posiekane białko z 2-3 jajek ugotowanych na twardo, 2 łyżeczki musztardy, 2 pęczki drobno posiekanego szczypiorku /albo mniej – według uznania/, dwie łyżki drobno posiekanej naci pietruszki, 1 drobniutko posiekaną cebulę /poczekać, aż się zsiusia i wycisnąć w lnianej szmatce/, łyżeczkę świeżo utartego chrzanu i sok z cytryny. Dodać szczyptę soli i cukru pudru do smaku.
Można też dodać do sosu parę posiekanych liści szczawiu i szpinaku.
Przed podaniem sos powinien dojrzeć w chłodnym miejscu przez co najmniej dwie godziny.
Ten sos jest rewelacyjny! Wypróbowałam, wysmakowałam i stosuję:)) Polecam utopienie w nim ugotowanych jajeczek przepiórczych.
UsuńDobre nie tylko na Wielkanoc.
Dziękuje Ci bardzo alEllu, jestem Ci bardzo wdzięczna. A jeszcze bardziej będę wdzięczna, gdy pozwolisz mi ten przepis zamieścić na następny rok w swoim poście na blogu. Później zamieścić w kategorii "Przepisy czytelników".
OdpowiedzUsuńBuziole.
Bierz sobie sos, Jago, smakuj i publikuj przepis, kiedy chcesz. :)
UsuńO key, dziękuję :)
UsuńNie ma za co. Prosze bardzo. :)
UsuńWpadałam na posiaduszki przy kominku i pogaduszki, ale nie wiem jaki temat wrzucić pod obróbkę? Może Gospodyni coś zapoda?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Ostatnio, gdzie nie pójdę, tylko o pogodzie rozmowa i narzekanie, że zimno.
UsuńOczywista oczywistość, że temat pogody jest najbezpieczniejszy, więc nie dziwota, że gdzie nie pójdziesz to tylko o tym gadka. Tylko jakoś u mnie on nie leży na tapecie; zatem poczekam aż coś innego z popielnika kominka wygrzebiecie :)
OdpowiedzUsuńPogoda też bywa niebezpieczna. Od niej często nawet zdrowie i życie zależy.
UsuńAisab,w domyśle Basia..Basieńko kochana,nie traw życia na pijerdołach politycznych..Dołącz do nas!
OdpowiedzUsuńJeśli lubi politykę...
Usuń