Miejsce wakacyjne zarezerwowane w sierpniu ubiegłego roku. Rozszerzona
polisa ubezpieczeniowa uwzględniająca - nie wiadomo, po co - także sprowadzenie
zwłok oraz rezygnację z imprezy, a także papiery podróżne wydrukowane. Jakaż to
wygoda, że nie trzeba biegać po biurach. Elektroniczne dokumenty przysyłane są
drogą mailową. Można także pobrać samodzielnie w internetowej strefie klienta
biura podróży. Zgubię? Nic straconego! Wystarczy odszukać w Internecie,
gdziekolwiek w świecie przebywam.
Kreacje
wyjazdowe odświeżone w ponure i deszczowe dni tegorocznego maja. Wiszą w kącie na
drągu i niecierpliwie czekają na ulokowanie w walizce.
Pantofle i sandały podrasowane u szewca.
Dodatkowo wyposażone w miękkie podpiętki i nowe sznurówki. Wiadomo przecież,
że... Komu w drogę, temu sznurowadła. W plecaczku podręcznym wykonane
zabezpieczenia. Wcale nie przed utratą czegokolwiek się bronię, bo złodziej i
tak poradzi sobie z każdym zamknięciem, a jak nie, to po prostu bagaż rozetnie.
Chronię się przed podłożeniem mi czegoś trefnego. Podkładający na ogół nie
ryzykuje szamotania się z zamkami. Musi działać szybko i niepostrzeżenie.
Ofiarą pada osoba, która sama mu to ułatwia. Polecam uwadze wszystkich
wybierających się na wakacje samolotem. Zagraniczne więzienia zapewne nie są
atrakcją turystyczną.
Można
by było już lecieć w siną dal, gdyby nie problem ze spodniami. Co się z nimi
stało, że uwierają w „pupny przedziałek”? Zbiegły się w praniu? A może
zadziałała siła grawitacji i pewna część mojego ciała zmieniła położenie?
Zakrojone na szeroką skalę poszukiwanie
spodni w sklepach nic nie dało. Niestety, nie ma! Gdzież te wspaniałe, starannie
uszyte z nietoksycznych tkanin ubrania z dawnych domów mody? Obecne fabryki nie
produkują takich spodni, jakie mogłabym nosić, a znane mi krawcowe nie potrafią
ich szyć. Pozostaje walka z grawitacją! A może wstawić „pupny” klinek, żeby
można było zapiąć ten ostatni guzik?