27 września 2011

Kominki krymskie


27 września 2011
Ukraina. Kominek lustruje krymskich braci
KLIK w zdjęcie powiększy kominki

Kominki z pałaców na Krymie

Kominki z pałaców na Krymie

       Chłody jesienne tuż... Kominek z „opowiastek przy kominku” nie byłby sobą, gdyby podczas swojej wędrówki na wschód nie sprawdził, jak przygotowane są do sezonu ‘cieplarnianego’ kominki krymskie.

       Kiedy tak sobie układałam dzisiaj grabowe polanka w piwnicy, rozmyślałam o cudzie kominkowego ciepła i pięknie samych kominków. Od dawien dawna stwarzają we wnętrzach atmosferę przytulności. Chociaż kominki krymskie, jakie miałam okazję podziwiać, to zabytki bez żywego ognia, to i tak płynie od nich ciepło. Każdy ma swoją historię... Był świadkiem różnych wydarzeń...
Półwysep Krymski kojarzy się z ciepłymi wakacjami i słońcem. Gdy się zwiedza w upalne dni, kto by tam zwracał uwagę na urządzenia ogrzewające. „Kominkowa” kominek zawsze jednak wypatrzy. Nawet w Afryce, a co dopiero na Krymie.

       O ile w wielu pałacach kominki głównie służyły jako element dekoracyjny wnętrz, bo już przed wiekami instalowano centralne ogrzewanie, o czym świadczą pozostałe w podłogach kratki nawiewu ciepła,  o tyle w Pałacu Chanów Krymskich w Bachczysaraju ogrzewano wyłącznie kominkami. Tatarskie są skromniejsze, zupełnie inne, niż nasze wyobrażenie kształtu kominków. Mają za to smak orientu.

       Na jesienne i zimowe chłody żaden krymski kominkowy ‘braciszek’ nie jest przygotowany. Na paleniskach stoją ozdobne przedmioty, albo leży atrapa drewna. Każdy, odgrodzony sznurkiem, ma tylko prezentować swoje piękno, a także uczyć historii... To też ważna misja, o!

Historia... historią...
Tymczasem idę dalej układać drewno, bo czas otwierać sezon jesienno - zimowy i nikt  przy kominku zmarznąć nie może.


Drewno ułożone! 
Cieplarnia kominkowa już zaprasza.

Komentarzehttps://aleblogowanie.wordpress.com/2011/09/27/ukraina-kominek-lustruje-krymskich-braci/

22 września 2011

Kijów - Odessa - Krym - Lwów

22 września 2011

Kijów - Odessa - Krym - Lwów
czyli uczta historyczno - krajobrazowa


       Pierwsze etapy wycieczki wiodą przez Wołyń, Polesie, Podole. Gdy pokazuje się Statua Matki Ojczyzny nad Sławną Rzeką Dniepr... już wiemy, że dotarliśmy do Kijowa. Tu czekają nas Złote Wrota, pomnik Bogdana Chmielnickiego, perła architektoniczna z XI wieku - Sobór Sofijski, klasztor i sobór św. Michała, Kijowsko - Peczerska Ławra, Park - Muzeum II Wojny Światowej, oraz Kresztatik ze znanym z Pomarańczowej Rewolucji Placem Niepodległości. Program bogaty, uwijamy się więc jak mrówki.

       Z Kijowa... przez Sienkiewiczowskie Dzikie Pola, po dobrach Branickich i Potockich, stepem i  ponad limanami, w których na swych czajkach skrywali się kozaccy piraci... przejazd do Odessy. Zdumiewa 500 kilometrowa autostrada wciąż prosto, bezkres nagiego krajobrazu i przestrzeń.
Po morskiej kąpieli w Morzu Czarnym, wspaniały spektakl w odeskim delfinarium i romantyczny spacer po mieście w świetle wieczornym. Ogromne wrażenie robi Cerkiew Św.Trójcy, Stara Giełda, Port Morski, Kościół św.Piotra, Teatr Opery i Baletu, ulica Deribasowska, Park Miejski, Nadmorski Bulwar ze słynnymi Schodami Potiomkinowskimi.

       W czwartym dniu przejazd na Krym. Po sforsowaniu Tureckiego Wału  wpływamy na suchego przestwór oceanu.  Z czasem ukazują się góry i stragany z girlandami suszonych ryb. Serce tatarskiego Chanatu Krymskiego zdaje się być bardziej rosyjskie niż tatarskie czy ukraińskie. W miejscowości Ałuszta, gdzie zakotwiczamy na cztery dni, dogłębnie analizujemy sonety krymskie naszego wieszcza Adama Mickiewicza. Niektórzy może po to przyjechali?

Wer den Dichter will verstehen,
Mus in Dichter's Lande gehen.
/Goethe/

Kto poetę chce zrozumieć,
Musi pójść w kraj poety.

       Po nasyceniu się poezją i najsłodszymi na świecie krymskimi owocami oraz dokonaniu - podczas wieczorku integracyjnego - korekty sonetu o górze Ajudah, a także jednodniowym utrwalaniu letniej opalenizny na wydzielonej dla nas plaży...  Kierunek Jałta i okolice.
Oglądamy pałace carów rosyjskich: Liwadia - pałac Mikołaja II (miejsce konferencji jałtańskiej), Gaspra - zamek na skale Jaskółcze Gniazdo, Ałupka - park i pałac Woroncowów -  jeden z najpiękniejszych na Krymie.
W Jałcie  -  niedaleko portu spotykamy ‘wiecznie żywego’ (a jakże!) Lenina. Uwieczniamy go cyfrówkami jeszcze bardziej  i wchodzimy na statek spacerowy, by od strony morza zobaczyć urokliwy południowy brzeg Krymu. Dominuje zieleń w różnych odcieniach i rudawy brąz... Charakterystyczne płaskowyże ze stromymi brzegami... I tylko szare socrealistyczne budynki zakłócają piękno wybrzeża. Ciekawe, czy naszemu wieszczowi by się spodobały? Choć rejs jest relaksujący, na twarzach niektórych uczestników wycieczki widać zmęczenie. A jeszcze czeka nas uwolnienie z jasyru koleżanek i znów pracowite zwiedzanie.


       Bakczysaraj czyli ‘pałac w sadzie’ - dawna stolica Chanatu Krymskiego. Tu spotykamy, wprawdzie nie skośnookich, ale łatwo rozpoznawalnych po ciemnej karnacji Tatarów. Zapraszają na obiad, ale nie mamy czasu by się gościć. Zwiedzamy pałac Chanów Krymskich z fontanną łez, haremem, meczetem. Kupujemy perfumy ‘zapach Krymu’ i udajemy się do skalnego klasztoru Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny oraz skalnego miasta Czufut-Kale. Tu trzeba się wdrapać po kamiennych ścieżkach. Dwa kilometry pod górę. Słońce doskwiera, ale najwytrwalsi wędrują. Im wyżej, tym ‘bardziej na golasa’. Podziwiamy pozostałości murów obronnych, kenasy Karaimów i krajobraz... Co za widok! Niesamowity! Jedyny taki! Czujemy się, jak byśmy byli na ‘minarecie świata’.

       My pędzimy do przodu, a czas goni nas. I już ostatnia noc na Chersonezie Taurydzkim (Tauryda - Krym). Pilot podkreśla, że zadowolona wycieczka - to wycieczka wyspana. Po harcach w hotelowym basenie grzecznie usypiamy... 

Nocy wschodnia! ty na kształt wschodniej odaliski
Pieszczotami usypiasz, a kiedym snu bliski,
Ty iskrą oka znowu budzisz do pieszczot. (z sonetu ‘Ałuszta nocą’)


       Rankiem ruszamy w drogę powrotną.  Ciężki etap, a mamy chorych na pokładzie. Teraz do pokonania w jednym odcinku nieustannej jazdy jest ponad 800 kilometrów.  Dobrze, że pan Pilot troskliwy. Dba o wysikanie, napalenie i napojenie grupy. Starosta rozlewa trunki sponsorowane i rozpoczyna się program kulturalny ‘jak oni śpiewają’. Za oknami autokaru monotonny pejzaż... stepowy...  Horyzont tak daleko, że oko nie sięga... Nie ma wiosek? Nie ma miast?  Są! Wreszcie! Po obiedzie o północy - odpoczywamy w Winnicy. Jeszcze tylko pełen Polaków Zbaraż i ‘bierzemy’ Bar. Ostatni przystanek - nasz Lwów wynagradza trudy tego maratonu. Oglądamy  ul.Gródecką, więzienie ‘Brygidki’ (dawny klasztor), kościół św.Anny, Uniwersytet Jana Kazimierza, kościół św.Elżbiety, budynek dworca kolejowego, gmach Politechniki Lwowskiej, kościół św.Marii Magdaleny, pałac Sapiehów, budynek Ossolineum. Także katedrę greckokatolicką św.Jura, Cmentarz Łyczakowski i Cmentarz Orląt Lwowskich,  pochodzące z różnych okresów historycznych kamienice Starego Miasta, budynek Ratusza, 300 letnią polską aptekę, hotel George i jeden z najpiękniejszych w świecie pomnik Adama Mickiewicza. Choć to nie maj, kwitną we Lwowie kasztany. Tak! Tak! Zakwitły we wrześniu. Może specjalnie dla nas?

       Zdyscyplinowanie grupy,  doskonała organizacja wycieczki i kreatywność Pilota pozwoliły jeszcze poza programem obejrzeć typowo kresowy zamek obronny w miejscowości Międzybuż.

       Ukraina dostarcza wiele wrażeń. Jest zróżnicowana. Zachodnia jej część to biedne elity kulturalne,  zaś wschodnia - bogate elity finansowe.
Można zwiedzać i wypoczywać za przysłowiowy grosik, a także pławić się w luksusie komfortowych hoteli,  jak ten  stylowy ośrodek, w którym spaliśmy pod Lwowem. Z kapciami dla gości, szlafrokami, barkiem  i satynową pościelą. I nikt tu nie pyta nawet o paszport,  jak w innych - jeszcze z komunistyczną biurokracją hotelach.
Widać budowy drogowe. Dobrze zorganizowane i solidnie prowadzone. Potrafią? Bez pomocy Unii?
Ale najcenniejsze  są  perły architektoniczne i krajobrazowe. Czy Europa wie o tych skarbach?

Komentarze - https://aleblogowanie.wordpress.com/2011/09/22/ukraina-ku-pamieci/


14 września 2011

Ukraina


14 września 2011
Ukraina. Spojrzenie retrospektywne

https://aleblogowanie.wordpress.com/2011/09/14/ukraina-spojrzenie-retrospektywne/


       O Ukrainie już pisałam. Tekst ma tytuł   „W Gorgony i Czarnohorę”.


       Po latach, nawet nie pamiętam ilu, znów przekroczyłam wschodnią granicę. Sprawnie i kulturalnie. Żadnej kolejki. Odprawa niemal z marszu. Poprzednio bywało inaczej.

       W czasach peerelu jeździło się do Związku Radzieckiego po rąbankę. Szczególnie przed Bożym Narodzeniem, bo oprócz mięsa, na święta kupowało się także ozdoby choinkowe, chałwę, cukierki na choinkę.
Fajnym czasem na „przemyt” były też dni przed Dniem Zwycięstwa. Z okazji tego święta mniej skrupulatna była kontrola graniczna. Dało się przewieźć bez cła nawet telewizor kolorowy, rower, kołdrę, no i przede wszystkim mocne lniane prześcieradła. Prześcieradła były „obowiązkowe”.

       Trafił się bardzo upalny maj. W torbie ćwiartka rąbanki.  Niektórzy to i połówkę świni taszczyli. Mięso oddzielone od kości, poprzekładane listkami pokrzywy, wszystko zawinięte w prześcieradła namoczone octem, żeby się mięso nie popsuło. W wagonie gorąco, ale wesoło. Ludzie piją lemoniadę (przynajmniej tak butelki wyglądają lemoniadowo), po której coraz weselsi się robią. Nagle pociąg zatrzymuje się przed samą granicą. Stoi godzinę, dwie, pięć, osiem, dziesięć, dwanaście...  Duchota. Nie wolno otwierać okien i drzwi.  Prześcieradła na mięsie wysychają. Jeśli nie zdobędziemy octu, nie będzie
schabowych, wędzonej szynki, domowej kiełbasy i pasztetu. Ale nie ma szans. Teren przygraniczny. Żadnych sklepów. Już nawet lemoniada nie poprawia nastroju. Jutro Dzień Zwycięstwa. Jak nas dzisiaj nie przepuszczą przez granicę, to postoimy dobę, jeśli nie będą świętować trzy dni.

       Pokazują się mundurowi na nasypie po obu stronach pociągu. Prędko wśród naszych zawiązuje się komitet negocjacyjny, zbiera do czapki pieniądze i udaje się na rozmowę z mundurowymi.
Tłumaczą coś, gestykulują, zapewniają, że my toże chcemy świętować, że  jutro Dzień Zwycięstwa i budiem doma wasze zdorowie pit, mięso nam się popsuje, a tam riebionki w Polszie czekają... etc... etc... Wreszcie ostateczny argument - ten z czapki.
Pociąg ruszył.
Razem z „pokrzywową” rąbanką przewiozłam wtedy przepiękne stare ramy do obrazów. Jak?  Zwyczajnie. Wystarczyło Lenina w nie oprawić i wiozło się bez problemu.  A jak po ramieniu klepali, mało medalu nie dali.


       A teraz? Aż dziw, że na granicy nikt nie pyta o ilość przemycanych spodni i gumy balonowej na handel. Wymienia się po prostu walutę na hrywny czy to w oficjalnym kantorze granicznym, czy u ”konika” stojącego przy drodze.

Bezkres nagiego krajobrazu ten sam.
Nie ma wiosek?
Nie ma miast?
Tylko droga i nic... No, niezupełnie. Są słupy i linie energetyczne psujące widoki.  Ale to wina Lenina.
Droga i bezkres...
Nowe stacje benzynowe.
Budowy i przebudowy z rozmachem. Dają radę? Bez pomocy Unii?

I bezkres...  I droga...
Dobra droga... na Euro 212.










... i bezkres, i przestrzeń...