W hołdzie mojej Mamie i Jej Koleżankom - Nauczycielkom, które na Ziemi Chełmskiej organizowały pierwsze po wojnie placówki wychowania przedszkolnego.
Moja Mama |
Kto ty jesteś? - Polak mały.
Jaki znak twój? - Orzeł biały.
Gdzie ty mieszkasz? - Między
swemi.
W jakim kraju? - W polskiej ziemi.
Czym ta ziemia? - Mą ojczyzną.
Czym zdobyta? - Krwią i blizną.
Czy ją kochasz? - Kocham szczerze.
A w co wierzysz? - W Polskę
wierzę.
Coś ty dla niej? - Wdzięczne
dziecię.
Coś jej winien? - Oddać życie.
W historii powojennej Polski nie może zabraknąć docenienia pracy wychowawczyń przedszkoli, które od pierwszej chwili podjęły najtrudniejsze zadanie w zniszczonym wojną kraju. Ich zapomnianych często rozdziałów życia, ofiarności, kiedy same doświadczone wojną starały się przywrócić dzieciom radość dzieciństwa. Życia... jakże często obecnie szykanowanego z powodu wcielenia podczas II wojny światowej do „niesłusznego” wojska czy radości okazywanej z powodu wyzwolenia przez „nie tych” żołnierzy kolejnego ukochanego miasta spod hitlerowskiej okupacji.
Oto ich wspomnienia.
Moja Mama |
Ponieważ miałam przygotowanie pedagogiczne, w wolnych chwilach uczyłam żołnierzy, przekazując im zdobytą w szkole wiedzę.
Wczesną
jesienią las opustoszał. Ruszyliśmy na zachód. Wtedy po raz pierwszy zetknęłam
się z Chełmem. Na ulicy Hrubieszowskiej zatrzymano naszą kolumnę przed bramą
umajoną zielenią i kwiatami. Wiwatujący tłum zarzucił samochody kwiatami - całą
powodzią jesiennych astrów. Łzy radości, uściski i zaproszenia. Nigdy nie
zapomnę smaku pierożków z serem, którymi częstowano nas w jakimś gościnnym
domu. Nie przypuszczałam wówczas, że właśnie w tym mieście będę mieszkać i
pracować. W styczniu Warszawa, potem Bydgoszcz, Piła, Berlin. We wrześniu 1945
roku zostałam zdemobilizowana.
Zawód nauczycielki bardzo mnie pociągał, a krótki okres pracy zawodowej na zapadłej wsi umocnił mnie w postanowieniu, że po wojnie zdobędę kwalifikacje do pracy z małymi dziećmi. Jakże byłam dumna i szczęśliwa, kiedy w wyzwolonej Ojczyźnie podjęłam pracę wychowawczyni w Przedszkolu PKP w Chełmie, a z czasem zostałam dyrektorką Przedszkola Miejskiego. Najtrudniej było o zabawki dla dzieci, więc domowym sposobem mój mąż budował tramwaje, samoloty i samochody.
Pierwsze powojenne lata były bardzo ciężkie. Kiedy pokonano już największe trudności organizacyjne, zespół wychowawczyń pełnych inicjatywy i zapału zorganizował teatrzyk kukiełkowy, z którym wędrowano od przedszkola do przedszkola, od wsi do wsi, przynosząc dzieciom radość i uśmiech /Jadwiga Czopek - dyrektorka Przedszkola PKP/.
Zapał i entuzjazm, umiejętność pokonywania trudności, wytrwałość i
ofiarność cechowała to pokolenie kobiet, które przeżyły wojnę i teraz w
wyzwolonym kraju pragnęły pracować jak najlepiej. /Anna Makowska - profesor Studium Wychowania Przedszkolnego w Chełmie/. Wtedy - w 1948 roku, kiedy jeszcze jako instruktorka
Towarzystwa Przyjaciół Dzieci przemierzała okoliczne drogi, by pomóc dzieciom
odzyskać utracone podczas działań wojennych, na zesłaniach i w obozach
koncentracyjnych dzieciństwo - poza nią w całym powiecie była tylko jedna
wychowawczyni posiadająca pełne kwalifikacje zawodowe - Janina Wawrzycka. W środowisku przedszkolanek aktywność
społeczna i zawodowa łączyła się z pragnieniem zdobywania i podnoszenia
kwalifikacji. Sprzyjało temu powszechne prawo do wiedzy oraz powstawanie szkół
kształcących wychowawczynie przedszkoli.
Puste ściany i dużo dobrych chęci - z tym tylko rozpoczynały swoją
działalność wychowawczynie i kierowniczki przedszkoli. Stanowiły one bardzo
aktywną grupę ludzi, która wytrwale dążyła do rozwoju placówek na Ziemi
Chełmskiej. Należały do nich m.in. Stefania Cieślicka,
Janina Holz, Regina Walter, Leokadia Sapuła - dyrektorki i
organizatorki przedszkoli zarówno w mieście, jak i małych osadach.*
Celem wszystkich wymienionych Przedszkolanek
było wychowanie dziecka szczęśliwego, odpowiedzialnego, potrafiącego
współdziałać w zespole. Dzieci czuły się akceptowane, kochane i ważne oraz bezpieczne. Niektóre
z Koleżanek mojej Mamy pamiętam. Najbardziej Stefanię Cieślicką, bo
uczęszczałam - wprawdzie krótko - do Jej przedszkola. Kiedy zwracała się do strapionego przedszkolaczka, to przyklękała, aby nie patrzeć z góry i ujmowała dziecięce rączki
w swoje troskliwe dłonie. Czuję ich ciepło i miękkość do dziś. Po latach do
tego samego przedszkola - tylko w nowym budynku - trafił mój syn, więc
widywałam Panią Stefanię. Znów, jak dawniej - kiedy miałam zmartwienie - otulała
moje dłonie swoimi.
_____________________________________________________
*/ Wychowanie w Przedszkolu, maj 1974 oraz archiwum rodzinne