24 sierpnia 2012

Zamroczone dzieci /i ja też/



Fot. z legitymacji szkolnej
- czy uprawniającej do...
 picia, palenia i seksu?

  Gdy dzwoneczek się odezwie...


       Telewizja pokazuje przygotowania do nowego roku szkolnego. Rodzice ze swoimi pociechami kupują już podręczniki, zeszyty, plecaki, kredki...  Media zastanawiają się, czym dzieciaki zajmowały się podczas wakacji i co przyniesie pierwszy dzwonek w szkole?

       Natknęłam się na raport przygotowany na zlecenie jednego z magistratów i zamroczyło mnie. Wiedziałam, że młodzież uczy się, bawi, uprawia sporty, realizuje swoje pasje. Ale też pije, pali i zażywa narkotyki. Nie przypuszczałam jednak, że pierwszy papieros jest wypalany już w przedszkolu, zaś w szkole podstawowej i gimnazjum smak nikotyny zna 60 procent młodzieży, a 50 procent pije alkohol. O nałogu nikotynowym co czwartego dziecka wiedzą mama i tata, a palenie papierosów przez dzieci staje się akceptowalne przez rodziców. 

Pierwsze kosztowanie trunków odbywa się już w 13 roku życia i to na uroczystościach rodzinnych, jak wesela, urodziny i święta. Dziewczęta i chłopcy  kupują alkohol także sami, z czym, jak twierdzą, nie mają problemów. Nasuwa się pytanie: skąd biorą na to pieniądze? Wśród młodych pijących i wracających do domu w stanie wskazującym, tylko dwa procent przyznało, że ich rodzice próbowali zająć się tym problemem. Matko kochana, a gdzie reszta rodziców?

Opisy wakacyjnych przygód na koloniach i obozach coraz częściej ociekają seksem. Nastoletnie dziewczynki mają poza sobą upojne chwile spędzone z wiekowymi /jak dla nich/ mężczyznami na łodziach, romantycznych klifach i w zatokach.

Raport mówi, że „(...) Trochę  LEPIEJ jest z eksperymentami narkotykowymi, bo to TYLKO kilkanaście do dwudziestu procent, a w szkołach podstawowych  ZALEDWIE jeden procent uczniów bierze narkotyki, najczęściej marihuanę i amfetaminę. POCIESZAJĄCE, że 80 procent uczniów stwierdziło, iż nigdy nie spotkało się z propozycją zażycia narkotyku."

Cóż za sformułowania?!

"Lepiej"  ?
„Zaledwie” ?
„Tylko” ?
„Pocieszające” ?

To, kiedy zacznie bić na trwogę dzwon? Gdy zamroczone dymem papierosowym będzie całe przedszkole, narkotykami i alkoholem sto procent uczniów, a kolonie i obozy przypominać będzie małym dziewczynkom jedynie rosnący brzuszek?

Jestem po takiej lekturze zamroczona, jak te biedne dzieci, których rodzice nie próbują, nie chcą lub nie mają czasu ratować...


21 sierpnia 2012

A jak zostanę panią Premierą...



       W komentarzu do artykułu  http://anzai.blog.onet.pl/Pampers-Gold-i-igrzyska napisałam:

Klik dobry:)
Bankowych "Kramerów" oraz ich obrońców do pudła z zapadką, a "sport" do likwidacji. Przecież i tak sportowego sportu już nie ma, to po kij taki "sport"?
No, to powiedziałam co wiedziałam :)))

Odpowiadając na mój komentarz, Anzai zażartował:

Chciałbym, żebyś Ty była Premierową. No tylko może z tą zapadką to lekka przesada? "Kramerów" ja bym posadził pod nadzorem, przy kasie w hipermarkecie, bez pampersów, i bez możliwości odejścia od kasy.

       A ja się zaczęłam zastanawiać, czy nie zostać panią Premierą i nie startować w najbliższych wyborach parlamentarnych, wykorzystując do haseł wyborczych pomysł Anzai’a. Może odpowiednią liczbę podpisów zebrałabym wśród Blogerów? Przecież jakieś zasługi mam w Bogosferze, czyż nie?

Hasła wyborcze: 
  • „Kramerów” i  „Amber Goldów” do kas w hipermarketach!
  • „sport” do likwidacji! Niech żyje Sport! 

Plakat wyborczy dawno posiadam. Jest uniwersalny.

       Będę startować pod barwami „Blogosfera Brylant”. Pracuję już nad ekspoze. Ściągawkę znalazłam na blogu doktora Bruneta. Mam dowolną frazę z rubryki 1 połączyć  z dowolną frazą rubryki 2, 3 oraz 4 i  tak dalej i dalej... Podobno ilość kombinacji wystarczy na 40 godzin przemówienia. Wspaniale! W długości przebiję obecnego pana Premiera.


1
2
3
4
/Koleżanki i koledzy/ 
Wysoka Izbo
realizacja nakreślonych zadań programowych
zmusza nas do przeanalizowania
istniejących warunków administracyjno – finansowych
Z drugiej strony
zakres i miejsce szkolenia kadr
spełnia istotną rolę w kształtowaniu
dalszych kierunków rozwoju
Podobnie
stały wzrost ilości i zakres naszej aktywności
wymaga sprecyzowania i określenia
systemu powszechnego uczestnictwa
Nie zapominajmy jednak, że
aktualna struktura organizacji
pomaga w przygotowaniu i realizacji
postaw uczestników wobec zadań stawianych przez organizację
W ten sposób
nowy model działalności organizacyjnej
zabezpiecza udział szerokiej grupie w kształtowaniu
nowych propozycji
Praktyka dnia codziennego dowodzi, że
dalszy rozwój różnych form działalności
spełnia ważne zadania w wprowadzaniu
kierunków postępowego wychowania
Wagi i znaczenia tych problemów nie trzeba szerzej udowadniać, ponieważ
stałe zabezpieczanie informacyjno- propagandowe naszej działalności
umożliwia w większym stopniu tworzenie
systemu szkolenia kadry odpowiadającemu potrzebom
Różnorakie i bogate doświadczenia
wzmocnienie i rozwijanie struktur
powoduje docenienie wagi
odpowiednich warunków aktywizacji
Troska organizacji a szczególnie
konsultacja z szerokim aktywem
przedstawia interesująca próbę sprawdzenia
modelu rozwoju
Wyższe założenia ideowe, a szczególnie
rozpoczęcie powszechnej akcji kształtowania postaw
pociąga za sobą proces wdrażania i unowocześniania
form oddziaływania

13 sierpnia 2012

Jak zainstalować picie herbaty?


       W czasach obowiązkowej przyjaźni polsko - radzieckiej żartowano, że jednym ze sposobów parzenia herbaty było branie saszetki do ust i popijanie wrzątkiem. To apokryf, który wziął się zapewne z obyczaju picia herbaty „na prikusku”, a także stereotypu, że jesteśmy lepsi oraz poczucia wyższości w stosunku do wszystkich i wszystkiego, co na wschodzie, a zwłaszcza - co radzieckie.

       W zaborze rosyjskim, kiedy cukrownie produkowały cukier w sześciennych kostkach oraz stożkowych głowach, pito herbatę z kawałeczkiem cukru w ustach. Nazywało się to „na prikusku”. Innym sposobem było maczanie rożka bryły cukru w stakanku lub filiżance, ujmowaniu ustami tej mokrej części i popijaniu gorzkim napojem.  Jedni czynili to z oszczędności, inni tak słodzić po prostu lubili. Wiem to od babci, która z ceremoniałem oddawała się delektowaniu herbaty w taki właśnie sposób. Często w małej miseczce, obok filiżanki gorzkiej herbaty, stawiała konfitury z malin i wiśni, brała do ust łyżeczkę słodkich czerwonych smakowitości, zatrzymywała je w buzi, po czym popijała herbatą. Mówiła, że to także picie „na prikusku”.

       Hiszpanie do dziś maczają w herbacie i kawie suche słodkie ciasteczka. Namoczony koniec krakersa czy herbatnika sprytnie łapią w usta, żeby nie odpadł. Starają się tego nie robić podczas wizyty w Polsce, bo u nas podobno jest to obciachem i spotykają się z wyśmiewaniem oraz wytykaniem. Wkładają więc do ust kawałek ciastka, jak czyniła to moja babcia z konfiturami. Czyli... „na prikusku”?

        Ludzie lubią żartować, więc powstawały dowcipy, że oszczędnościowo pijano „na prilizku”. Polegało to na tym, że nad stołem wieszało się głowę cukru tak, by można ją było polizać, a każde liźnięcie popić herbatą. Najtańszym zaś sposobem było picie "na pridumku i prigladku". Stawiano opakowanie po cukrze i trzeba było sobie wydumać/wyobrazić, że każdemu od cukru jest słodko.

       Ostatnio na blogach rozmawiano trochę o sztuce współczesnej, a szczególnie o artystycznych instalacjach.

- W Krakowie, rozpędzony autobus walnął w pomnik Wyspiańskiego stojący przed Muzeum Narodowym. Okazało się, że nie był to wypadek drogowy lecz instalacja artystyczna. Dyrektor Muzeum zadowolony i raczej chwalił wydarzenie. Pomnikowi się nic nie stało - autobus uszkodzony. Autor instalacji tłumaczył "co miał na myśli" ale szczerze mówiąc nie zapamiętałam tych wywodów więc musiały być mało przekonywujące. Bet.

- SOBIE WCZORAJ TEŻ INSTALACJĘ ZROBIŁAM z elementami happeningu - spaliłam doszczętnie swój śliczny nowy, czerwoniutki czajnik, pozostały ruiny i zgliszcza ... zapach artysty unosił się długo w całym domu aż po trzecie piętro, ba, aż po strych ... i jeszcze przesłanie polityczne mi wyszło - czerwone już nie jest piękne...   Malina M*

Fotoreportaż Bet 'Instalacja'.

- Fotoreportaż bardzo dobry. Chociaż ja bym wolał abyś z tym aparatem pojawiła się  na instalacji u Maliny M. To by były pewno wrażenia niezapomniane. Tylko pewno herbatki by nie było. Anzai

- (...) "instalacja  czajnikowa" była bardziej spektakularna. A cudzysłowu nie dałem, bo herbatkę można parzyć na różne sposoby. Podobno jeden z najciekawszych sposobów z lat 60' ub.w. to branie saszetki do ust i popijanie wrzątkiem. Ale może jestem w błędzie? Anzai

Z rozmów tych wykluło się w mojej „artystycznej” wyobraźni wiekopomne dzieło sztuki. Taka oto instalacja:

       Okrągły stół, wokół niego blogerzy, z Bet, Maliną i Anzaiem na pierwszym planie, na stole spalony czajnik w kolorze malinowym, na łańcuchu wisi kartka na cukier. Zebrani piją herbatę „na pridumku”, to znaczy dumają, w czym zagotować wodę do herbaty "na prikartku".

Malina recytuje:
- O mój czerwony czajniku, czemuś spalił się? ( Powtarza sto razy)
 
- Anzai recytuje:
- O saszetko herbaty, coś w mych ustach zaległa, czym zaparzę cię? (Powtarza sto razy).

Bet recytuje:
- O cukrze reglamentowany, chyba będzie z ciebie zacier, abyś mi się nie zmarnował. (Powtarza sto razy)

Czyż to nie dzieło artystyczne z przesłaniem polityczno - historycznym?


A oto instalacja picia gorącej herbaty na ulicy w Sousse (Tunezja)
z czajnikiem na palenisku w roli głównej.

 



       A może ta notka nie jest o herbacie? Może to satyra na niektóre rodzaje instalacji artystycznych? Bo cóż to za artyzm postawić np. na dachu samochodu kajak, z którego wylewa się woda, walnąć autobusem w pomnik Wyspiańskiego, albo wcielić się w rolę zdradzanej wściekłej kobiety, która niszczy samochód swojemu niewiernemu, jak to uczyniła aktorka Teatru Starego. 

To ja już wolę, jak przestrzeń tworzy przyroda i zwykły człowiek - inżynier, architekt, szary przechodzień i mieszkaniec miasta, a nie jakieś environment’y i asamblaż’e...


12 sierpnia 2012

Tunezja. Medinat Alzahra Parc


       Tegoroczny pobyt w Tunezji przebiegał w opcji „na lenia”, czyli bierzemy to, co „podadzą pod nos na tacy”. Tym razem nie włócząc się po berberyjskich, fenickich czy rzymskich śladach, w jeden wieczór łyknęliśmy trzy tysiące lat historii Tunezji, w tym pobyt w obozie beduińskim z namiotami typowymi dla południa Tunezji. Poklepaliśmy wielbłąda, konia czystej krwi arabskiej i kozę. Przez spóźnialskiego turystę, nie zobaczyliśmy tradycyjnego rzemiosła, ekwilibrystyki na koniach i tańców ludowych. Także  gotowania, wypieku chleba  oraz ceremonii ślubnej, która na południu kraju wciąż przebiega według dawnego obyczaju: uprowadzenie panny młodej w klatce umieszczonej na wielbłądzie, procesja przez miasto, a następnie zabawa przy suto zastawionych stołach. 

Medinat Alzahra Parc



Medinat Alzahra Parc. Studnia

Z powodu spóźnienia, wszystko w wiosce zastaliśmy pozamykane, 
a za Beduinkę "robiłam" ja :) 
Tych, którym obiecałam reportaż - przepraszam.



Na weselu.
Po lewej pan młody.
Panna młoda przed nim.


       Na wesele zdążyliśmy. Potem wspaniały spektakl „światło i dźwięk”. Na powierzchni scenicznej ponad 20 hektarów setka aktorów odegrała fresk historyczny „Trzy tysiące lat historii Tunezji”. Dekoracje łączące wodę, obraz i dźwięk w najnowocześniejszej technologii laserowej i projekcja wielkich obrazów dynamicznych sprawiły niesamowite wrażenie, a wiedzę historyczną przyswajało się przyjemnie. Trzeba przyznać, że Tunezyjczycy potrafią sprzedawać turystom swoją historię, tradycje i obyczaje w sposób imponujący i bardzo dla przybysza wygodny. W amfiteatrze są nawet słomiane poduszki pod pupę, a dla zmarzluchów peleryny i gazowe nagrzewnice. Te drobiazgi - niby nie warte uwagi - świadczą o szacunku dla człowieka i trosce o jego samopoczucie. Niestety, nie ma w parku ani w amfiteatrze udogodnień dla osób na wózkach inwalidzkich. Narracja w kilku językach, w tym po polsku (to plus!) rozwlekała nieco przedstawienie (to mały minus!).

       Świetna lokalizacja o zachodzie słońca, emocjonalność pokazu, a także epicki sposób przekazywania wiedzy historycznej sprawiły, że wieczór był bardzo udany i wart swojej ceny.  Podobnych emocji nigdy wcześniej w Tunezji nie doświadczyliśmy. Poznanie historii trzech tysięcy lat i liźnięcie sześciu kultur: Berberyjskiej,  Kartagińskiej,  Rzymskiej,  Arabskiej, Tureckiej i Francuskiej w jeden wieczór, po sutej kolacji weselnej, na "podpupce" ze słomy... ma swój czar...


Sześć kobiet sześciu kultur. 
 
       Pierwsza jest Berberyjka. Ona nauczyła miłości do wolności i życia w zgodzie z naturą. Kartaginka - to światło cywilizacji. Przynosi wiedzę koczowniczym ludom. Rzymianka - symbol porządku i tworzenia. Arabia pokonała Rzymiankę w galopie swych koni. Turcja - rozrzutna. Francja - elegancja, wykwintne maniery.

Wszystkie  mówią to samo:

Moje dziecko, nie bój się, nie jesteś sam (...)  Niech twój kraj szemrze wam swoją historię... Bo kto nie zna swojej przeszłości, nie ma przyszłości.



Nie mam zdjęć, ponieważ taki spektakl się chłonie, a nie fotografuje. Zainteresowanych odsyłam więc na stronę  medinat-alzahra.net

Zdjęcia:

Wideo:

PS. Apel do organizatorów wycieczek fakultatywnych. Wypadki losowe, jak np. zatrucie pokarmowe, które przykuwa do sedesu,  są na pewno przykre i każdy współczuje.  Jednak powinny być one sprawą osobistą chorego i jego najbliższych współtowarzyszy niedoli. Nie może być tak, że przez niedyspozycję jednego turysty spóźnia się 60 osób i nie może zobaczyć tego, po co przyleciało parę tysięcy kilometrów. W takim wypadku na spóźnialskiego się po prostu nie czeka. Niedola jednego, nie może być udziałem wszystkich turystów, o! I już!