28 października 2012

I tak sobie baju... bajam

Egipt starożytny - moja fascynacja


Róże pustyni
zdobią mój kominek
        Ilekroć rozpoczynam sezon kominkowy, myśli moje odlatują w cieplejsze strony. Wyciągam słoneczne fotografie z podróży oraz zeszyty z różnymi zapiskami. Sporo papierowych szpargałów uzbierało się przez lata. Niektóre przeznaczam na podpałkę, bo są z papieru łatwopalnego, w przeciwieństwie do reklam i kolorowych magazynów, które nie wiedzieć czego nie chcą szybko się rozpalić, tylko kopcą szczypiącym w oczy zapachem. 

Pocieram zapałkę... błysk płomienia... i... jestem w... Tunezji albo Egipcie. Dlaczego właśnie tam?

       O ile Tunezja spodobała mi się w kategorii turystyczno - wypoczynkowej, o tyle Egipt pozostawił głębsze doznania i stale gości w moim życiu.  Po wizycie w Karnaku, czy Deir El Bahari, nie mogłam pojąć,  jak to możliwe, że starożytna cywilizacja Egiptu przetrwała 3500 lat? Długowiecznością ustępuje tylko chińskiej. Jak to możliwe, że pozostały po niej  tak zdumiewające zabytki i to zarówno kultury materialnej, jak i duchowej? Ze śladami tradycji egipskich spotkałam się wcześniej w krajach basenu Morza Śródziemnego, bo przez Fenicjan, Greków i Rzymian dotarły również do Europy. Na co dzień nawet nie jesteśmy świadomi tego, że te tradycje stanowią  część tożsamości kulturowej wielu narodów Europy.

       A kiedy kominek świeci już pełnym blaskiem tańczących płomieni, sięgam po moją ukochaną książkę "Egipcjanin Sinuhe" - Miki Waltariego. Czytałam ją wielokrotnie jeszcze zanim dane mi było w Egipcie gościć, ale co szkodzi raz jeszcze spojrzeć na ziemię faraonów oczami Egipcjanina  Sinuhe. 

Po powrocie z Egiptu zaczęłam interesować się cywilizacją starożytną, czytać także książki:
"Na tropie Tutenchamona"- Christian Jacq
"Bóstwa, kultury i rytuały starożynego Egiptu" - Andrzej Niwiński
"Poczet Faraonów" Kwiatkowskiego
"W kręgu piramid Egiptu" - Sławomir Paweł Markowski
"Nie tylko piramidy" - K. Michałowski,
"Wielkie Kultury Świata - Egipt" - J. Baines
"Opowiadania Egipskie" - T. Andrzejewski
"Dusze Boga Re" - T. Andrzejewski
"Dzieje Starożytnego Egiptu" - N.Grimal
"Egipt Faraonów" - E. Orioton
"70 wielkich tajemnic Egiptu" Billa Manleya
"Mitologia starożytnego Egiptu" Jadwigi Lipińskiej i Marka Marciniaka
       Polecam książki autorstwa Pauline Gedge: "Królowa Hatszepsut", "Zwój z Sakkary", "Dwunasta przemiana" - historia władczyni Egiptu, żony faraona Amenhotepa III -Teje, oraz jej syna faraona Echnatona. Historia kobiety silnej, mądrej, zdolnej za wszelką cenę dążyć do utrzymania władzy. Historia kobiety, która zgadza się poślubić własnego syna. Historia szalonego faraona, który narażając się na klątwę bogów, traci najbliższych. Historia człowieka, który nie cofa się przed zbrodnią, aby zdobyć tron i odbudować potęgę Egiptu. Historia walki o władzę, wielkiej miłości, szaleństwa i zdrady... Czyta się jednym tchem, więc wcześniej lepiej przygotować półmisek kanapek, kawę i herbatę w termosach, bo naprawdę nie można się oderwać od czytania.

           Wcześniej też trochę poczytałam, zrobiłam notatki. Przy kominku chętnie do nich zaglądam. Jest 158 stron w wielkim nieładzie tematycznym. Także gruby segregator wycinków z gazet, katalogów i publikacji wydawnictwa Oxford Educational. Zastanawiam się, jak zawsze o tej porze roku, czy nie uporządkować tego przez zimę, zamieszczając na blogu w  specjalnej sekcji. 

I tak sobie baju... bajam w słotne i zimne wieczory, bo baśniowa to kraina i... rozgrzewająca.



"I nie potrafię naprawdę powiedzieć, 

co w tej całej podróży było prawdą, 

a co fikcją, pozorem, bajką. 

Jak sen upłynęły te dni 

i szybko jak mgnienie przeminęły 

i już ich nie ma"


26 października 2012

Spływam


       Od poniedziałku codziennie przychodzi do mnie hydraulik. Za każdym razem po „skończonej” robocie twierdzi, że jest wszystko dobrze. Dzisiaj - w piątek - także był.  Posprawdzał, znowu ponaprawiał i już według niego  jest ekstra, a jeśli coś ewentualnie będzie ciekło, to znaczy, że się nie ułożyło. Ma się po prostu z czasem ułożyć, o!

       Pewnie, że jest ekstra. Cały tydzień pultam się z miskami, wiaderkami i szmatkami oraz robię złączkom, rurkom i kranikom opatrunki.  Ale jazda! Pochłonęła mnie tak, że na nic innego nie mam czasu. Te sprawy przyziemne, a właściwie przywodne, tak mnie absorbują, że nawet nie odpowiedziałam na wszystkie komentarze do poprzedniej notki ani nie bywam na zaprzyjaźnionych blogach. Proszę wybaczyć.

Prysznic dwubiegunowy. Można usiąść w wannie i jednocześnie płukać głowę oraz nogę.


Zawór odcinający z opatrunkiem.

Do spłuczki woda nabiera się  jednocześnie wyciurkując.
Muszę więc spłukiwać wiadrem.

Pod zlewem w kuchni.
To, że nie mam terakoty tylko parkiet w kuchni - to pikuś w razie zalania.

Dopisek: pod zlewem  naprawione. Nie ciurka i nie kapie! Ale miska zostaje na zawsze.

No, to spływam zmienić opatrunki i obserwować proces "układania".




Dodatek wieczorny.

Konstrukcja zabezpieczająca nocna.
Można spać spokojnie?

16 października 2012

Przyjaźń czy kochanie?


Woody Alen - Mężczyznę można wykastrować jednym zdaniem: Wolę, abyś był moim przyjacielem niż kochankiem.
Fryderyk Nietzsche - Kobieta może być przyjaciółką mężczyzny, lecz by uczucie to  trwało, niezbędne jest wesprzeć je odrobiną fizycznej antypatii. 
Albert Camus - Czy istnieje coś gorszego niż miłość brzydkiej kobiety? Owszem - przyjaźń pięknej kobiety.
Oskar Wilde - między mężczyzną a kobietą przyjaźń nie jest możliwa. Jedynie  namiętność, wrogość, uwielbienie, miłość.
Molier  - przyjaźń kobiety i mężczyzny jest preludium miłości.


       Mam wrażenie, że wyżej cytowani widzą kobiety tylko przez pryzmat seksualności. Także na wielu zdjęciach kobiet wykonanych przez niektórych fotografów, czy obrazach artystów malarzy, często wyeksponowane są jedynie walory seksualne przedstawionej pani. Dzieła Wielkich pokazują zaś w płci pięknej coś więcej. Coś skłaniającego do głębszego zachwytu (z górnej półki - Mona Lisa Leonardo da Vinci, albo bliżej nas - fotografie Zofii Nasierowskiej). W życiu, spoglądanie także w głąb, a nie tylko na zewnętrzną powłokę, wzbudzić może sympatię bez podtekstów erotycznych, a nawet przyjaźń.


    Przez całe życie studenckie i zawodowe obracałam się w towarzystwie prawie samych mężczyzn. Na studiach byłam jedyną kobietą. Czy ci, którzy twierdzą, że przyjaźń damsko - męska nie istnieje uważają, że nigdy nie miałam przyjaciół? Czy jakikolwiek zespół damsko - męski nie oparty na zaufaniu, lojalności, szczerości i oddaniu, będącymi filarami przyjaźni jest w stanie cokolwiek osiągnąć? Wejść na szczyt, sprawnie zorganizować akcję ratowniczą, wyciąć choremu wyrostek, polecieć w kosmos, nazbierać grzybów w lesie,  złożyć łóżko w magazynie meblowym?

Ludzie dopatrują się kochania w takich przyjaźniach i nie są one tolerowane, bo - w przypadku osób zamężnych - zaraz podejrzewa się o zdradę.  Czy naprawdę myślą, że seks kwitnie pod każdym drzewem, we wszystkich namiotach na Kilimandżaro oraz igloo stacji naukowej na Grenlandii, gdy tylko dwie płcie się tam znajdą? Czy każda przyjacielska wizyta sąsiada w sprawie cieknącego kranu kończy się w alkowie? To przecież by była jakaś „seksomania” w stylu pani Wolańskiej z filmu „Kogel mogel”, albo - co najbardziej prawdopodobne się wydaje -  sądzą według siebie.


       Stawiam własną głowę przeciwko orzechom, że istnieją  przyjaciele różnej płci skupieni przede wszystkim na realizacji innego niż seks celu, jakiekolwiek by to zadanie nie było, choćby tylko zlikwidowanie przyjaciółce kap - kapania wody w kuchni. W dodatku potrafią się wspierać i cieszyć, bo przyjaźń daje oparcie i radość, czego o namiętności i miłości nie zawsze można powiedzieć.

Naukowcy twierdzą, że o rodzaju kontaktów damsko - męskich decyduje chemia. Naprawdę? To dlaczego kształci się armię psychologów do rozwiązywania ludzkich rozterek, zamiast produkować tabletki na zakochanie /odkochanie, zaprzyjaźnienie /odprzyjaźnienie i sterowanie ludzkimi uczuciami?


       Podobno to egoizm jest trucizną przyjaźni /Honoré de Balzac/. Pomyślcie Drodzy Panowie, że jako kobiety, my nie tyle potrzebujemy pomocy przyjaciół co wiary, że taką pomoc możemy uzyskać /Epikur/ także od przyjaciela płci męskiej bez tych tam... ten tego... no, wiecie... Zapewniam, że to żadna kastracja, o! Nie bądźcie więc "chemicznymi egoistami"!

14 października 2012

Kto zbuduje most?

/Wznowienie/ 

       Gdziekolwiek spojrzę czy ucho nadstawię, widzę i słyszę oceny rządu. Nie pierwszy raz i nie ostatni, bo jaki rząd by nie był, zawsze podlega ocenie. Ci, którzy oceniają dobrze, zastanawiają się, czy  mogło być jeszcze lepiej. Oceniający źle, wskazują błędy i szukają przyczyn, nie zawsze tam, gdzie trzeba.

       Moja ocena jest zawsze krótka. Dobry rząd, to taki, który wybuduje most. Prawie każdy premier w swoim ekspoze zwraca w pierwszym rzędzie uwagę na budowę mostu. Cóż się staje potem? A potem jest  tak, jak  było z budową pewnego miasteczka nad rzeką.

       Najpierw mędrcy wybrali miejsce. Nieprzypadkowo. Chciano, aby miasteczko przecinała na dwie części rzeka, by można było przystąpić do budowy mostu. Uważano, że wtedy handel będzie kwitł po obu stronach rzeki. Ale inni mędrcy sprzeciwili się temu. Owszem, trzeba wybudować most, ale po to, by było ładniej, a nie dla rozkwitu handlu. Na to zakrzyknęli  jeszcze inni, najmłodsi mądrale: nie chodzi  ani o handel,  ani o to, żeby było ładnie. Most jest potrzebny po to, żeby  sobie spacerować po nim tam i z powrotem. I rozgorzała wielka kłótnia między tymi trzema ugrupowaniami. Wszyscy byli zgodni co do tego, że potrzebny  jest most, ale po co, tego w żaden sposób nie dało się uzgodnić.

       Budowniczowie nie dali jednak za wygraną. Do budowy miasteczka przystąpili.  Zaczęli od przestawiania góry.  Już  zaczęli popychać górę, by przesunęła się w inne miejsce, ale zrobiło się gorąco.  Pozdejmowali więc swoje ubrania i ułożyli na wzniesieniu. Ucieszyli się, że lżej i chłodniej się zrobiło. Byli tak zajęci sobą, iż nie zauważyli złodziei, którzy właśnie przechodzili i ubrania ukradli.  Kiedy ktoś zwrócił uwagę na brak ubrań, zakrzyknęli: udało się! Przesunęliśmy górę tak daleko, że nawet nie widać ubrań. Skoro góra przesunięta, można zacząć kopać fundamenty pod budowę domów. Nagle ktoś zauważył, że kopią i kopią tak bez końca, aż z usypanej ziemi urosła nowa góra. Co teraz z tą nową górą zrobić?  Można przecież wykopać nowy dół i wrzucić do niego ziemię wykopaną poprzednio.  Co jednak zrobić z ziemią z drugiego dołu? To przecież proste. Wystarczy wykopać jeszcze jeden dół, dwa razy większy od tamtych i wtedy pomieści się w nim ziemię z obu dołów. Uspokojeni tą myślą, wrócili do kopania.

       A mostu, jak nie było, tak nie ma do dziś. Bez mostu można się w końcu obejść. Ale nie w mieście, które rzeką podzielone... Może nasze wnuki go wybudują?









Tak  komentowano  jesienią w 2009r. 
A jakie będą komentarze po 3 latach?


A  polska jesień niezmiennie złota...

10 października 2012

KLIK DOBRY kontra WITAM


     Nie wiem, dlaczego zawsze raziło mnie słowo „witam” używane w korespondencji elektronicznej oraz na forach internetowych.  Wolałam jednak „witam” od „dziendoberek” - czytane przeze mnie o północy, czy „dobry wieczór” wczesnym rankiem.  Jak więc przywitać się, skoro nie wiem, o jakiej porze dnia listel, czy wpis na forum będzie czytany? „Szanowny Panie”, czy „Kochana Zosiu” na początku maila do nieznajomej osoby z internetowego sklepu lub w komentarzu na blogu wygląda dziwnie, a może nawet fałszywie.

Dumałam... Dumałam... I wymyśliłam „Klik dobry”. Natychmiast też zaczęłam używać tego powitania/pozdrowienia. Spodobało się, a nawet zostało przyjęte do stosowania przez wielu znajomych.

       Teraz jestem dumna z siebie, że nie wiedzieć czemu, nie tolerowałam powszechnie używanego w korespondencji „witam”. Otóż językoznawcę i wykładowcę profesora Jerzego Bralczyka także razi to słowo.

prof. Jerzy Bralczyk
http://jerzybralczyk.bloog.pl/
       Mnie także często razi. Najbardziej, gdy na przykład student wchodzący na egzamin mówi do mnie "witam". Nie podoba mi się też na początku listu mejlowego i to nie dlatego, że upatruję w tym brak szacunku. Przede wszystkim dlatego, że to słowo jest raczej związane z mówieniem, a nie pisaniem.
Niektórym wydaje się, że "witam" ze względu na krótkość formy może zostać zastosowane w każdej sytuacji. Jednak nie do końca tak jest. Słowa bowiem mają określony zakres stosowalności, mają swoją tradycję. Słowo "witam" stosował ten, kto witał kogoś u siebie. Podczas spotkania się dwóch osób, ta o trochę wyższym statusie mogła powiedzieć "witam".
Łączy się ono z kontaktem bezpośrednim. Dlatego zastosowanie go w korespondencji mejlowej jako zupełnie neutralnego i uniwersalnego może naruszać decorum, zasadę stosowności. Zwłaszcza według tych, którzy się przyzwyczaili do pewnej etykiety.


Ho! Ho! Czyli... co? 
Jestem przyzwyczajona do etykiety 
i intuicyjnie przestrzegam zasady stosowności?


       Pan profesor Bralczyk wypowiedział się także na temat życzeń „miłego dnia” oraz pytań „w czym mogę pomóc?”. Są to wyuczone uprzejmości wzięte z kultury zachodniej. 

Mnie osobiście lekko denerwuje „w czym mogę pomóc?” Zwykle odpowiadam: proszę nosić mój koszyk z zakupami, albo: proszę wpaść do mnie posprzątać. Wiem... wiem.... to złośliwa i nieelegancka odpowiedź.


8 października 2012

Historia samotnego polana

Prezent dla „kominka” od Jadwigi Borkiet

Historia samotnego polana - komentarze przy kominku: https://aleblogowanie.wordpress.com/2011/01/22/historia-samotnego-polana/


       Członek pewnego kościoła, który wcześniej aktywnie uczestniczył w jego spotkaniach, przestał  na nie przychodzić. Po kilku tygodniach pastor postanowił go odwiedzić. To był chłodny wieczór. Pastor zastał go w domu, siedzącego samotnie i wpatrującego się w ogień na kominku.
Odgadując powód  wizyty pastora, mężczyzna przywitał się z nim, poprowadził go do dużego krzesła na wprost ognia i czekał. Pastor usiadł wygodnie ale nic nie mówił. W grobowej ciszy wpatrywał się w płomienie igrające wokół polan.

Po kilku minutach, pastor wziął jedno z płonących polan, ostrożnie wyjął jasno płonące drewno i położył je samotnie z boku płonącego stosu. Potem usiadł, nadal milcząc, na swoim krześle. Gospodarz patrzył na to w cichej fascynacji.

Płomień wokół polana zaczął przygasać, pojawił się jeszcze jeden rozbłysk po czym zgasł zupełnie.  Wkrótce polano było zimne i "martwe jak gwóźdź". Nie padło żadne słowo poza wstępnym powitaniem.
Tuż przed tym zanim pastor zaczął zbierać się do wyjścia podniósł zimne, martwe polano i umieścił je ponownie w środku ognia. Natychmiast zaczęło się ponownie palić wydzielając wokół światło i ciepło. Gdy pastor podszedł do drzwi gospodarz powiedział: "Bardzo dziękuję za Twoją wizytę a szczególnie za płomienne kazanie. Wrócę do kościoła w następną niedzielę."

Autor nieznany.
Tłumaczenie Jadwiga Borkiet.

1 października 2012

Zabawa w premiera?


Posiaduszka koleżanek:


- Idź na spacer podziwiać kolory jesieni, co się katujesz komputerem.

- Czekałam na przedstawienie nowego „premiera”, to z nudów buszowałam w Internecie.
Mamy już! Mamy kandydata na premiera, który podejmuje się misji stworzenia rządu technicznego. A co taki rząd będzie robił? Ma jakieś kompetencje, czy to taka sobie zabawa?

- Pewnie, że zabawa. Kto jest nowym „premierem”?

- Profesor Gliński z Polskiej Akademii Nauk. Dotychczas niewidoczny w polityce.

- A ładny chociaż?

- Przyjemny. Tak bym jego urodę określiła. Łagodny językowo (przeciwieństwo wielu mówców z partii PIS). Myślę, że trudny orzech do zgryzienia dla premiera Tuska i w ogóle całej koalicji rządzącej, której łatwo się rozprawiać z zacietrzewieńcami i spiskowymi teoriami, ale z łagodną rzeczowością profesora Glińskiego może być im trudno.

- Ale dlaczego ma Tusk coś rozgryzać,  skoro kadencja trwa i żadnych wyborów nie ma na horyzoncie? Nie rozumiem tego cyrku z nowym premierem...

- No, bo... bo ja wiem? Może będzie musiał pan premier Tusk rozmawiać z panem Glińskim? W konfrontacji z prawym i sprawiedliwym językiem nienawiści oraz agresji, każde miłościwe słówko chwyta za serce. Ale... zmierzyć się z językiem spokojnego pana naukowca, to już może być wyższa szkoła jazdy.
Też nie rozumiem tworzenia rządu wirtualnego. Przypomina mi to nasze zabawy na blogach, choćby w smakowanie ciastek ze zdjęcia.

- Dokładnie tak.

- A może to nie jest wirtualna zabawa? Może to as, którego pan prezes partii opozycyjnej miał nie w rękawie a wśród naukowców?

- Ciekawe dlaczego sam siebie nie zrobi premierem?

- Dobre pytanie, a odpowiedzi jeszcze lepsze mogą być.

Przenieśmy posiaduszkę pod jarzębinę. Tutaj przyjemniej się bawić. I nie tylko w premiera!