1 grudnia 2012

Świąteczna Księga Tradycji IV



Jak w każdym grudniu wystawiam uzupełnioną 

księgę o tradycjach i zwyczajach świąteczno - noworocznych
w różnych regionach 


Księga wciąż otwarta i czeka na nowe wpisy

  • Najważniejsza w Polsce jest chyba Wigilia. Spotkanie w gronie rodzinnym, wspominania, rozmyślania i prezenty. Radość szczególna, przede wszystkim dla dzieci. Polska Wigilia, to ewenement jedyny w świecie. Nie spotkasz podobnych nigdzie. W Niemczech na przykład, Wigilia to dobre żarcie: gęś, kaczka, kiełbasa… Dzielenie się opłatkiem jest obce. Kiedyś, kiedy jeszcze dokładnie obyczajów tutejszych nie znałem, poszedłem przed Wigilią do księdza z prośbą o opłatek. Nie wiedział, o co chodzi, a był w „stanie wskazującym”, bo lubił to. Wytłumaczyłem mu, jak to w moim kraju obchodzi się Wigilię. Ja ci mogę dać te „Oblaten” /hostia/, ale przyrzeknij mi, że je po drodze nie zgubisz i zużyjecie je wszystkie – powiedział. Wziąłem więc te niemieckie „Oblaten”, które tak samo smakowały,   jak polski opłatek. Takich Wigilii się nie zapomina. A dla dzieci najważniejszym jest Święty Mikołaj, o czym wspomniałem na moim blogu: grudhen.blog.onet.pl Heny
  • Dla mnie Wigilia ma specjalne miejsce w moim sercu. W ten oto dzień przy zapalonych świecach, zapachu świeżej choinki składamy sobie życzenia. Wszystkim i przyjaciołom i wrogom życzę zdrowia i pogody ducha, a słuchanie kolęd to raj dla moich uszu. Uwielbiam je. W taki czas nikt nie powinien być sam. Zacierają się wszelkie różnice: biedni i bogaci, zdrowi i chorzy, smutni i weseli. Szukamy schronienia dla swoich smutków. Czas na radość. Święta to czas, kiedy wybaczamy innym, ale też i sobie rożne zachowania, słowa czy uczynki. Szkoda tylko ze ten stan trwa tak krótko. Jagoda
  • Boże Narodzenie jest chyba najbardziej magicznym świętem i zarazem okazją do wspólnych rodzinnych spotkań, a to niesłychanie ważne w tym tak zagonionym, obecnie świecie. Wspólne biesiady, wspomnienia, podarunki i gesty przebaczenia, cóż więcej trzeba do szczęścia. Piękne świętaKalia
  • Myślę jak większość komentujących u Ciebie, że Wigilia to najważniejszy dzień w roku, to dzień pełen magii, wspomnień i łezki w oku. Lata mijają, a przy wigilijnym stole ciągły ruch. Jedni odchodzą, inni przychodzą, a my, co roku przygotowujemy takie same potrawy jak przed laty, niektóre trochę unowocześniamy, ale podstawa zawsze jest podobna. ludzie w ten dzień są milsi, nawet obcym mówimy wesołych świat i uśmiechamy się do siebie. Chyba w ten dzień jesteśmy lepsi, serdeczniejsi. Chociaż to tylko jeden taki dzień w roku, dobrze, że jest,   jest potrzebny jak powietrze… Rozyna
  • W Norwegii przygotowania do świąt  zaczynają się w Adwencie. Robi się generalne porządki oraz pieczenie ciasteczek, co najmniej siedem rodzajów. Dzieci mają kalendarze adwentowe i odliczają dni do świąt. Niektóre dzieci mają 2 kalendarze. Jeden kupiony w sklepie z czekoladkami, a drugi zrobiony własnoręcznie. W Wigilię, po dokonaniu ostatnich zakupów, Norwegowie idą do kościoła na uroczystą mszę, a po powrocie zasiadają do świątecznego posiłku.  Głównym daniem są solone jagnięce żeberka. Później  tańczą  przy choince i śpiewają norweskie kolędy.  Nazajutrz, zaraz po pobudce, dzieci rozpakowują prezenty, które w nocy zostawił dla nich Julenisse, który jest mniej skomercjalizowanym krewnym amerykańskiego Mikołaja. Norweski Julenisse lubi płatać figle. Dlatego w  Wigilię należy go poczęstować dużą porcją owsianki, wtedy będzie grzeczny. Tradycją w norweskim domu jest przygotowywanie ozdób choinkowych. Zwykle łańcuchów i koszyczków, do których wkłada się słodycze i orzechy. Sosnowe lub świerkowe drzewko zadomowiło się w Norwegii dopiero od 1900 roku. Każdego roku z norweskiego lasu wycina się i wysyła drzewko  na Union Station w Waszyngtonie oraz na TrafalgarSquare w LondynieBasia
  • Kościół koptyjski celebruje siedem świąt większych i siedem mniejszych. Boże Narodzenie należy do świąt większych, /ale najważniejsza jest Wielkanoc/. Wierni Kościoła koptyjskiego obchodzą święto Bożego Narodzenia według kalendarza juliańskiego, czyli 7 stycznia. Na 45 dni przed tym dniem rozpoczynają post. W czasie trwania postu spożywają ryby oraz warzywa. 6 grudnia od godziny 20.00 do 24.00 odprawiane są w kościołach koptyjskich specjalne msze. Po mszy całe rodziny udają się na tradycyjną kolację, podczas której spożywają potrawę - fatta . Jest to ryż z chlebem, grzankami, czosnkiem i octem. Następnego ranka pojawiają się pod choinkami puste opakowania od prezentów. Same prezenty rozdawane są dopiero w Nowy Rok. 7 grudnia, egipscy chrześcijanie jedzą same słodycze (ciastka i czekolady), a dzień kończą kolacją złożoną wyłącznie z ryby. 7 stycznia w Kościołach odprawiane są msze świąteczne. Tego dnia, świąteczna kolacja kończy post. Od 2002 roku, dzień ten jest dniem wolnym od pracy na mocy dekretu prezydenta Mubaraka. Nefre.
  • Do mnie /lubelskie/  na Wigilię przybywał Gwiazdorek – niewidzialny, który układał prezenty pod choinką. Mikołaj przychodził 5 grudnia wieczorem. Natomiast we wsi Wilcze, do domu położonego na skraju Puszczy Kampinoskiej Mikołaj pojawia się pod koniec wieczerzy wigilijnej. Żeby otrzymać prezent, trzeba  powiedzieć wierszyk lub zaśpiewać kolędę. Przy śpiewaniu kolędy można posłużyć się ściągawką, bo Mikołaj wymaga więcej, niż 1-2 zwrotki. Atmosfera staje się rozluźniona, jest bardzo wesoło, a wiersze, czy kolędy zapowiadające się na zbyt długie, przerywane są brawami. Każdy przecież chce jak najszybciej swój prezent otrzymać. alElla
  • Myślę, ze Boże Narodzenie to taki magiczny czas, że każdy każdemu jest w stanie przebaczyć cokolwiek by nie uczynił. Jest takie ciepło w sercu, taka chęć bycia dobrym – nie potrafię tego wytłumaczyć. Myślę, że tylko człowiek głęboko wierzący czuje to i ma świadomość tego, co napisałam. U  Nas przychodził Mikołaj,  któremu trzeba było jak na spowiedzi przyznać się do grzeczności czy nie, czy się ma dobre stopnie, czy złe, no i jak piszesz, wierszyk czy piosenka obowiązkowa. Z Gwiazdorem szczerze mówiąc nie spotkałam się. Ella Jeremy
  • Gwiazdor to postać rozdająca prezenty w Wigilię Bożego Narodzenia występująca na terenach Wielkopolski  na tej części, która była pod zaborem pruskim. Także Kaszubi go znają.  Gwiazdor przynosił prezenty i rózgę, odpytywał dzieci z pacierza,  znał dobre i złe uczynki dzieci. Współcześnie na skutek migracji oraz wpływu mediów i  centrów handlowych, część mieszkańców Wielkopolski i Kaszub porzuciła tradycję Gwiazdora na rzecz Mikołaja. Skąd się wziął na Lubelszczyźnie, trudno powiedzieć, pewnie ktoś z rodziny „przyniósł” ten zwyczaj. Poza tym Polska, to zróżnicowany etnicznie kraj i rożne tradycje poprzenikały. Jasiu
  • Kiedyś spędzałam Boże Narodzenie w zwyczajnej niemieckiej rodzinie. Tu najważniejsza była choinka. Stała bogato ubrana już kilka dni przed Wigilią… Piękny srebrny świerk /wart kilkadziesiąt euro/ zajmował znaczną część salonu. W dzień Wigilii od rana zajmowano się ozdobnym pakowaniem prezentów, które wkrótce szczelnie wypełniły przestrzeń wokół choinki. Obowiązuje zasada: każdy dostaje prezent od każdego uczestnika Świąt. Około południa Pani Domu poczuła się zmęczona i ułożyła się na kilkugodzinną drzemkę. Na kolację, podaną codziennym zwyczajem, w kuchni – zaserwowano gulasz wołowy z ziemniakami. Moja propozycja zapoznania się ze zwyczajem „opłatkowym” została przyjęta uprzejmie, lecz bez specjalnego zainteresowania. Za to, ze względu na moją obecność, po kolacji, Rodzina wybrała się do Kościoła. Ewangelickiego. Tam rozdawano świąteczne drobne upomineczki. Pastor, osobiście, z podaniem ręki, witał wszystkich przybyłych na nabożeństwo. Potem, wieczór upłynął na rozdawaniu i rozpakowywaniu prezentów. Każdy otrzymał indywidualny tzw. „talerz świąteczny” – pełen słodyczy /cukierki, ciasteczka, czekoladki/. Konsumpcja tych słodkości miała być główną atrakcją kulinarną Świąt. Pierwszy Dzień Świąt to dzień Urodzin naszej Pani Domu. Dla gości przygotowano poczęstunek: połówki bułeczek ozdobione plasterkiem kiełbasy typu mortadela oraz wyjęty z zamrażarki tort typu „Czarny Las” rodem z supermarketu Aldi. Drugi Dzień Świąt spędziliśmy siedząc na kanapie i oglądając TV. Kilka dni po Nowym Roku choinka musi być zlikwidowana zgodnie z harmonogramem specjalnego serwisu uprzątającego choinki. Nie można ich wyrzucać po prostu na śmietnik. Ordnung muss sein! Bet
  • Wigilię uwielbiam, nie mogę się doczekać… U nas dominuje kulinarnie i obyczajowo tradycja kujawska, bo Mama i Babcia stamtąd. Tato z tradycją kaszubską się jakoś nie przebił w domu pełnym kobiet!  Jutro lepimy pierogi! Zgaga
  • O Gwiazdorze opowiadała mi mama (pochodzi z Wielkopolski). Z kolei tato z pewną tęsknotą w głosie wspomina Dziadka Mroza. Żadnego z tych dwóch panów nie spotkałam. Gdy się urodziłam prawie cała Polska została już „zmikołajizowana”. Muszę przyznać, że niektóre próby utwierdzenia dzieci w wierze w istnienie św. Mikołaja były raczej żałosne. Do dziś nie mogę zapomnieć, jak to za tego świętego przebrała się… moja babcia! Taki równouprawniony płciowo Mikołaj to wrażenie wprost niezapomniane! Maera Fey
  • Był Dziadek Mróz na tzw. Choinkach dla dzieci organizowanych przez zakłady pracy dla maluchów. Bardzo dawno temu, ale był Dziadek Mróz! Ana-fi
  • Przeszywa mnie ciepłem i tęsknotą do lat dziecinnych w Polsce, czy to nie piękne? W tym wspomnieniu i tęsknocie czuję zapachy polskich potraw, cóż, wspomnienia. Wigilie urządzam w domu moim w Holandii; to jedyne święto, polsko-rodzinna tradycja, której Holendrzy – nawet katolicy nie znają. Świętują tutaj Boże Narodzenie, ale to takie jak wszystkie inne a nawet dla niektórych to zwykła niedziela. Ja urządzam Wigilie, opowiadam jak zawsze dużo o Polsce i domu rodzinnym. Wszyscy wiedzą tutaj, ze my świętujemy i wszyscy wiedzą o talerzu i miejscu dla nieoczekiwanego, obcego lub znajomego gościa. Chociaż nie mam suszonych prawdziwków na tradycyjne pierogi, to jednak barszczyk czerwony i uszka są na stole. Czasem kupuję w sklepie włoskich produktów suszone grzybki, ale tak cienko – cieniutko są pokrojone, że są w sumie niesmaczne w potrawie. (…) Oby tylko święta były białe. (…) Tradycje rodzinne to najbogatsze źródło kształtowania rodziny w świecie współczesnym.   Berta z Holandii
  • Pamiętam święta w Polsce, czekanie na pierwszą gwiazdkę, pachnące siano pod obrusem, zapach ciasta w całym domu, uwielbiałam próbować ciasto drożdżowe, które „rosło” w oczach, za co dostawało się „po łapach” od Mamy, wybierać rodzynki namoczone w rumie, oczekiwanie na skończenie kolacji wigilijnej, aby poszukać pod choinką swojego prezentu, nawet długopis z wizerunkiem Myszki Miki za 5 zł sprawiał ogromną radochę (...) Oczekiwanie na jedzenie wędlin po pasterce, jak i wyprawę ponad kilometr na pieszo po skrzypiącym śniegu do kościoła na pasterkę… (...) Po 30 latach na emigracji, przyznam, że nie znam prawie tutejszych obyczajów. Mężowi tak przypadła wigilia po polsku, że tylko taką świętujemy. (...) W Boże Narodzenie odwiedza się krewnych i przyjaciół, aby złożyć życzenia. Drugiego dnia świąt nie ma. W noc sylwestrową koniecznie przed północą stawia się na zewnątrz talerz i pośrodku zapaloną świeczkę a na talerzu drobne pieniążki zawinięte w sreberko. Im więcej świeczki się wypali tym więcej szczęścia Nowy Rok przyniesie i w dzień Nowego Roku odwiedza się najbliższą rodzinę, przyjaciół i każdemu na szczęście daje się pieniążek w sreberku, który ma pozostać w portmonetce przez cały rok.  (...) Eliza
  • Wigilie, które zapamiętałam z rodzinnego domu były bardzo skromne i spędzane tylko w czwórkę, tzn. rodzice i ja z bratem, bo dziadkowie wcześniej poumierali. Mieszkaliśmy na skraju wsi pod lasem. Wigilia była magiczna. Były takie prawdziwe zimy z siarczystym mrozem. Z niecierpliwością czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę, żeby móc rozpocząć wieczerzę. Pamiętam ubieranie choinki, którą zawieszaliśmy u sufitu. Były na niej orzechy, czerwone małe jabłuszka, włosy anielskie, ozdoby własnoręcznie zrobione z bibuły i prawdziwe świeczki. No i cukierki, takie długie karmelki w kolorowych złotkach. Za oknem była cisza i mrok przetykany blaskiem gwiazd, urozmaicony nikłym światełkiem wymykającym się z naszej izby przez pomalowane mrozem małe szybki w oknie. Ogień wesoło buzował w piecu, a my śpiewaliśmy kolędy. Prezentów nie dostawaliśmy na gwiazdkę tylko wcześniej od Mikołaja. Nigdy nie zapomnę tamtych skromnych, ale bardzo drogich mi Wigilii, kiedy wszystko było takie proste i pięknePatmar
  • W mojej rodzinie staramy się zachować tradycje, które wynieśliśmy z rodzinnych domów. Zwyczaje moje z kresów różnią się od tych z krakowskiego, więc połączyliśmy je ze sobą i wyszedł niezły pasztet, szczególnie, jeżeli chodzi o potrawy wigilijne. Na stole spotykają się więc dwa barszcze, czerwony i grzybowy, wszelkie uszka i pierożki, a także kutia i drobniutkie bułeczki drożdżowe z wodą makową. Całowanie pod jemiołą mieszają się z podkradaniem cukierków na choince i szukaniem na niej ciasteczka z napisami. Piękne są nasze rodzinne Wigilie. Pamiętam jednak moje dzieciństwo i Wigilię bez ojca, który przebywał na Syberii. W domu było bardzo biednie i bardzo zimno. Był to jedyny dzień w roku, kiedy najadaliśmy się do syta. Pamiętam gorzki kisiel owsiany ze słodką wodą makową. Najbardziej zapamiętałam kartkę od ojca, na której napisał… ”Wesołych Świąt wam życzyć nie mogę”. Podczas naszych Wigilii na stole stoi pusta zastawa dla tych, których już nie ma. Lotka

A nadzieja znów wstąpi w nas
Nieobecnych pojawią się cienie
Uwierzymy kolejny raz
W jeszcze jedno Boże Narodzenie
I choć przygasł świąteczny gwar
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj
Wbrew tak zwanej ironii losu (…)  /Kolęda dla nieobcych/


  • O pustym miejscu przy stole śpiewają jakże pięknie artyści z „Piwnicy pod Baranami”. Jeśli chodzi o choinkę to w moim domu była kiedyś maleńka, później wraz z wzrostem dzieci też rosła. Teraz jest znów maleńka. Bardzo maleńka ale jakże piękna. A dzieci mają już swoje choinki we własnych domach… „Kolęda dla nieobecnych”- wzruszając jakże piękna, wyciskająca łzy i przywołująca wspomnienia. Znów sobie jej posłucham, a także tej góralskiej „to już pora na Wigilię”…  Andante

  • Kolędy Zbigniewa Preisnera mają brzmienie takie inne od tych słuchanych przez dziesiątki lat. A ta ze słowami Wandy Chotomskiej „To już pora na Wigilię” jest wyjątkowa. AlElla


Pachnąca choinka mieni się złotkami,
stoi strojna w kącie i tęskni za nami.
Na niej jest lameta, bombki kolorowe
i sople z cukierków, aż odbiera mowę.

Na stole obrusik a pod nim jest sianko,
talerze odświętne, nie w głowie spanko.
Barszcz i zupa rybna, uszka i kapusta,
są też makówki, aż śmieją się usta.

Ten jeden raz w roku zapomniane błędy,
uśmiechy radosne, śpiewanie kolędy.
Opłatek w ręku, składamy życzenia,
zdrowia i radości co życie odmienia.

Nie mamy Gwiazdora a Dzieciątko mamy, 
ono niesie prezent na który czekamy.
Czasy się zmieniają, Tradycja została,
być razem w Wigilię to radość nie mała.
Hanna


  • Mimo że nawet święta bożenarodzeniowe się skomercjalizowały, to jednak wiele tradycyjnych potraw i obrzędów pozostało w naszym narodzie. Aż smutno się robi, że może kiedyś to przeminie i pozostanie tylko plastikowa choinka z plastikowymi bombkami prosto z Chin oraz uszka kupione w markecie razem z barszczem z torebki. Dobrze, że na swoim blogu umieszczasz wspomnienia różnych osób, może małolaty sobie uświadomią, że kiedyś inaczej bywałoAnna
  • O ile się nie mylę opłatek to nasza polska specjalność i piękny zwyczaj. W tym roku pewnie pojadę do wujka- brata mamy- i mojego chrzestnego. Cała rodzina siądzie przy dużym stole, aż uginającym się od pysznych dań. Ciocia oraz jej siostra gotują cudownie. Ilekroć tam przyjeżdżam zachwalam pod niebiosa ich kulinarne dzieła sztuki. Wszyscy są bardzo rodzinni toteż z prawdziwą przyjemnością siedzimy razem przy stole i rozmawiamy. Erinti
  • U mnie ze świętami różnie – raz są, raz ich nie ma. A tak naprawdę to były tak długo, dopóki nie odkryłam, że Mikołaj to śliczna fikcja. Strona kulinarna świąt nigdy mnie nie interesowała – jedyne co lubiłam to zupę grzybową z leśnych grzybów z cieniutkim, lanym makaronem i pierogi z grzybami. Reszta była dla mnie „niejadalna”, łącznie z ciastem drożdżowym i makowcem, bo miały dużo skórki pomarańczowej. Kompotu z suszu też nie tolerowałam. Gdy poszłam  „na własne”, tradycją stały się wyjazdy w góry, 30 minut przy stole a potem spacer lub kulig. Gdy już wreszcie doczekałam się własnego mieszkania zaczęłam interesować się co jedzą inne nacje z okazji  tych świąt i wprowadzałam coraz to inne potrawy. Tym sposobem płynę spokojnie pod prąd tradycji. (…) Wigilia wcale nie jest postnym dniem, już nawet nasi księża wreszcie o tym mówią. Wyznaję zasadę, że przed świętami nie należy szaleć z  zakupami i gotowaniem, a w święta starać się być z rodziną i robić to, co się lubi i nie wysiadywać godzinami za stołem. Malo tradycyjna ze mnie osoba. Anabell
  • Tradycja to także wspomnienia. Chyba najmocniej utkwiła mi w pamięci wigilia w naddunajeckiej wsi Tylmanowa. Byłam tam na święta w połowie lat 70. Wieczerza wigilijna była bardzo skromna. Moi gospodarze mogli na wigilijny stół podać tylko… jajecznicę. Była to najsmaczniejsza jajecznica jaką jadłam w życiu. Potem była góralska pasterka i to dopiero było piękne. Tylmanowa ma opinię najpiękniej śpiewającej wsi na Podhalu. Pleciugapleciugowska
  • Kiedy byłam mała najbardziej podobały mi się same przygotowania do świąt. Mieszkaliśmy 5-osobową rodziną w jednej izbie, która była jednocześnie pokojem i kuchnią, tak ciasnej, że choinka była stawiana na oparciu łóżka, bo gdzie indziej nie było na nią miejsca. Jak się budziłam wystarczyło wyciągnąć rękę żeby zdobyć jakiś smakołyk – jabłuszko, orzeszka czy cukierka. A w dzień dom napełniał się zapachami przygotowywanych potraw – wszyscy byli w jakiś sposób zaangażowani w te przygotowania: mielenie maku, ucieranie sera w makutrze – zazwyczaj jedna osoba trzymała miskę a druga ucierała puszystą masę z żółtek cukru, masła i sera – lubiłam podjadać te pyszności, a że byłam najmłodsza uchodziło mi to na sucho. Pamiętam że kiedy przeprowadziliśmy się potem do dużego mieszkania w blokach i kupiliśmy mikser autentycznie żal mi było tego ucieranego ręcznie sera i tej choinki pachnącej nad łóżkiem (w blokach mieliśmy już sztuczną). Kiedy zaczęłam przygotowywać święta w swoim domu, także włączałam w te przygotowania dzieci – to do nich należało wiązanie nitek do cukierków które wieszały na choince czy pomoc w przygotowywaniu świątecznych ciast (też lubią podjadać sernikowe słodkości). W ubiegłym roku moje studiujące dzieci z zapałem lepiły razem ze mną wigilijne pierogi z kapustą i grzybami. I właśnie takie chwile wspólnej pracy żeby w domu było pięknie i by na stole znalazły się własnoręcznie przygotowane pyszności tworzą dla mnie magię świąt – magię którą wydaje mi się że udało mi się przekazać własnym dzieciom. Jadwiga Borkiet
  • Rodzinę miałem dość liczną i różnorodną religijnie i światopoglądowo (opisałem to tutaj: Ten jeden magiczny dzień), ale problem zawsze był ten sam. Jak miałem kilka lat, to nie mogłem się doliczyć i zapamiętać tych starszych ode mnie. Teraz nie mogę zapamiętać tych młodszych… Na wigilię każda rodzina przynosiła swoje specjały, i tego nie dawało się zapomnieć. Można było nie pamiętać ciotki, ale jej makiełki, albo śledzik wujka, czy uszka z barszczem kogoś innego zawsze były rozpoznawane… Anzai
  • Pamiętam przystrajanie choinki, wycinanie z kolorowych kartonów pasków, klejenie z nich łańcuchów i wieszanie na choince… I kradzież z choinki tych cukierków czekoladowych. Bieda była i takie cukierki tylko od święta były.  W czas Wigilii to wszystkie prawie cukierki z choinki były już pożarte. To ja z siostrą. Pamiętam też zawzięte kręcenie korbą maszynki do mielenia maku do makowca. I ten zapach smażonego przez Matulę karpia... Cichy w.
  • Czytając umieszczone na Twoim blogu rozważania na temat świąt, a w szczególności Wigilii, wydaje mi się, że najważniejsze było przygotowanie. Przede wszystkim zapach pasty do podłogi, zapach drzewka świeżo przyniesionego z lasu oraz zapach gotowanego bigosu. Samo przygotowanie i oczekiwanie było chyba najważniejsze nawet dla dzieci. Anna_2007

65 komentarzy:


  1. 37.Ostatnia Wigilia na Grodzieńszczyźnie 1957r.

    Zbliżał się czas wyjazdu do Polski. Ojciec postanowił, że urządzi wieczór pożegnalny dla wszystkich sąsiadów. Czynił wielkie przygotowania, Znosił cebrzyki, beczułki, bańki, miedziane wężyki i ustawiał to wszystko w komorze. Długo mieszał zaciery i planował ile będzie trzeba na przyjęcie a ile zabierze do Polski. Miał oczywiście na myśli bimber.
    Tymczasem mama przy naszej pomocy przygotowywała jedzenie na święta. Zabiliśmy świniaka, więc w całym domu pachniało wyrobami, kiełbaskami wędzonymi i szyneczkami. Nigdy w naszym domu nie widzieliśmy tyle jedzenia. Zawsze marzyliśmy o tym żeby najeść się do syta. Teraz mogliśmy. Mama pozwalała nam nie tylko na jedzenie do woli chlebka ale i wędlinę do niego dawała. Jedliśmy powoli, smakując, a przez głowę przelatywała myśl, żeby się nie obudzić. Często przecież, kiedy kładliśmy się spać głodni, śniło się nam jedzenie.
    W pokoju stał wielki stół, na którym rozłożyliśmy pachnące sianko i nakryliśmy go białym, lnianym obrusem. Kiedy mieliśmy zasiąść do stołu, zastukano do drzwi. Usłyszeliśmy ruską mowę, która zwykle nie wróżyła niczego dobrego. Tym razem do mieszkania wszedł czysto ubrany, miły pan, który powiedział, że chce kupić nasz dom.
    Zaprosiliśmy go do stołu, bo przyjechał z daleka, a hotelu w pobliżu nie było. Polska gościnność okazała się aż nadto obfita. Kiedy na stole wylądował barszczyk, mama pomrugała, że opłatek jest w środku. Potem uszka, pierożki z nadzieniem grzybowym, śledzie w zalewie octowej, śliziki w wodzie makowej, kisiel z owsa i na koniec ciasta. Rusek ogłupiał.
    - Gospodyni, u was zawsze tak jedzą? - zapytał.
    - Tak, krótko odpowiedziała mama i zamilkła.
    Potem my poszliśmy bawić się Moskalikami pieczonymi z ciasta, które w tym roku były wyjątkowo piękne, ponieważ brat Czesławk pomógł i mnie i siostrze ulepić je, nie żądając w zamian żadnej przysługi.
    Rodzice z Rosjaninem rozmawiali o życiu popijając wódkę. Przedtem ,mama zaniosła siano spod obrusa i opłatek krowie, której jeszcze nie sprzedaliśmy.
    Nie napisałam nic o prezentach pod choinkę. Nie było ich oczywiście, nigdy ich u nas nie było, brakowało pieniędzy. Tylko w szkole dostawaliśmy słodycze podczas balu choinkowego, ale tam nie gwiazdor przynosił prezenty, ale Dzied Moroz. Nie brał ich tylko mój brat. Nie chcę nic od Ruskich, mawiał. Za dwa miesiące już nie było nas w tym miejscu, gdzie spędziliśmy ostatnią w rodzinnym domu, Wigilię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lotka, Twój wpis to perełka, o! Bardzo,bardzo dziękuję:)

      Usuń
    2. Elu, pytasz o śliziki? Robię je czasami do dziś. Jest to właściwie już deser, po głównych daniach wigilijnych. Są to maleńkie drożdżowe bułeczki. Kroi się je tak, jak kluseczki leniwe i piecze w piekarniku. Przegotowana woda, do której dajemy utarty mak z bakaliami i wrzucamy do niej bułeczki drożdżowe, czyli śliziki. Nawet nie wiem czemu się tak nazywały. Piekę ich zwykle dużo, bo nawet do pojedzenia są świetne. Jeżeli chodzi o Moskaliki...były to ludziki lepione przez nas dzieci. Każde dostawało od mamy kawałek ciasta drożdżowego i lepiliśmy z niego kukiełki. Czasami po kilka razy, bo za pierwszym razem się nie udawały. Brat robił cudne, nawet zw czapce, z szabelką u boku. My z siostrą, młodsze nie umiałyśmy tak ładnie, to trzeba było brata przekupić, żeby pomógł. Bawiliśmy się nimi przez całe święta, a zjadaliśmy dopiero w drugi dzień świąt. Tam, na Grodzieńszczyźnie zwyczaje świąteczne były bardzo pielęgnowane. Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
    3. Pięknie dziękuję Loteczko. Przekopiowałam do "drzewka" Piotra Opolskiego, bo on był zainteresowany ślizikami, a tutaj może nie spojrzeć.

      Usuń
    4. Boże - jaki cudowny wpis
      nie znam Ciebie Lotko ale po tym co przeczytałam bardzo chcę poznać

      Usuń
  2. Jeszcze raz potwierdzę mój wcześniejszy wpis, że najpiękniejsze święta były w dziecięcym wieku w rodzicielskim domu.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja mam takie samo zdanie, Anno.

      Usuń
    2. Wtedy święta bardzo cieszyły nasze dziecięce serduszka, bo to i choinka, i przysmaki na stole, i prezenty. A teraz, gdy się przeżyło już tyle świąt, nieco spowszedniały, tym bardziej, że się niesamowicie skomercjalizowały. Nie podoba mi się, że od połowy listopada, albo nawet wcześniej, jesteśmy bombardowani gazetkami reklamowymi z informacją, co i za ile trzeba kupić na święta.
      Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
    3. Anno, wystarczy przecież nie poddawać się komercji. Nikt nas nie zmusza absolutnie. A z gazetek jestem nawet zadowolona, bo mam na podpałkę do kominka. Nie wiem, skąd bym brała takie ilości papieru, hi, hi...

      Usuń
  3. Swoją drogą to ciekawe, co by było gdybyśmy wszyscy wymienieni w tej notce spotkali się na wspólnej Wigilii? Mam nadzieję, że nie byłoby tak jak u mnie w rodzinie za dawnych lat ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anzai, ten szczególny dzień najbardziej magiczny jest w rodzinie. Na magię mają także wpływ wspólne przygotowania do wieczerzy wigilijnej i w ogóle do świąt. Myślę, że spotkanie blogerów byłoby podobne do wszelkich spotkań integracyjnych czy poczęstunków przy wspólnych stołach dla nieznajomych.

      Usuń
    2. alEllu, oczywiście, że masz rację. Ale przyznasz chyba, że - pomijając przygotowania do wieczerzy - tym większa jest magia tego wieczoru, im bardziej zwaśnionych ludzi uda się posadzić przy stole?

      Usuń
    3. Myślę... Anzai, że w rodzinie zwaśnionej jest to łatwe. Zebrani przy stole się znają pod każdym względem. Nawet na własnych żartach. Między obcymi - może magia prysnąć w jednej sekundzie, bo nigdy nie wiesz, co kogo może urazić i w którym miejscu ma odciski. Chcesz jak najlepiej, a ktoś odbiera odwrotnie, albo jeszcze gorzej intencje drugiej osoby. Nie wiem, czy w wieczór wigilijny, bo nie doświadczyłam nigdy, ale w codzienności tak. Mnie na przykład nie dalej jak wczoraj to spotkało na łonie blogowym. Otóż sprawił raptem - ni z gruszki ni z pietruszki - przykrość mój znak graficzny w profilu, a ja zostałam nazwana osobą niekulturalną i zarozumiałą za usteczka w profilu. Tak więc nawet za szczery i serdeczny uśmiech (w tym wypadku symbolicznie uchwycony przez artystkę malarkę - autorkę tej usteczkowej grafiki), który z założenia roztaczać ma ciepło i radość, sprawił nagle komuś przykrość i stał się powodem do wielkiej obrazy.

      Wracając do magii wieczerzy wigilijnej z obcymi - skąd wiadomo, jak się uśmiechać, o czym rozmawiać i jakim językiem przede wszystkim? Szczególnie osoby z rożnych regionów Polski, choć wszyscy znają język polski, zupełnie innym językiem rozmawiają. Rodzina nawet z różnych krańców świata - porozumiewa się językiem tym samym i zrozumiałą dla siebie nawzajem symboliką.

      Usuń
    4. Gdyby jednak spojrzeć pod kątem biblijnym to jest to wspólne czuwanie, które kończy się pasterką, i udziałem zupełnie nieznanych sobie osób. Cała wieczerza to najbardziej rozbudowany scenariusz jakichkolwiek uroczystości domowych. Nigdzie nie ma tylu rozpisanych ról od nakrywania/przystrajania stołu, poprzez siadanie do stołu, wstawanie, gotowość przyjęcia nieznanego gościa, podawanie potraw, dzielenie się opłatkiem, śpiewanie kolęd, gwiazdkowanie, i pasterkowanie. Wigilia to najpiękniejsze święto rodzinne, ale kilka razy zdarzało mi się spędzać je z zupełnie obcymi ludźmi, nie oznacza to jednak, że uwielbiam takie spotkania.
      Ale zapewne byłoby ciekawe "przejście z wirtualu do realu" tak, aby nie tworzyć nowych wrogów. Tylko, że ciekawość to pierwszy stopień do ...
      A Twój awatarek (te usteczka) podoba mi się najbardziej na całej blogowni, ale dopiero za którymś kolejnym razem, gdy skojarzyłem go z gospodynią "kącika za kominkiem". Łatwo dodać do tego resztę i mamy alEllę.

      Usuń
    5. To fakt, nie słyszałam, by gdziekolwiek w świecie tak było - jak mówisz "rozbudowany scenariusz". Mnie brakuje w obecnych scenariuszach jednego: rodziny wielopokoleniowej przy jednym stole. Gdzie się podziały prababcie? Przecież średnia długość życia wskazuje na to, że żyją.

      Usuń
    6. Tak, to jest bardzo odczuwalny fakt. Myślę, że na obniżenie roli i pozycji babć, oraz prababć w rodzinach olbrzymi wpływ miała "Złota Epoka Gierka". To tam wmawiano nam, i to skutecznie, że rodzina jest nam niepotrzebna bo wystarczy partia. Partia, która jest z narodem. Wiele osób uwierzyło, i dobrze na tym wyszło. Partia dawała wszystko: naukę, pracę, kredyty (nawet bezzwrotne), mieszkania, i przede wszystkim karierę. Można było być sierotą, dzieckiem alkoholików i patologicznych rodziców, a pomimo tego partia otwierała świat. Beneficjenci tamtej epoki do dzisiaj nami rządzą i mają się dobrze, my gorzej.

      Usuń
    7. Ja nie odczuwałam w epoce, o której mówisz, spadku roli i pozycji babć. Wręcz odwrotnie.

      Usuń
    8. No to się zgadzamy, bo przecież ja nie piszę, że to się stało "w" epoce Gierka, tylko, że epoka Gierka miała olbrzymi wplyw "na" późniejsze zmiany - a to chyba nie to samo, cyt.:

      "... na obniżenie roli i pozycji babć, oraz prababć w rodzinach olbrzymi wpływ miała "Złota Epoka Gierka ..."

      Epoka Gierka odeszła, ale pozostawiła błędne przekonanie, że rodzina jest niepotrzebna, a nawet, że bez rodziny jest łatwiej.

      Usuń
    9. Ja jakoś nie wiem, nie odczułam, nie zauważyłam, że takie wpływy były. Pierwszy raz o tym słyszę. Ale wierzę na słowo:)

      Usuń
    10. ... kredyty dla młodych mażeństw (często umarzane), preferencje dla matek samotnie wychowujących dzieci, systemy ratalne bez %, mieszkania dla młodych rodzin, ochronna polityka kadrowa, hotele robotnicze, wysokie renty/emerytury dla starszych osób, dostępne DPS-y, itd. ... to wszystko powodowało, że młodzi czuli się bezpiecznie, a starsi nie musieli liczyć na pomoc młodszych.

      Usuń
    11. Aaaaaaa.... to nieporozumienie. Moje myśli poszły w kierunku poważania, szanowania... emocjonalno - miłosnych więzi rodzinnych...

      Usuń
    12. A podobno: "przez żołądek do serca" ... chociaż przez kieszeń nieraz szybciej. ;)

      Usuń
    13. Anzai - a u mnie z tymi babciami to na odwrót - wszyscy to najbardziej się nimi na Wigilię przejmują, mieszkam z moją Mamusią - już zaczęły się telefony - a nie wiesz o czym Babcia marzy ? może dlatego, że moja Mamusia tak bardzo mocno wszczepiała we wnuki tradycję ... druga Babcia też ważna jest bardzo, Dziadkowie niestety nie żyją ale kiedyś wokół nich też wszyscy się skupiali

      Usuń
    14. Witaj Malinko. Tylko przez 2-3 lata Wigilia była z najważniejszą osobą - prababcią (przebiłem, co?), ale niewiele pamiętam, tylko tyle co opisałem wyżej. Gdy już byłem dorosły na Wigiliach pojawiły się kolejne 2 prababcie, ale powinowate. No i tutaj już klimat był bardziej surowy.

      Usuń
  4. .......... i za to Cię kocham, że jest co poczytać.
    Mam nadzieję, że zbiore się do "kupki" i tez coś o wigilii dopiszę.
    Pozdrawiam
    ps.
    @Lotko - co to śliziki w wodzie makowej /pierwszy raz o tym słyszę/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrze Opolski, ja znam śliżyki. Ciasto drożdżowe (najprostsze i postne) rolowało się na stolnicy w cienki wałek i kroiło pod skosem, jak na kopytka. I te "kopytka" /mniejsze i cieńsze od kopytek/ się piekło tak samo, jak każde ciasto. Podawało się z zupą zrobioną na bazie maku. Bywała gęsta - z miodem i całym bogactwem bakalii, a także biedniejsza - cieniutka - niczym woda tylko z posmakiem maku. Też jestem ciekawa tych ślizików Lotki. Zauważ inne nazewnictwo - u mnie w domu w zeszycie babci jest nazwa śliżyki. Może to tylko kwestia wymowy, nazewnictwa, a może coś zupełnie innego.

      Usuń
    2. Piotrze, oto śliziki Lotki:

      Elu, pytasz o śliziki? Robię je czasami do dziś. Jest to właściwie już deser, po głównych daniach wigilijnych. Są to maleńkie drożdżowe bułeczki. Kroi się je tak, jak kluseczki leniwe i piecze w piekarniku. Przegotowana woda, do której dajemy utarty mak z bakaliami i wrzucamy do niej bułeczki drożdżowe, czyli śliziki. Nawet nie wiem czemu się tak nazywały. Piekę ich zwykle dużo, bo nawet do pojedzenia są świetne. Jeżeli chodzi o Moskaliki...były to ludziki lepione przez nas dzieci. Każde dostawało od mamy kawałek ciasta drożdżowego i lepiliśmy z niego kukiełki. Czasami po kilka razy, bo za pierwszym razem się nie udawały. Brat robił cudne, nawet zw czapce, z szabelką u boku. My z siostrą, młodsze nie umiałyśmy tak ładnie, to trzeba było brata przekupić, żeby pomógł. Bawiliśmy się nimi przez całe święta, a zjadaliśmy dopiero w drugi dzień świąt. Tam, na Grodzieńszczyźnie zwyczaje świąteczne były bardzo pielęgnowane. Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
    3. Wybacz Piotrze, nie zauważyłabym Twojego pytania, więc o ślizikach kresowych napisałam pod imieniem Eli. Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  5. gdzie u licha mój komentarz. A4l i tak napiszę, że wcześniejszy mój wpis nie uległ dezaktualizacji.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może u licha jest? ;) W "spamie" sprawdziłam - nie ma.

      Usuń
  6. U nas przecież też przygotowanie do Świąt zaczyna się w pierwszych dniach adwentu. A kolędy Preisnera sa cudowne..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam album "Moje Kolędy" autorstwa Zbigniewa Preisnera. Podarowałam komuś na Mikołaja. Trudno jest dostać, bo to była limitowana edycja. Śpiewacze gwiazdy, orkiestra Sinfonia Varsovia, Chór Chłopięcy Filharmonii Krakowskiej i zespół góralski "Zakopiany".

      Usuń
  7. A tradycje adwentowe też mieszczą się w temacie? Ja bardziej lubię właśnie ten czas oczekiwania od samych Świąt. Od naszych niemieckich sąsiadów przejęłam zwyczaj ustawiania na stole wieńca adwentowego z czterema świecami. Każdego roku wygląda mój wieniec inaczej, można wymyślać różne warianty dekoracji, ważne żywe światło świec, które w wersji niemieckiej,najczęściej są czerwone. Ja mam w tym roku białe i właśnie zapaliłam pierwszą z nich.
    Kolejnym adwentowym rytuałem jest pieczenie piernika, który zapakowany czeka na świątecznych konsumentów. Po pierniku przychodzi kolej na kiszenie barszczu z buraków. Tak, powoli buduję świąteczny nastrój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że się mieszczą. Specjalnie dlatego tak wcześnie wystawiłam Księgę.
      W mojej okolicy wieniec adwentowy z 4 świecami przyjął się głównie w domach ewangelickich. W każdą niedzielę adwentową zapalano jedną świecę podczas wspólnej modlitwy. Ale i w innych domach też spotykałam wieńce, ale raczej jako element dekoracyjny i właśnie rodzaj budowania świątecznego nastroju.

      Usuń
    2. Bo to jest obyczaj ewangelicki. Jednak ja przyjęłam go jak swój. To chyba znaczy, że jestem tolerancyjna? Hi,hi,hi...
      Dodam jeszcze jeden, bardzo prozaiczny obyczaj, przed którym nie potrafię się obronić. Chodzi o mycie "rodowej porcelany" /to skrót myślowy określający wszystkie nie używane na co dzień szkliwa i kamionki/... Każdego roku tłumaczę sobie, że na to dobra jest każda pora, niekoniecznie przedświąteczna i... co roku robię to właśnie w adwencie. Niepoprawna jestem.

      Usuń
    3. A ja bym to mycie rodowej porcelany wytłumaczyła tak, jak napisane było w I części Księgi:

      "Ludzie zamykali się przed wichrem i słotą w swoich domostwach, ustawały sąsiedzkie wizyty, jedynie dziewczęta schodziły się, by w długie wieczory drzeć pierze, tkać i prząść."

      A że i teraz wieczory długie, po Andrzejkach następuje wyciszenie, a pierza nie drzemy, to coś innego robimy. Srebra, porcelana i inne kamionki na półkach są najlepsze do potrzymania tradycji darcia pierza w adwencie.

      Usuń
    4. oooo... dobre wytłumaczenie. Teraz będę więc mówić, że "drę pierze"...hi,hi.. Ale wszyscy się zdziwią:)))

      Usuń
    5. A ja mogę robótki na drutach i szydełkowe (zwykle dziergam jakieś prezenciki w tym czasie) podciągnąć pod tradycję tkania i przędzenia?

      Usuń
    6. Ależ oczywiście, pod warunkiem, że nucisz ludowe piosenki przy tym:)))

      Usuń
    7. lubię nucić piosenki przy "majstrowaniu" prezentów, tak jakoś się przyjęło, że każdy dostaje ode mnie taki zmajstrowany w komputerze, różne są ale zawsze jest przy tym mnóstwo śmiechu, bo i satyryczne kalendarze i satyryczne fotomontaże i horoskopy dla każdego, a przy okazji przemycam inne rzeczy, kiedyś każdy dostał ode mnie kolędę z aniołkiem - anioł miał buzię delikwenta, stworzyłam z tego nasz rodzinny śpiewnik, każdy taki śpiewnik dostał każdy na okładce miał swojego anioła a w środku wszystkie rodzinne aniołki z kolędami. Przed odbiorem trzeba było zwrotkę swojej kolędy odśpiewać. Kolędowaliśmy do ciemnej nocy. Prezenty zostały do dzisiaj, każdej Wigilii wyciągamy je, dzieciaki nbauczyły się na pamięć biorą gitary i śpiewamy razem ... jak za moich dziecinnych lat

      Usuń
  8. Bardzo ładne wspomnienia, szczególnie przeczytałam sobie wspomnienie Lotki, jakie to smutne. Ten dzień Wigilii, ten jedyny dzień w roku, który daje tyle radości wszystkim powinien cały czas pozostać dniem z tradycjami. Przecież nikt nie ma takich tradycji bożonarodzeniowych, jakie masz nasz kraj i powinniśmy to wpajać młodym. Ja bardzo

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego też o tym piszemy. Cóż jednak począć, jeśli dzisiaj opłatek integracyjny u Prezesa konkuruje i często wygrywa z wieczerzą wigilijną u rodziców czy dziadków, bo nie każdy, choćby ze względu na odległość, jest w stanie to pogodzić.

      Usuń
    2. Nie wiem czy mi się wydaje, czy teraz te święta są jakoś mniej wyczekiwane niż to kiedyś bywało, u mamy. Czułam ten zapach pieczonego ciast, smażonych grzybów i ten nastrój. Ale przecież i u mnie też (niby) tak jest, ale to już nie to... :)

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Jago, są wyczekiwane, tylko jako osoby dorosłe inaczej to odczuwamy. Dzieci czekają. Widać to po wszystkich dzieciach w rodzinie. Rozpytują o dania i prezenty, choinkę i szopkę, zamawiają określony rodzaj ciasta. Myślę, że święta mniej są wyczekiwane pod kątem smakołyków kiedyś trudno osiągalnych, jak np. pomarańcze wkładane kiedyś do paczki pod choinkę.

      Usuń
    4. Żebyś wiedziała, bo kiedyś nie było wszystkiego w sklepach tak jak dzisiaj jest i człowiek czekał na te święta jak na zbawienie :) Chociaż nie powiem, żebym i dzisiaj na nie nie czekała z utęsknieniem i dalej lubię ten zapach potraw szykowanych, świąteczny nastrój, gdy wszyscy są tacy grzeczni i uprzejmi i zastanawia mnie dlaczego w ciągu roku nie potrafią się tak zachować...
      Pozdrowionka.

      Usuń
    5. Ja najbardziej pamiętam zapach smażonej skórki pomarańczy.

      Usuń
    6. A MY W PRACY NIE URZĄDZAmy integracyjnych opłatków, w przeddzień Wigilii, koło 10-ej rano składamy sobie wszyscy życzenia, a potem, zgodnie z powiedzeniem co się nie naje to się nie naliże, puszczam wszystkich "moich" wcześniej do domu, żeby zdążyli sobie jeszcze ostatnie zakupy zrobić i oczywiście daję im wolne na Wigilię, wtedy kto może powinien być w domu

      Usuń
  9. Miało być ja bardzo lubię te święta, ale przejechała córka i teraz wniosłam poprawkę. Córka... dalej jest :)
    Buziole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyśliłam się, że Real zaważył i szybciutko skończyłaś pisanie. I to się ceni. Tak powinno być, o!

      Usuń
  10. Dopiero teraz Cie poczytalam.
    Pochodze z domu niereligijnego,sama jestem ateistka ,lecz Swieta u nas sie obchodzilo wraz z oplatkiem.Nigdzie na swiecie nie ma tego oplatka.To jest piekna tradycja i faktycznie dla mnie najwazniejsze w roku jest wieczerza wigilijna.Nie ze wzgledu na wiare lecz ze wzgledu na tradycje jednoczaca rodzine.Zdarzylo mi sie byc na niemieckiej Wigilii,bedac na emigracji juz w swoim domu jednak wprowadzilam te nasza polska tradycje oplatkowa.Moj holenderski partner to zaakceptowal i nawet karpia jadl(holendrzy nie jedza w zasadzie slodkowodnych ryb).A ta niemiecka Wigilia byla bez oplatka oczywiscie,z bogatymi prezentami,byla cala rodzina i ja ,byla polska ges na kolacje,bylo mnostwo ludzi bo rodzina duza i pamietam ,ze poczulam sie tam niejako zaadoptowana przez rodzine.Chyba magiczny wplyw swiat.
    U Holendrow raczej komercyjnie - nie zauwazylam zadnego specjalnego pilnowania tradycji..Tu sie gotuje na swieta krolika.W moim holenderskim domu byla wigilia po polsku i swieta z krolikiem jako danie glowne.A teraz pojade do corki do Berlina i jestem ciekawa jak ona zamierza obchodzic swieta..
    Nie wiem, mnie sie swieta kojarza z karpiem i zupa grzybowa.I Wigilia z oplatkiem oczywiscie jako produkt spajajacy rodzine

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Holendrzy pielęgnują tradycję pasterki, uroczystej mszy wigilijnej, prawda? No, i... chyba... prezentowanie zamożności na zewnątrz domów oraz ilości otrzymanych kartek świątecznych w oknach.

      Usuń
    2. Tak, to pielegnuja,ida na msze, i prezentacja kartek swiatecznych itp.W tej rodzinie z ktora przyszlo mi zyc wazne byly te kartki, wystroj swiateczny .Zapomnialam - maja te swoje pastete ,pieka tez ciasteczka .ALe naboznosci nie bylo.Byla to bardzo duza rodzina - moj partner ma osmioro rodzenstwa,wszystko zonate i dzieciate.I wlasciwie najwazniejsze byly dla nich urodziny matki.Wtedy schodzila sie cala rodzina.I rozleciala sie jak matka zmarla.No coz takie zycie.Nie pamietam ,zeby moj eks chociaz raz wybral sie na pasterke chociaz byl katolikiem...

      Usuń
    3. A Mikołaj nazywany w Holandii Sinterklas (???), w dalszym ciągu przypływa statkiem parowym pełnym prezentów?

      Usuń
    4. Alez oczywiscie.I ma inna date.Nie szostego.W tym roku zaczal swoja podroz od mojego miasta - Roermond.St.Klaus jest to zupelnie co innego niz.Swiety Mikolaj chociaz na tej samej bazie pewnie powstal.W kazdym badz razie jest zawsze w towarzystwie Czarnego Piotrusia.Piotrus robi malpie figle.I pomaga roznosic paczki.Wlasnie przed chwila goscil w moim domu - komus z bloku przyniosl duuuzy pakiet.Zeby bylo smieszniej na Surinami,gdzie holendrzy swoja tradycje roxzpowszechnili St.Klaus jest czarny a Czarny Piotrus bialy..:))

      Usuń
  11. A co do darcia pierza...w adwencie zbierala sie rodzina niemiecka i wszyscy robili wience choinkowe, przyklejali ,lutowali wpinali rozne cacenka i wlasnorecznie upieczone ciasteczka - to tak w ramach chyba darcia pierza - bardzo mi sie to podobalo.To byla rodzina restauratorow,wszyscy schodzili sie -wiec byla babcia,wnuk wtedy jeden ,dzieci wraz z malzonkami i wszyscy cos robili w ramach darcia pierza - podobalo mi sie to...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renato Kłosowska, dziękuję za uzupełnienie Księgi Twoimi wspomnieniami. A wiesz, że kiedyś u nas też królik był jednym z dań. Prawie każda rodzina mająca komórkę w ogrodzie hodowała króliki. Ze skórek dzieci miały futerka, a mięsko się zjadało.

      Usuń
  12. och alEllu musze zmienic te renate klosowska.Jestem Rena przeciez.
    Renata Klosowska bardzo oficjalnie brzmi.Zebym jeszcze wiedziala jak to zrobic...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie rozpoznałam, że to Rena. Dopiero Bet mnie uświadomiła, kiedy powiedziałam jej, że jakaś nowa osoba przyszła na "posiaduszki".

      Usuń
  13. Wrecz uwielbiam czas przed Swietami...
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
  14. alEllu - zrobiłaś rzecz magiczną fantastyczną, zebrałaś nas tu wszystkich do kupki i wspominamy, opowiadamy i przybliżamy się do siebie . Przeczytałam a właściwie pochłonęłam te wszystkie opowieści, powpisywałam komentarze i nie zauważyłam jak czas uciekł ... chciałam o swojej Wigilii napisać ale chyba wieczorem bo muszę do obowiazków
    cudowna dziewczyna z ciebie - wpis jak marzenie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malinko, już piąty rok wystawiam księgę. Za pierwszym razem nie było ani jednego wpisu. A teraz mamy tyle przepięknych wspomnień, a wszystkie nie tylko wzruszające, ale i ciekawe, często zupełnie nieznane, wszak jesteśmy narodem wielokulturowym.

      Na poprzednie Twoje komentarze nie odpowiadam, żeby nie rozwadniać istoty cennych wpisów. Bardzo za wszystkie dziękuję i czekam na Wigilię "Malinową".

      Usuń
  15. Duch tych świąt gdzieś niknie, zasypany komercją i koniecznością zakupów. Dobrze poczytac że kiedyś było inaczej, bardziej w duszy niż na talerzu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Antoni, co niknie? Gdzie niknie? Może tylko w wielkich sklepach i w telewizji z powodu reklam. Duch, święta i atmosfera jest przecież w nas, w domu, w rodzinie...
      A zakupy to normalka, tylko teraz lżejsze, bo nie trzeba o 3 rano iść w kolejkę.

      Usuń

Jak opublikować komentarz?

Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to..można wybrać:

- NAZWA /ADRES URL - w..okienku NAZWA wpisać nick i w..okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.

- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w..komentarzu.

W komentarzu można stosować kursywę i czcionkę pogrubioną.