Według mojej teorii, każdy prezent dobry, jeśli jest trafiony. Musi po prostu wstrzelić się w upodobania i potrzeby, albo marzenia obdarowywanej osoby.
Pewna dziewczynka po każdych świętach
ciężko chorowała, bo nieświadoma zagrożenia ze strony bliskich, zjadała słodkości przynoszone jej
przez ciocie i wujków, którym przecież ufała. Rodzicom natomiast trudno było odbierać dziecku prezenty w dniach
wyjątkowych, magicznych. Czy aż tak wiele trudu kosztuje zapamiętać
informację powszechnie znaną w rodzinie i wśród przyjaciół, że mała nie
toleruje laktozy i trzeba wybierać dla niej smakołyki bezmleczne? Nie sztuka
kupić pięknie zapakowany, skrzący się celofanem w złote gwiazdki gotowy zestaw.
Czy - w szale zakupów - pomyślano o potrzebach tej dziewuszki? Raczej egoistycznie
o sobie, by czuć się hojnym i w świąteczny czas błyszczeć we własnych oczach, o!
Półki w moich szafkach uginały się od
różnych przedmiotów, które otrzymałam w prezencie. Pomimo, że były niepotrzebne
i bardzo mi przeszkadzały, latami pielęgnowałam je. Odkurzałam, myłam,
wycierałam, prałam... Pewnego dnia cały
prezentowy majątek umieściłam w specjalnie zbudowanym pawlaczu. Na nic! Jeszcze gorzej! Odkurzanie w pozycji drabinowej niewykonalne.
Wdrapywanie się pod sufit, by przegonić pająki i koty, stało się zmorą. Nie
jestem przecież wiewiórką, by sprawnie funkcjonować na wysokościach.
Udręczona „łapaczami” kurzu
i pająków, popakowałam prezenty w kartony /przez kilka dni znoszone z marketu/
i wyniosłam do piwnicy. Pawlacz zaś potraktowałam piłą i siekierą. Kiedy już
piwnica zaczęła pękać w szwach, z wielką
przykrością wywaliłam wszystko na śmietnik. Czego tam nie było... Od ekspresów
do kawy, poprzez maskotki, czajniczki, tacki, podstawki, korale, kolczyki,
puzderka, rajstopy /nie noszę, bo uczulają mnie/, apaszki i bluzki /do ciała
mogę przytulić tylko nieliczne rodzaje tkanin/, obrazy, ramki, świeczniki,
flakoniki... aż po rękodzieła. Te ostatnie lubię. Potrafię docenić wkład pracy i serce włożone w
wykonanie. Cóż z tego, skoro każdy kolejny bibelot - w kompozycji z posiadanymi - często przestaje zdobić. Trudno
jest zadowalająco zmieniać cudze entourage dziełem sztuki z innej bajki.
Napisałam listy do Mikołaja, by
ewentualne prezenty - zamiast do mnie - kierował do potrzebujących. Nie posłuchał! Przyniósł kosmetyki, jakich nie będę używać. Sam jakiś kolagen do twarzy
wart około 200 zł. O cenie pozostałych nie
wspomnę, bo na wysokich półkach nie znam się. Tak więc Święty Mikołaj okazał
się dla mnie Wielkim Kłopotem, bo zobowiązanie mam, a smarowidła i tak wyrzucę. Przede wszystkim jednak gnębi mnie, że tyle dobra za takie pieniądze można było uczynić...
Drogi Mikołaju! Proszę,
zadawaj sobie trud i przeprowadzaj akcję wywiadowczą, skoro zadaniem twoim jest
obdarowywanie. Masz przecież wielkiej piękności armię elfów do pomocy.
A ja? Cóż ja... Niezmiennie
lubię chałwę i podróże, o czym każdy zainteresowany elf wie. Jeśli już muszę otrzymać prezent, to aktualnie
marzę o koszyku na cebulę i latarce na dynamo.
A T U T A J można się dowiedzieć, o czym marzą niezwykłe Damy i nietuzinkowi Kawalerowie. Mikołaju! Czasu już mało do świąt. Spiesz do najmocniej ciebie oczekujących!
A T U T A J można się dowiedzieć, o czym marzą niezwykłe Damy i nietuzinkowi Kawalerowie. Mikołaju! Czasu już mało do świąt. Spiesz do najmocniej ciebie oczekujących!
Posiaduszkowiczom stałym
oraz
Gościom przelotnym i przejezdnym
życzę
magicznych Świąt Bożego Narodzenia,
trafionych
prezentów,
pomyślności
w Nowym 2015 Roku.