Hej ho! Do szkoły by się szło albo lepiej nie?
Najlepsze,
co mnie spotkało w czasie pandemii, to zamknięcie szkolnego internatu
znajdującego się po sąsiedzku. Chociaż lubię młodzież i młodzieńczą wrzawę, to
jednak cisza i spokój są przyjemniejsze. Poza tym na osiedlu zrobiło się
czyściej. Znikły pety oraz puszki i butelki po napojach pozostawiane przez
uczniów we wnękach klatek schodowych oraz na podwórku. Nie fruwają kolorowe
torebki po chipsach, murki nie są pozalewane moczem. Do osiedlowego sklepu nie
przychodzą grupami młodzieńcy - bezmaseczkowcy, a na ulicy nie parkują
samochody podskakujące od muzyki włączanej na cały regulator, którą w domu było
słychać nawet przez zamknięte okna. Podczas lockdownu mogę upajać się
dźwiękami, które lubię i oglądać telewizję bez zagłuszającego „umpa… umpa”. Wcześniej
często nie słyszałam własnych myśli. Nawet ptaszki nie lubiły przycupnąć na
okolicznych drzewach i pośpiewać.
Gdy wiosna zaczęła nadchodzić, a słońce coraz śmielej świecić, wyruszyłam na wspaniały teren do spacerów. Wystarczy przejść przez ulicę, minąć internat, szkołę oraz halę sportową, by za bramą zdjąć maseczkę i zacząć oddychać pełną piersią. Zieleń, przestrzeń, czyste powietrze i pustka…
Jeszcze tylko obejrzałam się, by zrobić zdjęcie widoku za plecami, po czym wdrapałam się na skarpę otaczającą piłkarskie boisko.
Oto zdjęcia z mojego bezmaseczkowego spaceru, a właściwie sprężystego marszu. Po nabraniu sił może nawet tutaj pobiegam?
Koło boiska spotkałam dwóch chłopców z plecakami. Natychmiast założyłam maseczkę i zapytałam, czy mają jakieś zajęcia w szkole.
- Nie! Dotleniamy się! -
Odpowiedzieli.
- Zapewne tęsknicie już za
szkołą. - Kontynuowałam.
- Tęsknimy, ale nie chcemy
wracać w tym roku szkolnym. Dopiero od września. Teraz stresujemy się i
martwimy o oceny, ponieważ straszą nas ostrym nadrabianiem materiału, jeśli
minister szkoły w maju otworzy.
W oczach chłopców widać było
żal i strach przed tym nadrabianiem, więc nie kontynuowałam rozmowy, aby ich
bardziej nie zasmucić. Życzyłam więc powodzenia i zdrowia, a w
myślach zadawałam sobie pytanie, czy w tak ciężkiej psychicznie dla uczniów
sytuacji szkolnictwo nie powinno przyjąć łagodniejszej, a nawet całkiem innej taktyki? Może w pierwszym rzędzie zajęcia
poprawiające kondycję psychiczną? Może nacisk na aktywność fizyczną? Może
więcej lekcji laboratoryjnych z ciekawymi doświadczeniami? Może na historii,
WOS-ie czy geografii zastosować jakieś techniki obrazowania?
Przecież podstawa programowa
nie ucieknie. Wszystkiego można nauczyć się w przyszłości. Wiedzę da się
uzupełnić stopniowo… Łagodnie… Bez stresujących nacisków na szybkie
nadrabianie. A w ogóle co to za słowo to NADRABIANIE i dlaczego się nim dzieci
straszy? Może wyrzucić je w ogóle ze słownika?
Żal mi się zrobiło uczniów,
na których w pierwszej części notki trochę ponarzekałam. Szczerze żal…
***
W ramce „Zdjęcia google” dodałam album „Chełm. Dzikie Pole przy ul. Wiejskiej Batorego, Wyszyńskiego oraz tereny szkolne i MOSiR” - https://photos.app.goo.gl/RsVTYptLj3B5qpbW6