29 grudnia 2012

Koniec roku - koniec czego?


       Dla wielu koniec roku jest okazją do odcięcia się od czasu przeszłego i wszystkiego, co się nie udało. Ludzie obiecują sobie także zmiany. To dobrze, bo każda próba zmiany w sobie czegokolwiek świadczy o tym, że dostrzegamy własne niedoskonałości, że nie stoimy w miejscu, lecz nieustannie się rozwijamy, uczymy, ulepszamy.

Nie wiem, czy jestem w większości, czy mniejszości, ale dla mnie noc sylwestrowa nie jest nigdy grubą kreską służącą do odcięcia się od przeszłości. Z sentymentem oraz przyjemnością wspominam czas przeszły. Nie czynię też podsumowań, bo nie jestem księgową i na bilansach się nie znam. Śmiem nawet twierdzić, że życie to także humanizm, a nie tylko matematyka, w której jednoznacznie i łatwo zestawia się wartości po stronie „winien” i „ma”. Taki czarno - biały bilans matematyczny nijak się ma do życia mieniącego się wszystkimi kolorami tak, jak pory roku w naszej strefie klimatycznej. Życie też nie jest szare, bo barwny i piękny jest każdy człowiek w swojej istocie.


       Nigdy też wielkiej wagi do dat umownych nie przypisuję. Okazja do balu (lubię, gdy kończy się grubo przed północą) czy kameralnego spotkania każda dobra. A Sylwester najmniej (oczywiście dla mnie i w moim subiektywnym odczuwaniu i rozumowaniu), skoro żadnego znajomego o tym imieniu nie mam, nie widzę powodu, dla którego miałabym celebrować hucznie jego imieniny przez całą noc bez snu i ulubionej podusi. Wiem… Wiem… Nie o imieniny chodzi, a o NOWE, co nadchodzi…

       Nowe? Dla mnie NOWE jest wtedy, gdy coś się budzi do życia, coś rodzi albo rozwija, przełom poparty pamiętnym wydarzeniem, które stało się początkiem WIELKIEGO albo INNEGO. Czego NOWEGO symbolem jest Nowy Rok? Czym Sylwester? Zapytuję sama siebie. Źródła podają, że Sylwester nie ma nic wspólnego z obrzędowością słowiańską. Jego korzeni należy szukać na południu Europy, w Rzymie. Przepowiednia mówiła, że 1 stycznia 315 roku nastąpi koniec świata. Papież Sylwester I tak się przestraszył, że zmarł. Ludność wyszła wówczas na ulice i czekała, by zobaczyć, co się stanie. Ale koniec świata nie nadchodził. Kiedy wybiła północ wszyscy zaczęli więc świętować. I to świętowanie trwa po dziś dzień. Tak mówi jedna z legend. Kto dziś pamięta Sylwestra Pierwszego?

       I tak jak w 315 roku, tak i w 2013 przecież nic się właściwie nie zmieni. Obudzimy się tylko może nieco później, popatrzymy przez okno, by zobaczyć, jaka jest pogoda, napijemy się kawy. Wczorajsze, czyli zeszłoroczne problemy i tak nie znikną, zmartwienia, jeśli takie mieliśmy nie uciekną. Nawet katar, jeśli nam dokuczał, nie zniknie wraz z wystrzałami szampańskich korków i fajerwerków. Już po kilku dniach zauważymy, że coś, co dzięki umownej dacie miało się zmienić, zacznie się od początku i nie pomoże sylwestrowa, cudowna, dziecinna wiara w magiczną moc zmieniania rzeczywistości.

       Życzenia też rzadko się spełniają. Może dlatego, że nie wiemy, co komu życzyć? Nie dostrzegamy, o czym marzy i czego pragnie osoba, z którą całujemy się przy lampce szampana? Stąd często spotykane w Internecie prośby - żartobliwe na pewno - by nie składać życzeń, które się nie spełniają, lecz przysyłać talony do supermarketu czy pieniądze na konto. Oprócz żartu upatruję w tym głębszy sens i w zasadzie dowcipnisiom przyznaję rację, bo cóż na przykład po życzeniach: spełnienia marzeń dla osoby, jeśli do ich urzeczywistnienia potrzebne pieniądze, których nie ma? Cóż po życzeniach: zdrowia dla osoby chorej nie mającej szansy na zakup potrzebnego lekarstwa bez finansowego wsparcia? Potrafimy jednak sprawiać radość sobie i otoczeniu. Potrafimy życie i świat czynić piękniejszym. I tego sobie i Wszystkim życzę z całego serca na cały 2013 rok. Możemy też na przykład zrezygnować z jednej butelki wódki na Sylwestra, a zaoszczędzone w ten sposób 20 złotych wysłać potrzebującemu.


A jednak coś zaksięguję.   W roku 2012:


  • Najszczęśliwszy i najpiękniejszy dzień - 24 grudnia.
  • Najdroższy i najbardziej trafiony prezent  -  książka Tadeusza Chudeckiego  „Wspaniałe podróże na każdą kieszeń” zapakowana z chałwą i dodanym komentarzem: lubisz chałwę i podróże!

  • Najważniejsza wiadomość - cofnięcie się ilości złych komórek z ponad 40 do 5 w szpiku bliskiej osoby. 
  • Największa nagroda - wycieczka do Szwajcarii. 
  • Najlepsze zakupy - wózek kelnerski do przewożenia ciężkich przedmiotów w domu, a w sytuacjach kryzysowych służący jako balkonik oraz  telewizor słusznej wielkości do oglądania bez lupy i z odpowiedniej odległości.
  • Najcenniejsze zobowiązanie - dobry uczynek - systematyczne donoszenie opału przez nowego sąsiada.
  • Najbardziej wzruszająca przesyłka pocztowa - sianko z małopolskiej stodoły.
  • Najwyższe uznanie na niwie blogowej - za artykuły o Ukrainie z Krymem. 
  • Najbardziej oryginalne powitanie - chlebem z moimi inicjałami i chałwą  -  przez słonia w Krakowie.
  • Największe moje osiągnięcie techniczne - rozebranie i złożenie laptopa oraz naprawienie „ulepszonego” bloga onetowego.


***
Drogim Posiaduszkowiczom, Wędrowcom
oraz  przelotnym Czytelnikom tego bloga
wszystkiego najlepszego w Nowym Roku 
życzą:
 alEllaGrycela,
garbaty zza pustynnej wydmy,
oraz uroczy „Nowy Roczek”





No, i... tych "talonów", żeby nikomu nie brakowało, o!


A świerszcz za kominem cyka. Cyk za pomyślność! Cyk za zdrowie!



27 grudnia 2012

Święta bez bólu menstruacyjnego


czyli na złość reklamodawcom tabletek przeciwbólowych. 


Poświąteczna rozmowa koleżanek:



@ - Czy ból menstruacyjny nie popsuł Ci planów świątecznych? Zobacz, jakie reklamy dodają do kartek elektronicznych. Zrobiłam "print screna".





       Rozumiem reklamy, bo z jakiej racji za darmo dawać nam możliwość przesyłania kartek, ale żeby takie napisy były pod obrazkiem świątecznym, sprawiając wrażenie tytułu życzeń? (!!!!!!!)
Gdyby nie to, że ktoś, kto rozpozna swoją kartkę, może mnie źle zrozumieć, napisałabym notkę na ten temat.


@ - Okropność ta reklama. Przestałam korzystać z elektronicznych kartek. Wolę już posyłać ozdobne emaile własnej kompozycji. Może jednak warto by o tym napisać? Może uprzedź autora kartki aby nie zrozumiał tego źle? Bo to przecież nie jest wina osoby wysyłającej kartkę. To prawdziwy skandal firmy utrzymującej taki portal. Warto nagłośnić aby ostrzec innych użytkowników.


@ - Oczywiście, że nie wina tego, kto wysyła, ale jednak w podświadomości może w jakiś sposób nurtować...
Piękne i nastrojowe życzenia dziwnie brzmią z bólami menstruacyjnymi  i człowiek w pierwszej chwili - zanim się zorientuje, że to sprytnie wpięta reklama -  zastanawia się, czy to nie kpina? Wiesz... to tak, jak w spojrzeniu w Realu - pierwszy błysk najbardziej poraża i jest zapamiętywany...

To kartka dźwiękowa. W tle słychać  "Jest taki dzień"  Czerwonych Gitar, a tekst reklamy, jak na ironię  zmienia się podczas trwania piosenki na: ...to twój dzień, coś tam... bóle... tabletki powlekane...


@ - Okropność... Jak można coś takiego ludziom zrobić?


@ - Nie wiem co to za firma. Pisze ”kartka.org.”


@ - No, to ”kartka.org.” nie popisała się.


@ - A ja reklamodawcom zrobiłam na złość i świętowałam wspaniale bez bólu menstruacyjnego. Kartkę natomiast uhonorowałam zaszczytnym tytułem: KARTKA WSZECHCZASÓW. 


Dopisek z 30 grudnia.
Przyszły kolejne kartki świąteczne z tabletkami na bóle menstruacyjne.  Chyba piechotą szły przez tyle dni. Szanowni administratorzy portalu http://kartka.org, już po menstruacji, hi, hi... i po świętach...

16 grudnia 2012

Hej, kolęda



       Przygotowuję na święta nagrania z kolędami. Lubię, gdy są pod ręką tak ułożone, że nie trzeba bez przerwy klikać, pstrykać i szukać. Oczywiście nie może zabraknąć kolęd w wykonaniu Zespołu Pieśni i Tańca  "Mazowsze". Ostatnio o tym zespole głośno było w listopadzie tego roku, przy okazji występu w garażu jednego z polskich milionerów. Artyści z "Mazowsza", ubrani w zwyczajne ciuchy, a nawet dresy, śpiewali - specjalnie na parapetówkę bogacza przygotowane - piosenki o wznoszeniu domu, polowaniu i piciu wódki.
Takich występów ma być podobno więcej, a teksty piosenek jeszcze lepsze. Na przykład o tym, jak pani domu każe sobie zaaplikować w żyłę zawartość stojącej na stole półlitrówki.


       Czy "Mazowsze" znika jako promotor kultury regionalnej i narodowej, czy przywdziewa nowe szaty? Zadaję sobie to pytanie, odsłuchując kolędy, które wyjątkowo pięknie ten zespół śpiewa. Kiedyś - Mira Zimińska Sygietyńska /współzałożycielka i długoletnia dyrektorka Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca "Mazowsze"/ poszukiwała ludowych strojów, badała regiony etnograficzne, studiowała pieśni religijne, patriotyczne i ludowe, by włączyć je do repertuaru. Może dziś już nie ma czego kultywować, wszak "Mazowsze"  to spadek po PRL, a co peerelowskie to przecież ma być złe? No, to... "w żyłę i heja na imprę do garażu". W końcu to zespół ludowy, więc dlaczego ma nie współtworzyć nowych tradycji wzbogaconego ludu? 


„Mazowsze” kolędowało w tym roku w naszym Parlamencie.
Wraca do łask i zostało przez polityków docenione?




Życzę serdecznie, by Święta

Bożego Narodzenia

wypełnił nastrój szczęścia i radości. 

Niech upłyną w gronie kochanych,

przyjaznych i życzliwych.

Niech będą Bliskością i Spokojem

oraz Dobrym Czasem.



Wesołych Świąt!





Świąteczna Księga Tradycji


11 grudnia 2012

Zapach pomarańczy i kukułek


       Choć było to wiele lat temu, doskonale pamiętam ten dzień. Zbudził mnie zapach smażonej pomarańczy niesiony powiewem z otwartego w kuchni okna. Babcia zawsze wietrzyła po nocy mieszkanie z samego rana, kiedy dzieci jeszcze były w łóżkach pod kołdrami. Dziś już mało która pani domu smaży skórki pomarańczowe. Najpierw skórki się moczyło, potem taką wymoczoną skórkę przekładało się do garnka, zalewało wodą i gotowało aż będzie zupełnie miękka. Wówczas starannie się ją osączało z wody w lnianej ściereczce i kroiło w paski lub małe kwadraciki, a na końcu smażyło w syropie przygotowanym z cukru nasączonego wodą. Do dekoracji deserów, tortów musiały być koniecznie paski, zaś do ciasta, masy serowej i makowej - drobna kwadratowa kostka.

       Tego pamiętnego dnia najważniejszy był nie tylko zapach tych smażących się skórek. Tak leżąc pod kołdrą i upajając się pomarańczowym aromatem wiedziałam, że skoro smażą się skórki, to są w domu pomarańcze. Pytanie tylko, kiedy dzieci je dostaną? Na gwiazdkę? Dopiero połowa grudnia, niemożliwe, aby obrane dotrwały do Wigilii. A więc może dzisiaj? Tak! Dzisiaj! Ileż było radości, kiedy babcia po śniadaniu położyła każdemu na talerzyku kilka cząstek pomarańczy. A jak one smakowały...
Dziadek w swej łaskawości dołożył kukułki niewykorzystane do nalewki.

       Piszę te słowa patrząc na koszyk z egzotycznymi owocami. Pomarańcze chyba nie robią dziś najmniejszego wrażenia. A może podsmażę skórki i pobiegnę po kukułki, by delektować się szczęśliwym wspomnieniem z dzieciństwa? 



Dla dorosłych, którzy grymaszą, że przepisy podawane na blogach nie zadowalają ich w stu procentach, wznawiam: 
WIELKIE PRZEDŚWIĄTECZNE ZALEWANIE powyżej trzydziestu procent.


Zalewanie cukru.
       Szklankę wody zagotować ze szklanką cukru. Ostudzić. Wymieszać ze szklanką spirytusu i całym piwem ’Porter’. Można dodać olejek migdałowy albo cukier waniliowy. Zamknąć do sejfu na około dwa  tygodnie. Klucz oddać zaufanej osobie.
 
Zalewanie kukułek.
       Kilogram kukułek zalać 1 litrem  przegotowanej gorącej wody.  Postawić na parę dni w widocznym miejscu, aby nie zapominać co jakiś czas wstrząsać. Gdy już kukułki całkowicie rozpuszczą się i nie będzie najmniejszych grudek cukierków, połączyć kukułkowy płyn  z 1 litrem spirytusu, albo 1 litrem czystej wódki.  Pyszne są obie wersje. Różnią się tylko procentami. Napój jest tak smaczny, że trzeba schować przed dziećmi. Przed każdym użyciem wstrząsnąć.
 
Zalewanie mleka.
       Skondensowane mleko w puszcze gotować w tejże puszce przez około 2 godziny. Ostudzić i wymieszać z ćwiarteczką. Będzie pychotka likier karmelowy. 
 
Zalewanie wiórków kokosowych.
       Wiórki kokosowe (około 200 g)  zalać półliterkiem spirytusu. Po 2 dniach odsączyć, dodać 1 łyżeczkę kawy rozpuszczalnej  i  dwie puszki mleka skondensowanego (po jednej słodzonego i niesłodzonego). Można pić od razu.
 
       Wszystkie te zalewanki, to oczywiście trunki na tak zwane moczenie języka. Nie da się wypić jednorazowo więcej, niż jeden - dwa kieliszki. Żeby nie zemdliło od tych słodkości, dla 'zdrowotności',  także...
 
zalewamy pieprz.
       Pieprz dość grubo pokruszyć w moździerzu. Zalać spirytusem i wodą  w proporcjach dowolnych. Odstawić na dwa tygodnie, niekoniecznie do sejfu. Napój jest tak niesmaczny, że nikt, jeśli nie musi, nie przystawi się do flaszki.

Oby było na zdrowie!



5 grudnia 2012

Piernik w stogu siana


Duch, magia i tradycja są przecież w nas!


       Kilka lat temu wspomniałam, że nie udaje mi się piernik adwentowy. Zniechęcona przestałam więc go piec. Poskarżyłam się także, że wśród wielu pysznych ciast brakuje mi właśnie piernika na Boże Narodzenie. Kupowałam w sklepie, ale... miał nie ten smak i zapach. Od tej pory, niebieskim samochodem pocztowym, Mikołaj przywozi mi adwentowy piernik. Prawdziwy! Taki, który pieści zmysły nie tylko smakiem i zapachem, ale wprost otula babcinym i matczynym sercem. A może to Babcia z Mamą załatwiają mi ten piernik u św.Mikołaja? Same na swych chmurkach nie mają zapewne piekarnika, ani miodu czy mąki.

       Kiedy czytam i słyszę o tym, że Świętami Bożego Narodzenia i całym tym dobrym przedświątecznym czasem owładnęła komercja, myślę sobie, że to nieprawda. Duch, święta i atmosfera są przecież w nas, w domu, w rodzinie, a nie w telewizyjnych reklamach kremu do golenia z mikołajową czapeczką. Nie wszyscy komercji marketowo - telewizyjnej się poddają. Nie ulegają szałowi zakupów chińskiej tandety na prezenty. Nawet na blogach widziałam, że gwiazdkowe i mikołajkowe prezenty wykonują sami, wcześniej uważnie wsłuchując się w pragnienia osoby, którą pragną obdarować.

       Ileż cudnych mocy, serca i magii zaklętych jest w takim podarowanym na Mikołaja pierniku adwentowym.  Nawet w każdym węzełku sznurka, starannie paczkę owijającego.





       Hi, hi... Piernik na sianie? A tak! Prawie w całym stogu siana. To także magia. W ubiegłym roku nie mogłam zdobyć sianka na wigilijny stół. Nie było w sprzedaży na targu, a to z marketów, zapakowane w foliowe woreczki zupełnie nie pachniało. I oto dzisiaj, jako dodatek do piernika, w mikołajowej paczce się pojawia. Nie byle jakie siano, o nie!  Dobrej jakości i aromatyczne. Prosto z obory w małopolskiej wsi.

Bardzo, bardzo dziękuję Mikołaju.


Zapraszam w dalszym ciągu do  uzupełniania ”Świątecznej KsięgiTradycji”.



1 grudnia 2012

Świąteczna Księga Tradycji IV



Jak w każdym grudniu wystawiam uzupełnioną 

księgę o tradycjach i zwyczajach świąteczno - noworocznych
w różnych regionach 


Księga wciąż otwarta i czeka na nowe wpisy

  • Najważniejsza w Polsce jest chyba Wigilia. Spotkanie w gronie rodzinnym, wspominania, rozmyślania i prezenty. Radość szczególna, przede wszystkim dla dzieci. Polska Wigilia, to ewenement jedyny w świecie. Nie spotkasz podobnych nigdzie. W Niemczech na przykład, Wigilia to dobre żarcie: gęś, kaczka, kiełbasa… Dzielenie się opłatkiem jest obce. Kiedyś, kiedy jeszcze dokładnie obyczajów tutejszych nie znałem, poszedłem przed Wigilią do księdza z prośbą o opłatek. Nie wiedział, o co chodzi, a był w „stanie wskazującym”, bo lubił to. Wytłumaczyłem mu, jak to w moim kraju obchodzi się Wigilię. Ja ci mogę dać te „Oblaten” /hostia/, ale przyrzeknij mi, że je po drodze nie zgubisz i zużyjecie je wszystkie – powiedział. Wziąłem więc te niemieckie „Oblaten”, które tak samo smakowały,   jak polski opłatek. Takich Wigilii się nie zapomina. A dla dzieci najważniejszym jest Święty Mikołaj, o czym wspomniałem na moim blogu: grudhen.blog.onet.pl Heny
  • Dla mnie Wigilia ma specjalne miejsce w moim sercu. W ten oto dzień przy zapalonych świecach, zapachu świeżej choinki składamy sobie życzenia. Wszystkim i przyjaciołom i wrogom życzę zdrowia i pogody ducha, a słuchanie kolęd to raj dla moich uszu. Uwielbiam je. W taki czas nikt nie powinien być sam. Zacierają się wszelkie różnice: biedni i bogaci, zdrowi i chorzy, smutni i weseli. Szukamy schronienia dla swoich smutków. Czas na radość. Święta to czas, kiedy wybaczamy innym, ale też i sobie rożne zachowania, słowa czy uczynki. Szkoda tylko ze ten stan trwa tak krótko. Jagoda
  • Boże Narodzenie jest chyba najbardziej magicznym świętem i zarazem okazją do wspólnych rodzinnych spotkań, a to niesłychanie ważne w tym tak zagonionym, obecnie świecie. Wspólne biesiady, wspomnienia, podarunki i gesty przebaczenia, cóż więcej trzeba do szczęścia. Piękne świętaKalia
  • Myślę jak większość komentujących u Ciebie, że Wigilia to najważniejszy dzień w roku, to dzień pełen magii, wspomnień i łezki w oku. Lata mijają, a przy wigilijnym stole ciągły ruch. Jedni odchodzą, inni przychodzą, a my, co roku przygotowujemy takie same potrawy jak przed laty, niektóre trochę unowocześniamy, ale podstawa zawsze jest podobna. ludzie w ten dzień są milsi, nawet obcym mówimy wesołych świat i uśmiechamy się do siebie. Chyba w ten dzień jesteśmy lepsi, serdeczniejsi. Chociaż to tylko jeden taki dzień w roku, dobrze, że jest,   jest potrzebny jak powietrze… Rozyna
  • W Norwegii przygotowania do świąt  zaczynają się w Adwencie. Robi się generalne porządki oraz pieczenie ciasteczek, co najmniej siedem rodzajów. Dzieci mają kalendarze adwentowe i odliczają dni do świąt. Niektóre dzieci mają 2 kalendarze. Jeden kupiony w sklepie z czekoladkami, a drugi zrobiony własnoręcznie. W Wigilię, po dokonaniu ostatnich zakupów, Norwegowie idą do kościoła na uroczystą mszę, a po powrocie zasiadają do świątecznego posiłku.  Głównym daniem są solone jagnięce żeberka. Później  tańczą  przy choince i śpiewają norweskie kolędy.  Nazajutrz, zaraz po pobudce, dzieci rozpakowują prezenty, które w nocy zostawił dla nich Julenisse, który jest mniej skomercjalizowanym krewnym amerykańskiego Mikołaja. Norweski Julenisse lubi płatać figle. Dlatego w  Wigilię należy go poczęstować dużą porcją owsianki, wtedy będzie grzeczny. Tradycją w norweskim domu jest przygotowywanie ozdób choinkowych. Zwykle łańcuchów i koszyczków, do których wkłada się słodycze i orzechy. Sosnowe lub świerkowe drzewko zadomowiło się w Norwegii dopiero od 1900 roku. Każdego roku z norweskiego lasu wycina się i wysyła drzewko  na Union Station w Waszyngtonie oraz na TrafalgarSquare w LondynieBasia
  • Kościół koptyjski celebruje siedem świąt większych i siedem mniejszych. Boże Narodzenie należy do świąt większych, /ale najważniejsza jest Wielkanoc/. Wierni Kościoła koptyjskiego obchodzą święto Bożego Narodzenia według kalendarza juliańskiego, czyli 7 stycznia. Na 45 dni przed tym dniem rozpoczynają post. W czasie trwania postu spożywają ryby oraz warzywa. 6 grudnia od godziny 20.00 do 24.00 odprawiane są w kościołach koptyjskich specjalne msze. Po mszy całe rodziny udają się na tradycyjną kolację, podczas której spożywają potrawę - fatta . Jest to ryż z chlebem, grzankami, czosnkiem i octem. Następnego ranka pojawiają się pod choinkami puste opakowania od prezentów. Same prezenty rozdawane są dopiero w Nowy Rok. 7 grudnia, egipscy chrześcijanie jedzą same słodycze (ciastka i czekolady), a dzień kończą kolacją złożoną wyłącznie z ryby. 7 stycznia w Kościołach odprawiane są msze świąteczne. Tego dnia, świąteczna kolacja kończy post. Od 2002 roku, dzień ten jest dniem wolnym od pracy na mocy dekretu prezydenta Mubaraka. Nefre.
  • Do mnie /lubelskie/  na Wigilię przybywał Gwiazdorek – niewidzialny, który układał prezenty pod choinką. Mikołaj przychodził 5 grudnia wieczorem. Natomiast we wsi Wilcze, do domu położonego na skraju Puszczy Kampinoskiej Mikołaj pojawia się pod koniec wieczerzy wigilijnej. Żeby otrzymać prezent, trzeba  powiedzieć wierszyk lub zaśpiewać kolędę. Przy śpiewaniu kolędy można posłużyć się ściągawką, bo Mikołaj wymaga więcej, niż 1-2 zwrotki. Atmosfera staje się rozluźniona, jest bardzo wesoło, a wiersze, czy kolędy zapowiadające się na zbyt długie, przerywane są brawami. Każdy przecież chce jak najszybciej swój prezent otrzymać. alElla
  • Myślę, ze Boże Narodzenie to taki magiczny czas, że każdy każdemu jest w stanie przebaczyć cokolwiek by nie uczynił. Jest takie ciepło w sercu, taka chęć bycia dobrym – nie potrafię tego wytłumaczyć. Myślę, że tylko człowiek głęboko wierzący czuje to i ma świadomość tego, co napisałam. U  Nas przychodził Mikołaj,  któremu trzeba było jak na spowiedzi przyznać się do grzeczności czy nie, czy się ma dobre stopnie, czy złe, no i jak piszesz, wierszyk czy piosenka obowiązkowa. Z Gwiazdorem szczerze mówiąc nie spotkałam się. Ella Jeremy
  • Gwiazdor to postać rozdająca prezenty w Wigilię Bożego Narodzenia występująca na terenach Wielkopolski  na tej części, która była pod zaborem pruskim. Także Kaszubi go znają.  Gwiazdor przynosił prezenty i rózgę, odpytywał dzieci z pacierza,  znał dobre i złe uczynki dzieci. Współcześnie na skutek migracji oraz wpływu mediów i  centrów handlowych, część mieszkańców Wielkopolski i Kaszub porzuciła tradycję Gwiazdora na rzecz Mikołaja. Skąd się wziął na Lubelszczyźnie, trudno powiedzieć, pewnie ktoś z rodziny „przyniósł” ten zwyczaj. Poza tym Polska, to zróżnicowany etnicznie kraj i rożne tradycje poprzenikały. Jasiu
  • Kiedyś spędzałam Boże Narodzenie w zwyczajnej niemieckiej rodzinie. Tu najważniejsza była choinka. Stała bogato ubrana już kilka dni przed Wigilią… Piękny srebrny świerk /wart kilkadziesiąt euro/ zajmował znaczną część salonu. W dzień Wigilii od rana zajmowano się ozdobnym pakowaniem prezentów, które wkrótce szczelnie wypełniły przestrzeń wokół choinki. Obowiązuje zasada: każdy dostaje prezent od każdego uczestnika Świąt. Około południa Pani Domu poczuła się zmęczona i ułożyła się na kilkugodzinną drzemkę. Na kolację, podaną codziennym zwyczajem, w kuchni – zaserwowano gulasz wołowy z ziemniakami. Moja propozycja zapoznania się ze zwyczajem „opłatkowym” została przyjęta uprzejmie, lecz bez specjalnego zainteresowania. Za to, ze względu na moją obecność, po kolacji, Rodzina wybrała się do Kościoła. Ewangelickiego. Tam rozdawano świąteczne drobne upomineczki. Pastor, osobiście, z podaniem ręki, witał wszystkich przybyłych na nabożeństwo. Potem, wieczór upłynął na rozdawaniu i rozpakowywaniu prezentów. Każdy otrzymał indywidualny tzw. „talerz świąteczny” – pełen słodyczy /cukierki, ciasteczka, czekoladki/. Konsumpcja tych słodkości miała być główną atrakcją kulinarną Świąt. Pierwszy Dzień Świąt to dzień Urodzin naszej Pani Domu. Dla gości przygotowano poczęstunek: połówki bułeczek ozdobione plasterkiem kiełbasy typu mortadela oraz wyjęty z zamrażarki tort typu „Czarny Las” rodem z supermarketu Aldi. Drugi Dzień Świąt spędziliśmy siedząc na kanapie i oglądając TV. Kilka dni po Nowym Roku choinka musi być zlikwidowana zgodnie z harmonogramem specjalnego serwisu uprzątającego choinki. Nie można ich wyrzucać po prostu na śmietnik. Ordnung muss sein! Bet
  • Wigilię uwielbiam, nie mogę się doczekać… U nas dominuje kulinarnie i obyczajowo tradycja kujawska, bo Mama i Babcia stamtąd. Tato z tradycją kaszubską się jakoś nie przebił w domu pełnym kobiet!  Jutro lepimy pierogi! Zgaga
  • O Gwiazdorze opowiadała mi mama (pochodzi z Wielkopolski). Z kolei tato z pewną tęsknotą w głosie wspomina Dziadka Mroza. Żadnego z tych dwóch panów nie spotkałam. Gdy się urodziłam prawie cała Polska została już „zmikołajizowana”. Muszę przyznać, że niektóre próby utwierdzenia dzieci w wierze w istnienie św. Mikołaja były raczej żałosne. Do dziś nie mogę zapomnieć, jak to za tego świętego przebrała się… moja babcia! Taki równouprawniony płciowo Mikołaj to wrażenie wprost niezapomniane! Maera Fey
  • Był Dziadek Mróz na tzw. Choinkach dla dzieci organizowanych przez zakłady pracy dla maluchów. Bardzo dawno temu, ale był Dziadek Mróz! Ana-fi
  • Przeszywa mnie ciepłem i tęsknotą do lat dziecinnych w Polsce, czy to nie piękne? W tym wspomnieniu i tęsknocie czuję zapachy polskich potraw, cóż, wspomnienia. Wigilie urządzam w domu moim w Holandii; to jedyne święto, polsko-rodzinna tradycja, której Holendrzy – nawet katolicy nie znają. Świętują tutaj Boże Narodzenie, ale to takie jak wszystkie inne a nawet dla niektórych to zwykła niedziela. Ja urządzam Wigilie, opowiadam jak zawsze dużo o Polsce i domu rodzinnym. Wszyscy wiedzą tutaj, ze my świętujemy i wszyscy wiedzą o talerzu i miejscu dla nieoczekiwanego, obcego lub znajomego gościa. Chociaż nie mam suszonych prawdziwków na tradycyjne pierogi, to jednak barszczyk czerwony i uszka są na stole. Czasem kupuję w sklepie włoskich produktów suszone grzybki, ale tak cienko – cieniutko są pokrojone, że są w sumie niesmaczne w potrawie. (…) Oby tylko święta były białe. (…) Tradycje rodzinne to najbogatsze źródło kształtowania rodziny w świecie współczesnym.   Berta z Holandii
  • Pamiętam święta w Polsce, czekanie na pierwszą gwiazdkę, pachnące siano pod obrusem, zapach ciasta w całym domu, uwielbiałam próbować ciasto drożdżowe, które „rosło” w oczach, za co dostawało się „po łapach” od Mamy, wybierać rodzynki namoczone w rumie, oczekiwanie na skończenie kolacji wigilijnej, aby poszukać pod choinką swojego prezentu, nawet długopis z wizerunkiem Myszki Miki za 5 zł sprawiał ogromną radochę (...) Oczekiwanie na jedzenie wędlin po pasterce, jak i wyprawę ponad kilometr na pieszo po skrzypiącym śniegu do kościoła na pasterkę… (...) Po 30 latach na emigracji, przyznam, że nie znam prawie tutejszych obyczajów. Mężowi tak przypadła wigilia po polsku, że tylko taką świętujemy. (...) W Boże Narodzenie odwiedza się krewnych i przyjaciół, aby złożyć życzenia. Drugiego dnia świąt nie ma. W noc sylwestrową koniecznie przed północą stawia się na zewnątrz talerz i pośrodku zapaloną świeczkę a na talerzu drobne pieniążki zawinięte w sreberko. Im więcej świeczki się wypali tym więcej szczęścia Nowy Rok przyniesie i w dzień Nowego Roku odwiedza się najbliższą rodzinę, przyjaciół i każdemu na szczęście daje się pieniążek w sreberku, który ma pozostać w portmonetce przez cały rok.  (...) Eliza
  • Wigilie, które zapamiętałam z rodzinnego domu były bardzo skromne i spędzane tylko w czwórkę, tzn. rodzice i ja z bratem, bo dziadkowie wcześniej poumierali. Mieszkaliśmy na skraju wsi pod lasem. Wigilia była magiczna. Były takie prawdziwe zimy z siarczystym mrozem. Z niecierpliwością czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę, żeby móc rozpocząć wieczerzę. Pamiętam ubieranie choinki, którą zawieszaliśmy u sufitu. Były na niej orzechy, czerwone małe jabłuszka, włosy anielskie, ozdoby własnoręcznie zrobione z bibuły i prawdziwe świeczki. No i cukierki, takie długie karmelki w kolorowych złotkach. Za oknem była cisza i mrok przetykany blaskiem gwiazd, urozmaicony nikłym światełkiem wymykającym się z naszej izby przez pomalowane mrozem małe szybki w oknie. Ogień wesoło buzował w piecu, a my śpiewaliśmy kolędy. Prezentów nie dostawaliśmy na gwiazdkę tylko wcześniej od Mikołaja. Nigdy nie zapomnę tamtych skromnych, ale bardzo drogich mi Wigilii, kiedy wszystko było takie proste i pięknePatmar
  • W mojej rodzinie staramy się zachować tradycje, które wynieśliśmy z rodzinnych domów. Zwyczaje moje z kresów różnią się od tych z krakowskiego, więc połączyliśmy je ze sobą i wyszedł niezły pasztet, szczególnie, jeżeli chodzi o potrawy wigilijne. Na stole spotykają się więc dwa barszcze, czerwony i grzybowy, wszelkie uszka i pierożki, a także kutia i drobniutkie bułeczki drożdżowe z wodą makową. Całowanie pod jemiołą mieszają się z podkradaniem cukierków na choince i szukaniem na niej ciasteczka z napisami. Piękne są nasze rodzinne Wigilie. Pamiętam jednak moje dzieciństwo i Wigilię bez ojca, który przebywał na Syberii. W domu było bardzo biednie i bardzo zimno. Był to jedyny dzień w roku, kiedy najadaliśmy się do syta. Pamiętam gorzki kisiel owsiany ze słodką wodą makową. Najbardziej zapamiętałam kartkę od ojca, na której napisał… ”Wesołych Świąt wam życzyć nie mogę”. Podczas naszych Wigilii na stole stoi pusta zastawa dla tych, których już nie ma. Lotka

A nadzieja znów wstąpi w nas
Nieobecnych pojawią się cienie
Uwierzymy kolejny raz
W jeszcze jedno Boże Narodzenie
I choć przygasł świąteczny gwar
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj
Wbrew tak zwanej ironii losu (…)  /Kolęda dla nieobcych/


  • O pustym miejscu przy stole śpiewają jakże pięknie artyści z „Piwnicy pod Baranami”. Jeśli chodzi o choinkę to w moim domu była kiedyś maleńka, później wraz z wzrostem dzieci też rosła. Teraz jest znów maleńka. Bardzo maleńka ale jakże piękna. A dzieci mają już swoje choinki we własnych domach… „Kolęda dla nieobecnych”- wzruszając jakże piękna, wyciskająca łzy i przywołująca wspomnienia. Znów sobie jej posłucham, a także tej góralskiej „to już pora na Wigilię”…  Andante

  • Kolędy Zbigniewa Preisnera mają brzmienie takie inne od tych słuchanych przez dziesiątki lat. A ta ze słowami Wandy Chotomskiej „To już pora na Wigilię” jest wyjątkowa. AlElla


Pachnąca choinka mieni się złotkami,
stoi strojna w kącie i tęskni za nami.
Na niej jest lameta, bombki kolorowe
i sople z cukierków, aż odbiera mowę.

Na stole obrusik a pod nim jest sianko,
talerze odświętne, nie w głowie spanko.
Barszcz i zupa rybna, uszka i kapusta,
są też makówki, aż śmieją się usta.

Ten jeden raz w roku zapomniane błędy,
uśmiechy radosne, śpiewanie kolędy.
Opłatek w ręku, składamy życzenia,
zdrowia i radości co życie odmienia.

Nie mamy Gwiazdora a Dzieciątko mamy, 
ono niesie prezent na który czekamy.
Czasy się zmieniają, Tradycja została,
być razem w Wigilię to radość nie mała.
Hanna


  • Mimo że nawet święta bożenarodzeniowe się skomercjalizowały, to jednak wiele tradycyjnych potraw i obrzędów pozostało w naszym narodzie. Aż smutno się robi, że może kiedyś to przeminie i pozostanie tylko plastikowa choinka z plastikowymi bombkami prosto z Chin oraz uszka kupione w markecie razem z barszczem z torebki. Dobrze, że na swoim blogu umieszczasz wspomnienia różnych osób, może małolaty sobie uświadomią, że kiedyś inaczej bywałoAnna
  • O ile się nie mylę opłatek to nasza polska specjalność i piękny zwyczaj. W tym roku pewnie pojadę do wujka- brata mamy- i mojego chrzestnego. Cała rodzina siądzie przy dużym stole, aż uginającym się od pysznych dań. Ciocia oraz jej siostra gotują cudownie. Ilekroć tam przyjeżdżam zachwalam pod niebiosa ich kulinarne dzieła sztuki. Wszyscy są bardzo rodzinni toteż z prawdziwą przyjemnością siedzimy razem przy stole i rozmawiamy. Erinti
  • U mnie ze świętami różnie – raz są, raz ich nie ma. A tak naprawdę to były tak długo, dopóki nie odkryłam, że Mikołaj to śliczna fikcja. Strona kulinarna świąt nigdy mnie nie interesowała – jedyne co lubiłam to zupę grzybową z leśnych grzybów z cieniutkim, lanym makaronem i pierogi z grzybami. Reszta była dla mnie „niejadalna”, łącznie z ciastem drożdżowym i makowcem, bo miały dużo skórki pomarańczowej. Kompotu z suszu też nie tolerowałam. Gdy poszłam  „na własne”, tradycją stały się wyjazdy w góry, 30 minut przy stole a potem spacer lub kulig. Gdy już wreszcie doczekałam się własnego mieszkania zaczęłam interesować się co jedzą inne nacje z okazji  tych świąt i wprowadzałam coraz to inne potrawy. Tym sposobem płynę spokojnie pod prąd tradycji. (…) Wigilia wcale nie jest postnym dniem, już nawet nasi księża wreszcie o tym mówią. Wyznaję zasadę, że przed świętami nie należy szaleć z  zakupami i gotowaniem, a w święta starać się być z rodziną i robić to, co się lubi i nie wysiadywać godzinami za stołem. Malo tradycyjna ze mnie osoba. Anabell
  • Tradycja to także wspomnienia. Chyba najmocniej utkwiła mi w pamięci wigilia w naddunajeckiej wsi Tylmanowa. Byłam tam na święta w połowie lat 70. Wieczerza wigilijna była bardzo skromna. Moi gospodarze mogli na wigilijny stół podać tylko… jajecznicę. Była to najsmaczniejsza jajecznica jaką jadłam w życiu. Potem była góralska pasterka i to dopiero było piękne. Tylmanowa ma opinię najpiękniej śpiewającej wsi na Podhalu. Pleciugapleciugowska
  • Kiedy byłam mała najbardziej podobały mi się same przygotowania do świąt. Mieszkaliśmy 5-osobową rodziną w jednej izbie, która była jednocześnie pokojem i kuchnią, tak ciasnej, że choinka była stawiana na oparciu łóżka, bo gdzie indziej nie było na nią miejsca. Jak się budziłam wystarczyło wyciągnąć rękę żeby zdobyć jakiś smakołyk – jabłuszko, orzeszka czy cukierka. A w dzień dom napełniał się zapachami przygotowywanych potraw – wszyscy byli w jakiś sposób zaangażowani w te przygotowania: mielenie maku, ucieranie sera w makutrze – zazwyczaj jedna osoba trzymała miskę a druga ucierała puszystą masę z żółtek cukru, masła i sera – lubiłam podjadać te pyszności, a że byłam najmłodsza uchodziło mi to na sucho. Pamiętam że kiedy przeprowadziliśmy się potem do dużego mieszkania w blokach i kupiliśmy mikser autentycznie żal mi było tego ucieranego ręcznie sera i tej choinki pachnącej nad łóżkiem (w blokach mieliśmy już sztuczną). Kiedy zaczęłam przygotowywać święta w swoim domu, także włączałam w te przygotowania dzieci – to do nich należało wiązanie nitek do cukierków które wieszały na choince czy pomoc w przygotowywaniu świątecznych ciast (też lubią podjadać sernikowe słodkości). W ubiegłym roku moje studiujące dzieci z zapałem lepiły razem ze mną wigilijne pierogi z kapustą i grzybami. I właśnie takie chwile wspólnej pracy żeby w domu było pięknie i by na stole znalazły się własnoręcznie przygotowane pyszności tworzą dla mnie magię świąt – magię którą wydaje mi się że udało mi się przekazać własnym dzieciom. Jadwiga Borkiet
  • Rodzinę miałem dość liczną i różnorodną religijnie i światopoglądowo (opisałem to tutaj: Ten jeden magiczny dzień), ale problem zawsze był ten sam. Jak miałem kilka lat, to nie mogłem się doliczyć i zapamiętać tych starszych ode mnie. Teraz nie mogę zapamiętać tych młodszych… Na wigilię każda rodzina przynosiła swoje specjały, i tego nie dawało się zapomnieć. Można było nie pamiętać ciotki, ale jej makiełki, albo śledzik wujka, czy uszka z barszczem kogoś innego zawsze były rozpoznawane… Anzai
  • Pamiętam przystrajanie choinki, wycinanie z kolorowych kartonów pasków, klejenie z nich łańcuchów i wieszanie na choince… I kradzież z choinki tych cukierków czekoladowych. Bieda była i takie cukierki tylko od święta były.  W czas Wigilii to wszystkie prawie cukierki z choinki były już pożarte. To ja z siostrą. Pamiętam też zawzięte kręcenie korbą maszynki do mielenia maku do makowca. I ten zapach smażonego przez Matulę karpia... Cichy w.
  • Czytając umieszczone na Twoim blogu rozważania na temat świąt, a w szczególności Wigilii, wydaje mi się, że najważniejsze było przygotowanie. Przede wszystkim zapach pasty do podłogi, zapach drzewka świeżo przyniesionego z lasu oraz zapach gotowanego bigosu. Samo przygotowanie i oczekiwanie było chyba najważniejsze nawet dla dzieci. Anna_2007

25 listopada 2012

Chur i czekoladki czyli niespełnione marzenie

Nagroda Główna "Media Trip Poland" w konkursie „Zakochaj się w Szwajcarii”.

Tekst konkursowy z komtarzami: https://aleblogowanie.wordpress.com/2012/11/25/chur-i-czekoladki-czyli-niespelnione-marzenie/


       W szkole otrzymałam ocenę niedostateczną za słowo „Chur”. Tematem wypracowania była przyjaźń i koleżeństwo. Napisałam, że moją przyjaciółką jest dziewczynka ze szwajcarskiego Churu.  Pani poprawiła „Chur” na „chór” i policzyła dwa błędy ortograficzne w jednym słowie. Płakałam… Długo płakałam i hodowałam w sercu słodką zemstę niczym w filmie „Vabank”, którego premiera odbyła się wiele lat później. Pragnęłam wyjechać do Szwajcarii na wycieczkę i  tak, jak bohater filmu – Kwinto – Kramerowi, wysłać pani nauczycielce bombonierkę pralinek z miejscowości Chur, aby pieczątka z tą nazwą znalazła się na przesyłce.

Chur to szwajcarskie miasto otoczone przez Alpy, będące stolicą kantonu Gryzonia.

– Ach, to dodatkowo panią ugryzie, roiłam w swojej młodzieńczej głowie.

Sen o Szwajcarii podsycała Heidi  – bohaterka filmów zrealizowanych na podstawie powieści Johanny Spyri. Ich akcja rozgrywa się w Alpach Szwajcarskich.

Z czasem o  zemście zapomniałam. W Alpy - do źródeł Renu - było nie po drodze.

 

     Marzenie o wyjeździe do kraju koleżanki z lat szkolnych powróciło wraz z liliową łaciatą krową Milka kojarzącą się ze Szwajcarią oraz najlepszymi na świecie czekoladkami, które zaczęły pojawiać się w polskich sklepach. A świstak siedział i zawijał je w te sreberka…

Czekolada nie tylko przywołuje śmieszne wspomnienie o „słodkiej zemście” i mojej walce o Chur, ale też wyzwala hormon szczęścia. Może warto zrealizować marzenie i skonsumować prawdziwą Szwajcarię? Nie tylko w postaci tabliczki z alpejskiego mleka…

Szwajcarski zegarek tyka:

– Już czas! Już czas! Już czas! Już czas!

Pora wyruszać po radosny okrzyk: Chur wzięty, o!


22 listopada 2012

Wielka Onetowa Emigracja

...czy Onet dalej dopieka?


       Uciekinierzy z Onetu pięknie urządzili się na tym portalu. Niektórzy przybyli z całym dobytkiem, inni zaczęli emigracyjny byt od budowy zupełnie innego - nowego domu. Jak powiedział jeden z Blogerów, jest tu prawie cała onetowa arystokracja, hi, hi...

       Co tymczasem słychać na ziemi opuszczonej? A... warto... warto ją odwiedzić, by zobaczyć i porównać to - co zostawiliśmy, do tego - co teraz można zastać po wielkich rewolucyjnych zmianach, jakie redakcja Onetu przeprowadziła. Jednym się podoba, innym nie. Jak w życiu, nie da się wszystkim dogodzić, a dyskusja na tematy estetyczno - techniczne portalu blog.pl, na który są nasze blogi przenoszone i tak nic nie da, bo to „musztarda po obiedzie”. Takie rozmowy miałyby sens, gdyby autorów onetowych blogów pytano o zdanie zanim rewolucja się rozpoczęła.

Ale o tym, co mnie zbulwersowało, wręcz mną wstrząsnęło, a nawet śmiertelnie przestraszyło, muszę napisać. Jest to otwarta edycja wszystkich komentarzy, które kiedykolwiek i gdziekolwiek na Onecie opublikowałam. Otóż autor bloga może sobie wejść do każdego komentarza i pozmieniać w nim co chce, wkładając tym samym w moje usta treści, jakie mu tylko przyjdą do głowy. Nie myślę oczywiście o znajomych mi Blogerach.  Ileż to razy jednak dyskutowało się na nieznajomych blogach, bo zainteresował jakiś temat. Kto wie, co i któremu autorowi może strzelić go głowy? Przecież słyszymy o różnych dowcipnisiach albo kłótliwcach, którzy nie tolerują innego zdania, szczególnie w sprawach politycznych.

       Zbiegiem okoliczności, wczoraj odkrywam na ulepszonych blogach onetowych opcję ingerencji we wszystkie komentarze, a dzisiaj słyszę w telewizji, że za nieodpowiedni komentarz ktoś został skazany przez sąd. Oczywiście jedno z drugim nie ma nic wspólnego, ale uruchamia wyobraźnię...


Szanowni Przyjaciele Blogerzy! 
Komentatorki i Komentatorzy! 
Koleżanki i Koledzy! 
Posiaduszkowicze, Wędrowcy i Kominkowcy!

       Tak się zastanawiam, czy edycyjne otwarcie naszych komentarzy nie jest wykroczeniem? O ile mogę się ostatecznie zgodzić, że od dnia przeniesienia bloga tak może być, bo klikając w przycisk „ulepsz bloga” zapewne akceptujemy opcje i narzędzia nowych szablonów,  o tyle wstecz - PROTESTUJĘ! Nigdy, przenigdy nie komentowałabym na blogach onetowych, gdyby na nich od zawsze była edycja komentarzy. Widziałam przecież różne ”wojenki”, a co dopiero by było, gdyby „wojownicy” sobie nawzajem treści komentarzy mogli zmieniać?

Pokazuję przykład mojej ingerencji w treść komentujących u mnie Blogerek - tu: http://alella.blog.onet.pl/archives/904



To paskudne z mojej strony że wlazłam w komentarze Koleżanek, ale zrobiłam to, aby pokazać, że jest taka możliwość. Sama sobie zresztą nie wierzyłam, gdy zobaczyłam guziczek „edytuj komentarz”.

Komentatorzy Onetowi, okopywać się!

Gore!

PS. Po jakie licho zaglądałam w ten „ulepszony” Onet? Blogowałabym sobie na  Wielkiej Onetowej Emigracji i zaznawała  świętego spokoju...


Dopisek.

Mój komentarz i odpowiedź  redakcji na blogu redakcyjnym:
http://nowy.blog.pl/2012/10/30/ulepsz-swojego-bloga-komunikat/


26.  ~alElla pisze:
Klik dobry:)
W związku z tym, że na ulepszonych blogach otwarta jest edycja komentarzy, chciałam zapytać, kto bierze odpowiedzialność za ewentualne słowa, które autor bloga może włożyć w usta komentującego i wypaczyć/zmienić treść komentarza. Za komentarz też można zostać skazanym przez sąd, a „dowcipnisiów” w sieci nie brakuje. Nadużycia w komentarzach to rzecz niebezpieczna!
O ile ostatecznie mogę się zgodzić co do nowych komentarzy, bo zapewne klikając w przycisk „ulepsz bloga” zgodziłam się na to i od teraz mogę nie komentować, o tyle wstecz – NIE!
Protestuję! Jednocześnie oświadczam, że nie biorę odpowiedzialności za treści znajdujące się w komentarzach szyldowanych moim nickiem na całym Onecie”.
Nigdy! Przenigdy nie komentowałabym na blogach Onetu, gdyby opcja ingerencji w treść komentarzy była od początku mojego blogowania na tym portalu. Zresztą nawet bloga bym tu nie założyła.
Pozdrawiam serdecznie i proszę o odpowiedź prawnika – zapewne redakcja współpracuje z prawnikami – czy umożliwienie manipulowania treściami komentarzy poprzez zainstalowanie przycisku „edytuj komentarz” nie jest wykroczeniem ze strony redakcji Onetu?
  • Redakcja Blog.pl pisze:
    Szanowna Pani, edytować komentarze może tylko i wyłącznie autor bloga oraz autor edytowanego komentarza. Autor komentarza ma do tego prawo jako osoba która go napisała i np. chce zedytować z uwagi na błąd ortograficzny itp., natomiast autor bloga jako właściciel tegoż, ma pełne prawo ingerować w treści jakie na jego witrynie się pojawiają.
    Odpowiedz



    ~alElla pisze:
    Twój komentarz oczekuje na moderację. 


    Zapytane do: /cyt/ natomiast autor bloga jako właściciel tegoż, ma pełne prawo ingerować w treści jakie na jego witrynie się pojawiają. Dotyczy komentarzy do notek na blogach.
    Szanowna Redakcjo Blog.pl
    Naprawdę prawo zezwala na ingerencję w treści – osobiste przekonania i poglądy komentujących – znajdujące się w ich autorskich komentarzach?
    Bardzo proszę o podanie – tak dla formalności, a i zaspokojenia ciekawości :) – czyja to wykładnia prawa?
    PS. Czy do dbania o „czystość” swojej witryny nie wystarczy opcja zatwierdzania i usuwania komentarzy?