31 lipca 2012

Poszukiwanie wiejskiego folkloru w Gorcach



1
       Gorczańskie wsie, które odwiedziłam wyglądają dostatnio i nowocześnie. Na podwórkach królują kolorowe kostki chodnikowe i baseny. Prawie wszędzie iglaki, juki oraz strzyżona trawa. W oczkach wodnych - obok pstrągów - pływają plastikowe kaczki i łabędzie. Na stoku jelonki i owieczki udają, że się pasą. Jest nawet sztuczny baca z psem. Pod drzewami borowiki - też z plastiku.  "Folklor" to nasz, czy chińszczyzna z zachodnią Europą pomieszana? Nie udało mi się jeszcze zobaczyć prawdziwej owcy, konia czy krowy. 

2


Trudno odnaleźć folklor nawet w architekturze.
/Klik w zdjęcie - powiększa/



3
4



Upartemu udaje się jednak trochę wsi na wsi wyszukać.

5

6

7

8

9

10

11

12

13















Ale najbardziej góralska 
w tych górach 
jest pięknie ubrana Marysia.

29 lipca 2012

Fauna i flora oraz inne dziwy rezerwatu Turbacz

 Na plany pierwsze wystawiają się kwiaty "Anzaiowe".

 Spotkać można szybkobieżne - dymiące i warczące 
konie mechaniczne.

 Odradzający się spalony las.

 Dla przybywającej królowej przygotowano tron
oraz królewskie insygnia.


 
Zad wielbłąda reglowego.

 Trwają spory naukowców - wielbłąd to, czy żyrafa?


 

Jeśli wspinaczka zmęczyła,
można załadować juki na żyrafiego wielbłąda reglowego 
i dalszą wędrówkę odbyć na jego grzbiecie.

O! Ooooooo! Chmury - nie straszcie nas!

Choinki zielone.

Choinki "czerniawe".

 Za płotem rośnie dziurawiec "Relski" do herbaty. 
Brak mięty i bazylii do sałatki pomidorowej, niestety...

Tu występują także ciepłe bułeczki, kabanosy, kawa
i pyszne pierogi z jagodami.
Warto zabrać ze sobą Krajarko - Mieszarkę Sałatkową.
Polecam widoczną na zdjęciu. Zdała egzamin, o!

Chmury przez chwilę ładne, 
ale znów napływają granatowo - szare.

Trach! Trach! Biją pioruny! Co robić? 
Podpowiedział góral:
"schodzić miarowo w dół i modlić się, żeby nie j*bło".

  
Pioruny na sucho przestały walić i zaczął padać deszcz...

Uff... Już widać parking.

27 lipca 2012

Gorce na szaro


       Lubię podziwiać spektakle natury. Niekoniecznie jednak deszcze, nawałnice, tornada i burze.  Atrakcyjnie prezentują się na filmach. W naturze - szczególnie podczas urlopu - mniej czarujące bywają.

       Gorce kapryśne. Aura nie sprzyja spacerom. Mądry góral powiedział, że nie ma złej pogody. Są tylko nieodpowiednie ubrania. Buty przemoczone nie chcą wyschnąć, bluzy także wodą ociekają. Pozostaje siedzenie w domu i wcinanie oscypek, których nie lubię, bo pachną, jak „brudne skarpety”. Na dodatek pies jakiegoś letnika waruje na schodach i boję się wyjść z pokoju. Dobrze, że mam zapas chałwy i suszoną piętkę chleba, to nie zginę z głodu.

       Słońce wschodzące na czerwono, szybko przemieszczające się cirrusy i w końcu jednolity front chmur, niczego innego nie mogły zwiastować, jak tylko paskudną pogodę.

       Góry i potoki szarzeją. Polany zasnuwają mgły. Na horyzoncie ciemnieje. Z oddali dochodzą pomruki, warczenie, indiańskie tam-tamy. Przychodzą coraz bliżej, by bębnić, dudnić i grzmieć z całych sił. Z nudów przeglądam kanały telewizyjne. Wszystkie dwa. Jedynka, dwójka, jedynka, dwójka, jedynka, dwójka...  Metalowe łyżeczki w kubeczku stojącym na parapecie otwartego okna zaczynają dzwonić. Czuję, jakby podnosiła mi się fryzura. To nie żarty. Skoro włosy „stają dęba” - piorun walnie bardzo blisko. Spokojnie, mam kilka sekund czasu. Lepiej odłączyć antenę, wyłączyć telewizor, komputer, komórkę, zamknąć drzwi balkonowe...

Trach!

Gorce wyglądają to szaro, to czarno, to szaro, to czarno, to szaro, to czarno, to szaro, to czarno, to szaro, to czarno, to szaro, to czarno, to szaro, to czarno, to szaro, to czarno, to szaro, to czarno, to szaro, to czarno, to szaro, to czarno, to szaro... 












I mnie Gorce zrobiły na szaro?
Kap... Kap...
Płyną...


24 lipca 2012

Gorczańskie poziomki miętowe

       Na blogu Wędrownej Mrówki  - w komentarzach - rozmowa o gorczańskich poziomkach miętowych. Oto przepis na poziomkową ucztę.

"Naprzeciw Tatr, między doliną nowotarską a wężowatą kotliną Raby, wspięło się gniazdo dzikich Gorców. Od romantycznych Pienin odciął je wartki kamieniecki potok, a od spiskiej krainy odgraniczył je falami bystry Dunajec. Samotnie stoją nad wzgórzami. A wyżej jeszcze nosi głowę ociec ich rodu, zasępiony Turbacz" /z powieści "W roztokach" Władysław Orkana/.

Może tam - w Gorcach - znajdzie się przepis na danie z poziomek?





   Najpierw - w Krakowie - musi być powitanie. Oczywiście chałwą i chlebem własnego wypieku. Gdy już chlebek zostanie zjedzony, a w pudełku na chałwę pokaże się dno, można wyruszać w Gorce. 



       Napawając się widokami, zrywamy i wąchamy miętę. Uważnie rozglądamy się także za poziomkami. Znalezione układamy na dłoni wyścielonej listkami mięty. 

Na szczycie góry siadamy na łące. Upajając się gorczańskim pejzażem, zajadamy owoce, ujmując je palcami pachnącymi miętą.
 










Uwaga!
Bez widoków - przepis na wyśmienite danie z miętowymi poziomkami - nieważny, o!  Dosmakować można tęczą, a  zakąsić księżycowym rogalem...




"Z nocą zapadały w ciszę i wyglądały w mroku, jak masy wojsk zaklętych, czerniawą zalegające góry i doliny, snem głębokim objęte i groźne w uśpieniu.
A kiedy księżyc wytaczał się nad nie, wtedy zatracały doszczętnie swą rzeczywistość leśną i trwały - widziało się - w zawieszeniu śródpowietrznem, niby jakiś zastygły sen o puszczy - poświatą jasną zalane, mgłą zbłękitniałą zapylone, ciszą do dna przejęte - zaiste przebajeczne..."
/Władysław Orkan/.

12 lipca 2012

Tunezja nieco inna


Tunezja 2005
       Kiedyś w Tunezji na każdym kroku witał mnie wielki portret prezydenta. Wywieszanie obrazu niby obowiązkowe nie było, ale jak Tunezyjczycy mawiali: lepiej, żeby wisiał. Z ostatniej podróży nie mam zdjęcia z prezydentem. Tam, gdzie teraz bywałam, nie znalazłam go.

Obecnie kraj ten wydał mi się nieco inny, niż przed Jaśminową Rewolucją (o rewolucji pisałam TUTAJ  tu: https://grycela.blogspot.com/2011/01/tunezja-we-krwi.html ). Czy inny na korzyść, czy na niekorzyść? Nie w tym rzecz. Zmieniony w zachowaniu pracowników hotelu (przynajmniej tego, w którym gościłam), spotkanych na ulicy ludzi, sprzedawców, właścicieli sklepów...

       Mniej „obowiązkowy” zdaje się być bakszysz - rodzaj napiwku, a raczej zawoalowanej jałmużny. Jest to obyczaj religijny nakazujący wiernym dzielenie się częścią swoich dochodów z biednymi. Żeby jednak ubogi nie poczuł się urażony jałmużną, wyszukiwano preteksty, by na bakszysz zapracować. W pewnym momencie przybrało to wręcz rozmiary przemysłu żerującego na turystach. Oferowano usługi dostępne wszystkim za darmo. Na przykład wózek bagażowy na lotnisku, wskazanie widocznego z oddali minaretu, znalezienie taksówki, których kilkanaście w zasięgu wzroku tylko czeka, aby wsiąść, a kierowcy wręcz wołają... itd... itp...

       Sprzedawcy też już nie są tak nachalni, jak dawniej. I to nie tylko w kurorcie, ale także w Sousse na medinie - starym mieście, gdzie ongiś nie dało się spokojnie niczego pooglądać. Nagabywanie, czasem wręcz na siłę wciąganie do sklepu. Nie! Nie! Tym razem tego nie było. Spokojnie oglądaliśmy sobie wystawiony towar, a sprzedawca reagował dopiero, gdy wybraliśmy lub o coś zapytaliśmy. To duża ulga dla osób nie lubiących targować się lub nie wyznających zasady, że jak popatrzyłeś to musisz kupić. Więcej pokazało się sklepów z cenami wypisanymi na towarze. To wygodne. Niektórzy od razu podają kwotę, jaką zorientowany turysta wytargowałby. Opalony, więc już zna się na cenach, po co więc dziesięciokrotnie zawyżać i tracić czas na targowanie, które, jak dotąd, było niemal narodowym sportem w tym kraju.

Sousse - medina - 2005
Sousse - medina - 2012
Na medinie w Sousse zmienili się na korzyść nie tylko sprzedawcy. Także ja, hi, hi... Mam ładniejszy kapelusik, a także biały "płaszczyk". Tak, tak! Gdy jest gorąco, trzeba się ubierać a nie rozbierać.
Reszta bez zauważalnych zmian.



Tunezja - Sousse - medina - 2012
 

      Spacer po marinie Port El Kantaoui jest o wiele przyjemniejszy bez nagabywania sprzedawców, naganiających do barów i nieco natrętnych dawców swojej twarzy do fotografii. Owszem, zapraszają, coś polecają... ale bez dawnej namolności. Po  którejś podróży do kraju muzułmańskiego moja siostra musiała się tłumaczyć przed rodziną ze zdjęć w przymusowych objęciach „modeli” za bakszysz.

Teraz nawet za darmo zrobiłam zdjęcie ulubionej kawiarni, za fotografowanie której w 2010 roku kazano mi płacić. Foto - bakszysz! Foto- bakszysz! Wołano. 

Tunezja 2012. Ulubiona kawiarnia w Port El Kantaoui

Tunezja 2012. Port el Kantaoui

 Tunezja 2012. Port El Kantaoui. Zaułki w dalszym ciągu urocze.

 
      Zamiana pokoju w hotelu? Proszę bardzo. Recepcjonista wcale nie wyciąga ręki po załącznik, gwarantujący przeprowadzkę. Zachciało nam się mieć zieleń przed oknem, no... to... jest!

Tunezja 2012. Widok z balkonu



       Barmani nie wystawili „koszyczka” na kontuarze. Wiedzą, że każdy turysta posiadający na nadgarstku opaskę w odpowiednim kolorze opłacił jedzenie i picie w nieograniczonych ilościach. Nie domagają się więc bakszyszu. Niczego nie limitują krytykowanym na forach turystycznych: one person - one drink. Oczywiście w dalszym ciągu napiwek jest mile widziany, jeśli pan barman zasłużył się czymś, choćby zrobieniem efektownego kolorystycznie drinka (np. biało - czerwonego podczas meczu Polska - Czechy Euro 2012), albo mocniejszego niż „ustawa przewiduje”. Nie jest jednak bakszysz wyciągany bezceremonialnie. Tak samo w restauracji. Czyste serwety i sztućce kelner przynosi szybko i z urzędu. Nie czeka, aż się upomnimy bakszyszem.

       Jeśli kierowca autokaru załaduje komuś nieradzącemu sobie walizki do bagażnika, turyści dziękują dolarem czy dwoma. Nie ma jednak wynagradzania tylko za to, że jest kierowcą i łaskawie przywiózł. Zresztą nie zauważyłam, by łapali za nasze walizki na transfer z lotniska do hotelu. Stali sobie w cieniu, popalali papierosy, ewentualnie wskazywali zagubionym właściwy autokar. Czy to by oznaczało, że lepiej zarabiają?

     Sprzedawcy plażowi nie wchodzą między opalających się. Istnieje jakaś niewidoczna granica wyznaczająca leżakowe strefy.  Maszerują brzegiem morza, co jakiś czas przystając i prezentując towar. Czy mają zakaz zaczepiania turystów? Zakazy to raczej rzecz niepodobna w demokracji, ale w kiełkującej dopiero może w grę wchodzą sprawy bezpieczeństwa? Nie potrafiliśmy o to zapytać.






       Nie wiem, czy takie zmiany widoczne są wszędzie w Tunezji, czy tylko na moich tunezyjskich ścieżkach? A może ten kraj zmienił nieco swoje oblicze dzięki Lechowi Wałęsie, który jeździł tam udzielać nauki? Żart.