30 grudnia 2016

Poncz i kanapki


       Sylwestra spędzam z telewizorem na białej sali. Telewizja zapowiada dobrą zabawę. Aby nie opuszczać  sali poleżeń ani na chwilę, zatroszczę się wcześniej o kanapki. Kworum nie będzie, więc żadne noworoczne postanowienia nie zostaną podjęte, ale za to planuję poncz. Oto przepis:

- dojrzałe pomarańcze bez pestek,
- słodkie mandarynki,
- pyszne kiwi,
- cytryna lub limonka,
- sok pomarańczowy,
- delikatne białe wino - półsłodkie lub półwytrawne.

Trzeba tylko pamiętać, że poncz musi być w odpowiednim czasie przygotowany, aby  w chłodnym miejscu dojrzewał co najmniej kilka godzin. Zrobiony spontanicznie, w ostatniej chwili, może zaszkodzić.



Drogi Posiaduszkowiczu,
niechaj wszystko, o czym marzysz,
w nowym roku się przydarzy.

DO SIEGO ROKU!




16 grudnia 2016

Pierniczek z buraczkowymi uszkami


Mobilny warsztat twórczy rozgrzany do czerwoności.



- U Ciebie już święta? - Zapytała koleżanka widząc w moim domu powyciągane ozdoby świąteczne, po czym dodała: - U nas robi się to w Wigilię Bożego Narodzenia.
- U mnie nie w Wigilię, bo radosna twórczość świąteczna zajmuje mi ponad dwa tygodnie. Odpowiedziałam.

       W tym roku na prezenty zrobiłam serwetniki z masy solnej. Jako dzieła wysokich lotów to one nie wyszły, ale tym, którym wysłałam, przypadły do gustu. Jedna obdarowana nawet zachwyciła się:

- Ja pierniczę, ale twórczość! ŁŁŁaaał! - Napisała w  listelu  dziękczynnym.




Znajomym miejscowym, którzy na piernikach się nie znają, więc „nie pierniczą”, zburaczkowały się nosy i uszka. Szczególnie na widok szopki.






Prezentując te jeszcze niedokończone dekoracje,
drogim Posiaduszkowiczom oraz Gościom przelotnym i przejezdnym

życzę dobrego czasu świątecznego.
Niech wszystkie sprawy dokonują się pomyślnie,
a szczęście nie opuszcza.



Dodatek, 20 grudnia 2016 r.


Prosto z lasu przybył srebrny świerk.
Obudził się świerszcz drzemiący za kominkiem,
nastroił swój zabytkowy instrument muzyczny i powiesił go na choince.




Na wierzchołku drzewka przysiadł ptaszek i wyśpiewał,
że pora zakończyć zabawę w dekoracje.



Mobilny warsztat twórczy przebranżowił się
i zarejestrował inny rodzaj działalności gospodarczej. ;-)



Rada pana leśniczego.

       Aby naturalna choinka dobrze się trzymała, należy odświeżyć miejsce cięcia i postawić ją w wodzie, do której wrzucamy miedziaki - około 10 sztuk żółtych monet.

3 grudnia 2016

Przerwa w adwentowej kontemplacji

Uwaga! Uwaga! DEZUBEKIZACJA! Czy strażak  jest  BANDYTĄ i UBECKIM OPRAWCĄ?


       Strażak to nie ubecki oprawca, by podlegać dezubekizacji, o! Nigdy w historii nie pełnił służby na rzecz totalitarnego państwa, o! Strażak zawsze  - narażając własne życie i zdrowie - służył ludziom, o! Ponad polityką i ponad podziałami ratował życie człowieka i jego mienie oraz walczył z żywiołami, o!  Strażak zawsze był przeciwieństwem tych, którzy naruszali przyrodzone prawa człowieka, o! Strażak w każdym systemie był i jest obecnie w grupie zawodów najwyższego zaufania społecznego, o!

       Projekt rządowy, by obniżyć nabyte uprawnienia emerytalne  także strażakom i renty ich rodzinom, w tym osieroconym po funkcjonariuszach straży pożarnej, którzy zginęli w akcjach ratowniczo - gaśniczych,  jest niesprawiedliwy, niehumanitarny i niespotykany w żadnym kraju na świecie, o! Podobnie nieludzki jest  projekt odebrania strażakowi świadczenia z tytułu inwalidztwa  nabytego w służbie, o!

A dlaczego?  A dlatego, że studiował na uczelni dziś uznanej za totalitarną, o!


       Jako strażak straciłam zdrowie w odpowiedzialnej i stresującej służbie dla społeczeństwa. Dziś - jako oficer pożarnictwa w stanie spoczynku - jestem gotowa stracić nawet życie w proteście przeciwko ustawie w proponowanym kształcie.


Refleksje po przeczytaniu komentarzy.

Dopisek, 5 grudnia 2016 r.

       Jeżeli wśród emerytowanych funkcjonariuszy są  tacy, którzy byli „bandytami i oprawcami”,  nimi niech się zajmie IPN oraz sądy. Jak można stosować odpowiedzialność zbiorową, dotykającą ludzi uczciwych, którzy  z narażeniem życia i zdrowia służyli współobywatelom, a niektórzy nawet czynnie sprzeciwiali się totalitarnej władzy i byli pacyfikowani przez ZOMO!? Jak można za niewinność karać wdowy i sieroty po funkcjonariuszach, którzy stracili życie na służbie!?


Pamiętam, że...
Jesienią 1981 roku podchorążowie Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej zbuntowali się przeciwko decyzji władz PRL by uczelnia podlegała Ministerstwu Spraw Wewnętrznych a nie cywilnemu Szkolnictwu Wyższemu. Rozpoczęli protest i podjęli nieudane negocjacje, a także strajk okupacyjny mający bronić strażacką uczelnię przed „zmilitaryzowaniem”. Kapelanem tych młodych strażaków został ks. Jerzy Popiełuszko. Poza granicami kraju protest ten został określony mianem pierwszego w historii służb mundurowych bloku wschodniego. W Polsce społeczeństwo wywieszało transparenty i plakaty z napisem "nie damy zgasić pożarników". Nie udało się obronić uczelni przed zeMeSWuizowaniem, ponieważ szkoła została spacyfikowana szturmem ZOMO i desantem helikopterowym oddziału antyterrorystycznego. To było preludium stanu wojennego... 
... z epilogiem po latach w wolnej demokratycznej Polsce, jak w podtytule tej notki?

Ciekawostka:
     2 grudnia br. odbyły się obchody 35-lecia strajku w WOSP, które  zostały objęte Patronatem Honorowym Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy. W skład Komitetu Honorowego m.in. wszedł minister Mariusz Błaszczak - projektant ustawy dezubekizującej także strażaków. Tego samego dnia, dokładnie 2 grudnia - jak na ironię - w parlamencie mówił o ciemiężeniu rodaków przez funkcjonariuszy podlegających dezubekizacji i o tym, że sobie mogli inny zawód wybrać. Z ust jakiegoś posła padło też słowo: KACI!

Dopisek II, 6 grudnia 2016 r.
       Drugą refleksją po kolejnych komentarzach jest wiersz Martina Niemöllera - niemieckiego pastora luterańskiego, napisany w obozie w Dachau w 1942 r.

Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem przecież Żydem.
Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem przecież komunistą.
Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem przecież socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem przecież związkowcem.
Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było.


Jeszcze jestem, więc PROTESTUJĘ !


Dopisek III, 7 grudnia 2916 r.
Otrzymałam wiadomość z następującym tekstem,  z prośbą o wklejenie do notki.   
         Milicjant, strażak, pogranicznik, strażnik  więzienny... skończył jakąś szkołę czy kurs resortowy, a teraz  to jest  - według obecnego MSWiA -  tożsame ze "służbą na rzecz totalitarnego państwa", bo szkoła czy kurs były dawnego MSW. To gdzie się mieli uczyć? W szkółkach parafialnych? Na Harvard University? Tam nie uczyli pograniczników szyfrować, czy strzelać. Mało tego,  Pan Minister powiedział, że mogli inny zawód wybrać i nie ciemiężyć rodaków.  Rozumiem to tak: po co strzegli granic, łapali bandytów, ratowali życie ludzkie  i gasili pożary? Walczyli z mordercami, złodziejami, żywiołami. Powinni tego nie robić, bo z tym wszystkim zmagali się chyba  ministranci. Siedem pielgrzymek papieskich ochraniały chyba elfy św. Mikołaja i zastępy zuchów PIS.  Jeśli „ciemiężyciele” i „kaci” od 1990 roku nie byli już potrzebni, to trzeba było im to oświadczyć w latach 1990-91,  wyrzucić ze służby i pilnować sobie samemu swojego bezpieczeństwa.  Gdzie byli wówczas obecnie rządzący? Trzeba było być odważnym i mądrym wtedy, i używając wiedzy zdobytej w założonych przez siebie nieresortowych kółkach zainteresowań, pilnować bezpieczeństwa państwa i swojego, a nie zatrudniać w III RP funkcjonariuszy z „trefnych” szkół.  Ot, bohaterowie,  którzy m.in. dzięki wiedzy i  pracy tych, co te „trefne” szkoły i kursy odbyli,  bezpiecznie drogę do sejmu i senatu przebyli. A teraz, jako „jedyni chlubnie narodzeni” chcą karać  oprócz SB-ków  także innych funkcjonariuszy oraz ich rodziny za to,  że się  „w jednej porodówce z SB-kami urodzili”.

alEllu, piszesz w notce o strajku podchorążych WOSP w 1981 roku. Poznaj nazwiska łamistrajków, bo jeden z nich jest dzisiaj hołubiony przez obecną władzę i postawiony na bardzo wysokim stanowisku. Szkoda, że nie napisałaś o protestach strażaków także w jednostkach terenowych, co w służbach paramilitarnych było nie lada wyzwaniem. Główni organizatorzy (wszystkich protestujących przecież nie mogli zdjąć)  znikali z dnia na dzień. Ten z Twojego miasta też przecież przepadł gdzieś. Pozdrawiam, Andrzej z Lublina.

2 grudnia 2016

Ku pamięci dla potomności "smartfonowej"

Księga tradycji i zwyczajów świąteczno - noworocznych. 


                Pod notką pt. „Reklama dźwignią świąt!” niektórzy komentatorzy wspomnieli o Świętach Bożego Narodzenia z dawnych lat. Ktoś nawet napisał w komentarzu, że z nostalgią powraca do „komuszych” świąt, pełnych rodziny i bliskich oraz wspólnego kolędowania.  Postanowiłam więc m.in. te „komusze” święta przypomnieć i ponownie wystawić „Księgę tradycji i zwyczajów świąteczno - noworocznych”. Ta praca zbiorowa tworzona była pięć lat przez stałych Posiaduszkowiczów, a także Gości przejazdem czy przelotem tu bywających. Poszczególne jej części prezentowałam rokrocznie w grudniu. Teraz, po kilkuletniej przerwie, zamieszczam całość. Może akurat przeczyta ją pokolenie SMS i Skypa, nie wiedzieć czemu uważające, że w PRL tylko ocet panował, a tradycje zwalczała komuna.

Autorzy bożonarodzeniowych wspomnień natomiast przypomną sobie, jak cenną pracę włożyli w powstanie księgi, ratowanie tradycji oraz prawdziwej - niekomercyjnej - wartości Świąt Bożego Narodzenia.

Za to należy się  im ogromna wdzięczność. Nie bardzo wiem tylko, kto i kiedy ją okaże...

Najważniejsze, że w Internecie podobno nic nie ginie, więc nasza Księga może na smartfony trafi, o!






  1. Świąteczna Księga Tradycji
  2. Świąteczna Księga Tradycji cz.II
  3. Świąteczna Księga Tradycji cz.III
  4. Świąteczna Księga Tradycji cz.V




22 listopada 2016

Reklama dźwignią świąt!

BRAWO MY!


doczekaliśmy się czasu
kiedy wiele jest hałasu
euro - klasa
ród stateczny
w ruch wprawiony przedświąteczny
już w marketach choineczki
w koszach misie i laleczki
mako - serów pełne puszki
przytulanki do poduszki
mydło, szydło i powidło
a do tego smarowidło
i na pięty i na liczka
brokatowa puderniczka
nawet kapcie  z cekinami
hit za hitem nad hitami
wszędzie gwiazda betlejemska
ta na klapkach
wprost nieziemska



trele trili trele bęc
od tandety można pęc

trele trili tra ra ra
idą święta
hop hura!




       Szybko minął czas ciszy i zadumy oraz spacerów po cmentarzach.  Zaraz po wypaleniu się zaduszkowych zniczy i przetopieniu przeterminowanych czekoladowych zajączków na mikołaje, pełną parą ruszyły święta Bożego Narodzenia.

Na centralnym placu Brukseli już pojawiła się wysoka na ponad dwadzieścia metrów choinka. Gdzieś niebo rozświetliło się dronami.  Nastąpił szturm na galerią handlową. Walka stoczyła się o kubełek kurczaków za złotówkę.

Nasz styl na święta ma być stylowy, o! Boże Narodzenie cudnie stylowe - to smartfoneria. Konieczny więc smartfon mniam z choinką. Kierowcy i elfy wyłamują się jednak i wybierają mniam napój. Głośno o nim śpiewają. Ale tylko 56 elfów. Pozostałe lubią popijać coś innego? Muszę zajrzeć do sprawozdań Głównego Urzędu Statystycznego.

Na święta trzeba cieszyć się, jak dziecko. Pomogą w tym klocki za 29 złotych. Nie może także zabraknąć czegoś, co nie wiem, czym jest, ale nazywa się „telelokokoki”.  Czy to drogie? Na szczęście tanio można zapłacić za telewizję, internet i telefon. To specjalny pakiet na święta!

W ten magiczny już czas połączy nas mini ratka, ale trzeba zmienić opony na świąteczne, a przedtem spoglądać przez okno na padający śnieg. Należy tylko zważać, by szyby w mroźne wzory były oświetlone choinkowym łańcuchem lampek.  Zamiast śniegu, może być piana gaśnicza, jak to się zdarzyło w Kaliforni. Warto wykorzystać ten patent w regionach bezśnieżnych. 

Dom oczywiście musi być przygotowany! W przygotowaniach pomoże przeceniony zestaw budowniczego oraz oferty „wow”. W ramach "łał" na święta niezbędna jest lodówka i gotówka czyli  2500 złotych  za darmo - by żyć po swojemu, co znaczy - z pożyczką. Tylko trzeba specjalnym psikaczem oczyścić zatoki, pamiętając, żeby zasięgnąć opinii lekarza lub farmaceuty, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża świętom, życiu lub zdrowiu. 

Można też oszczędzić 400 złotych rejestrując kartę w odpowiedniej sieci komórkowej, by dodatkowo żyć z pomysłem i nie zapomnieć o prezentach. Ho! Ho! Ho! Najlepsze na świecie pomysłowe prezenty  znajdziemy w telewizji cyfrowej.  Nędzna choineczka, która oklapłaby przedwcześnie,  dzięki telewizyjnej cyfrze zamieni się w okazałe, bogato zdobione drzewko. Aby się rozświetliło, pani z panem muszą połączyć się przy pomocy przewodów z wtyczkami. I będzie trzy razy bardziej, 50 giga i 500 złotych na święta. Kto chce - zgodnie z tradycją - nowocześniej, to pomoże w tym świąteczny światłowód. Wtedy Boże Narodzenie stanie się takie światłe w swej nowoczesnej  tradycji...


Drodzy Posiaduszkowicze.

       To żadne moje wymysły. Pisałam na podstawie notatek sporządzonych podczas oglądania jednego bloku reklamowego w telewizji. Wszystko, co najważniejsze - dwukrotnie powtarzane - zrozumiałam zrozumiałam! Nawet skoczę skoczę po złotą tabletkę na przypalone patelnie i niebieską pastylkę na potencję dla dziadka oraz do udekorowanego zielonym pnączem krematorium na dni otwarte. W międzyczasie zarejestruję zarejestruję drugą kartę, aby mieć dodatkowe 1000 złotych na esemesy z życzeniami. 

A na święta już zapraszam zapraszam. Tylko przynieście przynieście super mniam prezenty!

Brawo Wy!

Obiecuję, że będę stylowa i jak supermarket gotowa gotowa!

Brawo Ja!

7 listopada 2016

Żabia perspektywa


       Pewna osoba pali papierosy w swoim domu. Nie czyni tego  jednak w obecności niepalących gości. Popielniczkę, zapałki i paczkę papierosów przechowuje w metalowym pudełku po czekoladkach. Kiedy już musi zapalić, przeprasza gości i wraz z pudełkiem udaje się do łazienki, gdzie jest dobra wentylacja, a także dwa okna na przeciwległych ścianach, więc szybko i łatwo można pomieszczenie wywietrzyć.
KTOŚ komentuje:
- Ale chamka i kłamczucha! Pod pretekstem, że musi zapalić, poszła do toalety po kryjomu zjeść czekoladki.


       Koleżanka wysłała do KTOSIA zdjęcie i opis domu.
- Przecież dach jest płaski a ściany zagrzybione. - KTOŚ nie daje sobie nawet powiedzieć, że dom ma dach spadzisty, tylko z żabiej perspektywy tego nie widać, natomiast ciemniejsza przy ziemi ściana, to zabrudzenie po gruzie z cementem, który pod nią leżał, a nie grzyb. 


       Znajoma KTOSIA chwali się, że wstawiła białe okienka do piwnicy.
- Hm... Dziwne! A ja w „Googlach” widzę brązowe! - KTOŚ sprawdza kolor okienek na przestarzałym zdjęciu satelitarnym, bo przecież koniecznie trzeba domniemane kłamstwo w jakiś sposób sobie udowodnić. Czy to taki, niezbędny KTOSIOWI do życia, rodzaj pożywki?

       Podczas mycia panelu kuchennego zbyt mocnym detergentem, starła się w kilku miejscach warstwa kolorystyczna i powstały jakby „maziaki”.
- Niby wczoraj sprzątałaś, uchodzisz za pedantkę, a taki brudny panel masz!  - KTOŚ zauważa to, co chyba chce widzieć.

Cóż, świat niekoniecznie jest taki, jakim go widzimy swoimi oczami...


       To tylko nieliczne przykłady. Wydarzyły się niedawno, więc jeszcze pamiętam. Podobnych można przypomnieć więcej, jak i KTOSIÓW żywiących się własną rzekomą nieomylnością wielu spotkać można na świecie. Tacy wszystko wiedzą najlepiej, a świat jest dokładnie takim, jakim go sami odbierają. Tworzą przeróżne - jedynie słuszne - teorie, niczym eksperci w każdej dziedzinie. Sprawiają wrażenie, jakby mieli jakieś siły nadprzyrodzone. Wiedzą i widzą wszystko, wszędzie i za wszystkich. Nie tylko to, co się robi za zamkniętymi drzwiami np. łazienki, ale nawet to, co w najgłębszych zakamarkach myśli skrywają inni ludzie. Nie pomoże nic! Można przysięgać, udowadniać, tłumaczyć, przekonywać... Na nic to się zda! KTOŚ wie, jak dokładnie było w miejscu, w którym ani w danym czasie nie był, ani nie słyszał rozmów uczestników zdarzenia. Ba! KTOŚ będzie przekonywał ich, że na pewno było inaczej. Bo tak! I już!


       Toleruję człowieka, bez względu na to, jakim jest i z jakiej perspektywy widzi świat. Ludzie różnią się przecież nie tylko wyglądem, ale i charakterem, poglądami, gustami, wartościami, ocenami... Kiedy jednak KTOŚ przedstawia fakty, zdarzenia z moim udziałem, myśli i poczynania moje... wizją swoją, jako najprawdziwszą i jedyną do przyjęcia, to przecież robi ze mnie kłamczuchę, a nawet wariatkę. Tego nie mogę znieść! Denerwuję się i - chyba dla rozładowania emocji - płaczę. Czasem kilka dni i nocy...  Zastanawiam się także, czy ze mną coś nie tak? Kiedy już ochłonę, dla pewności sprawdzam dach i kolor okienek w piwnicy. Białe!  Jak bum cyk cyk białe, a nie brązowe! Dach - jak boni dydy - spadzisty, a nie płaski. Sąsiedzi i plany budowlane to potwierdzają! To znaczy, że nie zwariowałam i nie mam zaburzeń wzrokowo - kolorystycznych oraz  złudzeń żabio - perspektywicznych, hi, hi...
Ufff! Co za ulga...

30 października 2016

Jestem w zespole nagłej zmiany

       Osoby podróżujące gdzieś daleko samolotem zapewne wiedzą, co to jest zespół nagłej zmiany strefy czasowej. Wiąże się on z zaburzeniami snu, brakiem koncentracji, sennością, bólem głowy oraz innymi, znacznie groźniejszymi dolegliwościami, w tym depresją. Potrzeba około tygodnia na uspokojenie rozkołatanego organizmu. Dlatego staram się, aby każdy pobyt w innej strefie czasowej był co najmniej 2-tygodniowy.

       Podobny zespół ogarnął mnie obecnie. Dzisiaj bowiem - w niedzielę 30 października - zmieniliśmy czas letni na zimowy. Ten letni wprowadzili Niemcy, jako pionierzy, podczas pierwszej wojny światowej. Nazwali go „czasem wojennym”. Nie wiem, jak określono wówczas czas zimowy. Ja -  ręczne zmiany czasu - nazywam głupimi i niepotrzebnymi. Jak dotąd nikt racjonalnie nie przekonał mnie, o co w tych zmianach chodzi? Wiem, wiem... Oszczędność energii elektrycznej. Sami energetycy jednak w to powątpiewają.

       Na dzisiejszą zmianę czasu zareagowałam buzowaniem w głowie oraz płaczem ze złości, hi, hi...  Nie udało mi się nastawić piekarnika elektrycznego na określoną godzinę. Mam problem także z ciepłą wodą i piecem akumulacyjnym. Powinny grzać się na drugiej taryfie elektrycznej. Przecież nie będę do ustawienia czasu pracy wzywać serwisu, bo mnie spece wyśmieją.  Wypowiedziałam więc wojnę urządzeniom w domu i dzielnie walczę, o! 

Ale to drobiazg w porównaniu z tym, co mówi statystyka. Podobno zmiana czasu działa niczym jakaś klęska żywiołowa.  Zwiększa się ilość wypadków samochodowych, notuje się miliony strat w różnych działach gospodarki, spadki na giełdach, bałagan w połączeniach kolejowych, autobusowych i lotniczych, problemy z bankami i bankomatami...

       Dlaczego więc zmieniamy czas? Czy przypadkiem nie z przyzwyczajenia? Może lepiej wziąć przykład z Białorusi? Tam to mają dobrze... Przynajmniej spokój z zegarkami i zegarowymi urządzeniami elektronicznymi.

W nadziei, że dorównamy Białorusi,  trwam w „czasie wojennym”...

2 października 2016

Październikowa składanka

czyli,  co jesiennego lubię najbardziej.


Piosenkę z albumu Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat”. Słowa - to wiersz Juliana Tuwima pt. „Wspomnienie”. Pierwszy raz był wydany w 1921 roku w zbiorze „Siódma jesień”. Muzykę do wiersza skomponował Marek Sart w latach sześćdziesiątych XX wieku.




Żurawie pod niebem w naturze 
i na obrazie "Odlot  żurawi" Józefa Chełmońskiego:

Wikipedia: niniejsza reprodukcja jest właśnością publiczną.


Opis Władysława Reymonta w powieści "Chłopi".

Jesień szła coraz głębsza.
Blade dnie wlekły się przez puste, ogłuchłe pola i przymierały w lasach coraz cichsze, coraz bladsze - niby te święte Hostie w dogasających brzaskach gromnic. A co świtanie - dzień wstawał leniwiej, stężały od chłodu i cały w szronach, i w bolesnej cichości ziemi zamierającej; słońce blade i ciężkie wykwitało z głębin w wieńcach wron i kawek, co się zrywały gdzieś znad zórz, leciały nisko nad polami i krakały głucho, długo, żałośnie... a za nimi biegł ostry, zimny wiatr, mącił wody stężałe, warzył resztki zieleni i rwał ostatnie liście topolom pochylonym nad drogami, że spływały cicho niby łza - krwawe łzy umarłego lata, i padały ciężko na ziemię.

A co świtanie - wsie budziły się później: leniwiej bydło szło na paszę, ciszej skrzypiały wierzeje i ciszej brzmiały głosy przytłumione martwotą i pustką pól, i ciszej, trwożniej tętniło życie samo - a niekiedy przed chałupami albo i w polach widni byli ludzie, jak przystawali nagle i patrzyli długo w dal omroczoną, siną... albo i te rogate, potężne łby podnosiły się od traw pożółkłych i przeżuwając z wolna, zatapiały ślepia w przestrzeń daleką... daleką...i kiedy niekiedy głuchy, żałosny ryk tłukł się po pustych polach.

A co świtanie - mroczniej było i zimniej, i niżej dymy rozsnuwały się po nagich sadach, i więcej ptaków zlatywało do wsi i szukało schronienia po stodołach i brogach, a wrony siadały na kalenicach, to wieszały się na nagich drzewach lub krążyły nad ziemią kracząc głucho - jakoby pieśń zimy śpiewając żałosną.
Południa były słoneczne, ale tak martwe i nieme, że poszumy lasów dochodziły głuchym szmerem i bełkot rzeki rozlegał się jak łkanie bolesne, a szczątki babiego lata rwały się nie wiadomo skąd i przepadały w ostrych, zimnych cieniach chałup /.../


Wiersz „List z jesieni” Lepolda Staffa. 

Czekam listu od ciebie... Tam Południa słońce
I morze mówi z tobą... U mnie długa słota,
Samotność, jesień, chmury i drzewa więdnące...
Dziś pogoda... lecz słońce chore - jak tęsknota...

Nim wyślesz, włóż list w trawę wonną albo w kwiaty,
Bo tu żadne nie kwitną już... Niech go przepoi
Spokój, woń słońca, szczęście twej bliży i szaty -
Albo go noś godzinę w fałdach sukni swojej...

A papier niechaj będzie niebieski... Bo może
Znów przyjdą chmury szare, smutne, znów na dworze
Słota łkać będzie, kiedy list przyjdzie od ciebie;

Skarżyć się będą drzewa, co więdną i mokną,
A ja, samotny, może znów będę przez okno
Patrzał za małym skrawkiem błękitu na niebie...


***

       Ania Shirley - bohaterka powieści L.M.Montgomery "Ania z Zielonego Wzgórza" - powiedziała: "Jakże się cieszę, że żyję na świecie, w którym istnieje październik! Jakież to byłoby okropne, gdyby natychmiast po wrześniu następował listopad!"



I ja cieszę się z tego. Listopady przeważnie bywają chmurne, wietrzne i deszczowe. W październiku można napawać się kolorami. To najbardziej barwny miesiąc jesienny. W słoneczne dni lubię spacerować po parku czy lesie. Trochę kolorów i jesiennego zapachu zabieram zawsze do domu: listkowe różyczki

Wieczorem siadam przy kominku i...

22 września 2016

Z Ziemi Obiecanej Aleją Gwiazd do PRL-u i od Wolności do Niepodległości



Zdjęcia można powiększać KLIKIEM 
CZYLI WRZEŚNIOWY SPACER 
PO ŁODZI.



       Do Ziemi Obiecanej wybierałam się latami i - z różnych względów - dojść nie mogłam. Ostatnio, z braku dogodnego dla mnie połączenia. Wreszcie postanowiłam do Łodzi pojechać. Cudny wrzesień wyjątkowo nadawał się do tego. A i oczekujący mnie Gospodarze, to... ho, ho, nie byle kto w moim sercu, o!

Stacjonowałam, razem z krukiem, w kwaterze z panoramicznym widokiem po horyzont. To jest to, co ptaki i grycEle lubią najbardziej. Przestrzeń i widok, jako dodatek - niczym ptasie mleczko - do porannej kawy na balkonie.




   Łódź może się podobać i nie. Zależy, co pokażą oprowadzający po tym mieście przewodnicy. Moi trafili w mój gust. Podczas objazdów, dojazdów i przejazdów, najwięcej widziałam lasów i parków. Ale nie tylko...


W lesie zobaczyłam najstarsze łódzkie zabytki.
To kaplice w Łagiewnikach.
Jedna - św. Antoniego  wybudowana w 1667 roku,
a druga - św. Rocha - z początku XVIII wieku. 

       Na spacerze po mieście zauważyłam sporo instalacji, obiektów przestrzennych i rzeźb artystów polskich i zagranicznych. Na rynku Starego Miasta miła dla oka jest niezwykła instalacja z kolorowych wstążek. Jej autorem jest artysta Jerzy Janiszewski. To ten, który stworzył  logo Solidarności. 


 






Ciekawe są też inicjatywy obywatelskie. Oto jedna z nich. „Mały Ciechocinek” na łódzkim osiedlu.



Nie obeszło się bez odegrania koncertu na instrumentach 
zlokalizowanych w parku.




       A łódzkie bramy przy Piotrkowskiej, na której krańcach jest  Plac Wolności i Plac Niepodległości, kryją w sobie prawdziwe skarby. Jedno podwórko - to zaczarowany ogród, inne lśni lusterkami.





Dla zachowania równowagi bez trudu można znaleźć mniej lśniące budynki.


       W programie zwiedzania nie mogło oczywiście zabraknąć rezydencji łódzkiej dziewiętnastowiecznej burżuazji. Pałac Poznańskich od razu porównałam do Luwru. Przechadzałam się także pośród budynków fabrycznych i mieszkalnych - wybudowanych w okresie rozkwitu przemysłowej Łodzi.




Nowe centrum miasta - Manufaktura - sprawia wrażenie, 
jakby łączyła kulturę z rozrywką, handlem i rekreacją.




Zdjęcie zawiera lokowanie produktu :-)
       Nigdy niczego nie reklamowałam. Tym razem muszę, bo inaczej się uduszę. ;-) Kawa! Prawdziwa kawa! Zwykła kawa z kawą w kawie! To w dzisiejszych czasach rzadkość. Prawie wszędzie, jak nie cappuccino i latte, to mocha i americana. Z różnymi dodatkami smakowymi, serduszkami z białego proszku, kleksami z farby itd... itp... Dlatego na wycieczki przeważnie zabieram termos ze swoją kawą.
- Chcę się napić normalnej kawy z prawdziwej kawy! Powiedziałam w pizzerii przy Piotrkowskiej i dostałam! Do tego kocyk, by w ogródku na zewnątrz lokalu nie złapać wilka w chłodny albo wietrzny dzień. O miłym i przystojnym Panu Kelnerze nie wspomnę.





Zauważyłam także akcenty peerelowskie. 




       Czy Łódź polubiłam? Nie wiem. Poczułam jednak, że ona lubi mnie. 

Od goszczących mnie Gospodarzy i Przewodników dostałam samo Dobro, które dobruje i ogrzewa mnie do dziś...

   
Na zakończenie tej krótkiej relacji, takie oto... Przesłanie?

'Patrz na innego człowieka'