7 grudnia 2024

Liczą się efemeryczne i niespodziewane chwile

       Cudowny czas przedświąteczny trwa. Prezydenci poustawiali na placach choinki i rozświetlili centra miast. Nie mogę być gorsza, pomyślałam i…

- Jak zdjąć choinkę z pawlacza? Jak zawiesić światełka? Nie jestem już dzierlatką skaczącą po drabinie i akrobatką wspinającą  się po firance na karnisz okienny niczym wiewiórka.

 A, tu? Stuk, puk do drzwi.

- Kto tam stuka i czego tu szuka  w ciemnościach o siódmej rano?

- To tylko ja, Marzenka, z przedświąteczną misją pomocową. Rzekł głos za drzwiami.

No, to otwieram, i... Nastaje ta nieoczekiwana chwila.

Drabina w ruch, pudełka z pawlacza buch, marsz do salonu,  choinka do pionu!

Przygotowuję więc warsztat.

Ubranie choinki pozostawiam sobie. Takiej czynności na pewno nikomu nie powierzę, skoro mogę i lubię.

Jeszcze sesja fotograficzna i pochwalenie się najbliższym. Rozsyłam zdjęcia, po czym zasiadam na wprost choinki i patrzę, co poprawić. Podchodzę, przewieszam koszyczek z orzeszkiem, po czym przyglądam się i zmieniam miejsce dla aniołka, wszak znalazł się zbyt blisko gwiazdki. Gdy już dość się nachodziłam i napoprawiałam,  zasiadam do pierwszej przy choince kawy.

W salonie w świetle dziennym i wieczornym
A tu? Drrr, dzwoni telefon.

- Przepięknie! Dobrze, że w miejsce białych kwiatów postawiłaś czerwone gwiazdy betlejemskie. Ożywiają ten śnieżnobiały klimat przy choince. Chwali  GraMysia.

Zaraz po niej odzywa się Monika - graficzka i malarka.

- Zatwierdzam i chwalę artystyczną choinkę oraz cały świąteczny wystrój. Taką  wiadomość przysyła. Dodaje uśmiechniętą buźkę i wzniesiony do góry kciuk.

To takie miłe - efemeryczne nieoczekiwane chwile.

Pozostała do zawieszenia girlanda. Niby łatwo i lekko, ale nie ma za co zaczepić.

A tu? Pojawia się Wiesio. Szpera w szafce narzędziowej, znajduje młotek i coś tam jeszcze. Kilka razy stuka i gotowe! Odpowiednie dwa gwoździe wbite w futrynę drzwi tak umiejętnie, że po ich wyrwaniu nawet śladu nie będzie.

- Cóż to takiego? Ktoś zapyta.

To nieoczekiwana efemeryczna chwila, którą też rejestruje moje serce. Łącznie z tymi dobrymi śledziami, które Wiesio dla mnie „złowił”.

Girlanda udekorowana, światełka w oknach zawieszone, tradycyjne kartki świąteczne wysłane, prezenty dla nieoczkiwanych gości naszykowane, pozostaje czekać na Mikołaja, który do mnie i tak nie przyjdzie. 

W kuchni wieczorem
A tu? Znowu ktoś stuka do drzwi.

- Kto tam? To tylko ja - Mikołaj.

Wchodzi Marzenka z mikołajkowym prezentem. Nastaje wielka radość, dziecięce podskoki i dygnięcia.

Ach, cóż za piękna nieoczekiwana chwila. Do tego na dokładkę zgrzewka wody butelkowanej. Mikołaj wszak wie, że nie mogę dźwigać. Teraz to już na pewno nic wyjątkowego się nie wydarzy.

A tu? Spotkany na klatce schodowej sąsiad proponuje pomoc przy cięższych zakupach. Pani ze sklepu oddaje mi rzecz, za którą zapłaciłam a zapomniałam zabrać. Koleżanka blogowa - Bet - przysyła najprawdziwszą papierową kartkę z gwiezdnymi życzeniami oraz sms'a, którego treści nie zdradzę, ale do tych ważnych nieoczekiwanych chwil zaliczam, o!

3 grudnia 2024

V. Retrospektywne spojrzenie na Egipt przez pryzmat powieści „Egipcjanin Sinuhe” M.Waltariego. Teby, Kom Ombo i Edfu

Cześć I   - http://grycela.blogspot.com/2018/01/retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html
Część II  - http://grycela.blogspot.com/2018/02/retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html
Część III - https://grycela.blogspot.com/2018/03/iii-retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html
Część IV - https://grycela.blogspot.com/2024/11/iv-retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html

„Lepiej niż woda i piwo, lepiej niż dym kadzidła w świątyni i kaczki w sitowiu Wielkiej Rzeki oddaję treść życia w Egipcie, gdzie nic się nie zmienia z upływem czasu, lecz wszystko zostaje po staremu.”


 „…i nie potrafię naprawdę powiedzieć, co w tej całej podróży było prawdą, a co fikcją, pozorem, bajką. Jak sen upłynęły te dni i szybko jak mgnienie przeminęły i już ich nie ma.”
Cytaty pochodzą z powieści Miki Waltariego pt. „Egipcjanin Sinuhe”.


Teby - miasto o stu bramach

Dziś niegdysiejsze Teby dzielą się na dwie części: południową - Luksor i północną - Karnak. 

       Luksor powitał nas kolumnadami i pylonami świątyni poświęconej tebańskiej triadzie bóstw: Amon – Min, Mut i Chonsu. Tu znajdował się też południowy harem, w którym mieszkała małżonka Amona, Mut i ich syn, Chonsu. Każdej wiosny, podczas święta płodności, flotylla statków uroczyście przyprowadzała w to miejsce posąg Amona na małżeńskie spotkanie z Mut. Komuś, kto dzisiaj przybywa do Luksoru, mekki turystów z całego świata, trudno jest wyobrazić sobie, jak wyglądały starożytne Teby. Przez wieki pozostając stolicą państwa egipskiego, były one słynne ze swego bogactwa, a każdy zamożniejszy dom – to prawdziwy skarbiec. W IX pieśni Iliady Homer napisał: „Teby – miasto o stu bramach”.
       Jak dzisiaj dostrzec bogactwo, gdy wokół tyle ubóstwa? Na drodze prowadzącej do południowego haremu Amona siedzi dziewczynka – pucybucik. Ma chyba nie więcej niż pięć lat. Taki obrazek psuje nastrój pragnącego odprężyć się i chłonącego historię starożytną turysty. Chciało się płakać nad losem tego dziecka.  

„Wiemy wprawdzie, że nie ma bardziej szalonego pomysłu jak ten, żeby każde dziecko uczyło się pisać i czytać. I jest też niedorzecznością, żeby dziewczęta uczyły się pisać."
Tak było w królestwie Atona ...i tak jest dziś...

„Ale ogrody bogaczy w Tebach kwitły, ciemnozielone i chłodne, a po obu stronach obramowanej kamiennymi baranami wielkiej alei mieniły się kolorami tęczy klomby kwiatów, gdyż świeżej wody brakowało w Tebach tylko dla ubogich i tylko ubogim niszczył pożywienie pył, który jak sieć opadał na wszystko, jak błonką przykrywając liście akacji i sykomorów w dzielnicy biedoty.”
Tak było... i tak jest...



Karnak. Obelisk Totmesa III.

Karnak. Aleja sfinksów do Wielkiej Świątyni Amona.

Karnak. Zespół świątynny.

Karnak. Kolumny sali hypostylowej w świątyni Amona.

       Odpoczywając na statku wracam myślami do starożytności, nie zapominając, że przyjechałam właśnie po to, by ją poznać, poczuć, zobaczyć, dotknąć. W Tebach spełniło się proroctwo Ezechiela, który przepowiedział, że Teby zostaną rozdarte na dwoje. I to się zgadza. Starożytną egipską stolicę rzeczywiście przecina na pół kanał. Część południowa, to obecny Luksor, zaś północna jest znana w świecie jako Karnak. Jedynym światkiem dawnej świetności Luksoru jest świątynia mierząca 260 metrów długości, której podwaliny wzniósł Amenhotep III, rozbudował ją Tutmozis III, a uwieńczenie dzieła nastąpiło za Ramzesa II. Tę wspaniałą i olbrzymią świątynię Egipcjanie nazywają Południowym Haremem Amona. Przed pylonem stały niegdyś dwa obeliski Ramzesa II. Dzisiaj stoi tylko jeden o wysokości 25 metrów. Drugi wywieziono do Francji, by ozdabiał Paryż. Mają nowoczesną piramidę ze szkła obok historycznego Luwru, co szkodzi mieć starożytny obelisk na placu de la Concorde.

       Karnak, jak okazało się później, zrobił na mnie większe wrażenie, niż zwiedzane kilka dni później wielkie piramidy w Gizie. Świątynie w Karnaku zajmują powierzchnię 40 hektarów, a budowano je ponad 1300 lat, jako monumentalny dom bogów. Największy z trzech świątyń jest Okręg Amona, poświęcony najważniejszemu bogowi Nowego Państwa. W murach tej świątyni można postawić dziesięć wielkich katedr. Spacer Aleją Sfinksów Baraniogłowych, która ongiś miała trzy kilometry oraz po sali hypostylowej pełnej ogromnych kolumn o niezwykle przejmującym wyglądzie skamieniałego lasu, przeglądanie się wraz z budowlami sprzed tysięcy lat w tafli świętego jeziora, okrążanie siedem razy /na szczęście i na zamążpójście/ pomnika czczonego skarabeusza, wreszcie spotkanie z gigantycznymi,  prawie dwudziestometrowej wysokości Kolosami Memnona przeniosło mnie w czasy starożytne i...

Poczułam się taka mała i krucha wobec potęgi oraz monumentalnego piękna starożytnej architektury, której przez tysiąclecia nie zmogły żadne wojny ani kataklizmy natury. Cokolwiek zostało zniszczone, lub wywiezione, zrobiła to niszcząca, chciwa ręka ludzka. Byłam też z siebie dumna, że zdołałam tu przybyć, o czym marzyłam przez wiele lat. 
       
 
      „Gdy wyszedłem spomiędzy pylonów i olbrzymich posągów faraona, spostrzegłem, że tuż obok wielkiej świątyni wznosiła się nowa świątynia potężnych rozmiarów i tak dziwnie zbudowana, że nigdy jeszcze nie widziałem czegoś podobnego. Nie miała ona murów, a gdy wszedłem do środka, zobaczyłem, że szeregi kolumn otaczają otwarty dziedziniec z ołtarzem, na którym złożono ofiary ze zboża, kwiatów i owoców. Po obu stronach pylonów w świątyni Amona siedzieli wykuci w kamieniu faraonowie, majestatyczne, podobne bogom olbrzymie postacie. Wszystko się we mnie trzęsło i drżało, gdy patrzyłem na te kamienne kolumny.”

Tak było... i tak jest...


Kom Ombo


Niewielkie miasto Kom Ombo (كوم أمبو) - Kaum Umbu, Nubit - miasto złota) leży nad Nilem, 50 km na północ od Asuanu, w starożytności - przy szlaku handlowym z Nubii do Doliny Nilu.


       Przed Kom Ombo udajemy się na pokład słoneczny statku, by już z oddali podziwiać świątynię, wyjątkowo położoną na wzgórzu.
Jest to podwójna świątynia powstała z połączenia dwóch oddzielnych budowli wzdłuż jednej ściany. Prawa strona poświęcona jest triadzie bóstw: Sebekowi, Hathor i Chonsu. Świątynia z lewej należała natomiast do boskiej triady: boga o imeniu Haroeris (co oznacza Horus jest wielki), Tasnen-Nofret (boskiej siostrze Horusa) i Panebtaki (władcy obu krain).

       Postój statku potrwa kilka godzin, więc po zwiedzeniu świątyni, na murze której zdumiała nas prezentacja instrumentarium chirurgicznego z epoki rzymskiej oraz (szczególnie męską część towarzystwa) przedstawienie sposobu leczenia prostaty, udajemy się do kawiarni w ogrodzie, by posłuchać na żywo regionalnej muzyki. Z kawiarni do przystani prowadzi zagruzowana po obu stronach droga, przy której siedzą sprzedawcy oferujący papierosy, wodę, pocztówki. Pojawia się także grupa dzieciaczków oferujących „starożytne" kamyczki, by dostać jałmużnę. Na tej ziemi dawanie bakszyszu za jakąkolwiek przysługę czy uprzejmość jest na porządku dziennym. Jestem jednak przeciwniczką dawania dzieciom pieniędzy. Rozdajemy więc cukierki, długopisy i mazaki. Boimy się, może zresztą niesłusznie, by nie oberwać przy okazji „starożytnymi" kamieniami. Przede wszystkim żal nam jednak tych dzieci. Są bardzo biedne, muszą pracować i prawie połowa z nich nie uczęszcza do szkoły.

Ciekawostką w Kom Ombo jest nilometr pozwalający starożytnym Egipcjanom sprawdzać poziom Nilu. Mnie urzekają papirusowe kolumny sali hypostylowej.

Edfu i sakiewka

       Nazajutrz budzimy się w Edfu, niewielkim miasteczku, które zawdzięcza swoją sławę najlepiej zachowanej w całym Egipcie świątyni. Na brzegu czekają na nas kolorowe kalesze, którymi pędzimy (tak! pędzimy!) do kultowej świątyni poświęconej bogowi Horusowi z głową sokoła. Droga jest zakorkowana autobusami, busikami, taksówkami i pieszymi z całego świata oraz miejscowymi „usłużnisiami”, którzy za opłatą palcem pokażą, gdzie znajduje się widoczna z daleka świątynia, do której nie sposób nie trafić. Jak w tym wielkim korku radzą sobie konne kalesze, którymi podążamy do świątyni? Po drodze mijamy bazar z nieprzebraną ilością regionalnych strojów. Niektórzy kupują sobie galabije na zapowiedziany wieczór taneczno - folklorystyczny pod nazwą „Galabija-party”. Gdy sprzedawcy zauważą, że ktoś spogląda na ich towar, natychmiast oferują go, wabiąc bardzo niską ceną. Gdy dochodzi do zapłaty, dziesięciokrotnie podbijają cenę.

„Silny stawia stopę na karku słabego,
a chytry wyłudza od naiwnego sakiewkę”

Tak było... i tak jest... Tak też chyba pozostanie na zawsze i wszędzie.


       Na "Galabija party" nie wybierałam się, chociaż obsługa statku serdecznie zapraszała. Przy wejściu do restauracji - na kolację - wszyscy kelnerzy, stojąc szpalerem, prezentowali stroje. A wybrani, jak z żurnala. Wysocy, jednakowego wzrostu i urodziwi. Przy tym bardzo mili oraz radośni i dobrze wyszkoleni. Na nasze zachwyty ich wyglądem i uroczystą oprawą kolacji, odpowiadali po angielsku.

***
     Podczas rejsu czekała nas przeprawa przez śluzę w Esnie. Długa kolejka statków zatrzymała na kilka godzin naszą „Miss World”. Na pokładzie słonecznym pojawiła się policja turystyczna, a pod okna kajut podpływali małymi łódkami sprzedawcy, oferując swoje towary. Mieli chustki, szale bawełniane i galabije. Zastanawiałam się, czy nie kupić takiej sukni na mający odbyć się na statku wieczór regionalny "Galabija party". Jakoś jednak nie potrafię robić zakupów w ten niekonwencjonalny sposób. Podczas przyglądania się temu handlowi otrzymałam SMS-a od kolegi z Hiszpanii: tv podaje, iż na statku wycieczkowym na Nilu, pełnym hiszpańskich turystów był właśnie zamach, w wyniku którego wielu Hiszpanów odniosło poważne obrażenia. Ogarnął mnie strach.
Emocje jednak tonują błękitne wody Nilu, granitowe skały, białe żagle feluk, a wszystko to zalane słońcem.



Dotarliśmy do Asuanu.  Widzimy, że nabrzeże jest pełne innych statków. 

Jesteśmy u bramy do Czarnej Afryki... cdn.   

23 listopada 2024

IV. Retrospektywne spojrzenie na Egipt przez pryzmat powieści „Egipcjanin Sinuhe” M.Waltariego

Na życzenie blogowych koleżanek, po długiej przerwie (przepraszam za zwłokę), publikuję dalszy ciąg wspomnień z podróży odbytej w 2003 roku.
Cześć I - http://grycela.blogspot.com/2018/01/retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html
Część II - http://grycela.blogspot.com/2018/02/retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html
Część III - https://grycela.blogspot.com/2018/03/iii-retrospektywne-spojrzenie-na-egipt.html

Cytaty pochodzą z powieści Miki Waltariego pt. „Egipcjanin Sinuhe”.

  „Lepiej niż woda i piwo, lepiej niż dym kadzidła w świątyni i kaczki w sitowiu Wielkiej Rzeki oddaję treść życia w Egipcie, gdzie nic się nie zmienia z upływem czasu, lecz wszystko zostaje po staremu.”


 „…i nie potrafię naprawdę powiedzieć, co w tej całej podróży było prawdą, a co fikcją, pozorem, bajką. Jak sen upłynęły te dni i szybko jak mgnienie przeminęły i już ich nie ma.”



Wielka rzeka - Nil


"POZDRAWIAMY  CIĘ,  NILU,  
 KTÓRY   WYNURZASZ   SIĘ Z  ZIEMI,   
KTÓRY   PRZYBYWASZ, 
BY   DAĆ  ŻYCIE   LUDOWI   EGIPTU"
/Brytyjski pisarz James Leigh Hunt. 1784 - 1859. W poemacie THE NILE/

„Płynie przez stary, spokojny Egipt,
a jego piaski, jak nieprzebrana myśl
snują marzenia”


Tak było... i tak jest...

Nil – symbol wiecznego odradzania się życia,
od niepamiętnych czasów był źródłem sił witalnych
dla całego Egiptu...


"Egipt jest darem Nilu"
/Herodot - grecki historyk/

„Każda rzeka, która płynie w kierunku
przeciwnym do Nilu, podąża w niewłaściwą stronę...”

„Nil rozlewający się na pola,
to najwspanialszy widok.
Równiny znikają, a doliny chowają się,
a im większa część lądu skryje się pod wodą,
tym większa jest radość mieszkańców"

/Seneka/

Tak było...ale nie jest... 
Od czasu wybudowania Wielkiej Tamy Asuańskiej Nil nie wylewa.

       Nad brzegami Nilu codzienna ludzka krzątanina przebiega zgodnie z odwiecznym rytmem egzystencji. W niektórych miejscach wydaje się, że życie mieszkających tam Egipcjan nie różni się od tego z epoki faraonów.
Tak było... i tak jest...


Wioski nad Wielką Rzeką

       Na obiady wracaliśmy na statek. Moja towarzyszka podróży - Lodzia - zwykle ucinała sobie popołudniową drzemkę. Ja zaś oglądałam dolinę Nilu, zafascynowana zmiennością krajobrazu oraz życiem mieszkańców wiosek, jakże innym od znanego mi z podróży po Europie. Chaty z nie wypalonej cegły i z mułu rzecznego wymieszanego ze słomą, dachy pokryte palmowymi liśćmi i stosami śmieci, suszące się na opał odchody zwierzęce, dzieci bawiące się na wszechobecnych gruzowiskach i wysypiskach.
Wygląda to przygnębiająco i bardzo biednie. Egipt, kolebka cywilizacji...
Niektórzy uczestnicy rejsu zapadają na chorobę zwaną zemstą faraona. Cierpią na dotkliwy ból żołądka, dyskomfort uniemożliwia zwiedzanie.

„Już tak jest, że nie ma człowieka,
który by nie poczuł się chory,
bo źródła na pustyni zawierają sodę
i przyprawiają o biegunkę każdego,
kto nie przywykł do pustynnej wody.
Choroby żołądkowe od wody egipskiej są ciężkie
i mnóstwo wojowników zmarło,
gdy armia maszerowała do Syrii /wojny syryjskie/.

Nikt też nie wie, skąd te choroby się biorą,
jedni mówią, że z zatrutych wiatrów pustyni,
inni zaś, że z wody,
a jeszcze inni obwiniają o nie faraona”.

Tak było... i tak jest...

       Lodzia - umęczona zemstą - spała, wykrzykując coś przez sen, a ja, popijając w celach leczniczych „Finlandię" ("lekarstwo" na zemstę faraonów) snułam taką refleksję: cóż to za fascynujący naród, który tradycje i przyzwyczajenia pielęgnuje przez ponad trzy tysiące lat i jest niezwykle odporny na przyjmowanie nowości i jakichkolwiek zmian. Chociaż anteny satelitarne na ubogo wyglądających budynkach i lepiankach zdawały się temu przeczyć. Cóż to za ludzie, którzy dla turystów mają luksusowe statki i hotele, bujną zieloną trawę codziennie zraszaną, kwitnące krzewy i piękne ogrody palmowe, worki na śmiecie, mopy i pachnące mydełka, baseny, korty tenisowe, kluby, wino, piwo, a nawet mocniejsze alkohole, które dostępne są po okazaniu paszportu... Sami zaś żyją inaczej...

Karolina - nasza pilotka - wspominała, że tu nad brzegiem Wielkiej Rzeki niektórzy mieszkańcy żyją dostatnio. A to, że ich domostwa wyglądają tak, jak przed setkami, a nawet tysiącami lat, to że są zaśmiecone - wynika z ich mentalności. Chłopi egipscy nie lubią zmian po prostu.

„ Swoje gniazdo zbudowałbym
pośród zapachu rzecznego mułu i odchodów zwierzęcych.

Swoje gniazdo zbudowałbym
na dachu ubogiej lepianki w ubogim zaułku ”

Tak było... i tak jest...

       W dolinie Nilu czasami widać było palmy daktylowe, eukaliptusy, pomarańcze i niskie drzewa daktylowe. Domy buduje się tutaj z niewypalonej cegły, a następnie oblepia rzecznym mułem wymieszanym ze słomą. Na dachach leżą suche liście palmowe i śmiecie.


       W Egipcie górnym są wioski, w których ludzie żyją tak, jak w starożytności - w norach ze zwierzętami. Tu skalista pustynia wygrywa z Nilem. Na małych pasach zieleni niewiele pomieści się upraw. Ludność jest bardzo uboga.



Świątynia królowej Hatszepsut
Hatszepsut - faraon, władczyni starożytnego Egiptu z XVIII dynastii, z okresu Nowego Państwa. Córka Totmesa I i królowej Ahmes, siostra i żona Totmesa II, z którym rywalizowała o sukcesję.

       Czytamy w jednej z inskrypcji: „...teraz moje serce zwraca się w tę lub tamtą stronę, gdy myślę, co ludzie powiedzą. Ci, którzy zobaczą moje budowle w przyszłości i ci, którzy będą mówić o tym, czego dokonałam...”
Po kilkugodzinnym relaksie na pokładzie słonecznym „Miss World”, kąpielach w basenie i podwieczorku serwowanym w barze widokowym, udajemy się do Deir el Bahari, gdzie znajduje się świątynia Hatszepsut. Malownicza dolina powitała nas parkingiem pełnym autokarów, policjantów i natrętnych sprzedawców pamiątek. Ich zachęcający do kupienia czegokolwiek hałas skutecznie psuje majestatyczny, mistyczny i tajemniczy nastrój takiego miejsca. Zdążyliśmy się jednak już do tego przyzwyczaić i potrafimy grzecznie odpędzać tych napastników. Karolina dzielnie nam pomaga, wykrzykując coś po arabsku. Są biedni, czy cwani? Czy to po prostu taki sposób życia? A może nic innego nie mogą robić?
Przemysł turystyczny jest drugim (po zyskach czerpanych od armatorów statków przepływających przez Kanał Sueski) źródłem wymienialnej waluty i z tej turystyki korzystają także ubodzy Egipcjanie, narzucając swoje usługi i towary turystom przebiegających w pośpiechu od statku do świątyni, od hotelu do autokaru lub przemierzających pustynię od miasta historycznego do nowoczesnego kurortu. I słusznie – pomyślałam i potraktowałam to jako folklorystyczny dodatek do swoich przeżyć na egipskiej ziemi.

       Podczas zwiedzania Świątyni Hatszepsut w pierwszej chwili zwróciłam uwagę na sposób wkomponowania obiektu w tło skał. Jaką niezwykłą wyobraźnię musiał mieć królewski architekt Senmut, aby tak pięknie wtopić świątynię w otoczenie. Całe szeregi tarasów – olbrzymich, połączonych rampami, podejście wyznaczone aleją sfinksów i obelisków, płaskorzeźby ukazujące narodziny i dzieciństwo królowej, a także jej wyprawę do tajemniczego państwa Pun... To wszystko odbija się w duszy na zawsze, jak na wieczystej matrycy...
Zastanowił mnie drobny szczegół. Ówcześni artyści potrafili rzeźbić i malować zwierzęta zachowując dokładnie proporcje ich budowy. Natomiast postacie ludzi nie mają zachowanych proporcji ciała. Szczególnie zbyt wielkie są głowy i penisy, poniszczone w większości świątyń przez Koptów.
Lewą stronę Deir El Bahari zajmuje gigantyczna świątynia grobowa Mentuhotepa II, który pięćset lat przed królową Hatszepsut wpadł na pomysł wybudowania tutaj wieczystego domostwa. Świątynia jest konserwowana. Naszym zainteresowaniem cieszyli się także siedzący po turecku konserwatorzy, którzy w każdą szczelinkę w kamieniu wstrzykiwali jakiś biały płyn o konsystencji śmietanki. Zachęcali nas do fotografowania się z nimi, by otrzymać zapłatę za sprzedaż swojego wizerunku.


Obraz pobrany z prezentacji, którą dawno temu robiłam.
Nie umiałam skopiować samego tekstu, a przepisywać nie chciało się, o!

_________________________________________
Wspomnienia z podróży po Egipcie są od dawna w zakładce "Egipt" - ustawione chronologicznie. Posty kiedyś wklejałam hurtowo (nawet 100 w miesiącu), ratując swoje publikacje z likwidowanego przez platformę "bloog.pl" bloga "Afryka moja", gdzie było inne grono czytelników. Robiłam to po cichutku i nikt do "mojego" Egiptu tutaj nie zaglądał a zdjęcia tu:  https://photos.app.goo.gl/2c3axwCW6t6fyBBk6

19 listopada 2024

przed...Świąteczna Księga Tradycji w listopadzie

Świąteczną Księgę Tradycji tworzyliśmy przez 15 lat. 


  1. Świąteczna Księga Tradycji
  2. Świąteczna Księga Tradycji  - część II
  3. Świąteczna Księga Tradycji - część III
  4. Świąteczna Księga Tradycji - cześć IV
  5. Świąteczna Księga Tradycji - część V
  6. Świąteczna Księga Tradycji - część VI 

A może tym razem napiszemy o nowych zwyczajach, głównie przedświątecznych?


       Głośno o Świętach Bożego Narodzenia zaczyna być tuż po Święcie Zmarłych. Telewizja nie skąpi reklam, sklepy zmieniają asortyment. W zasadzie prawie wszystko jest to samo - zarówno w sklepach, jak i telewizji, tylko z mikołajowym przesłaniem. I zmywarka i kosiarka, i kurteczki i laleczki, i wanienki i sukienki, torby, dzbanki i kozaczki, wszelkie kapcie oraz laczki, także nieodzowne spodnie... Idą święta! Będzie modnie! Będzie ładnie i powabnie, no i gwiazdka z nieba spadnie.
       
         Celebryci - w przeciwieństwie do innych - apelują, by Wigilia nie była dniem wolnym od pracy. Gdzie bowiem odbębnią wigilijną kolację, jak nie w restauracji, po wcześniejszym zaliczeniu wizyty w salonie piękności? Babcie modlą się, by zapracowane dzieci i wnuki zdołały odwiedzić. Biura podróży nawołują do świętowania pod palmami w krajach egzotycznych. Do wielkich światowych metropolii jadą wielkie choinki.

      No to co, Drodzy Posiaduszkowiecze! Przyłączamy  się i zaczynany przedświąteczność*?
Ja zaraz dam oddech i nowe świece adwentowemu wieńcowi. Kto da więcej? Oczywiście stosownie do trwającego przedświątecznia*, o!

__________________
* Nie rozumiem, dlaczego blogger podkreśla na czerwono.
   Przecież napisane bezbłędnie.

Dopisek

listopadowy post z 2011 roku, kiedy to jeszcze blogowałam na Onet.pl.

16 listopada 2024

O bezpieczeństwie - prozaicznie

Chcemy pokoju na świecie - mówią nie tylko kandydatki na miss świata. Zgoda… Ale…  

       Mam niebezpieczną drogę do śmietników. Zimą brnę w śniegu, pod którym czają się niewidoczne dla oka zmarznięte bruzdy i koleiny po ciężkich samochodach - śmieciarkach. O upadek i połamanie kości nietrudno. W deszczowych porach roku błoto po kostki, a w czasie suszy kilkucentymetrowa warstwa pyłu. Nie ma mowy o wyrzuceniu śmieci po drodze, gdy wybieram się na spacer, z wizytą lub po zakupy. Trzeba zakładać specjalne buty i spodnie. Są dwie pary spodni, kalosze, wysokie kozaczki i półbuty. Nazywam je śmietnikowymi i trzymam w oddzielnej szufladzie - nazwanej kurzobłotniakiem - zlokalizowanej w szafce tuż przy drzwiach wejściowych. Wcześniej, za każdym razem myłam i prałam, ale już dość miałam sprzątania łazienki po tych zabiegach.

Chcę ludzkiej ścieżki na śmietnik, o!

 

       Późną jesienią, zimą i wczesną wiosną nie mam powietrza. W niektóre dni nie da się okna otworzyć, by wywietrzyć mieszkanie po smażeniu ryby, czy po gościach, którzy mogli rozsiać jakieś koronawirusy. Wyjście na dwór (na pole) jest wręcz niebezpieczne dla zdrowia.

Chcę czystego powietrza niezbędnego do bezpiecznego życia, o!

 

       W śnieżną zimę, po przejeździe pługu nie mam bezpiecznych przejść na drugą stronę ulicy. Muszę wdrapywać się na śnieżny popługowy wał, po czym ześlizgiwać się lub turlać na drogę. Oby nie wprost pod koła jadącego samochodu. Kierowcy przecież trudno przewidzieć, że nastąpi niespodziewane turlano-zsuwanie, bowiem ludzie raczej wchodzą na zebry, a wówczas zamiar przejścia jest wyraźny i spodziewany. No, czasem przebiegają lub przejeżdżają, ale…Żeby się turlali?

Dodam, że na większe zakupy zabieram wózek, którego nie utrzymam na grzbiecie wału, więc  może być zagrożeniem dla samochodów.

Chcę, by dla bezpieczeństwa na śnieżnych wałach były płaskowyże, o!

 

       Mamy ogromne opłaty za ciepło - nawet przewyższające wysokość emerytury. Stajemy przed wyborem: jeść, grzać się czy leczyć?

Chcę, aby opłaty egzystencjonalne nie zagrażały zdrowiu i życiu człowieka, o!

c.d. z pewnością każdy mógłby dopisać…

29 października 2024

NON OMNIS MORIAR

   


       Są takie wyjątkowe dni w roku, kiedy w serce wkrada się refleksja, kiedy nastaje czas wspomnień i zadumy, kiedy ludzkie ścieżki wiodą pośród mogił i płomieni świec. W tych dniach uświadamiamy sobie, że istniejemy dzięki następstwu pokoleń. W tych dniach pamięć o bliskich staje się niezawodna, a obce nazwiska na kamiennych płytach zdają się bliskie. Są takie wyjątkowe dni w roku, w których  pośpiech - cywilizacyjna jednostka czasu - na chwilę znika i wszystko powolnieje. 
I staje się Cisza... 


W takich dniach wspominam także Blogerów... 
 

5 października 2024

Coś piknęło czyli przestawione klepki

 

       W deszczowy, szary dzień nieoczekiwanie przybył Majster (Nitager,czwartek, 03 października, 2024Milczysz od tak dawna. Czy wszystko u Ciebie w porządku? Przepraszam, jeśli wścibiam nos w nie swoje sprawy, ale zawsze się w takich przypadkach niepokoję), rozłożył wachlarz odpowiednich narzędzi i poprzestawiał klepki. Coś stuknęło, coś piknęło i wielomiesięczna blokada nie pozwalająca udzielać się w Szanownej Blogosferze ustąpiła. Oto więc jestem.

Pozostał jedynie dylemat: O CZYM PISAĆ? Zacznę od czytania, może zaprzyjaźnieni (czy nadal?) Blogerzy pobudzą klepki twórcze - pomyślałam.

        Na jednym z blogów o jesieni. Nastrojowo… Miło… Twórczo… To i ja o twórczości. Wprawdzie niższych lotów, ale co tam. Niech będzie. Zatem prezentuję swoje tradycyjne bukiety listkowe, które i w tym sezonie zdobią dom. Tak oto pomalowałam klepki przestawione przez Majstra:






       Złotej polskiej jesieni  w moich stronach nie widać. Trudno więc było znaleźć ładnie wybarwione liście. Na drzewach jeszcze zielone, a te, które spadły, są wyschnięte i pomarszczone. Po prostu brzydkie, o!


Kiedyś najpiękniejsze liście zbierałam pod tymi drzewami. Niestety, zostały  wycięte.
Jest tylko pełne jesiennego nastroju zdjęcie. 

       Po zakończeniu akcji liściowej udałam się na mniej nastrojowe szczepienie przeciwko grypie. Szłam w ogromnym stresie, pamiętając kalamacje szczepionkowe z ubiegłego roku, kiedy to szczepienie miało być bez problemu i dla seniorów za darmo. Tak przynajmniej mówiono w telewizji rządowej.  Dla mnie jednak nie było! Podobno został wyczerpany limit przyznany przychodni lekarskiej. Tak mnie poinformowano. Poczułam się wtedy osobą pozalimitową, tyle tylko, że nie zutylizowaną. Jaką więc? Nieznajomą, niepotrzebną, niechcianą, zbyteczną i do odstrzału? Dopiero za 50 złotych, formalnie wpłaconych  w gabinecie zabiegowym, zostałam zaszczepiona.

       W tym roku przeżyłam szok, ale pozytywny. Procedura prosta, lekka, przyjemna i bez grosza. Zaś kwalifikująca do szczepienia Pani Lekarka  (Mołdawiaka) kompetentna, wspaniała, miła, wręcz usłużna. W jej gabinecie czułam się, jak wielka pani, której z troską i uwagą - bez żadnej łaski - służy się. Nie czułam się, jak intruz, który głowę zawraca. Z takimi lekarzami służbę zdrowia można SŁUŻBĄ nazywać. To ważne, bo człowiek musi czuć się zaopiekowany i choć troszkę ważny. Ignorowanemu  (i to w dodatku systemowo) wręcz odechciewa się żyć. Obecnie czuję się, jakby lekarka z Mołdawii tchnęła we mnie siłę do życia.

Żyjmy w zdrowiu i szczęściu! Życzę tego wszystkim Posiaduszkowiczom oraz przelotnym, niczym jesienne ptaki i liście, Gościom.

Pozostawiając swój Klik DobryJ i uśmiech serdecznie pozdrawia powrócona alElla