27 maja 2017

Jak nie zostałam „celebrytką”

Sława przeszła koło nosa bo trafiło, jak na kamień kosa.


       Napisała kiedyś do mnie redaktorka pewnego kolorowego czasopisma. 
W pierwszych słowach e-maila zawarła mnóstwo pochwał, w tym, jaką to ciekawą i ujmującą osobowością wyróżniam się wśród rzeszy blogerów podróżujących.  Dalej była długa lista landrynkowych komplementów. Potem okazała podziw dla opisów moich większych i mniejszych podróży oraz wspaniałej galerii zdjęć. Na zakończenie padła propozycja zaistnienia w wydawnictwie papierowym i prośba o wywiad. Zdziwiłam się, ponieważ nie jestem podróżniczką w pełnym tego słowa znaczeniu. Wyjeżdżam od czasu do czasu na wakacje, jak zwykły przeciętniak. Na wyciągnięcie ręki, na samych „Posiaduszkach”, bywają lepsi ode mnie w tematach podróżniczych, a co dopiero w całej blogosferze. Dlaczego więc ja? Na pochwały i zainteresowanie, jak niemal każdy chyba, bywam łasa, ale nadmiaru słodkości od osoby zupełnie obcej i nieznanej nie da się przyjąć bezrefleksyjnie. Włącza się ostrzegawcze światełko.

Wcześniej, też w kolorowym czasopiśmie, widziałam zilustrowany zdjęciami wywiad z koleżanką, z której zrobiono osobę,  jakiej nikt z jej znajomych, a nawet ona sama nie zna. Na pytanie o pozę i minę na zdjęciu zupełnie do niej nie pasującą odpowiedziała: tak kazali, tak ustawili i tak musiało być. Nawet nie umiała wymaganej miny od razu zrobić, więc wielokrotnie powtarzano ujęcie, aż udało się stworzyć upragniony przez redakcję wizerunek kobiety, na którą w danej chwili zapewne było zapotrzebowanie.

Trochę z przekory, bo lubię się przekomarzać, a w większości z ciekawości, co też zechcą zrobić ze mną, odpisałam pani redaktor. Ta, zadowolona zaczęła kuć żelazo zanim wystygnie. Na pierwszy ogień poszły uzgodnienia na temat zdjęć. Zaproponowałam, aby wybrano dowolne fotografie z moich internetowych albumów.

- Nie! To musi być specjalna sesja fotograficzna. - Poinformowano mnie oschle.


       Na sesję zdjęciową nie zgadzam się, więc przekonuję, że mając do dyspozycji całą moją wspaniałą galerię, coś zapewne wybiorą.  Mogę ewentualnie wysłać oryginały - w dużo większej rozdzielczości - wskazanych fotografii, bo te zamieszczone w sieci są pozmniejszane i zniekształcone przez  szablony blogowe oraz programy do wyostrzania, czy przycinania albo pionowania. Dalsze uzgodnienia mogły odbywać się tylko telefonicznie. Zarządzono, że poza pytaniami i odpowiedziami, nic na piśmie. Przez telefon zostałam poinformowana, że na zdjęciach, na które ktoś z redakcji zerknął, nie odpowiadam wizerunkowi emerytki podróżującej, jaką należy przedstawić czytelnikom. Musi więc do mnie przyjechać fotograf i zaaranżować "przedstawienie" zgodnie z ich wizją. Na nic zdały się argumenty, że to właśnie autentyczne ujęcia w danym miejscu na świecie, nie zaś reżyserowana sesja, oddają moją osobowość i zainteresowania, co tak bardzo szanowną redakcję we mnie urzekło. Poza tym, na zawołanie fotografa, w studyjnej czy domowej scenerii, nie odbiją się na mojej twarzy emocje związane z podróżą, ani też zauroczenie ścieżkami z moich wędrówek. Pani zaniemówiła, jakby nie rozumiała, o co chodzi. Dla przykładu odsyłam więc do zdjęcia z blogu „Afryka moja”, na którym - jak skomentowali internauci - /.../ pomimo ciemnych okularów widać uczucia, jakimi darzę ziemię pod moimi stopami:



Ale jazda!
Na wielbłądzie reglowym.
Albo takie zabawne ujęcia. 
Radość wędrowania 
i wygłupy ubarwiające życie.
Hej, wio! Wiśta wio!

Prrr! Wielbłąd to, czy żyrafa?




       








Albo zaduma w drodze nad przepaścią w Czufut Kale. Zachwyt, zagubienie, lęk i zdumienie oraz pokora wobec natury u wędrowca chcącego poznać tajemnice świata Wschodu:

Adam Mickiewicz:
/.../ - Tam nie patrz, tam spadła źrenica /.../
I ręką tam nie wskazuj - nie masz u rąk pierza.

       Następnie pytam o sposób przeprowadzenia wywiadu. Otóż miałby on odbyć się tak, że otrzymam e-mailem  pytania, a telefonicznie uzgodnimy, jak mniej więcej powinny brzmieć odpowiedzi. Odpowiadać mogę, jak chcę, ale... zgodnie z przekazanymi sugestiami dotyczącymi także faktów i treści wymagających zmiany na bardziej nośne. Jeśli mi się nie uda spełnić oczekiwań, to przeredagują i przyślą do formalnej autoryzacji. Co do długości wypowiedzi - pełna zgoda. Ile chcę, to mogę pisać na blogu, a nie dla gazety mającej swoje ramy. Poprawność językowa, stylistyczna, gramatyczna, ortograficzna, interpunkcyjna być musi. W tych kwestiach ingerencja fachowców redakcyjnych jest oczywista. Ale treść i fakty napisało moje życie i zmieniać ich nie pozwolę, o! Wywiad, to nie dyktando, o!

Czy mnie będzie więcej czy mniej w tym wiekopomnym wywiadzie - dyktandzie, już się nie dowiedziałam. Nie omieszkałam jednak wyartykułować swoich myśli.

- Po kij jestem wam potrzebna? To wszystko, co zamierzacie, możecie osiągnąć bez trudu przy pomocy aktorki, która aktualnie nie ma lepszego zajęcia i zrobić z niej kogo tylko chcecie. Jej zawód - to tańczyć,  jak zagrają,  recytować, co w scenariuszu napisano i śpiewać według nut oraz pozwalać przebierać się i charakteryzować. Ja mam inny zawód! A w ogóle to już nie wiem, czy naprawdę zaciekawiła was moja, jak podkreślacie, wyjątkowa osobowość i jako taką chcecie przedstawić swoim czytelnikom, czy głupiego szukacie do wypełnienia dziury w waszym wydawnictwie? Nie dam się przefarbować, jak kołnierz i mankiety z lisa w starym palcie pogryzionym przez mole. I o! I już!

No, i przestałam się podobać. Tak oto nie zostałam „sławną podróżniczką - celebrytką” stworzoną według wytycznych „komitetu centralnego” jakiegoś piśmidła.

Nie minęło wiele czasu, gdy podobną propozycję, którą odrzuciła, otrzymała także nasza posiaduszkowa koleżanka. Może zechce w komentarzu opowiedzieć o tym? Wiem, że na jej kulturalną odmowę zareagowano niegrzecznie.

       Miałam też przygodę z telewizją. Stali sobie panowie z kamerami i mikrofonami na ulicy. Nagrywali wypowiedzi przechodniów do jakiegoś programu. Zaczepiono i mnie. Nie protestowałam. Odciągnięta zostałam na bok na przeszkolenie. Może chcą mnie poinstruować, w którą stronę należy spoglądać, na jaki znak czy światełko w kamerze zaczynać mówić? Przecież nie wpuszczą na wizję przypadkowego człowieka z ulicy - ot tak - na żywioł. Pouczanie jednak było innego rodzaju. Rozpoczęło się od sugestii, jak powinnam odpowiedzieć na zadane pytanie, które zabrzmi „co sądzę o...?”. Powiedziałam oczywiście, co sądzę, ale o tej telewizji i etyce oraz kulturze dziennikarskiej. Szkoda, że tego nie wyemitowano. Zostałabym „gwiazdą” popołudniowych wiadomości. W dodatku jedyną autentyczną, ponieważ inni mówili dokładnie to, co i mnie na uboczu wyciszonym głosem do głowy wbijano. Słyszałam własnymi uszami i widziałam swoimi oczami.

       Jak po takich m.in. doświadczeniach wierzyć w cokolwiek? Jak odbierać wiadomości telewizyjne czy pasjonować się wywiadami z ciekawymi ludźmi? Kogo podziwiać? Skąd czerpać inspirację? Wreszcie, czy wzorce i autorytety są prawdziwe czy wykreowane? Oczywiście można mieć dystans do wszystkiego, ale wtedy nawet szczere i dobre  życzenia będzie przyjmować się chłodno, a na zwyczajowe „dzień dobry” reagować: jaki dzień?! Jaki dobry?! O co ci chodzi?!

Czy wobec wszechobecnego kłamstwa i manipulacji świat nie staje się marionetkowy, chorobliwie podejrzliwy, a w konsekwencji  napastliwy? 


125 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Nie wiadomo, czy ktoś nie zechce czegoś zaproponować...

      Usuń
  2. alEllu, masz dużo racji. Przez rok pracowałam w takim piśmie dla kobiet (kto wie, czy nie w tym samym) i rzeczywiście sesje muszą być, w ciuchach przyniesionych przez stylistkę, w miejscu wskazanym, czasem u bohaterki. Dziwie się tylko tymi wymogami co do treści - za moich czasów można było mówić to, co bohaterka uważa. Widać w dzisiejszych czasach, w obawie, by pismo nie zostało zamknięte, trzeba przedstawiać takie treści, żeby suweren a z nim i władza byli zadowoleni. Dobrze zrobiłaś, że zrezygnowałaś. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogłam sobie pozwolić na przefarbowywanie się i zmienianie faktów. Uważam, że jeśli kogoś ciekawi jakieś wydarzenie z mojego życia, to takie, jakie było naprawdę. Bez zmieniania i ubarwiania.
      A stylistka jak by mnie np. na Saharze na wielbłądzie posadziła? I dlaczego miałabym być ubrana w rzeczy przez nią przyniesione, a nie w te, w które ubrał mnie prawdziwy Beduin?

      Usuń
  3. O matko i córko - jak to dobrze, że nie jestem intersukącą osoba////

    OdpowiedzUsuń
  4. miało być interesującą. Moja dysleksja,czy co to jest się powiększa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DLa mnie jesteś interesującą osobą i na tyle interesującą, że za świata skarby nie proponowałabym przefarbowania Ciebie, o!

      Usuń
  5. No tak, teraz już chyba trochę mnie ludzie zrozumieją, ci śledzący "awanturę":)
    Nie znoszę, kiedy ktoś chce mnie przedstawić, ale według jegowidzimisię, a nie mnie prawdziwą. Protestuję i nie przestanę protestować przeciw takim mainipulacjom.
    W tym jesteśmy bardzo podobne, co dla mnie jest zaszczytem:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jest wiele podobnych do siebie w tym względzie osób. Świadczą o tym wypwiedzi posiaduszkowych Gości.

      Usuń
    2. Też należę do tych co nie dają się zaszufladkować, ale ... Nie chciałbym, aby to było poczytane tylko jako solidarność męska, jednak trzeba uwzględnić prawa gospodarza. Ja miałem podobny problem z Klaterkiem, ale to on (jak i redakcje) kreuje swoje posty i poniekąd bohaterów tam występujących. O ile znam, a chyba nawet Klaterka znają tu wszyscy, to z pewnością nie miał on złych intencji, natomiast miał chyba prawo prowadzić wywiad wg swojej "linii programowej".
      Inna sprawa to to, że wywiad nie mógł być czym innym jak zabawą w gronie dobrych znajomych, i chyba czymś takim był. Kolejny punkt widzenia to obiektywność naszych samoocen. Na III roku psychologii robiliśmy testy polegające na scharakteryzowaniu osobowości swoich i kilku kolegów. Potem to porównywaliśmy. Przyszli psycholodzy osiągnęli standardowy wynik, oceny zgadzały się tylko w 8 %! To potwierdza odczucie, że inaczej widzimy siebie, a inaczej widzi nas otoczenie.
      Myślę, że chyba podobnie jest w opisywanych tutaj sytuacjach kontaktów redakcji z potencjalnymi obiektami wywiadu. Nie ma przecież idealnych instrumentów pozwalających na prześwietlenie osobowości danego człowieka. Dlatego warto na świat patrzeć nie tylko swoimi oczami, ale próbować wykreować ten obraz oczami innych.

      Usuń
    3. Zgadzam się z tym, że każdy gospodarz, w tym i redaktor ma swoje prawa na własnym podwórku. Może też prześwietlać i robić, co chce w swojej gazecie, ale nie cudzym kosztem. Po mojemu, nie może np. swoich wizji wkładać w moje usta i kazać mi się pod tym podpisać. Prosić oczywiście może, co redaktorka uczyniła. Mnie natomiast nie musi się to podobać i mogę odmówić, co uczyniłam.

      Usuń
    4. Nie muszę chyba dodawać, że ja robiłem podobnie. Chociaż ... mam nieco wątpliwości. Czy nie przesadzamy z tym, ostatecznie to tylko zabawa, a nie deklaracja polityczna, czy zawodowa? ;)

      Usuń
    5. Lubię wszelką zabawę i chyba dałam się poznać z tej strony. Jednak wywiad prasowy, czy telewizyjny, traktuję poważnie. Gdy czytam, słucham i oglądam, chciałabym wierzyć własnym oczom i uszom.

      Usuń
    6. Jak nie "deklaracja polityczna"? A nie wyciąga się politykom czy innym osobom kandydującym na wysokie urzędy ich przedpotopowych opinii i wywiadów? Nawet przeciwko synowi wyciąga się to, co jego ojciec kiedyś mówił.

      Usuń
    7. No to widzę, że jesteś pełną gębusią celebrytką. Ja widzę nieco mniejszy dystans pomiędzy zabawą w mediach, a własną tożsamością. Pewno to jest wada ...

      Usuń
    8. Zabawa to co innego dla mnie.
      Chodzi mi o to, że w poważnym wywiadzie - jak to nazywają - z ciekawym człowiekiem, jeśli ów lubi włosy prostowane prostownicą, to niech na siłę nie zakręcają mu loków. Co najwyżej mogą przypudrować nos, żeby nie świecił w kamerze, jak lampa.
      Nieistotne - temu podobne - kłamstewka są potrzebne.

      PS. Nie zrozumiałam do końca tego, o czym mówisz.

      Usuń
    9. Przypomniało mi się, jak w "Kropce nad i" Monika Olejnik próbowała wręczyć pani Staniszkis pomadkę w kolorze różowym, żeby nie malowała się czerwoną. Bardzo mi się podobało to, że pani Staniszkis pomadki nie przyjęła.

      Usuń
    10. Owszem, gospodarz może się rządzić na własnym blogu, ale przyzwoitość nakazuje uzgodnić jaki tekst końcowy puszcza i jakie zdjęcia zamieszcza. Mnie tego zabrakło. A i osoba tam przedstawiona nie do końca jest mną. Zabawa tak, jednak do pewnych granic, bo blogosfera to nie zamknięty światek.

      Usuń
    11. A jeszcze coś mi się nasunęło- jeżeli ktoś chce mnie poznać i liczy na to, to chyba nie jest dobrze, by gospodarz przedstawiał mnie według swojej wizji. Może, co najwyżej mieć wizję, jak taka prezentacja ma wyglądać i dać do wywiadu swoje pytania. Treść powinna pozostać moja.

      Usuń
    12. Był taki blog, na którym dwie różne osoby rozmawiały ze sobą i przedstawiały "wizje" i swoje punkty widzenia na te same sprawy. Bardzo ten blog lubiłam. Ogromnie ciekawy i w takim wydaniu "wizjonerstwo" jest w porządku.

      Usuń
    13. @Jaskółka
      No to "wiem, że nic nie wiem", wydawało mi się, że chodziło raczej o zdjęcia, bo rozumiem, że przed Tobą jeszcze dekady pracy zawodowej. Natomiast tekst AAK można było komentarzami prostować do woli. Ale wycofuję się, bo tak jak wyżej. ;)

      Usuń
    14. @alElla
      Myślę, że chyba inny obraz przedstawia się, gdy prezydentowi każą zagrać w "kosi, kosi łapki" z małym dzieckiem i on to robi, i zupełnie inny, gdy z urzędu odmówi pomocy matce z małym dzieckiem (to się zdarzało).
      Ja miałem kilka przypadków, gdy na ulicy zaczepiano mnie zadając głupawe pytania. Wtedy pytałem, czy mam odpowiadać jako zwykły obywatel, czy jako funkcjonariusz państwowy (w tym drugim przypadku migałem leg. służbową). Zapadała cisza, konsternacja, potem nieśmiało przepraszano ...

      Usuń
    15. Znakomite! Też będę migać legitymacją. ;) :)

      Usuń
    16. @ A Rawicz, nie tylko o zdjęcia chodziło, które ściągnięto i wklejono bez mojej wiedzy i zgody (2 zdjęcia z facebooka), a te które posłałam i zasugerowałam, które nadaje się, to inne wklejono. Chodziło o teksty, które cięto(za moją zgodą), ale ostateczną wersję opublikowano bez konsultacji ze mną.
      Przede wszystkim, poszło o to, że miałam jeszcze jakiś tekst napisać, w którym opisałabym moje porażki i miałam tak prosto z mostu walić po łbach, targać po zębach moich wrogów. I tu zaprotestowałam, co wzięto chyba za kokieterię. Dalej jest na moim blogu.

      Usuń
    17. Z komentarzami jest tak, że jak pojawia się setny, to komentujący zapominają już o co w ogóle chodzi. poza tym, zaczynają się przepychanki, co zaczynało się już pojawiać pod tym postem o mnie. Wyjaśniłam, podziękowałam i należało to w tym miejscu urwać.

      Usuń
    18. @alElla
      Wiem, że najbardziej efektownie jest odpowiedzieć "będę machać legitymacją", ale w ten sposób tracimy sens naszych rozważań.
      Podałem przykład z legitymacją, bo przecież taki (najczęściej młokos stażysta) reporter uliczny z mikrofonem nigdy nie wie do końca kogo zaczepia na ulicy, a może trafić na kogoś znajdującego się na znacznie wyższej pozycji na t.zw. drabinie społeczno zawodowej. Wtedy rozmowa i cały wywiad stają się niezbyt poważne.
      Podobnie jest chyba z Twoją i moją próbą "bycia celebrytami". Oboje zostaliśmy zaproszeni jako blogerzy, którzy napisali "coś tam, coś tam" o kucharzeniu (to ja) i o podróżach (to Ty). Nie byliśmy jednak - przynajmniej ja - na tyle znanymi osobami, aby redakcje wcześniej zapoznawały się z naszym CV. Mogło więc dojść do zwarcia, i doszło.
      Ja z tego nie robiłem tragedii. Też "machnąłem" legitymacją dziennikarską (co sugerowało, że spodziewałem się wynagrodzenia za udział w programie), i już wtedy stało się jasne, że łamie się zakładany przez redakcję scenariusz.
      Myślę, że też dobrze "machałaś" swoimi osiągnięciami blogowymi i społeczno zawodowymi, ale podejrzewam, że w obu naszych przypadkach redakcje uznały to jako "złe trafienie".

      Usuń
    19. Niektórzy komentujący w ogóle nie czytają komentarzy. Ja także nie zawsze czytam albo czytam, ale i tak nie wiem, o co chodzi, szczególnie wtedy, gdy nawiązują do wcześniejszych rozmów, których nie znam. Są blogerzy, którzy na komentarz odpowiadają na blogu komentującego, a wtedy to już zupełnie nic nie wiadomo.

      Andrzeju, z tym podejrzeniem o "złe trafienie" to może być racja. Na to wygląda, że redakcje działają na zasadzie polowania. Ale przecież myśliwi, jak ustrzelą dzika, to robią pasztet z dzika. Czy przerabiają go na zająca?

      Usuń
    20. No tak: "Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka".

      Usuń
    21. Przysłowia są mądrością narodu.

      Usuń
  6. I chwała Ci za taką postawę!!!!Podziwiam bezczelność tej pani redaktorki.
    I tak jak postępuje owa pani redaktor tak dziś działa cała telewizja państwowa. Nie mogę tylko zrozumieć, że są osoby, które ulegają takim namowom. Dla sławy czy dla pieniędzy?
    Pomyśl tylko ile jest bredni i kłamstwa w tych wszystkich "kolorakach" z cyklu "wielki świat kuchenny blat", którym pasą oczy i swe szare komórki różne panie. Zgroza powiało, zgrozą.
    Serdeczności przesyłam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero te moje przygody z mediami uzmysłowiły mi, jak wiele przeczytałam czy obejrzałam bredni i kłamstw, w które wierzyłam, które zainteresowały mnie, a czasem nawet wzruszyły czy stały się inspiracją.

      Usuń
  7. Miałem podobną przygodę, bo jedną z wielu moich pasji jest gotowanie, ale nie takie tradycyjne, tylko kombinowane (za każdym razem coś innego). Ktoś spróbował mojego przepisu jak z mielonego śledzia i kurczaka zrobić wspaniałego dorsza, i ... otrzymałem zaproszenie do państwowej TV (chyba ok. 2012 r.). Chcąc zachować anonimowość wysłałem e-maila, nawiązała się korespondencja po której zaproponowano zwrot kosztów przejazdu i 1 noclegu. A dalej było już tak ... jak opisałaś. ;) Oczywiście zrezygnowałem z występu i noclegu i jeszcze tego samego dnia wróciłem do domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobrażam sobie, jakie dorsze by były, gdybyśmy tak oboje wystąpili w telewizji na żywo i zbagatelizowali wcześniejsze przeszkolenie.

      Usuń
  8. Teraz kolej na mnie:)) Pochwałę za prowadzenie wielce interesującego, wręcz wspaniałego, bloga otrzymałam za pomocą formularza kontaktowego z prośbą o kontakt telefoniczny i zapowiedzią atrakcyjnej propozycji.
    Jak się później okazało, pewne kolorowe pisemko dla kobiet prowadziło cykl wspominek z czasów PRL. Moja propozycja udostępnienia jakiegoś tekstu z bloga została stanowczo odrzucona bo chodziło o wywiad z osobą mającą osobiste doświadczenia z tamtego okresu. Pani redaktor wyraziła się dość obcesowo, że chce mnie "przepytać" z tematu i zrobić zdjęcia podczas wywiadu. Oooo... Co to, to nie. Bardzo dziękuję i nie zamierzam poddawać się "przepytywaniu" oraz fotografowaniu. Pani Redaktor podobno żartowała używając tego słowa ale zniechęciło mnie to tak bardzo, że zrezygnowałam ze sławy i być może apanaży:)))
    W tym pisemku, które reprezentowała owa Pani Redaktor, doprawdy wstyd by było się pokazać nawet pod pseudonimem nie wspominając nawet o odsłonięciu twarzy.
    Brrr... Aż mnie wzdryga na samo wspomnienie tego wydarzenia.
    Tak więc, Koleżanko i Kolego, witamy w klubie Niedoszłych Celebrytów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bet, jak mogłaś nie dać się przepytać, ha? Hi, hi, hi... Przepytać! Oj, przepytać... Przepytać? Nie wytrzymam.
      Cha, cha, cha...
      Przepyyytać?

      Usuń
    2. Zastanawia mnie dlaczego te Panie Redaktorki naciskają na kontakty telefoniczne? Moja "łowczyni naiwnych" bardzo na to nalegała. Niechętnie majlowała za każdym razem prosząc o podanie mojego nr telefonu. To była dla mnie lampka ostrzegawcza.
      Może uczą ich jakichś technik perswazji które działają tylko w rozmowie "mówionej"? Może z tembru głosu coś wnioskują?

      Usuń
    3. Ja podejrzewam, że chodzi o co innego. E-mail to dowód, który możesz np. ujawnić i "obsmarować" wydawnictwo na swoim blogu.

      Usuń
    4. A zauważyłaś, że różne firmy, w tym biura podróży w formularzach kontaktowych mają rubrykę: obowiązkowy nr telefonu? Jak nie podasz, to wiadomość nie wyśle się. Potem do Cieie telefonują, a nie odpisują i w razie czego, np. reklamacji nie masz dowodu, jakie były uzgodnienia.

      Usuń
    5. Aaaaa... Może i taki jest cel. Ale nie mają też pewności czy rozmowa nie jest nagrywana.

      Usuń
    6. Ale... to trzeba być podejrzliwym gangsterem albo politykiem, żeby rozmowy nagrywć. Czy Tobie przyjdzie coś takiego do głowy?

      Usuń
    7. HI,hi,hi... Nawet bym nie umiała:)))

      Usuń
    8. A ja nie wiem nawet, czy mam taką możliwość.

      Usuń
  9. Zdjęcia ilustrujące ten tekst są po prostu rewelacyjne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale do wywiadu lepsze by były zdjęcia z sesji na dróżkach wybranych przez redakcję i w strojach przyniesionych przez stylistkę. ;) :)

      Usuń
    2. Z tego wszystkiego wyciągam wniosek, że nie tylko TV kłamie, ale i prasa kolorowa też!

      Usuń
    3. Na to wygląda. Zastanawiam się tylko, po co to kłamanie? W jakim celu?

      Usuń
    4. Zwykle mówi się, że dla kasy, ale w naszych przypadkach ten motyw nie pasuje. Bo i jak może wpłynąć na wysokość sprzedaży "podrabiany" wywiad? Myślę, że autentyczny wywiad byłby bardziej przez czytelników ceniony i mógłby podnieść atrakcyjność pisma.
      Moja Redaktorka twierdziła, że musi się trzymać konwencji jaką pismo przyjęło.

      Usuń
    5. Moja redaktorka mówiła coś o nośności treści. No widzisz, gdybym miała e-maila, to bym teraz sprawdziła z ciekawości, co jeszcze mówiła.

      Usuń
    6. Zastanawia mnie jeszcze jedno. Jeśli blog jest taki ciekawy i wyjątkowy, że redaktorce się podobał, to oznacza, że jego treści pasują do konwencji pisma. Skoro nie pasują, to po kij pada propozycja do autorki tego bloga?

      Pamiętasz książkę, w której opisany jest Twój blog? To było uczciwe przedstawienie Ciebie, Twojego bloga i Twoich komentatorów. Dokładnie to, co pokazywałaś zostało docenione i prawdziwie opisane przez autora książki. Nie zrobił "cyrku" czy "teatrzyku".

      Usuń
    7. Oczywiście, że tak. Ja proponowałam udostępnienie nawet cyklu tekstów z tych opublikowanych już na blogu, podobno "świetnych" według P.Redaktorki, która rzekomo przeczytała cały blog. Hi,hi,hi... Kto by to zdołał wszystko przeczytać? Kłamała już na wstępie.
      Teksty jednak nie pasowały do konwencji bo konwencja zapewne zakładała robienie z ludzi pokazowych małpek.

      Usuń
    8. Trzeba było wysłać ją ze stylistką i fotografem do ZOO. Ja bym tak zrobiła ;) ale Ty za grzeczna jesteś na to.

      Usuń
  10. Zawsze uważałem Cię za mądrą kobietę.I to się sprawdziło.
    Z szacunkiem pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem mądrość nie popłaca. Dla poklasku ludzie udają więc głupich. Tacy szybciej nawet osiągają sukces.

      Usuń
  11. Zacznę od zdjęć, bo są przepiękne. woow.

    A co do reszty tekstu. Nie wiadomo jak piszesz, czy osoby które odpowiadają na zadane pytania tak samo jak aktorzy i inne gwiazdy są szczere a nie 'przekupione'.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykładowych zdjęć nie wybierałam pięknych, lecz takie, które coś mówią o mnie. Jeśli dodatkowo są przepiękne, to cieszę się i bardzo dziękuję.

      Zadawanie pytań to praca, więc oczywiste jest, że biorą za to pieniądze. Z tego żyją i nie ma w tym nic złego.

      Usuń
  12. Nie rozumiem, to miał być wywiad - czy teatr?! I bardzo dobrze zrobiłaś. A zdjęcia, które nam przedstawiłaś są cudne.

    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, właśnie... Wywiad czy teatr? Oto jest pytanie.
      Cieszę się, że kolejna osoba dostrzega cudność ujęć takich, jakimi są, a nie wyreżyserowanej sesji fotograficznej. Przecież podróży nie odbywa się w studio fotograficznym.

      Usuń
    2. Życie jest życiem i nie da się go ustawić wg. scenariusza. A w teatrze czy też w filmie można sobie ustawiać do woli i fakty przekręcać w różne strony. I tak to właśnie w mediach jest, że wszystko pokręcone jest i nie zawsze wiarygodne.

      Serdeczności.

      Usuń
    3. Siła mediów jest wielka i pozwalają sobie na krętactwa. Najważniejsze, by ludzie nie nabierali się na nie.

      Usuń
  13. Ubawiła mnie instrukcja do odpowiedzi na pytania:-)
    Cała ta historia tylko utwierdza mnie w unikaniu podobnych sytuacji wszędzie, w ogóle nie lubię byc na świeczniku, raczej stać z tyłu i przyglądać się. Na tytuł uśmiechnęłam się, bo kiedyś napisałam podobny post o tym, jak pewne panie wzięły mnie za bohaterkę telewizyjnych metamorfoz i nie chciały uwierzyć, że to nie ja byłam w tv...
    Pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Instrukcja faktycznie była zabawna i w ogóle ze wszystkiego w tej całej historii można i trzeba się pośmiać. Jednak konkluzja wcale do śmiechu nie jest. Jak napisała w komentarzu Anabel, to zgroza, co się wyprawia w mediach i gazetach.

      Chyba jakiś taki program o metamorfozach oglądałam. A rzekomo Ty, to miałaś być tą panią, co pokazywała piersi i brzuch przed i po metamorfozie? ;) :)))

      Usuń
  14. Nie wiem czy piersi i brzuch, bo programy tego typu są różne, ale zabawne było to, że owe panie nie chciały mi uwierzyć i były wręcz obrażone, że zaprzeczam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech obrażają się, skoro lubią ten stan ducha. :)))

      Usuń
  15. Przerażające to, co piszesz. Jak upadł nisko świat dziennikarski, jak się zeszmacił komercyjnie,jak dla tych groszy potrafi kłamstwo i nienaturalność wystawiać na piedestał. A Ty i tak dla nas pozostaniesz gwiazdą i celebrytką. Autentyczną, a nie sztuczną i wyreżyserowaną.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Tak! Gwiazdą pośród plejady gwiazd wspaniałych Posiaduszkowiczów, to chcę i mogę być. :)

      Usuń
  16. Masz rację,alEllu,bo przecież(cytuję):"Wielka sława to mit.."itd

    OdpowiedzUsuń
  17. Przepiękne zdjęcia pięknej (całościowo) kobiety :-). Poprzez CIEBIE patrzymy na miejsca, w których byłaś i zachwycamy się nimi. I to są prawdziwe emocje.
    Ale fakt, to smutne... Jak teraz patrzeć na wywiady i reportarze...co jest prawdziwe, kto jest prawdziwy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maradag, a gdybyś wiedziała, kto robił zdjęcia na "wielbłądo-żyrafie", to byś jeszcze fotografkę pochwaliła.

      Usuń
    2. No kto, no kto? Pochwal się..

      Usuń
    3. Nie wiem, czy mogę ujawnić, bo znowu otrzyma propozycję, tym razem, jako niezwykła fotografka i będzie musiała wymigiwać się od wielkiej sławy. ;) :)

      Usuń
  18. Wybacz, musiałam to wkleić:

    https://www.youtube.com/watch?v=n30tAZeKoDQ
    Z podziwem dla Twojego rozsądku

    OdpowiedzUsuń
  19. Dobrze, że nie zostałaś celebrytką. Zdjęcia i piękne i pełne fantazji. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromną wartość mają dla mnie takie zdjęcia, a nie jakieś "celebryckie". Niech się artystki "celebrują".

      Usuń
  20. Właśnie bardzo dobrze napisałaś, że żyjemy w świecie manipulacji i udawania. Nawet wypowiedzi dzieci do kamery są nieszczere, a już te w reklamach, gdy muszą udawać, że coś im smakuje, są koszmarne.
    Chyba nie żałujesz, że nie zostałaś sławną podróżniczką i celebrytką.
    Szkoda, że nie pokazałaś im zdjęcia, jak podtrzymujesz palmę, aby się nie przewróciła;)
    Twoje albumy z Turcji obejrzałam i mimo że byłam już po kolacji, nagle zachciało mi się zjeść coś słodkiego, więc zjadłam kilka suszonych moreli.
    Wśród kamyków ujrzałam taki, jaki syn mi przywiózł- identyczny.
    Życzę miłego wieczoru.
    P.S. Chyba się nie obrazisz, ale link do Twojego album,u wysłałam synowi, aby tak samo posegregował swoje zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dlaczego miałabym się obrazić? Oczywiście, że nie. Zdjęcia wakacyjne zwykle pokazują radość podróżowania. A prawdziwa radość jest wtedy, gdy pokazujemy ją i dzielimy się nią z innymi.

      Zdjęcia wymagają segregowania. Mamy obecnie aparaty cyfrowe i pstrykamy po kilkaset zdjęć z jednego miejsca. Szukanie w takiej ilości jest czasochłonne, a wręcz niemowżliwe. Pokazu dla rodziny czy znajomych też się nie urządzi, ponieważ nikt nie będzie godzinami siedział i oglądał.

      Usuń
  21. Zapomniałam napisać, że kiedyś w Rynku napadli mnie studenci z naszego uniwersytetu, którzy mieli za zadanie dowiedzieć się, co Polacy sądzą o serialach. Nie mogłam im odmówić, więc powiedziałam do mikrofonu, co sądzę, a sądzę bardzo źle o nowych polskich serialach. Gdy wymieniłam amerykańskiego MASHA i angielskie Allo, allo, które mogę oglądać na okrągło, ucieszyli się, bo oni też lubili.
    Mam nadzieję, ze moja opinia o serialach przydała im się na ćwiczeniach.
    Podczas wyjazdu fotografujemy to, co uznamy za ciekawe i warte uwiecznienia, aby w przyszłości móc sobie przypomnieć.
    W ubiegłym roku syn wgrał mi z pendrive'a wszystkie zdjęcia i filmiki z Turcji, to samo robił wcześniej z Egiptu. Dopiero sama musiałam zdjęcia segregować, bo zabrakłoby mi miejsca w komputerze. Mam zwyczaj podpisywania każdego zdjęcia, bo pamięć jest ulotna.
    U mnie dalej upał nie do wytrzymania, ale zaraz idę do kuchni, gdzie jest chłodno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciłam ze spaceru. Jest ciepło, ale nie upalnie i wieje wiatr. Na termometrze za oknem mam 25 stopni. Na ulicy nie odczuwałam takiej temperatury, a znacznie niższą.

      O polskich serialach to samo sądzę. Nie lubię ich oglądać. Nie interesują mnie, a wręcz denerwują. Każda próba obejrzenia kończyła się zmianą kanału lub wyłączeniem telewizora.

      Usuń
    2. U nas dalej upalnie, ale w niedzielę ma być burzowo i to bardzo. Wolę nie myśleć o tych piorunach i błyskawicach.
      Wiem, że na temat durnowatych polskich seriali mamy identyczne zdanie, dlatego lubimy inne, o wiele ciekawsze.
      Miłego weekendu.

      Usuń
    3. Interesował mnie serial "Sułtanka Kosem", ale telewizja polska przerwała jego emisję. Pojawił się bardzo dobry serial "Jesteś moją ojczyzną", ale TVP nadała mu tytuł "Zraniona miłość" - niczym w brazyliskiej telenoweli miłosnej, co - miłośników filmów historycznych - nie zachęca do oglądania. W dodatku powycinano wiele znaczących scen. Nie rozumiem takiej wizji telewizji.

      Usuń
  22. Redaktorzy owego Piśmidła zapewne myśleli że znajdą podróżniczkę ze sieczką w głowie zamiast mózgu, którą da się urobić, przerobić, a może i oszukać na kasę przy okazji... A tu proszę: trafili na sprytniejszą i bardziej naturalną od siebie ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może oni wcale nie myślą? Może działają według jednego schematu? Bardzo prawdopodobne. O tym świadczą doświadczenia innych blogerów, z którymi postępowano podobnie.

      Usuń
  23. Przesyłam pozdrowienia z Cserkeszolo [Węgry}; pamiętam o Tobie i ślę uściski :) Basia/Aisab

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, Aisab. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  24. Niezła historia, ale nie jestem takim manipulowaniem zdziwiona, chociaż to jakies takie.. hm... płaskie jest, no nie? DObrze zasugerowałaś wynajęcie aktorki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie zawsze to zadziwiało i zadziwia, bo nie potrafię znależć uzasadnienia. Często wręcz nawet szokuje.

      Usuń
    2. Bo ma być jak ma być, a nie jak jest:)

      Usuń
    3. Dlatego tak często się mówi, że żyjemy w matriksie.

      Usuń
  25. Jak widać bycie celebrytą wymaga wielu poświęceń. Jak dla mnie za wielu. Też bym nie chciała pisać, jak mi podyktują i tańczyć, jak mi zagrają. Lepiej już zostać nieznaną, ale zgodną z samą sobą.
    Czyli dalej pisać na własnym blogu to, co uważamy za ciekawe, nośne, słuszne a przede wszystkim NASZE!!!
    A propos ostatniego akapitu - od dawna przecież wiadomo, że telewizja kłamie, jak widać trzeba to przyjąć dosłownie!
    pozdrowienia serdeczne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nieważne, czy to NASZE się podoba czy nie. Komentujący czasem krytykują, ale przecież nas nie przemalowują, a jedynie wyrażają swoje zdanie.

      Usuń
    2. Co najdziwniejsze, to wszystko dzieje się teraz, po podobno, dobrej zmianie. Mamy teraz ten "właściwy rząd", lecz naprawdę niczego to nie zmieniło.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. Czasem zmiany są na jedno lepsze, a na drugie gorsze. Dziennikarstwo od lat staje się coraz gorsze.

      Usuń
    4. Fakt. Od pewnego czasu zalewa nas bylejakość i powierzchowne podejście do tematów.Przykre!

      Usuń
    5. Dlatego przestałam kupować czasopisma.

      Usuń
    6. Kupuję jedynie gazetę z programem RTV !

      Usuń
    7. Ozon, na Twoim blogu mam komunikat, że nie mogę komentować.

      Usuń
    8. No i tak. Ty masz komunikat, że nie możesz komentować. Frau Be ma do mnie pretensje, że skasowałam jej komentarze, ktoś tam jeszcze o coś. A ja jak ta głupia, nic nie rozumiem. Zwłaszcza o tym komunikacie nie mam pojęcia. Sprawdzę! Wgrała mi się 10 dla firm i wszystko szlag trafił!
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    9. Wprowadzilam poprawki. Powinno juz byc prawie dobrye . Niestetz dalej pisze po ichniemu!

      Usuń
    10. Może jakiś chochlik rozrabia na blogu.

      Usuń
  26. elEllu, czytając Twój tekst, przypomniałem sobie podobne zdarzenie z przeszłości. To było tuż po zmianie, na przełomie 1989/1990. Otóż wszystko co było rzuciłem, by rozpocząć nowe życie zawodowe.

    Miałem w gronie towarzyskim osobę z gazety (zażyła znajomość). Dziennikarkę. Kiedy podczas jakiejś popijawy (ha, ale język!), imieninowej, pani dziennikarka chwyciła temat. Bo idzie nowe. A więc ustalenia, co, ile, kiedy, jak. Zgodziłem na wszystko (byłem na sporym rauszu).

    Gdy przyszło do konkretów, już po kilku dniach (a ja trzeźwy), moja znajoma dzwoni, że ma gotowy wywiad ze mną już napisany, tylko przyjeżdżaj i podpisuj. I koniecznie zdjęcie przywieź.
    Pojechałem, przeczytałem. Z grubsza rzecz biorąc nieźle napisane (była to dobra dziennikarka). Ba, moje odpowiedzi na pytania nawet czytało się dobrze. Ale, mówię dziennikarce: Maryla, to nie moje wypowiedzi.

    Zaczęliśmy pisać na nowo. W ładnej scenerii, bo w ogrodzie zielonym, nieuporządkowanym, prawie dzikim (świadomie, zgodnie z założeniem estetycznym właścicielki, też była trochę dzika).
    W fotelach przy dobrym trunku wywiad nowy powstał. Oboje go zaakceptowaliśmy (trudno inaczej, jako że butelka brendy z nami pisała).

    Podobno nie bardzo dobrze był widziany przez jej szefa. Ostatecznie jednak po drobnym retuszu poszedł do publikacji.

    Ja miałem, alEllu, z jedną osobą do czynienia i znajomą. Ty, z całą redakcją nawiedzonych ludzi, a wypaczoną wizją tego, co człowiek sobą prezentuje.

    Twoje pytania, w świetle, doświadczenia stają się zasadne.
    Piękne ukłony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie zdarzenie, jak Twoje Honiewicz, miło wspominałabym. Tak też odczuwam, gdy Ty opowiadasz. Z dziennikarką stanęliście na wysokości zadania. To sztuka dokonać takiego retuszu, by zadowolić szefa, a nie wypaczyć całkowicie wizerunku osoby, która podpisuje się pod wywiadem.

      Przypomniały mi się scenki kabaretowe z czasów PRL. Cenzura swoje zrobiła, ale inteligentni tekściarze oraz artyści i tak przedstawili, co zamierzyli, tylko innymi słowami.

      Pozdrawiam serdecznie i dziekuję za Twoją opowieść.

      Usuń
  27. I cóż mogę dodać. Może tylko to, że mam swoje ulubione programy (zwykle już mają po parę lat, ale nadal mnie bawią, uczą i tak dalej), zajmujące mnie gazety i programy w radiu.

    :) U nas może nie jest tak źle, bo nikt nie ma szamb (a przynajmniej nie wiem o tym), jednak hałas od ulicy i z działek przeszkadza w odpoczynku jak kiedyś. Cóż tak to już jest, że nic na zawsze nie jest dane.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Programy ulubione także mam. Czasopism papierowych natomiast w ogóle nie kupuję.

      Usuń
  28. Witaj alEllu! Masz rację,a kto ma rację, stawia kolację. Poczwórną porcję krewetek i ośmiorniczek a la Sikorski poproszę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pyzy i zalewajka nie może być?

      Usuń
    2. Dobra,niech będą pyzy..Ale bez żadnych zalewajek!!!

      Usuń
    3. Ulżyło mi..A już myślałem,że będzie masakra..

      Usuń
  29. aLEllu,czy lepiej być głowa kota,czy ogonem lwa? Ja optuje za głową..Widzę,że Ty też.Nie jest żle.

    OdpowiedzUsuń
  30. Telewizji nie wierzę od dawna. Tak naprawdę nigdy jej nie wierzyłem. Czasopisma czytam ostrożnie, bo jest rzeczywistość i rzeczywistość czasopiśmiennicza. A komu wierzyć? Oczywiście blogerom :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie do końca. Niektórzy blogerzy swoje publikacje opierają na wiadomościach telewizyjnych i prasowych. Ich oceny tego samego wydarzenia są różne, w zależności od tego, jakie kanały w telewizji oglądają i jakie gazety czytają.

      Usuń
    2. Błąd..To TV jest krynicą mądrości,a książki są głupie.

      Usuń
    3. Oczywiście..! I żart..Ale ze mnie głupol,zaniki pamięci..

      Usuń
  31. Pozdrawiam serdecznie. 🌞 🌞 🌞

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Również pozrawiam.

      Usuń
    2. Eluniu,ja zaś szczególnie bardzo silno mocno pozdrawiam! Taki jestem,słowo honoru..

      Usuń
  32. AlEllu, powiedz, co stało się z dziennikarzami? Nie ma rzetelności, tylko pogoń za sensacją i pisanie pod "szefa" oraz tych, co u władzy. Odwagi i wybicia się na samodzielność brak. Jaki kraj, tacy dziennikarze.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pełno jest też pismaków, a nie dziennikarzy. W gazetach internetowych aż roi się od błędów.

      Usuń
    2. alEllu,tak sobie patrzę na te Twoje fotki powyżej..I muszę tu powiedzieć..Muszę,bo się uduszę.. Ty to zawsze byłaś,jesteś i będziesz ho,ho,ho!!!

      Usuń
  33. Wielce interesujący tekst i... paradoksalnie... właśnie ON nadaje się do prasy... no cóż, jak mówią słowa piosenki "Myslowitz": "Nie mogę zrobić nic,
    sterowany jestem wciąż" - to przykre, ale w końcu nie wymagajmy od pismaków i teleniewiemkogo Wersalu - taki mamy klimat obecnie - pozdrawiam z Boulogne we Francji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami zastanawiam się... A gdyby tak wszyscy zaczęli wymagać... Gdyby był protest i przez jakiś czas nikt nie oglądał telewizji i nie kupował prasy? Różne grupy społeczne i zawodowe organizują protesty, strajki, manifestacje. Tylko telewidzowie i czytelnicy NIE.

      Usuń

Jak opublikować komentarz?

Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to..można wybrać:

- NAZWA /ADRES URL - w..okienku NAZWA wpisać nick i w..okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.

- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w..komentarzu.

W komentarzu można stosować kursywę i czcionkę pogrubioną.