23 stycznia 2018

I. Retrospektywne spojrzenie na Egipt przez pryzmat powieści ‘Egipcjanin Sinuhe’ M.Waltariego. Pierwsze spojrzenie.

Na życzenie blogowych koleżanek wznawiam wspomnienia z podróży odbytej w 2003 roku, publikowane na blogu „Afryka moja - tak było... i tak jest”, który /w związku z antyblogową kampanią?/ podlega likwidacji.


Ultra, środa, 03 stycznia, 2018. Chciałabym prosić o publikowanie przynajmniej co jakiś czas tych interesujących postów z Afryki i innych. Serdecznie pozdrawiam.


jotka, środa, 03 stycznia, 2018. Ty zafascynowałaś się Afryką, ktoś inny Grecją czy Marokiem... Ultra ma rację, napisz od czasu do czasu o swojej fascynacji tutaj, podziel się emocjami :-)


Cytaty pochodzą z powieści Miki Waltariego pt. "Egipcjanin Sinuhe".

 „Lepiej niż woda i piwo, lepiej niż dym kadzidła w świątyni i kaczki w sitowiu Wielkiej Rzeki oddaję treść życia w Egipcie, gdzie nic się nie zmienia z upływem czasu, lecz wszystko zostaje po staremu."

„Nie  ma  żadnej  różnicy  między  ludźmi, każdy  człowiek przychodzi na świat  nagi  i  serce  ludzkie  jest  jedyną miarą różnic między  ludźmi. Człowieka  nie możemy  mierzyć  według   koloru skóry   czy  według języka, nie wolno go oceniać według  jego odzieży   czy   ozdób, które nosi, ani  też według  jego bogactwa  czy biedy, lecz  tylko według  jego serca. Dobry człowiek  lepszy jest  od złego, sprawiedliwość  lepsza jest  niż  niesprawiedliwość. Nie wiem nic innego, a  to  jest  wszystko, co  wiem.”




       Gdy pierwszy raz ląduje się na egipskiej ziemi, wszystko wydaje się odmienne, zaskakujące, egzotyczne. Kiedy słyszy się arabską mowę i zawodzenie muezzinów - azan - http://www.youtube.com/watch?v=krHFI0kEh-k  czuje się trochę nieswojo i obco, ale to uczucie szybko mija. Od razu bowiem turysta witany jest serdecznością, uśmiechem i usłużnością. Wszędzie słychać powitania i okrzyki: „balanda halo, balanda good, good morning, how are you, what’s your name”. 

„Toteż  odpędziliśmy  tragarzy, którzy hałaśliwie kłócąc  się ze sobą narzucali swoje  usługi” 
i wydzierali z naszych rąk zbyt lekki, jak dla tragarzy, bagaż podręczny.

Tak było... i tak jest...

"Egipt - piękny - latami - ożywiający - serca."

Tak było... i tak jest...

  
       Hurghada wita nas uśmiechami radosnych Egipcjan, żarem opadającym na ramiona, światłami nocy. Na ulicy, w hotelach i sklepach spotyka się od pierwszej chwili z oznakami sympatii i dowodami zainteresowania, jakimi Egipcjanie darzą turystów, a nade wszystko kobiety. Polki pozdrawiają łamaną polszczyzną, a ich pogodne twarze zawsze witają i żegnają uśmiechem: Jak się masz kochanie? Jesteś mama (mama to pani) super! Dobrego dnia! Wszystkie panie czują się kochane i piękne.

      W hotelowej restauracji w zdumienie wprawiają poruszający się bezszelestnie kelnerzy, gotowi na każde skinienie. W Egipcie wszyscy spełniają życzenia turysty, nawet jeśli on tego nie chce. Oczywiście za każdą, nawet najdrobniejszą przysługę należy odwdzięczyć się bakszyszem, albowiem jednym z pięciu założeń islamu jest jałmużna i dzielenie się z biednymi. Turysta z Europy jest przecież bogaty!

Tak było... i tak jest...

       Po tych pierwszych wrażeniach czekało już tylko spotkanie z antyczną historią, a potem odpoczynek na Półwyspie Synaj w kurorcie Sharm El Sheikh, ale nie tak od razu. Klimatyzowanym /podkreśliłam, ponieważ to był 2003 rok, kiedy u nas klimatyzacja dopiero raczkowała/ autokarem, pod opieką dwóch polskich rezydentów i arabskiego pilota przyjechaliśmy do hotelu Palma de Mirette w miejscowości Hurghada nad Morzem Czerwonym. Hotel przyjemny, wybudowany w stylu andaluzyjskim na usypanym w morzu półwyspie. Pokoje stylowo wyposażone, klimatyzowane, z łazienką, telefonem, telewizją satelitarną, lodówką i dużym tarasem z widokiem na morze i basen. Taras mojego pokoju bezpośrednio graniczył z basenem, a tuż za nim już tylko morze.

   W Egipcie życie płynie powoli, bez pośpiechu, zdenerwowania, zniecierpliwienia. Wszyscy, z wyjątkiem turystów, mają czas. Rozlokowywanie w pokojach, meldowanie i formalności biurokratyczne trwały do godziny drugiej w nocy. Zamiast więc niecierpliwić się w oczekiwaniu, trzeba było pozwiedzać miasto, albo wygodnie ułożyć się na kanapie przy recepcji i... Spać! Tym bardziej, że jest to uznawane za normalne i nawet mile widziane. Poleżeć zresztą można nawet w sklepie, meczecie i kawiarni, gdzie specjalnie rozścielane są dywaniki i wałki pod głowę. Można poprosić o sziszę - fajkę wodną, herbatę, wodę lub sok i relaksować się do woli. Po co nerwy? Po co komu europejski pośpiech? Lepiej poddać się błogiemu klimatowi egipskiej ziemi, mentalności żyjących na niej ludzi i pozwolić własnej krwi płynąć wolniej. 


       Do pokoju prowadzono nas po długich, krętych korytarzach, nazwanych przez koleżankę, która towarzyszyła mi w tej podróży, „katakumbami”. W pokoju ciemno! Zaczęłyśmy nerwowo pstrykać wszystkimi wyłącznikami, a światło ciągle nie chciało zaświecić się. Nie działała także klimatyzacja. Wysoka temperatura, duchota i zmęczenie napędzały system nerwowy do granic wytrzymałości. Zbawienny w tym momencie okazał się termosik z kawą, który zabieram w każdą podróż. Taras przy oświetlonym basenie, morska bryza, wygodne, dobrze wyprofilowane z wikliny fotele, na nich poduchy, stolik, na stole filiżanka kawy, kilka papierosów i dwie wkurzone podróżniczki, ja i moja koleżanka - Lodzia, uspokoiły się.

Po godzinie nadszedł tragarz z naszymi walizkami, klucz - kartę włożył do skrzyneczki na ścianie w przedpokoju. Zaszumiała klimatyzacja, zabłysło światło, mogłyśmy wykąpać się i przygotować ubranie na podróż przez Pustynię Kamienistą do Luksoru. "Ciemniaczki" z Europy w ciemnościach egipskich - śmiałyśmy się same z siebie, oglądając kartę - klucz do wszystkiego, w tym... Do radości! 

Na tym jednak przygody nie skończyły się tej nocy. Pojawił się nowy problem, jakim okazała się wajcha w dole kabiny prysznicowej. Skoro w dole, to do oddolnego mycia dołu, pomyślałam. Sprytnie skonstruowane. Dzięki temu nie zamoczę włosów i nie zniszczę świeżo malowanej, przywiezionej z Polski fryzury. Pomyliłam się jednak w swoich techniczno - prysznicowych domniemaniach. Po przesunięciu wajchy spadł na mnie rzęsisty strumień wody z sufitu. Starannie wymodelowane włosy zamokły, a po plecach ściekała farba w kolorze dojrzałej wiśni.

Pozostała tylko godzina na odpoczynek, a jeszcze należało zrobić fryzurę. Martwiło nas, czy trafimy do recepcji po krętych „katakumbach” ogromnego kompleksu hotelowego. Wystarczył jeden niewłaściwy zakręt, by stracić zupełnie orientację i znaleźć się w zaułku jakiejś uliczki, na plaży lub przy sąsiednim hotelu Mirette. Krążyłyśmy długo po korytarzach, aż spotkałyśmy tragarza udającego się właśnie po nas i nasze walizki. "Ciemniaczki w ciemnych katakumbach" - znowu nazwałyśmy siebie odpowiednio.

W „Palma de Mirette” odpoczywałyśmy do godziny czwartej rano, po czym wyruszyłyśmy w podróż przez pustynię i Góry Kamieniste do Luksoru. W drodze wszyscy spali. Ja zerkałam jeszcze na Hurghadę, ale z okien autokaru niezbyt przypadła mi do gustu. Zielone ogrody hotelowe często graniczą tu z placem budowy. Byłam więc zadowolona, że na miejsce wypoczynku wybrałam Sharm El Sheikh na półwyspie Synaj.

Zaplanowana trasa podróży



17 stycznia 2018

Odsłonięcie Bloga - Pomnika Halnej

Ku ocaleniu - import bloga „HALNA - Z ŻYCIA SENIORKI” z platformy onet.pl na wordpress.com.


      Onet zamyka już wkrótce blogowe podwoje. Kto może i chce zachować swe wirtualne życie ucieka precz! A osamotniony wirtualny kącik zmarłej w 2015 roku najstarszej polskiej blogerki, 94 - letniej „Babci Halnej” ma być skazany na kasację? Wymazanie z onetowych serwerów? Taki ewenement na skalę… Aż, nie wiem jaką?

Nigdy! Blog został, za aprobatą dotychczasowego administratora, importowany w bezpieczne miejsce. Odrestaurowany, zakonserwowany i wyczyszczony do błysku z onetowych linków i adresów stoi jako wirtualny obelisk ku wiecznej pamięci  jego niezwykłej autorki.


Oto blogowy pomnik zacnej blogerki seniorki - "Babci Halnej":


       




       Pomnik wyklikany przez młodsze koleżanki zafascynowane postacią  tej niezwykłej kobiety, która pokonując ograniczenia swojego  wieku stała się przykładem, jak emanować pogodą ducha, dotrzymać kroku nowoczesności i zachować intelektualną aktywność służąc czytelnikom swoim życiowym doświadczeniem. Halna była dla nas, jak walczące o życiową przestrzeń, po inżyniersku silne drzewo, które w miarę potrzeb skruszy beton a wiosną rozkwitnie najpiękniej, jak potrafi.  To drzewo to Tulipanowiec o ‘myślących’ korzeniach, dzielący się swoim życiowym pokarmem z innymi, potrzebującymi i słabszymi.

Taka była w naszych oczach Halna. Cześć jej pamięci!


Dziękujemy platformie blogowej Onet za wsparcie w imporcie bloga Halnej. 
Dzięki temu pozostanie w przestrzeni internetowej.
alElla i Bet

3 stycznia 2018

Blog „Afryka moja” - sprawozdanie służbowe z pierwszej dziesięciolatki

Blog  http://afrykamoja.bloog.pl/ założony został w 2008 roku. Drugiej dziesięciolatki nie będzie!



       Nie na darmo użyłam w tytule notki służbowe słowo. Brzmi ono zimno i zachęca do chłodnego sprawozdania, a nie rozczulania się nad przeszłością. Chociaż... Blog, o którym mowa, oparty jest prawie na samych uczuciach, bowiem zapałałam miłością do Afryki. Nie całej z jej wszystkimi barwami, ale Afryki mojej. Zaczęło się od przeczytania najsłynniejszej powieści Miki Waltariego pt. „Egipcjanin Sinuhe”. Od tego czasu moim marzeniem podróżniczym było zwiedzenie Egiptu. Ziściło się! Potem napisałam wspomnienia na zapotrzebowanie jednego z portali podróżniczych. Z czasem przeniosłam je na specjalnie założony blog.

Podczas swojej podróży po Egipcie spoglądałam na ten kraj oczami Egipcjanina Sinuhe. Przez pryzmat mojej ulubionej książki ukazywałam egipską ziemię. I tak, jak bohater powieści nie potrafiłam określić, „co w tej całej podróży było prawdą, a co fikcją, pozorem, bajką. Jak sen upłynęły te dni i szybko jak mgnienie przeminęły i już ich nie ma”. Moje retrospektywne spojrzenie na Egipt znalazło odbicie w tytule blogu w słowach: TAK BYŁO i TAK JEST.


Do dziś tęsknię „do woni smażonych ryb. Tęsknię do smaku egipskiego wina, tęsknię do wody z Nilu z jej zapachem żyznego mułu. Tęsknię za poszumem papirusowej trzciny w wieczornym wietrze, za kielichem lotosu, rozwijającym się nad brzegiem rzeki, za barwnymi kolumnami i posągami, za obrazkowym pismem w świątyni i za wonią świętego kadzidła. Tak głupie jest moje serce”.



Motto bloga także zaczerpnęłam z ukochanej powieści:
"Nie  ma  żadnej  różnicy  między  ludźmi, każdy  człowiek przychodzi na świat  nagi  i  serce ludzkie  jest  jedyną miarą różnic między  ludźmi. Człowieka  nie  możemy mierzyć  według  koloru skóry czy według języka, nie  wolno  go  oceniać  według  jego odzieży czy  ozdób, które nosi, ani też według jego bogactwa czy biedy, lecz tylko według jego serca. Dobry człowiek lepszy jest od złego, sprawiedliwość lepsza jest niż niesprawiedliwość. Nie wiem  nic  innego, a  to jest wszystko, co  wiem".

       Kiedy zakończyłam wspomnienia egipskie, rozszerzyła się tematyka blogu. Wszystkie posty są przeniesione tutaj i można je znaleźć w zakładce „Afryka moja”. Dobrze uczyniłam z tymi przenosinami, ponieważ blog „Afryka moja - tak było i tak jest” został zablokowany i niczego już na nim - poza komentowaniem jako obca osoba a nie autorka - zrobić nie mogę. Obecnie krążą wieści, że w ogóle ma być zlikwidowany. Drugiej dziesięciolatki więc nie będzie. Zabieram jeszcze to, co jest dostępne.

Strona główna opanowana na stałe przez domowego stylistę fryzur:

Statystyki:

Ocena blogu:



Pierwsza Karawana Blogowa: