28 stycznia 2014

Nadszedł czas zapłaty, o!

Nominowanie blogów (głosowanie SMS)
od 30.01.2014 r. od godz. 15:00 do  06.02.2014 r. do godz. 12:00

W konkursie BLOG ROKU 2013   polecam  "Kurę z Maliną". Pyszności!


       Trwają wybory Bloga Roku! Są przeciwnicy i entuzjaści tego konkursu. Cokolwiek by o nim nie mówić, to trzeba zagłosować. Dlaczego? Bo to kosztuje niewiele ponad złotówkę, o! W końcu takie pieniądze za czytanie, jeśli choćby tylko jedno wzruszenie czy jedną naukę albo uśmiech z czyjegoś bloga się miało, można zapłacić, i o!  Będzie z tego ogromna satysfakcja dla głosującego i konkursowicza, bez względu na to, czy wygrana jest komuś potrzebna do zrobienia kariery, czy jest tylko przysparzającą radość konkursową emocją.

       Czerpiesz pogodę ducha, zabawę, zadumę czy naukę z blogów? Czy chociaż raz, kiedy Ci było smutno, blogi poprawiły Ci nastrój? Czy chociaż raz, mądrzejszy w jakiejś dziedzinie bloger wyprowadził Cię z błędu, w którym tkwiłeś albo otworzył oczy na rzeczy, o których pojęcia nie miałeś? Czy w ogóle i w szczególe lubisz blogosferę? Jeśli tak, to się nie zastanawiaj, czy warto głosować.  To tylko złotówka z groszami, która tak wiele może dać drugiemu blogerowi. Nie poskąp cudu dawania!

       Nie wiesz, na czyj blog głosować?  Gdybym startowała, to oczywiście na mój. Nie biorę jednak udziału w konkursie. Jeśli choć raz było Ci dobrze, albo ciekawie na  blogowych ścieżkach, odwdzięcz się za to a zobaczysz, jak miło się poczujesz, o!  A jeśli nie wiesz, komu i za co, to proponuję: 


- w kategorii "zainteresowania i pasje" - blog  „w malinach”.  Autorka z pasją ratuje to, co pozostawiły nam pokolenia naszych ojców, a co jakieś wredne licho zniszczyło lub niszczy. Od architektury po pamięć o naszych korzeniach. Z niszczejących pałaców i kościółków, przenosi się aż pod Monte Casino i w śniegi mroźnej Syberii wraz z zapomnianymi przez historię żołnierzami. Architekturę, którą przywraca świetności ilustruje doskonałymi zdjęciami cyfrowymi, a historię wskrzesza bogactwem wspomnień rodzinnych i starych czarno - białych fotografii.


Jeśli jeszcze nie znasz tego bloga, to poznaj i zagłosuj. 
Wyślij sms o treści:  F00003 (po literze F są cztery zera) na numer: 7122







- w kategorii „ja i moje życie” - blog o życiu pewnej Kury, Jaja i Mężusia. Kura lubi pogrzebać, więc grzebie, potem skrobie pazurem i opisuje świat z perspektywy swojej grzędy. Nie jest to jednak zwykłe skrobanie. To... współczesna literatura pełna humoru, poprawiająca samopoczucie, jedyna w swoim rodzaju. Bardzo potrzebna na wprowadzenie w dobry nastrój podczas porannej kawy, kiedy przydarzy się lewą nogą wstać, albo wpaść w dół.

Jeśli jeszcze nie znasz tego bloga, to poznaj i zagłosuj.
Wyślij sms o treści:  A00218 (po literze A są dwa zera) na numer: 7122



Tyle sama zauważyłam. Czy nie wiem o kimś, kto również na nominację zasługuje? No, właśnie...

       Jeśli bierzesz udział w konkursie to zrób spacer po blogach i nie krępuj się poprosić o głos. Nikt nie jest duchem świętym, aby wszystko o wszystkich znajomych blogerach wiedzieć. Niekoniecznie też, podczas wizyty na Twoim blogu, zauważa się baner konkursowy gdzieś w ciemnym kącie umieszczony.  Wiele osób nie bywa codziennie na blogach. Napisz @mail do nich. Promuj się! Ewentualny wspierający chce wiedzieć, czy Ci na jego głosie lub promocji zależy.

Proś, a będzie ci dane, o!

22 stycznia 2014

Co słychać w sprawie karnawału?


       Koło mnie nic. Zastanawiam się więc, czy karnawał istnieje? Termin zakończenia karnawału jest zmienny. W tym roku ostatki wypadają dopiero 1 marca. A to oznacza, że mamy bardzo dużo czasu na karnawałowe szaleństwa i bale, zanim nastąpi pożegnanie mięsa /caro - mięso, vale - żegnaj, bywaj/ i rozstanie ze wszystkim, co kojarzy się z ucztowaniem, obfitością i zabawą. 

Kiedyś, jednym z celów zabaw karnawałowych było zatarcie różnic pomiędzy warstwami społecznymi i bratanie się z ludem. Arystokraci przebierali się np. za żebraków, a mieszczanki za księżniczki. Był to jeden z mechanizmów kultury, polegający na odrzucaniu w czasie karnawału hierarchii i reguł panujących na co dzień.  Największą jednak wagę przykładano do radosnego spędzania wolnego czasu, głównie na balach i potańcówkach.

       Dzisiaj o ogólnodostępnych potańcówkach słyszę bardzo mało, albo wcale. O udziale mowy nie ma, bo w moim wieku nie przystoi iść na młodzieżową dyskotekę. Natomiast o imprezach dla wszystkich i  odrzucających hierarchię w ogóle nie słyszałam. Jeszcze nie tak dawno funkcjonowało nawet karnawałowe nazewnictwo. Były nie tylko zabawy karnawałowe, ale także stroje karnawałowe, fryzury karnawałowe, także specjalne ciastka - róże karnawałowe. Obecnie na karnawał - jak przez cały rok - mam telewizor, kapcie, komputer i pilota włączającego przeważnie smutne wieści i od czasu do czasu informację o balu charytatywnym czyli dla bogaczy.

A może to zima temu winna? Czas nieco statyczny, przepełniony młodopolską melancholią, pustką, brakiem nadziei? Może wkrada się martwota? Ogarnia dekadencki nastrój smutku i przygnębienia? Może... prozaiczna obawa, że fryzurę popsuje marznący deszcz, wystrzałowe lakierki zapadną się w śniegu, a nos i uszy poczerwienieją od mrozu? Jeśli tak, to składam wniosek o podjęcie uchwały w sprawie przeniesienia karnawału na maj. Optymistyczny majowy nastrój, to jest to! Zresztą, nawet w styczniu i lutym karnawał nie może być bez maja w sercu, o!


Zaraz... zaraz... Kiedyś też przecież zimy w zimie bywały... Skąd braliśmy wtedy maj?





17 stycznia 2014

W asiulkowym świecie

    Bajki edukacyjne, które napisałam na konkurs. Ponieważ nie zakwalifikowały się do wydania papierowego, mam prawo zamieścić tutaj, co z przyjemnością - na specjalne życzenie - czynię.



Lander
Kasztanek

       Z kasztanowca spadł na ziemię mały kasztan. Miał zielony płaszczyk cały pokryty ostrymi kolcami. Przez park, w którym leżał Kasztanek przechodziła Asia ze swoim tatą i psem Landerem. Ujrzała kolczastą kuleczkę, ale bała się ją podnieść w obawie przed pokłuciem ręki. Lander pchnął kasztana nosem, zaszczekał groźnie i dał sobie spokój. Nie zamierzał zaprzyjaźniać się z tak kłującym, najeżonym stworzeniem.

- Tato! Tato! Podnieś, proszę, Kasztanka. Leży tu taki samotny i smutny. Ludzie potrącają go butami. Zabierzemy go do domu! Zawołała Asia.


       Gdy wrócili ze spaceru, położyli Kasztanka w pokoju na parapecie okiennym wśród kwiatów doniczkowych. Leżał sobie długo i nudził się, bo nie miał przyjaciół do zabawy. Ani szczeniak Lander, ani dziewczynka Asia, ani lalka Barbie, nie mieli ochoty na zabawę ze stworkiem w kłującym płaszczu. Wyglądał więc przez okno na ulicę i wygrzewał się w słońcu, aż zielone okrycie zmieniło kolor i popękało. Wtedy Asia zauważyła, że spod kolczastego płaszcza wygląda lśniący i gładki brązowy brzuszek.

- Dzień dobry! Powiedział Kasztanek wychylając się ze skorupki. Pobawisz się ze mną dziewczynko? Zapytał i zeskoczył z parapetu na podłogę.

Potoczył się szybko pod łóżko, potem poturlał pod szafę, a następnie przycupnął za fotelem. Biegała za Kasztankiem Asia. Biegał pies Lander, biegał nawet tata, biegała też mama. Kasztan wynajdywał coraz to nowe miejsca na kryjówki.

- Miły jesteś Kasztanku i śliczny. Nie masz jednak nosa, ani oczek. Nie masz ust, rąk i, co najważniejsze, nóżek do biegania, a tak lubisz bawić się w berka. Zrobię ci nos z ziarnka słonecznika, oczy z kulek gorczycy, uszy z migdałów, usta z rodzynki i nogi oraz ręce z zapałek. Założę ci też czapkę z liścia pelargonii. Będziesz bardzo przystojny i na pewno spodobasz się lalce Barbie.


       Następnego dnia rano, Asia zauważyła, że Kasztanek śpi na podłodze w domku Barbie.

- Twardo i zimno mojemu przyjacielowi, pomyślała dziewczynka i poprosiła mamę o małe pudełko po kremie.

Włożyła do niego różowy wacik i tam przeniosła śpiącego Kasztanka. Potem pod opieką mamy poszła do przedszkola. Tymczasem, ani Lander, ani Barbie nie mogli obudzić kasztanowego ludka. Było mu tak dobrze na miękkim posłaniu, że spał  i spał. Nie wstał nawet na obiad, który specjalnie dla niego przygotowała Barbie. Pies także dorzucił coś smakowitego ze swojej miseczki. Kasztanek obudził się dopiero, gdy Asia wróciła z przedszkola. Postanowił odwdzięczyć się dziewczynce za wygodne łóżko. O pomoc w przygotowaniu niespodzianki poprosił szczeniaka.

- Lander! Gdy pójdziesz ze swoim panem do parku, nazbieraj kolorowych liści. Uplotę z nich piękny wianek dla Asi. Kiedy dziewczynka założy go na swoją głowę i wypowie życzenie, to natychmiast zostanie ono spełnione.

Wieczorem dostał od Landera cały koszyk klonowych liści. Złociły się i czerwieniły wszystkimi odcieniami. Były nawet w paski i w łatki. Schował się za szafę i drobnymi rączkami z zapałem wyplatał wianek dla Asi. Upływały noce i dni. Zapracowany Kasztanek chudł i wysychał. Postanowił jednak uwić wianek, choćby resztkami sił. Kiedy ukończył, poprosił Asię, by włożyła jesienny  stroik na głowę i powiedziała, jaki skarb chciałaby posiąść.

- Nie chcę dla siebie żadnych skarbów. Wystarczy mi to, co mam. Ty natomiast chudniesz i usychasz, biedaczku. Skarbem byłoby, gdybyś wyrósł na pięknego kasztanowca, który będzie żył sto lat, albo i więcej. Nie wiem jednak, co mam uczynić, aby tak się stało.
Pragnienie dziewczynki usłyszał wiatr. Otworzyły się drzwi balkonowe i do domu wpadł pan Wicher. Otulił chmurką Kasztanka i zaniósł do parku. Poszukał najpiękniejszego miejsca i tam położył. Lekko przysypał pulchną i żyzną ziemią oraz nakrył liściem. Następnie zawołał deszczową Chmurę i poprosił, aby zrosiła glebę.

***

       Na drugi rok, Asia spacerowała po parku z mamą, tatą i Landerem, który już nie był szczeniakiem, lecz dorosłym psem. Pan Wicher wskazywał im drogę do miejsca, w którym posadził jesienią kasztana. Patrzą, a tu z ziemi wyrasta mała, malusieńka gałązka kasztanowca.

- To drzewko wykiełkowało z naszego Kasztanka? Zapytała Asia.

- Tak! Jednocześnie odpowiedzieli rodzice.

- W przyszłości wyrośnie na dużego  kasztanowca, pod którym będzie się bawić i zbierać kasztany, twoja Asiu, córeczka. Dodała mama.



Listek

        Do pokoju Asi wpadł przez okno złoty listek. Pokręcił się po dywanie, pobuszował w szafce z zabawkami, aż wreszcie zajrzał pod łóżko. Czego tam nie było. Cały skarbiec różnych przedmiotów. W kącie leżała szczoteczka do zębów.

- Dzień dobry szczoteczko! Co robisz pod łóżkiem Asi? Zapytał liść.

- Nie wiem. Odpowiedziała szczoteczka. Przyzwyczaiłam się już do tego, że często zmieniam miejsce zamieszkania. Przez cały poniedziałek, wtorek i środę mieszkałam za butem w przedpokoju. W czwartek znalazłam się w kuchni na zlewozmywaku. W piątek marzłam na balkonie, a w sobotę grzałam się na kaloryferze. W niedzielę trafiłam tutaj – pod łóżko. Oj! Oj! Oj! Ciężkie mam życie, skazana na nieustanną poniewierkę. Mój prawdziwy dom jest w łazience w kolorowym kubeczku stojącym na półce przy umywalce.

Tuż za szczoteczką do zębów, buzią do podłogi, leżała lalka Barbie.

- Dzień dobry laleczko. Jestem listkiem z drzewa i ciekawi mnie, dlaczego nie masz na sobie sukienki, a twoja buzia unurzana jest w kurzu.

- Witaj liściu. Odpowiedziała grzecznie Barbie. Nie mam lekkiego życia. Wczoraj, z wykręconą nogą, leżałam za regałem. Nie wiem, dlaczego dzisiaj znalazłam się pod łóżkiem. W moim domu zamieszkała nowa lalka, a karetą, którą dostałam od Mikołaja, jeździ Jasmina.

Pod samą ścianą, gdzie najwięcej było papierków po cukierkach, leżał sobie ser.

- Dzień dobry serku. Co robisz pod łóżkiem?

- Jeszcze wczoraj byłem w lodówce. Taki smaczny i bielutki. Cieszyłem się, że przy kolacji Asia będzie mnie chwalić, jaki jestem dobry. Nie wiem, dlaczego muszę leżeć pod łóżkiem. Zacząłem żółknąć i brzydko pachnieć. Już nigdy nie będę smaczny i zdrowy.

Nieopodal sera bawiły się dwa klocki.

- Dzień dobry. Co robicie pod łóżkiem?

- Nie wiemy! Odpowiedziały klocki. Nasi bracia mieszkają w dużym pudełku. Można z nich wznosić domy i mosty. Nami nikt się nie bawi. Czasem tylko obwąchuje nas Lander.

Trzeba temu zaradzić – pomyślał listek i poleciał po poradę do starego drzewa. Pokołysał wiekowy buk gałęziami, podrapał się po koronie i rzekł:

- Opowiedz o tym wszystkim dzieciom. One na pewno będą wiedziały, jak się dba o porządek w domu i podpowiedzą Asi.

Potrafisz opowiedzieć, gdzie powinny mieszkać różne domowe przedmioty?


Różane perfumy

         Na biurku, obok rozrzuconych skarpet i kredek, stał bukiet róż w przezroczystym flakonie z mętną wodą.

- Och, gdybyśmy stały na uporządkowanym stoliku, miałybyśmy przyjemnie. Odezwała się róża czerwona.

- Uciekajmy więc od tego bałaganu, powiedziała herbaciana róża.

- Asia będzie płakała, gdy przyjdzie z podwórka, a nas tu nie zastanie, rozmowę kwiatów zakończyła biała różyczka.

       Asia wróciła do domu, prędko pościeliła rozgrzebane łóżko, ułożyła w szufladzie skarpetki, kredki schowała do pudełka, a z biurka wytarła kurz. W mgnieniu oka doprowadziła do ładu cały swój pokój. Także zmieniła wodę we flakonie z różami, dzięki czemu kwiaty, radośnie podnosząc główki, odetchnęły z ulgą. Mama spojrzała na swoją córkę z wielkim uznaniem. Lalka Barbie trzepała tajemniczo długimi rzęsami, pies Lander ruszał figlarnym nosem, jakby zwęszył coś bardzo przyjemnego. Wczesnym wieczorem wrócił z pracy tata. Pochwalił córkę za panujący w jej pokoju lad i porządek. Następnie zwrócił się do róż:

- powiedzcie mi piękne kwiaty, na jaką nagrodę zasłużyła dzisiaj Asia?

- Na flakonik różanych perfum. Jest już duża, skoro tak starannie sprząta. Może więc już perfumować się, jak to czynią dorosłe kobiety, chórem odpowiedziały róże.

Tata  przyprowadził z parkingu samochód i cała rodzina wsiadła do auta, by udać się na zakupy.

- Tę nagrodę wybrały dla ciebie róże, zwrócił się tata do córki, wręczając jej perfumy. A ty sama, co wybrałabyś?

- Chciałabym mieć dużego mopa, takiego prawdziwego, a nie do zabawy, abym mogła nim zbierać kurz i zmywać podłogi.

- Ho! Ho! Nasza córka naprawdę jest duża!



11 stycznia 2014

Hi! Hi! Hi!

W pierwszych słowach informuję, że dziś nie jest Prima Aprilis.


       Dochodzą mnie arcyciekawe wieści, że korespondencja z prokuratury i sądu jest doręczana przez firmę, mającą swoje placówki także w kioskach i sklepikach osiedlowych. Jeśli doręczyciel nie zastanie adresata w domu, zostawi w skrzynce powiadomienie, że wezwanie do prokuratury na przesłuchanie czy ważne papiery sądowe należy odebrać w punkcie handlowym u pani Józi. 

Już widzę oczami wyobraźni, jak legitymując się dowodem osobistym odbieram wyrok sądowy z uzasadnieniem wśród znajomych kupujących pietruszkę, mydło i powidło. 

Już słyszę, jak mieszkańcy osiedla pod kioskiem rozprawiają o tym, jak to Kowalskiego ściga prokurator, a Nowakowa z mężem dzielą sądownie majątek. 

Sprzedawczyni  Józia zaś urasta do rangi Męża Zaufania Publicznego i Ochroniarza Danych Osobowych.

Ciekawe, czy na wezwania sądowe będą promocje, a na przeterminowane prokuratorskie - SALE ?

A może by tak,  za ciosem,  przesłuchania i rozprawy przenieść do Biedronki?



Kiosk z 'google - obrazy'. Napisy dorysował  PhotoFiltre myszką alElli.

albo:



PS. Szkoda, że już nie ma magli. To by były dobre placówki na sądową korespondencję. 


9 stycznia 2014

Śmierć jeździ bez pasów bezpieczeństwa

Jak dotąd,  nie wymyślono lepszego sposobu na przywiązanie duszy do ciała w samochodzie,  niż PRAWIDŁOWO zapięte ODPOWIEDNIE pasy bezpieczeństwa.




Autorem logo akcji jest 
Van Furio.
Przyłącz się! Opublikuj notkę z powyższym logo!



Karolina - 18 lat. Córka mojej koleżanki. Zginęła w wypadku samochodowym jako jedyna z 5 osób. Tylko ona - na środkowym miejscu z tyłu - nie miała zapiętych pasów.

Krzysio - niecałe 3 latka. Wnuczek znajomej. Zginął na miejscu wypadku, a właściwie nieco dalej, bo go wyrzuciło z samochodu. Na krótko przed, babcia wyjęła go z fotelika i położyła na siedzeniu, uznając, że w takiej pozycji sobie pośpi. I zasnął... na wieki...

Czworo 19 latków - bliscy znajomi mojej gorzowskiej rodziny. Zginęli wszyscy w wypadku samochodowym. Żadne z nich nie miało zapiętych pasów. Uratował się tyko kierowca w pasach. Od tamtego czasu przebywa w zakładzie psychiatrycznym.

Tyle... koło mnie.  A... ile koło Ciebie?



       Kiedy w październiku 2010 roku  pod Nowym Miastem zginęło 18 osób jadących samochodem posiadającym siedzenia tylko dla 6 osób, wywiązała się ogólnonarodowa dyskusja o bezpiecznym podróżowaniu i zapinaniu pasów bezpieczeństwa.  I co? I Nico! Dobrzy jesteśmy w akcjach podejmowanych po różnych tragediach. Po chwili przechodzimy do porządku dziennego i... w dalszym ciągu nie staramy się podróżować bezpiecznie.


Oto przykład.

Podróżujmy bezpiecznie - wznowienie notki z lipca 2011 roku.

Idę na wojnę, o!
Wakacje w pełni. Ruch na drogach duży. Busy komunikacji międzymiastowej cieszą się powodzeniem. Przemieszcza się nimi młodzież z plecakami, dorośli, dzieci… I co?

A to właśnie:


Fotografie wykonane podczas jazdy busem na trasie 
Zamość - Krasnystaw - Chełm w dniu 14 lipca 2011 roku.



Widać osoby nie mające miejsc do siedzenia. O tym, że oberwałam w głowę plecakiem jadącego na stojąco chłopca, a na moich piersiach przez część podróży niemal spoczywała męska pupa…  nie wspomnę.

       Podobno „Polak mądry po szkodzie”, a ja uważam, że ani przed… Ani po…  Na nic się zdała  śmierć 18 osób, które zginęły pod Nowym Miastem w wypadku uznanym za jedną z najtragiczniejszych katastrof drogowych ostatnich lat. Nie żyją, bo nie siedzieli w fotelach i nie mieli zapiętych pasów bezpieczeństwa. Ileż wtedy łez wylano, jak długo „psioczono” na kierowcę, który także poniósł śmierć…

Rejestruje się busy z miejscami stojącymi? Liczy się pieniądz? Jeszcze jedno… i jeszcze kolejne 10 złotych dla firmy przewozowej? Niech turysta sobie stoi? Niech wchodzi na półkę, albo na kolana innego podróżnego? Co tam narażanie pasażerów na niebezpieczeństwo, co tam troska o komfort jazdy… Byle do przodu… A podróżujący?  Też nie są bez winy. Dlaczego decydują się jechać na stojąco?

Wypowiadam wojnę! Zdemaskuję każdego kierowcę, który zabiera więcej ludzi niż miejsc w samochodzie i nie troszczy się o bezpieczeństwo oraz nie przestrzega przepisów drogowych. Powiadomię odpowiednie organa, a „organów”  stojących pod moim nosem w autobusie nie będę tolerować.
Przyłącz się! Aparat fotograficzny lub komórka na „bagnet na broń” i… Demaskujmy! Demaskujmy! Demaskujmy!
„Drżyjcie firmy przewozowe! Wojna!”



       Wojna trwa nadal. Walka to nierówna, bo mniejszej mniejszości przeciwko większej większości. Obecnie bardzo często jeżdżę busem na trasie Chełm - Krasnystaw i widzę, że w dalszym ciągu pasażerowie busów podróżują na stojąco, a siedzący nie zapinają pasów. Gdy wsiadam na stacji początkowej, to są miejsca siedzące, ale na przystankach kierowca zabiera wszystkich aż do upchania, ile się da. Zażądałam, by nie zabierał, to ludzie mało mnie nie zlinczowali. I co ja jedna zrobię przeciwko rozeźlonej przeze mnie grupie? Innym razem grzecznie i z troską zwróciłam uwagę kobiecie, która posadziła dziecko na pierwszym fotelu z tabliczką na wprost - „zapnij pasy”. Ona zaś stanęła dużo dalej - popchnięta przez wsiadających. Mało nie zabiła mnie wzrokiem. A młodzian jej towarzyszący rzucił w moim kierunku pieszczotliwie: wal się babo!

Zapytałam kierowcę taksówki o pasy, bo nie mogłam znaleźć. - Aaaaa, gdzieś tam mocno wciśnięte. Pasażerowie z tyłu i tak nie zapinają, tylko krzyczą, że zapięcia gniotą, jak przysiądą. Odpowiedział.


Akcyjnie - zaraz po nieszczęściach - jesteśmy wszyscy mądrzy przez chwilę. W życiu codziennym już nie każdy. Ale i tak warto głośno i mocno o tym mówić, jeśli chociaż jedna osoba dzięki temu przeżyje. 


PS. Ja zapinam pasy bezpieczeństwa także w autobusach turystycznych i minibusach. Często jest mi niewygodnie, ale ilekroć korci mnie odpiąć, myślę sobie wtedy o... pieniądzach, ponieważ społeczny koszt każdej śmiertelnej ofiary wypadku drogowego, to prawie milion złotych.  To po co mam zubażać bliskich, których na tym łez padole pozostawię? 

Poza tym - bez pasów - stanowię śmiertelne niebezpieczeństwo dla współpasażerów, którym na życiu może zależeć. 


4 stycznia 2014

Piłeś? Nie jedź!



Tysiące rąk, miliony rąk
A serce bije jedno
Pijany on, pijana ona
Pijana niepodległa

Wesoły marsz, milionów krok
Uderza wspólnym rytmem
Budować świat, pijany świat
Zadanie to zaszczytne

Z nami znicze i krzyże w pochodzie
Maszerują przez miasto i wieś
Niech w szeregi włącza się młodzież
Niech alkohol nas łączy i pieśń
  
Wciąż  żałoba uskrzydla nas
Zabitych nikt nie zliczy
Kopiemy grób, niewinnym grób

My -  w piciu przodownicy!

/zmodyfikowana przeze mnie piosenka peerelowska/


       Na pijanych nie ma rady. Jest ogólnospołeczne przyzwolenie na picie. Nawet na picie alkoholu z dziećmi i przy dzieciach, a także milczące przyzwolenie pijanemu na jazdę samochodem. Ilekroć się zbulwersuję z tego powodu, tylko obrywam zawsze. Inni po prostu mnie pałują i patrzą, jak na zielonego głupka, co z Księżyca się urwał, o! A gdybym doniosła na policję, to ja zostałabym społecznie zlinczowana i miała kłopoty, a nie pijak, o!  Bo u nas pozytywne donosicielstwo i antypijaństwo uznano za naganne, o! Tak... więc… cóż powiedzieć?

Pij bracie, pij?



       Skoro żal za utraconym przedwcześnie życiem ludzkim, które gaśnie w wypadkach drogowych spowodowanych przez pijanych kierowców jest tylko okazjonalny, a nie stały, o  czym świadczy brak donoszenia na pijaków, a wręcz szykanowanie donosicielstwa, to... może... na chłodno rozważyć i skalkulować? Może pieniądze przemówią do ludzkiej wyobraźni? Rocznie straty kraju z tytułu wypadków drogowych wynoszą około 2% produktu krajowego brutto! Koszt społeczny jednej zabitej osoby to prawie milion złotych. Na przykład w bogatej Szwajcarii istnieje obywatelskie donosicielstwo m.in. na kierowców (nawet, jak krzywo samochód zaparkowany na chwilę, bo może kierowca pijany, skoro nierównolegle do krawężnika auto postawił?) i jest natychmiastowa reakcja policji.



       Tytułowe hasło jest powszechnie znane. Ja dodam inne. Uwaga! Okrutne!

Nic nie zrobiłeś widząc pijanego za kierownicą? Nie płacz za człowiekiem, którego zabił, bo Ty też się do tego przyczyniłeś! Płacz nad straconym milionem, bo właśnie zbiedniałeś! 




1 stycznia 2014

Etykieta ubioru


       Męskie stroje balowe są równie piękne, jak suknie pań.  Wytworne garnitury, fraki,  smokingi, tweedowe marynarki...
Kto i po co wymyślił tak ciepłe ubrania na zabawę taneczną? Dlaczego panowie sztywno trzymają się etykiety? Zapinają na ostatni guzik koszule z długimi rękawami i zaciskają pod kołnierzykiem pętlę krawatu czy muszki? Bardzo podobają mi się mężczyźni tak ubrani, ale... ale... Na zabawie nie wytrzymują i po pewnym czasie uwalniają się z okowów narzuconych przez jakiegoś sadystę. Wcale się nie dziwię, też bym tak zrobiła. Dlatego na tańce biorę suknię z dekoltem i bez dopasowanych rękawów. Bynajmniej nie namawiam panów do zakładania takich sukienek, ale... może... coś lżejszego od garnituru?

     
       Po kilku tańcach i toastach panowie niczym kameleony zmieniają się nie do poznania. Najpierw odbywa się odwieszanie na oparciach krzeseł marynarek, potem poluzowanie krawatów, przed kolejnym szybkim tańcem zdejmowanie kamizelek i wyciąganie ze spodni mokrej - pogniecionej na wysokości paska - koszuli, wreszcie podwijanie rękawów. Co za ulga! Teraz można szaleć na parkiecie. Ugi - bugi! Rączki w górę! I... w rytmie samby, salsy czy innego fokstrota odlatuje gdzieś męski czar. Budzi się w niewieścim sercu tęsknota za tym, z którym na zabawę przyszła.

Biała Koszula królową parkietu!


       Drodzy Panowie! Nie lepiej od razu założyć strój luźny i przewiewny? Na bal karnawałowy -  nawet błyszczący i kolorowy? Bez rękawów lub z krótkim luźnym rękawem?  Jakieś odpowiednio skrojone wdzianko do noszenia na wierzch niekoniecznie wełnianych spodni? Po co trzymać się etykiety, skoro dochowuje się jej tylko na wejście? Zauważyłam na wielu zabawach tanecznych, że jedynie nieliczni panowie - niczym rodzynki - trzymają smak do końca.


Biała koszula elegancko prezentuje się tylko w komplecie 
z garniturem, frakiem i smokingiem oraz w wytwornym rodzaju  tańcowania.