15 września 2018

Straszna jabłonka, lokalne absurdy i uśmiechy losu


Powakacyjny serwis informacyjny czyli co się u mnie działo...



      W maju, e-mailami, powiadomiłam kogo trzeba i nie trzeba o usychającej pod moim oknem jabłonce, która zagraża bezpieczeństwu.
Załączyłam te oto dwa zdjęcia:

Wtedy jeszcze kwitła, dziś już - stosownie do pory roku - zrzuciła jabłuszka.



       W odpowiedzi - 25 maja 2018 r. - poinformowano mnie, że została wszczęta  procedura mająca na celu uzyskanie decyzji  zezwalającej na usunięcie drzewa gat. jabłoń owocowa. Musi to być bardzo poważna procedura, wymagająca zapewne owocnego rozstrzygnięcia przez wysoką komisję szczebla europejskiego. ;-) Mamy już wrzesień, a jabłonka... Jak zagrażała, tak zagraża! Jak straszyła, tak straszy!


       Po drugiej stronie tej samej ulicy ułożono na nowo chodnik. Wprawdzie z płytek z odzysku, ale przecież staruszki wcale nie muszą być gorsze od nowoczesnej kostki. Najważniejsze, żeby było równo i sucho, a w słoty i śniegi nie przewracać się w drodze na przystanek autobusowy.
Oto ten chodnik po niechlujnej renowacji:

Pytam majstra.

- Dlaczego tak krzywo ułożyliście płytki chodnikowe? Nogi można połamać!
- Przedtem też było krzywo. Odpowiada  pan majster.
- To po co było na nowo układać? Dociekam, jakbym miała zamiar pisać scenariusz dalszych odcinków serialu „Alternatywy 4”, po czym słyszę i własnym uszom nie wierzę:
- Bo w ogóle miało nie być układane.

Pochwalić wypada jabłonkową stronę ulicy. Jest nowy chodnik z szarej kostki. Ułożony na medal, o!

      Przed niedzielą, w jeden z letnich dni, rozrzucono czarną ziemię na trawnikach, zagrabiono i wysiano trawę. Po niedzieli pojawiła się koparka i wybrała wysianą trawę razem z podłożem aż do szaro - białego marglu. Następnie przyjechała ciężarówka z czarną ziemią, którą na nowo rozrzucono, zagrabiono, po czym znowu wysiano trawę.

- Po co w piątek siać trawę, skoro w poniedziałek obniża się trawniki?

       Nasz węzeł cieplny, który prezentowałam w notce Szczęście to dziurka z zaworkiempołączył się węzłem małżeńskim z miejską ciepłownią. Godnym uznania jest  harmonogram prac, jaki przyjęto, czyli zimą zamontowano urządzenia w piwnicy pod dachem, a latem wykonano ziemne wykopy na zewnątrz pod niebem, by rurami piwnicę z MPC’em złączyć na wieki. Te prace stanowczo nie nadają się na scenariusz jakiejkolwiek komedii. Są jednak warte odnotowania. Co dobre wymaga pochwały, o!

    W piwnicy, w miejscu sprzedanego kotła centralnego ogrzewania urządzono warsztat, a w przestrzeni, dotychczas okupowanej przez 4 tony węgla,  pojawiły się słoiczki i archiwum ”papierów różnych”.
Panowie, którzy odkupili kocioł, przywieźli i ułożyli w piwnicznej szafie drewno do kominka. Także zamurowali dziurę w ścianie po rurze dymowej. To nadzwyczaj pracowici i dobrzy ludzie. Z takich, co serce mają na dłoni i serca używają. Ja także nie omieszkałam dołożyć prezenty. Obdarowane obie strony transakcję uznały za obopólnie korzystną i w wielkim  zadowoleniu rozstały się.




       Zostały poczynione przygotowania do przyszłorocznych wakacji. Rezerwacja - w cenie, która już dziś jest o 2 tysiące złotych wyższa - dokonana w sierpniu. Cichobiegi medyczne czyli sandały i mokasyny z miękkiej skóry, jakich od lat nie mogłam nabyć oraz mała i lekka pompka - zakupione.
 



       Miły pan Kurier przywiózł dwa uchwyty do parasolek. Jeden dla mnie, drugi dla mojej siostry. Niestety, do uchwytów tego typu pasują tylko parasolki dziecinne, a te zbyt mało cienia rzucają. Postanowiłam więc przerobić swoją parasolkę. Udało się, hej ha! Będzie można latem odpoczywać w cieniu w miejscach nasłonecznionych, np. na samym brzegu morza. 

       Tymi optymistycznymi akcentami kończę powakacyjny serwis informacyjny oraz wakacje’2018 i przystępuję do oczekiwania wakacji’2019.

1 grudnia 2018.
Odnotowuję, że 31 listopada 2018 r. straszna jabłonka została wycięta. Nareszcie!